Wszystko o Cheat Meal’u

przez Eliza Wydrych

Stosowanie zbilansowanej diety mającej na celu redukcję wagi to nie lada wyzwanie. Systematyczność i wyrzeczenia niezbędne do osiągnięcia wymarzonej sylwetki nie pozostają bez znaczenia dla nastroju, czego efekty odbijają się na najbliższym otoczeniu. Gdy zauważysz, że nie przestajesz warczeć, a Twoja wściekłość sięga zenitu, broń Boże nie rzucaj diety! Zastosuj mały trik w postaci… oszukanego posiłku.

Cheat meal przywędrował do Polski z Zachodu, a dokładniej: z uwielbianej przez nas Ameryki. Walczący z epidemią otyłości naukowcy wszelkimi sposobami próbowali przekonać społeczeństwo do stosowania zdrowych diet. Jak wiadomo, diety bywają restrykcyjne, kilogramy nie zawsze znikają z prędkością światła i – ogólnie rzecz biorąc – łatwo nie jest… Ludzie słyną z tego, że chcą wszystko szybko, ale bez większych poświęceń. Niestety, aż tak dobrze nie ma, jednak pojawiło się światełko w tunelu dla leniuchów i łakomczuchów.

Gdzie w Lublinie na lody? - Bosko na Starym Mieście <3

Gdzie w Lublinie na lody? – Bosko na Starym Mieście <3

Wyobraźcie sobie, że jesteście na diecie, waga spada, a małe grzeszki w postaci chipsów czy słodyczy są dozwolone i pozostają bez znaczenia dla całego przedsięwzięcia keep fit. To nie mrzonki, to nie sen! To cheat meal!

Do jego stosowania jakiś czas temu przyznała się Beyoncé: w każdą niedzielę, po tygodniu dietetycznych zmagań, sięga po tabliczkę czekolady i wcina ją bez konsekwencji.

Oszukany posiłek nie powoduje zachwiania zbalansowanej diety – wręcz przeciwnie! Dietetycy przekonują, że pozytywnie wpływa na metabolizm i przyspiesza redukcję tkanki tłuszczowej. Co ciekawe, jednorazowy posiłek wysokokaloryczny nie wpłynie negatywnie na poziom leptyny, pieszczotliwie zwanej hormonem tycia, ale pobudzi inne hormony (m.in. trzustkowe), powodując np. szybsze poczucie sytości. Cheat meal ma również zbawienny wpływ na psychikę umordowaną ciągłą walką: dzięki niemu hormony szczęścia, czyli endorfiny, dosłownie kipią w naszym ciele, a stresy związane z notorycznym odmawianiem sobie przyjemności w postaci czegoś pysznego zostają rozładowane. Motywacja do trzymania diety wzrasta, a wściekłość przepada wraz z ostatnim kęsem burgera.

W Lublinie najlepsze burgery serwują w Stół i Wół. Potwierdzone info :)

W Lublinie najlepsze burgery serwują w Stół i Wół. Potwierdzone info 🙂

Wiem, co mówię, bo sama raz w tygodniu na taki cheat meal sobie pozwalam. Jem wtedy to, na co tylko mam ochotę – bez żadnych konsekwencji i wyrzutów sumienia. Na początku diety pochłaniałam całego burgera (z frytkami, sosami i sałatką), a potem jeszcze garść czekoladowych cukierków. Byłam tak pełna i zasłodzona, że miałam dość przez kolejny tydzień! Teraz wystarcza mi już „tylko” burger. Po tygodniu ostrej sieczki na siłowni i trzymania zdrowej diety taki posiłek jest dla mnie zbawienny. Dawka endorfin, o jakiej pisałam wcześniej, zalewa moje ciało, a ja mam motywację do tego, by rozpocząć kolejny etap walki o piękną sylwetkę i zdrowe życie.

Tiramisu - kocham

Tiramisu – kocham

Warunek jest jeden: taki posiłek możemy zjeść raz w tygodniu, po około miesiącu diety redukcyjnej. Oczywiście nie ma reguły, bo znam osoby, którym dietetyk pozwolił na cheat meal raz na dwa tygodnie. Wybierzcie sobie jeden dzień, który będzie Waszym małym świętem – macie cały tydzień na zastanawianie się nad tym, co zjecie. A możecie zjeść wszystko! Pizzę, lody, ciasto, chipsy, burgery… co tylko Wam się zamarzy. Ale nie wszystko naraz! Nawet w cheat mealu trzeba zachować zdrowy rozsądek.

Polecam, to naprawdę działa! Dajcie znać, czy stosujecie cheat meal, a jeśli tak – to co wtedy wcinacie 🙂

ZOBACZ TAKŻE

57 komentarzy

Patrycja 5 sierpnia, 2015 - 8:43 pm

Oczywiście! Stosuje, uwielbiam i nakręca mnie na dalsze treningi z myślą „wczoraj był cheat meal, musze go spalić! ” 🙂

Anonim 5 sierpnia, 2015 - 8:50 pm

Schudłam w ostatnim czasie 20 kg z Ewą Chodakowska, moja dieta nie była do końca zdrowa ale nigdy nie chciało mi się ciągle słodyczy, aż do teraz. Codziennie pozwalam sobie na loda i nie dobrze się z tym czuję. Oczywiście ciągle ćwiczę i dalej widzę efekty w postaci coraz bardziej smuklego ciała. Tak jak po wielu próbach w końcu udało mi się schudnąć, tak nie mogę teraz pozbyć się chęci na lody. Nie wiem co dalej. Eliza a czy wierzysz ze lody to tzw produkt ujemnych kalorii? Wyczytałam gdzieś ze z powodu ich niskiej temperatury organizm musi spalić więcej kalorii niż przyjął. Ale coś mi się wierzyć nie chce…

Paula 6 sierpnia, 2015 - 8:53 am

To akurat jest bzdura z tymi lodami 🙂

Mało kalorii ( z tego co pamiętam) mają tylko lody świetankowe/ waniliowe każde inne mają dużo kalorii i na pewno nie powodują ujemnego bilansu kalorycznego 🙂

Gdyby tak było, to jadłabym tylko lody, bo po co coś innego?! 😀

Anonim 6 sierpnia, 2015 - 9:38 am

ja w pewne wakacje jadłam przez miesiąc po 3-4 lody dziennie + normalne i przytyłam 5 kg, więc to nie jest prawda

mala 14 sierpnia, 2015 - 9:34 am

właśnie odwrotnie, lody owocowe mają mniej kcal niz uwielbiane smietankowe. do owocowych dajesz mniej smietanki, bo są jeszcze owoce. w smietankowych jest TYLKO smietana, wiec jest jej więcej.

Anonim 14 sierpnia, 2015 - 11:01 am

Sorbety! Domowej roboty żeby nie składały się głównie z cukru 😉 a najlepiej zamrozić trójkąty arbuza i będą dietetyczne lody

Monika 5 sierpnia, 2015 - 8:53 pm

Hej Eliza !
Czytam regularnie Twoje wpisy odnośnie diet/ćwiczeń i widzę w tym odbicie swojego trybu życia i codziennych zmagań 🙂
Zastanawia mnie tylko od jakiegoś czasu, czemu traktujesz burgera jako cheat meal? Czy takie wołowe mięsko z warzywkami i ciemną bułką nie można potraktować jako normalny posiłek białkowo węglowodanowy? Ja do tej pory tak to traktowałam szczerze mówiąc 😛

Eliza Wydrych Strzelecka 5 sierpnia, 2015 - 9:44 pm

Monika, taki burger to 80% mięsa i 20% tłuszczu, do tego porcja smażonych w głębokim oleju frytek, sosy (keczup, majonez) i sałatka typu coleslaw z majonezem. To zdecydowanie kaloryczny posiłek, który zaliczam do cheatmeal 🙂

Anonim 5 sierpnia, 2015 - 10:26 pm

No dobra, chyba sama się oszukiwałam 😛 ale na usprawiedliwienie dodam, że burgera robię w domu (tzn. Kupuję mięsko na burgera na grilla w Tesco), sos robię na bazie jogurtu, dużo warzywek, mozarelka, ciemna buła i zero frytek 🙂

Paula 6 sierpnia, 2015 - 8:54 am

Jeśli robisz w domu, ze zdrowymi rzeczami 0 to moim zdaniem nie należy traktować jako cheat meal 🙂

Eliza Wydrych Strzelecka 6 sierpnia, 2015 - 8:57 am

W sumie tak, jeśli to jest takie jak mówisz, to faktycznie wygląda na zdrowy posiłek 🙂

Joanna Szymańska 5 sierpnia, 2015 - 9:01 pm

o matko, to cudowna wiadomość!

Martyna 5 sierpnia, 2015 - 9:01 pm

Schudłam z Ewą Chodakowska 20 kg. Moja dieta nie była super zdrowa ale sporo ograniczyła kalorie. 0 słodyczy, mało fast foodów. Jednak teraz, kiedy poniekąd osiągnęłam juz swój cel (50kg) mam ciągłą ochotę na słodkie. Wcześniej tego nie było. Praktycznie codziennie jem loda…i czuje się z tym średnio. Mam wyrzuty sumienia. Oczywiście nadal ćwiczę i efekty widzę ale mimo wszystko nie chce ich jeść codziennie. Eliza czy wierzysz ze lody to tzw produkt ujemnych kalorii? Wyczytałam kiedyś ze organizm po zjedzeniu loda z uwagi na jego niska temperaturę musi zużyć więcej energii na ogrzanie a co za tym idzie spala dużo kalorii.

Eliza Wydrych Strzelecka 5 sierpnia, 2015 - 10:00 pm

Martyna, to pewnie zalezy o jakim lodzie mowa, jeśli o sorbecie to pewnie jest w tym ziarno prawdy, ale w przypadku lodów czekoladowych, albo tych z maka moich ulubionych z polewą karmelową, to wątpię żeby ta teoria miała rację bytu :p

Martyna 5 sierpnia, 2015 - 10:06 pm

Ojej uwielbiam lodowe marzenie z karemelem i bita śmietaną… dzięki za odpowiedź 🙂

Eliza Wydrych Strzelecka 5 sierpnia, 2015 - 10:10 pm

Ja też! A teraz jest jeszcze z twixem! Kosmos <3

Anonim 14 sierpnia, 2015 - 9:13 am

To jest totalna bzdura z każdymi lodami, przecież zanim lód trafi do żołądka jest już całkiem ciepły!

smallgosia 5 sierpnia, 2015 - 9:04 pm

cheat meal mam 6 dni w tygodniu.. jednego dnia mam dietę… 😀

Kinga 5 sierpnia, 2015 - 11:37 pm

To tak jak ja 😉

Anka 10 sierpnia, 2015 - 7:39 pm

Ja mam to samo! Codziennie cheat meal ;D

Ola 5 sierpnia, 2015 - 9:13 pm

Ja uwielbiam pizze na cieniutkim cieście, mniaaam ale narobiłaś mi ochoty ! Ten czas do niedzieli będzie mi się dłużył w nieskończoność 😀

Eliza Wydrych Strzelecka 5 sierpnia, 2015 - 10:00 pm

ja już w sobotę mam cheat! :))

Issabelle 5 sierpnia, 2015 - 9:16 pm

Pozwalam sobie na takie jedzenie raz w miesiącu (przeważnie jest to hamburger) w myśl zasady, że wszystko jest dozwolone z umiarem i odrobiną zdrowego rozsądku. Większość osób zdaje sobie sprawę ze skutków ubocznych niezdrowego jedzenia. Nie ma się co oszukiwać, żresz tyjesz – twój wybór.

Patrycja 16 września, 2015 - 5:17 pm

A ja mam całkiem inne zdanie na ten temat. Pamiętam, że zanim zaczęłam pracę w maku mój rozmiar ubrań oscylował w granicach 40. Jadłam wtedy mniej i myślę, że o wiele lepiej. Dopiero po 9 miesiącach, kiedy przyszło do zmiany uniformu okazało się, że zleciałam do 34. W tym samym czasie w maku stołowałam się częściej niż kiedykolwiek wcześniej. Oj kuszą te ulubione kanapki na przerwach. Dlatego jak dla mnie owszem, takie posiłki są cholernie niezdrowe ale to raczej ze względu na małą ilość i kaloryczność po sam sufit.
Tutaj bardziej pomaga ostry zapieprz, który co tu kryć w takiej pracy jest praktycznie zawsze. Dlatego nigdy nie uwierzę, że ktoś jest otyły tylko przez nawyki żywieniowe. Jest otyły, bo nie rusza tyłka dalej niż wynosi droga od kanapy do lodówki.

agnieszka 5 sierpnia, 2015 - 9:52 pm

Idea chet meali/mealów jakos do mnie nie przemawia. Bardzo lubię ćwiczyć i bardzo lubię jeść. Do tego – bardzo smakuje mi tzw. „zdrowa żywność” a wszelkie burgery, frytki czy chipsy jadam „od wielkiego dzwonu”, co wcale nie znaczy „od święta”.
Grunt to umiar i zdrowy rozsądek:)

Kasia w San Francisco 5 sierpnia, 2015 - 10:26 pm

Popieram, mieszkamy z mezem w USA i stosujemy sie do zasady cheat meal w piatek, po dlugim tygodniu pracy.

jola_dk 5 sierpnia, 2015 - 10:29 pm

Ja od soboty rozpoczęłam miesiąc bez słodyczy i gazowanych napoi (efektami dzielę się na blogu). Najgorszy był dla mnie weekend – to wtedy najczęściej pozwalałam sobie na grzeszki. W dodatku mama dzwoniła z zaproszeniem na ciacho, które upiekła a przyjaciółka wyciągała na lody. 😀 Moja dieta to raczej zdrowe jedzenie, zmorą jest „tylko” czekolada… Oby kolejne dni były coraz łatwiejsze! 🙂

Twoje postępy obserwuję od dłuższego czasu i masz być z czego dumna! 🙂

Eliza Wydrych Strzelecka 5 sierpnia, 2015 - 10:35 pm

Jola, trzymam kciuki. Ja też zaczynałam od 30 dniowego wyzwania. ZEro słodyczy, fast foodów i alkoholu. Potem były kolejne wyzwania. Dzięki nim nie mam łaknienia na słodycze (a kiedyś codziennie jadłam coś słodkiego), nie jadam fastfoodów zupełnie i odstawiłam alkohol. Raz na miesiąc może pozwalam sobie na wypicie małej buteleczki cydru przy okazji jakegoś grilla, a tak to zero.

asia 5 sierpnia, 2015 - 10:31 pm

Jadlam swiderki w bosko ale sa srednie, zwykly lod z maszyny ale planuje tam zjesc te naturalne lody galkowane, podobno pyszne 🙂

Eliza Wydrych Strzelecka 5 sierpnia, 2015 - 10:32 pm

Tak, gałkowe to mistrzostwo. Moje ulubione to słony karmel, snickers, rafaello i wege (sojowo orzechowe). Są najlepsze!

Karolina 6 sierpnia, 2015 - 8:54 am

Cheat meal jest super! Potwierdzam. A najlepszy jest stan, kiedy przydzielając sobie cheat meal raz na tydzień, ostatnio zdecydowałam że będzie to raz na 2 tygodnie! Zwyczajnie przestaje mi brakować tego typu jedzenia i rzadziej mam na nie ochotę 🙂

Lalare_fitlife 6 sierpnia, 2015 - 9:23 am

Oglądam sobie Twoje poczynania na blogu i instagramie. Bardzo się zmieniłaś od czasu My Style Diary na Wizazu hahahaha odległe czasy:) Wyglądasz zdrowo, promiennie, widać jak Twoje ciało się zmienia. Ja zawsze byłam szczupła i dosyć wysoka, jednak kilka lat pracy za biurkiem zrobiło swoje, ciało po prostu wyglądało przeciętnie 🙂 po prawie dwóch latach regularnych ćwiczeń, od dawna równiez z obciążeniem 10-17kg moje ciało zmieniło się bardzo:) nadal walczę z najsłabszą częścią tj, z udami 😉 niestety problemy hormonalne=odkładanie wody. 8h pracy siedzącej robi swoje 😉 ale walczę i walczę:) cos słodkiego czasem przekąszę ale są to raczej drobne rzeczy typu jeden cukierek albo mała paczka skittles’ów 😉 jak mam chęć na pizzę i czy lody staramy się z mężem wybierać te z naturalnymi składnikami. Czy jest szansa, że kiedyś zawitasz do Bydgoszczy? 🙂 Zabrałabym Cię do takiej pizzerii, która zmieni Twoje życie hihihi 🙂

Patrycja 6 sierpnia, 2015 - 11:18 am

Elizka, tak mnie zmotywowałaś tym jak promieniejesz, jak zdrowo i szczupło wyglądasz, że właśnie wykupiłam roczny karnet do Jatomi. Biegnę kupić nowe buty na siłownie, drukuje Twoje tabelki i zabieram się do pracy nad sobą. Mega wielkie dzięki! <3

Eliza Wydrych Strzelecka 6 sierpnia, 2015 - 11:22 am

Wowowowo! Patrycja super! Trzymam za Ciebie kciuki. Wytrwałości! :)))

Ania 6 sierpnia, 2015 - 12:51 pm

Ja również mam cheat meal, tylko, że przez 2 dni w tygodniu ;p najczęściej ten oszukany posiłek polega na kieliszku wina i „czymś dobrym” na przekąskę do tego, w niedziele mogę też sobie pozwolić na słodki deser czy pizzę na mieście albo mc donalda 🙂 dodam, że 5 dni w tygodniu bardzo pilnuję zdrowej i nisko kalorycznej diety no i oczywiście codziennie robię trening.
Bez cheat meal napewno nie dałabym rady.

Klaudia 6 sierpnia, 2015 - 1:52 pm

Eliza pisałaś kiedyś o 10% odstępstwie od diety co dawało 3 takie cheat meale, czemu z tego zrezygnowałaś?

Eliza Wydrych Strzelecka 6 sierpnia, 2015 - 2:12 pm

Sprawdziłam tę teorię na sobie i niestety nie sprawdziła się. Za dużo cheat mealów w tygodniu 😛

Klaudia 6 sierpnia, 2015 - 2:29 pm

O nie, to fatalna wiadomość!:C przy okazji- jak ja Ci dziękuję za polecenie stół i wół! Genialne burgery, w sam raz na dietę 😛 ale ostatnio wzięłam wege, że niby zdrowszy : D

Tosia 6 sierpnia, 2015 - 2:41 pm

Mega przydatny wpis. Nie miałam o tym pojęcia. Od dzis sobota będzie moim świętem 🙂

lifelover 6 sierpnia, 2015 - 2:56 pm

U mnie króluje pizza!!! Fash, czy w czasie Twojego zdrowego odżywiania miałaś momenty w których nie dałaś rady trzymać diety? Dla mnie najgorsze jest chyba wieczorne podjadanie 🙁

Świetny wpis! Widać efekty nowego stylu życia, wyglądasz cudnie!

martita 6 sierpnia, 2015 - 3:03 pm

ja również na co dzień staram się w miarę zdrowo odżywiać, natomiast w niedzielę „daję na luz”;D

Ola 6 sierpnia, 2015 - 4:34 pm

Fajne podejście, raz na jakiś czas nie zaszkodzi a nie mamy wrażenia że wszystkiego sobie ciągle odmawiamy

Rosie 6 sierpnia, 2015 - 4:43 pm

Ja na razie mogę sobie pozwolić na taki cheat meal codziennie.Ja mam tak że jem dużo a tyje w bardzo wolnym tempie.Może dlatego że jestem bardzo młoda.Pomimo że jem tyle ile moje zapotrzebowanie i czasami więcej to nie wyglądam na tyle ile mam lat.
Pozdrawiam

GGGG 6 sierpnia, 2015 - 7:53 pm

TAK i ja potwierdzam stół i wół najlepsze <3

Goodforyou blog 7 sierpnia, 2015 - 3:35 pm

Zrobiłaś mi smaka na coś słodkiego. Dzięki 😛

Kayka 7 sierpnia, 2015 - 4:47 pm

Jestem po 8 tygodniach bez cukru. Bez cukru odnosi się głównie do fruktozy, ale ogólnie obejmuje to: owoce, najróżniejsze soki, napoje, sosy, miód, słodziki, kukurydzę, produkty o wysokim IG. 8 tygodni detoksu spowodowało, że obecnie czekolada 90-99% jest dla mnie idealnie słodka, kokos jest wręcz za słodki a moim cheat mealem są właśnie frytki albo coś słonego! I mało tego, po takim bezcukrowym detoksie, organizm się całkowicie przekalibrowuje i w zasadzie ten cheat meal to nie jest reguła – zjadasz go gdy po prostu taka ochota Cię najdzie, bo zazwyczaj po prostu… nie masz ochoty na nic niezdrowego, bo organizm wraca do pierwotnych przystosowań, które my zakopaliśmy głęboko pod wszystkimi chemicznymi, cukrowymi posiłkami 🙂

Eliza Wydrych Strzelecka 7 sierpnia, 2015 - 5:34 pm

Niesamowite jest to co piszesz i wow. Podziwiam, że dałaś radę bez owoców 🙂

Monika 9 sierpnia, 2015 - 1:00 am

Hmm, w zeszłym miesiącu byłam u dietetyka, który ułożył mi dietę pod ćwiczenia z trenerem. W programie są między innymi masło orzechowe, miód i odżywki białkowe, i do tego dostałam przyzwolenie na – uwaga, uwaga – nie cheat meal, a cheat day, raz w tygodniu. Teraz się zastanawiam, czy to w ogóle jest możliwe 😀

Zosia 12 sierpnia, 2015 - 3:30 pm

Za chwilę będziesz baaaaaaardziej amerykańska niż Obama

Eliza Wydrych Strzelecka 12 sierpnia, 2015 - 3:31 pm

To jest to czego pragnę 🙂 🙂

Selz 12 sierpnia, 2015 - 9:35 pm

Moim zdaniem musimy po prostu nauczyć się rozpoznawać czego nasz organizm potrzebuje i tego mu dostarczać 🙂 Więc jak się nam od czasu do czasu zachce czegoś niezdrowego to można to zjeść bez wyrzutów sumienia. Oczywiście jeśli nie zdarza się to codziennie ;P

jola 14 sierpnia, 2015 - 9:55 am

Od zawsze stosowałam…tylko nie wiedziałam że tak się to nazywa! 🙂

Marigo 14 sierpnia, 2015 - 2:04 pm

Wszystko pięknie, ale u osób z podwyższoną insuliną (insulinooporność) – a jest to bardzo częsta dolegliwość przy nadwadze, zjedzenie np drożdżówki powoduje stałe podwyższenie insuliny nawet na kilka dni :-(. A jak wiadomo : kiedy mamy podwyższoną insulinę, nie spalamy, nawet przy restrykcyjnej diecie. Tak więc: wszystko jest względne i nie u każdego ta faktycznie piękna metoda na przypływ endorfinek się sprawdzi 🙂 Pozdr!

harmonijna 16 października, 2015 - 4:39 pm

Nie do końca się zgadzam z ideą cheat meal. Dla mnie zdrowe odżywianie jest sposobem na życie i sprawia mi ogromną radość, wyrzeczenie się niezdrowych produktów, takich jak hamburgery, czy słodycze wynika ze świadomości tego jakie skutki przynoszą, a jedzenie ich raz w tygodniu byłoby dla mnie oszukiwaniem samej siebie i postępowanie niezgodnie ze swoimi ideałami. W zdrowym stylu życia nie chodzi tylko i wyłącznie o wagę, ale przede wszystkim o zdrowie.
Mówiąc szczerze, gdy mam świadomość następstw jakie przynosi śmieciowe jedzenie wcale mnie do niego nie ciągnie, a codzienne ćwiczenia i gotowanie są raczej ogromną przyjemnością a nie ciężkimi zmaganiami 😉

pawelg83 31 stycznia, 2016 - 4:14 pm

Cheat meal – stosuję regularnie! Bez tego cała moja dieta nie byłaby tak efektywna! Taki krótki przerywnik w postaci jednego niezdrowego posiłku w tygodniu może bardzo zmotywować do dalszych ćwiczeń. W późniejszym etapie być może wyeliminuję cheat meal. W tej chwili nie mogę żyć bez niego;)

pawelg83 5 lutego, 2016 - 12:14 pm

Jestem ZA chociaż cheat meal to jak igranie z ogniem. Przynajmniej w niektórych przypadkach. Ja pozwalam sobie od czasu do czasu na tego typu rozpustę, ale szczerze mówiąc nie narzucam temu jakiejś regularności ani nie określam mianem cheat meal. Chociaż w rzeczywistości tym właśnie jest:)

Barbara Maciejewska 23 sierpnia, 2016 - 9:26 pm

Ja w sumie cały tydzień ćwiczę – jak nie siłownia, to basen albo tenis. Niedziela to również dla mnie czas na cheat meal – najchętniej prawdziwe kebaby albo 4 cheesburgery z Maca (ale schodzę już do mniejszych ilości :D)
Co prawda nie powinnam tego w ogóle jadać (problemy z żołądkiem – refluks + wrzody) ale czasem już człowiek nie wytrzymuje psychicznie z samymi gotowanymi warzywami i kaszą 😀

Eliza, wielkie brawa za Twoją prelekcję na See Bloggers 🙂 Fajnie by było jeszcze kiedyś Cię posłuchać albo z Tobą porozmawiać 🙂

Comments are closed.