Konkurs – Podziel się swoją historią

przez Eliza Wydrych

Pamiętacie historię mojego ukochanego płaszcza od Burberry? To ulubiony ciuch w mojej szafie, przypomina mi o pewnych wydarzeniach, jest dla mnie w pewien sposób wyjątkowy. Każdy z nas ma w swojej szafie ubranie, które niesie ze sobą jakąś historię, jest dla nas wyjątkowe. W tym konkursie czekam właśnie na Wasze historie dotyczące ulubionych ciuchów. Napiszcie za co je uwielbiacie, od kogo są prezentem, gdzie z Wami były, jak o nie dbacie itd!

Swoje historie dodawajcie w komentarzach pod tym tekstem. Autor/autorka komentarza, który wpadnie mi w oko zgarnie innowacyjne żelazko Electrolux 4SafetyTMPrecision, o którym pisałam Wam TUTAJ.

Konkurs trwa od 10.06.2014 do  15.06.2014 do godziny 23:59. Nagrody sponsoruje marka Electrolux!

Powodzenia! 🙂

WYNIKI

Zwyciężczynią jest Beata, autorka komentarza

Moją ulubioną rzeczą w szafie jest czerwona koktajlowa sukienka mojej mamy :) Piękna, zwiewna, szyfonowa ze zmysłowo odkrytymi plecami i dekoltem wysadzonym delikatnymi perełkami.
Dostałam ją od mojej mamy w dniu wyjazdu na studia do Krakowa , mam do niej niezwykły sentyment i traktuję jak pamiątkę rodzinną.

Kryje się pod nią również jedna z najwspanialszych chwil w moim życiu. W tamtym roku podczas wakacji mój chłopak oświadczył mi się na Schodach Hiszpańskich w Rzymie, jak miałam na sobie właśnie tę sukienkę! Mam nadzieję, że kiedyś przekażę ją mojej córce i będzie przyniesie jej tyle samo szczęścia co dla mnie :)
Ze względu na duży sentyment piorę ją tylko ręcznie, suszę i czekam z niecierpliwością na kolejną okazję do nałożenia :)

Gratuluję i czekam na dane teleadresowe (eliza.wydrych(malpa)gmail.com do 5 lipca 🙂

ZOBACZ TAKŻE

184 komentarze

anka 9 czerwca, 2014 - 4:27 pm

Może to wydać się głupie, ale moim wyjątkowym ciuchem jest flanelowa koszula. To w niej pierwszy raz się całowałam z moim obecnym mężem. Jest nieco oversizowa, w czerwoną kratę, uwielbiam ją i przypomina mi o tym dniu, w którym wszystko się zaczęło 🙂

Ola 9 czerwca, 2014 - 4:28 pm

Moją ulubioną rzeczą w szafie jest moja bluzka, którą dostałam od mojej Babci, jest czerwona, z krótkim rękawem z koronką na górze, jest już nieco wytarta, sprana, straciła swój mocny kolor, który na początku był piękny. Jednak mam ogromny sentyment do niej, moja Babcia przywiozła ją z Turcji jakieś 10 lat temu, dziś jest już na mnie za mała, ale nigdy jej nie wyrzucę 🙂

magda 9 czerwca, 2014 - 4:34 pm

Mój ulubiony ciuch to tunika z bershki, sprzed 5 lat.. Oglądałam ją kiedy byłam z jeszcze wtedy „kolegą” na zakupach, ale była dosyć droga więc nie wzięłam.. a przy następnym naszym spotkaniu czekał na mnie z tą tuniką 😉 już jest trochę przymała i niekoniecznie modna ale uwielbiam ją 🙂 chyba z tysiąc razy miałam ją już na sobie 🙂

Gabibik 9 czerwca, 2014 - 4:39 pm

Ulubioną i sentymentalną rzeczą jest sukienka Japan Style, mała falowana bombka w kwiaty. Tak naprawdę ubrałam ją tylko jeden raz, po prostu okazała się za krótka, jednak mimo to leży w szafie i nigdy jej się nie pozbędę. Dostałam ją od mojego obecnego narzeczonego, bo marudziłam że mi się bardzo podoba;)

Monika 9 czerwca, 2014 - 4:42 pm

Ja mam swoje ulubione białe szorty. Mam je od 8 lat i dalej wyglądają mega 🙂 Niby zwykłe szorty, beż żadnej historii, ale uwielbiam je za to, że pasowały na mnie 10kg temu i pasują teraz 🙂

Olga 9 czerwca, 2014 - 4:42 pm

Moim ulubionym ciuchem jest czerwono-biały komplet, który dostałam od matki chrzestnej na swoje 5 urodziny, pamiętam, że czułam się wtedy bardzo wyjątkowo. Czerwony żakiecik, w komplecie ze spódniczką, lakierki. Teraz mam 3 letnią córkę, ostatnio wyjęłam z szafy owy komplet, odświeżyłam go – wyprałam w ręku, wyprasowałam i pachnący założyłam na moją cudowną córeczkę – kręciła się, tańczyła, była zachwycona. To zdecydowanie ulubiony ciuch w mojej szafie 🙂

Emkayo 9 czerwca, 2014 - 4:43 pm

Moim ulubionym ciuchem, a w zasadzie kompletem są t-shirt i spodenki jeansowe, które otrzymałam od mojego narzeczonego. Kupił mi je z premedytacją, ponieważ w jego planie było wrzucenie mnie w ciuchach do Wisły! Kiedy to zrobił ja rozpłakana zaczęłam krzyczeć, że nie mam w co się przebrać, a on wyjął z samochodu te ubrania, dzięki czemu uratował mnie przed zmarznięciem. Później oświadczył mi się przy zachodzie słońca ;))

Kama 16 czerwca, 2014 - 9:29 pm

piękne! 🙂 Zazdroszczę! 🙂

mia 17 czerwca, 2014 - 1:29 am

rewelacja 😀

Marta 9 czerwca, 2014 - 4:46 pm

Mój ulubiony ciuch? Mam ich dosyć sporo biorąc pod uwagę zawartość garderoby, ale…na głowę bije moja ulubiona bluzka/koszula, marki Massimo Dutti! Biała z delikatnymi, błękitnymi różami w dolnej części bluzki. Idealna na lato i na każdą okazję. Noszę ją do granatowych cygaretek czy też jeansowych rurek i conversów. Żeby nadać jej luzackiego stylu, podwijam rękawy. Oprócz tego, jak medal, ma drugą stronę. Przynosi mi szczęście! Może to głupio brzmi, ale to taki mój osobisty talizman. Miałam ją na sobie podczas egzaminów na studiach i zawsze zdawałam je. Jako studentka 5 roku zależało mi, żeby tylko zaliczyć egzamin i…do przodu 🙂 Jednak zdarzyło mi się, że nie miałam jej na sobie i nie zawsze układało mi się tak jak tego chciałam. Ostatni egzamin napisałam w sobotę, na 5! 😀 Myślałam, że to jest egzamin nie do przejścia, nie do zdania, ale bluzka pomogła. Pytania „podeszły mi” i z uśmiechem na twarzy napisałam odpowiedzi na nie. Eliza, uwierz albo i nie, ale ona ma w sobie to „coś”. Żałuję, że nie kupiłam sobie drugiej takiej samej! Dbam o nią jak o diament! Piorę dobrymi proszkami/płynami do prania, oczywiście tylko ręcznie. Po wyschnięciu prasuję ją i zawieszam w szafie, aby zawsze była na „wyciągniecie ręki”.

Uwielbiam ją!

Marta

lalivian 9 czerwca, 2014 - 5:41 pm

Szczerze mówiąc, gdyby to ode mnie zależało, to choc zdaję sobie sprawę, że będzie jeszcze wiele kandydatur, to powyższa wypowiedź o bluzce przynoszącej szczęście na egzaminach – wygrałaby.
Ja w mojej szafie mam dwie rzeczy, których jakoś nie moge sie pozbyć. Moje pierwsze prawdziwe markowe jeansy. Wranglery. Kupilam jena studiach, jakieś 19 lat temu, za pierwsze w życiu stypendium. Kosztowały 900 złotych, albo cos takiego. w każdym razie pochłonęly całe to moje stypendium. Nosiłam je przez kilka lat, aż po ciąży, surprise, surprise, już się nigdy wiecej w nie nie zmieściłam. Trzymam jednak w szafie, jeżdżą za mną po świecie, bo parę razy w międyczasie zmienialam kraj zamieszkania, i są jako miernik mojej idealnej wagi, figury, do której wciaż dążę i wciąż jestem coraz dalej. gdy sie kiedys w nie zmieszczę (czasam brakuje mi dosłownie 4 – 5 centymentrów, żeby dopiąć guzik ;))), wtedy wydam jakieś przyjęcie dla bezdomnych i trubadurów z całego powiatu 🙂
Druga rzecz, to sukienka, którą miałam raz w życiu na sobie. Sama ją zaprojektowałam, koleżanka mi ja uszyła, sama zrobiłam jedwabne różyczki, którymi ozdobiony był jej dekolt. Ma 48 guziczków wielkości główki od szpilki i jest cała biała, no chyba, ze już trochę pożółkła, nie wiem, dawno do niej nie zaglądałam.
🙂

Agnieszka 10 czerwca, 2014 - 10:52 am

Zazdroszcze, ze tak ci sie dobrze sprawuje. W pazdzierniku wyjechalam na studia magisterskie do UK, bardzo ciezka uczelnia i balam sie, ze sobie nie poradze. Przed wyjazdem mama kupila mi koszule Massimo Dutti – piekna, biala, w lekkie prazki i kwiatki, bardzo elegancka ale nie nudna. Miala byc na prezentacje, egzaminy oraz rozmowy kwalifikacyjne. Niestetety, po pierwszej prezentacji i pierwszym praniu szwy pod pachami poszly, material sie caly rozlazl jakby byl z papieru 🙁 Piekna koszula, kosztowala troche, a taki efekt….

MARTA 16 czerwca, 2014 - 8:21 am

Dlatego dbam o nią bardzo, bo jednak materiał jest delikatny i żałuję, że nawet na wyprzedaży nie kupiłam drugiej.

Aga, Trzymam kciuki za Twoje studia 🙂 Powodzenia!

Hreczkosiejka 9 czerwca, 2014 - 4:54 pm

Ehhh, jednak nie każdy ma w szafie swoje ulubione ubranie. Pamiętam kolorową, rozkloszowaną spódniczkę, którą dostałam od taty z okazji kolejnego świadectwa z paskiem. Chodziłam wtedy do podstawówki, i rzecz jasna, spódniczka ala księżniczka była moim pierwszorzędnym marzeniem. Na zakupy pojechaliśmy całą rodziną, wraz z wujkiem, który nie miał samochodu, a chciał kupić trochę mąki czy czegoś tam. Na nagrodę za wszelkie siódme poty wyciskane przy szkolnej ławce tata wydał mnóstwo kasy, przynajmniej tak mi się wydawało, że było to mnóstwo kasy. Może dla mnie było. W każdym razie spódniczka była przepiękna, z dodatkiem brokatu i każdy mi jej zazdrościł. Jak już pewnie większość z Was się domyśliła – musiała stać się tragedia, bo w końcu piszę w czasie przeszłym. Otóż moja spódniczka została spalona właśnie przy prasowaniu (!!) przez moją mamę. Czytając ten post oczywiście to o niej pomyślałam. O, konkurs. Ok, zobaczymy, czy moje nieszczęście zostanie zauważone. Może w końcu nic nie dzieje się bez przyczyny, w przyrodzie panuje jakaś równowaga, a ja dostanę ekstra żelazko, które sprezentuję mojej mamie, a wręczając je nie zaniecham uświadomienia za jaką przyczyną je dostała. Z uśmiechem triumfu rzecz jasna: „I żeby to się więcej nie powtórzyło!!”
Wciąż pamiętam jak byłam na nią wściekła, zresztą historia spódniczki nadal jest moją koronną kartą przetargową w egzekwowaniu dóbr materialnych 😀

Marta 9 czerwca, 2014 - 4:55 pm

Ubraniem, które przystwarza mi masę wspomnień jest spódnica z koła długości do połowy łydki, pochodzi ona z lat 60′ -70′ dokładnej daty nie przybliżę, z czasów jak moja mama była jeszcze panną 🙂 Ma super materiał, jest mega wygodna, ma piękny pastelowo żółty kolor i białe grochy 🙂 Jest to pamiątka, która przypomina mi moją mamę, niestety już jej parę lat z nami nie ma. W momencie kiedy ją zakładam, czuje się jak tego dnia, kiedy przywiozła mi ją ze strychu z domu rodzinnego jak miałam 15 lat (obecnie 23) i jeszcze w niej „pływałam”, mierzyłam ją, śmiejąc się razem z nią, że pewnie nigdy jej nie ubiorę i szybko się jej pozbędę. Teraz leży na mnie idealnie i z dumą ją noszę :). Co do dbania oto by nie uległa zniszczeniu to zawsze piorę ją ręcznię w chłodnej wodzie (na szczęście nie doświadczyła większych plam, które usuwa się chemicznie).
Pozdrawiam, Marta 🙂

Ola 9 czerwca, 2014 - 4:58 pm

Torebka kopertówka mojej mamy, którą odziedziczyłam. Stara, brązowa skóra, z pięknym małym wytłoczeniem z przodu. Cudo!

I moje pierwsze markowe dzinsy sprzed 20 lat, które kupiłam pierwszy raz z moich zaskórniaków, a w które niestety już nie wchodzę 😉

magda 9 czerwca, 2014 - 5:02 pm

Moja ulubiona koszulka to t-shirt z napisem „córeczka tatusia”, który dostałam od… mamy. Chyba była zazdrosna 😉

A z innej beczki, nadal posty się nie wyświetlają…

Magda 9 czerwca, 2014 - 5:06 pm

Moim ulubionym ciuchem jest bluzka z cache cache. Kupiłam ją w outleto-ciuchlandzie 4 lata temu za bezcen. Z metką, nieużywana. Co jest w niej takiego wyjątkowego? Wszystko! Jest bardzo oryginalna, a wszyscy wiemy jak ciężko jest w dzisiejszych czasach znaleźć coś wyjątkowego… W turkusowe poziome paski, dekolt i ścięcie pod biustem obszyte grubą brązową koronką. Może z opisu wydaje się dość pstrokata ale zapewniam że wcale taka nie jest! Pasuje chyba do każdej figury, zakrywa niedoskonałości, wykonana z dobrego jakościowo materiału – właściwie się nie niszczy. I-DE-AŁ

Pulcherina 9 czerwca, 2014 - 5:08 pm

Mój wyjątkowy ciuch?
Czarna klasyczna sukienka MaxMara kupiona za całe 46zł ( z metką!) na zakupach z mamą.
Uwielbiam ją, zakładam na wyjątkowe okazję, czcze i zawsze wyglądam w niej jak milion dolarów. Uwielbiam jakość jej wykonania i mięciutki materiał!

Paulina 9 czerwca, 2014 - 5:15 pm

Właśnie wyszłam z mojej garderoby i nie wiedziałam co wybrać… który ciuch. Zorientowałam się po chwili, że to nie w garderobie trzeba szukać a w szafie w korytarzu 🙂 Moja uniwersalna kurtka active, która jest ze mną już kilkanaście dobrych lat (serio!). Kupiłam ją jak byłam w liceum, bo miła, biało-niebieska, nieprzemakalna, super krój. Wydałam wtedy na nią sporo swoich pieniędzy (mama nie chciała mi kupić jasnej kurtki bo się „zaraz pobrudzi”). Na studia zawędrowała ze mną i nigdy mnie nie zawiodła czy to w drodze na uczelnię, juwenalia 😉 czy do domu. Po studiach rozpoczęłam pracę w szkole z maluchami. Kurtka jest idealna jeśli trzeba wyjechać na jakaś wycieczkę, wyjść na spacer, do teatru, czy po prostu dojechać do pracy. Łatwo się pierze, wygląda jak nowa (w końcu nie turlam się w niej po trawie 😉 ) i na pewno jeszcze ze mną pozostanie! 🙂
P.S. Pracuję już w szkole trzeci rok! 😉 Więc wiem co to znaczy dobra kurtka na każdą pogodę!

Aśka 9 czerwca, 2014 - 5:19 pm

Moim ulubionym i chyba najbardziej wyjątkowym elementem garderoby jest apaszka Hermes, która jest prawdziwym skarbem dziedziczonym z pokolenia na pokolenie wśród kobiet z mojej rodziny 🙂 dostała ją moja prababcia w prezencie ślubnym kilkadziesiąt lat temu i od tego czasu to cudo dostaje pierworodna córka 🙂 Uwielbiam ją za to, że pasuje do niezliczonej ilości stylizacji, jest przepięknie wykonana i mimo tego, że ma już tyle lat, nie straciła na intensywności kolorów, jedwab nie jest pozaciągany, wszystkie szwy trzymają się idealnie. Po praniu i prasowaniu chowam ją do oddzielnego pudełka i głęboko do szuflady 🙂 Mimo, że w mojej szafie pomieszka jeszcze tylko przez kilkanaście lat jestem szczęśliwa, że w przyszłości moja córka dostanie taki skarb,który towarzyszył wyjątkowym kobietom w wyjątkowych chwilach 🙂

jacusianka 9 czerwca, 2014 - 5:22 pm

A ja mam szalik… miałam kilkanaście lat kiedy dostałam go od ukochanej babci. Sama zrobiła go dla mnie na drutach. Długi, zielony-taki o jakim marzyłam. Od 5 lat babci juz nie ma ze mną i czasem bardzo tęsknie, zwłaszcza ostatnio, kiedy mój ślub tuż-tuż! Biorę go wtedy do ręki, wtulam się w niego i wiem, ze babcia jest obok. Zawsze będzie! A kiedyś ten szalik otrzyma moja córka:) ma dla mnie największą wartość spośród wszystkich moich ubrań 🙂

lena 9 czerwca, 2014 - 5:30 pm

Wybór jest oczywisty 🙂 To moja piękna sukienka z pierwszego tańca 🙂 Dla kogoś może wydawać się zwykłą sukienką, ale mnie kojarzy się ze spełnionym WIELKIM MARZENIEM! Sukienka w kroju podobna jest do tej z finałowego tańca w filmie Dirty Dancing z nieśmiertelnym Patrickiem Swayze i przesłodką Jennifer Grey 🙂 Dlaczego taka i taki krój? Wszystko ma swój początek w 1992 roku, kiedy to starsza siostra po kryjomu przyniosła do domu kasetę VHS z filmem Dirty Dancing 🙂 Wtedy udało nam się obejrzeć tylko raz, ale ten raz został we mnie na zawsze. Zakochałam się w filmie i ta miłość trwa nieprzerwanie do dziś. Od tego pierwszego razu zawsze wiedziałam, że moim największym marzeniem jest i będzie zatańczyć na własnym weselu tak jak Johnny i Baby 🙂 UDAŁO SIĘ dzięki mojemu wspaniałemu mężowi 🙂 Ten taniec był naszym ślubno – weselnym sekretem. Nikt nie wiedział, że kilka miesięcy ćwiczyliśmy wytrwale i w pocie czoła 🙂 Po ślubie i oczywistych toastach na sali weselnej, znikam ja i mój nowo poślubiony mąż 🙂 Pojawiamy się po chwili w zupełnie innych stylizacjach niż te, w których widziano nas przed chwilą. Ja właśnie w tej przecudownej „dirtydancingowej” sukience 🙂 I chociaż miałam ją na sobie ten jeden jedyny raz, to zostanie ze mną na zawsze, bo jest namacalnym wspomnieniem spełnionego marzenia 🙂

paula 10 czerwca, 2014 - 1:50 am

Miałam dziesięć lat kiedy dostałam swoje pierwsze prawdziwe sandałki na obcasie.(centymetrowy obcasik dla małej dziewczynki to było wyzwanie)
Mama wyszukala je na strychu – proste skórzane sandały w brązowym odcieniu.
Od tamtej pory towarzyszyły mi przez całe lato. Codzienna zabawa na podwórku, cieplejsze dni w szkole, niedzielne popołudnia; dosłownie w nich zasypiałam. W nastepne lato moja stopa urosla, a ja uparlam sie by nosic je dalej. Po obcięciu zbędnych pasków zostały mi klapki w których przechodziłam kolejne lato. Niestety z nich wyrosłam i z zazdrością patrzyłam jak moja młodsza siostra śmiga w nich do kościoła 🙂

Pierwotnie sandały te przeznaczone były dla moich braci.
Moja mama kupiła je w czasach kiedy ludzie brali to co leżało na półkach sklepowych, a nie to co im się podobało. Niestety żaden z braci nie chciał nosić obuwia które ewidentnie było damskie.
Do dzisiaj z sentymentem wspominam te sandały i śmiało mogę stwierdzić, że były to najlepsze buty jakie miałam. Co roku, kiedy rozpoczyna się sezon letni mam nadzieje, że uda mi się kupić podobne, przecież stopa juz nie rośnie:-)

Agak 9 czerwca, 2014 - 5:41 pm

7 lat temu moja babcia przyjechała i przywiozła mi bluzeczke z Zorzety super mnaca ale cudowna był to niestety ostatni prezent od ukochanej babci gdyż wkrotce po powrocie zmarła na raka mózgu natomiast ja do bluzeczke musiałam dorosnac ale juz w ubiegłym roku doszłam do niej perełki wokół kolnierza i wszyscy pytają gdzie takie cudo kupiłam a ja zawsze gdy ja wkładam i prasuje myśle o mojej cudownej babci która wyprzedziła czas mody i bluzeczki w kolorze turkusowym zazdroszczą mi chyba wszyscy

Natalia 9 czerwca, 2014 - 5:44 pm

Witaj 🙂

Moją ulubioną rzeczą, która wisi w mojej szafie jest zwykła mała czarna z sieciówki. Dlaczego jest wyjątkowa? Bo dostałam ją kiedyś na Gwiazdkę od mojego obecnego Narzeczonego. Towarzyszyła mi w trakcie pierwszego spotkania z Jego mamą, naszego pierwszego wspólnego Sylwestra nad morzem, w trakcie chrztu mojego Chrześniaka, Matury i… oświadczyn! 🙂 Zupełnie przez przypadek założyłam ją w pewien upalny lipcowy dzień, kiedy to w miejscu pierwszej randki, na bałtyckiej plaży, On uklęknął przede mną i wypowiedział te najważniejsze słowa <3 Dlatego teraz to mój ulubiony ciuch- kojarzy mi się ze wszystkimi jak dotąd najważniejszymi wydarzeniami w moim życiu. Kolejną okazją do jej założenia będzie pewnie Parapetówka w naszym wspólnym mieszkaniu, już za pół roku:)

Kasia 9 czerwca, 2014 - 5:45 pm

Od ponad 1,5 roku moim ulubionym ciuchem jest skórzana kurtka firmy C&A! Prosta, krótka, koloru czarnego z klasycznymi wcięciami w talii. Na początku byłam nastawiona sceptycznie, ale jak kurier przywiózł paczkę zakochałam się w niej od pierwszego wejrzenia 🙂 Jest po prostu genialna, wystarczy że założę ją do prostej stylizacji (jeansy, t-shirt, conversy) i już całość nabiera klasy, a ja czuję się pewniejsza siebie! Od tej pory towarzyszy mi podczas różnych okazji: egzaminów zamiast żakietu, imprez, czy po prostu zwykłego wiosennego/letniego dnia, gdy jest za chłodno na krótki rękaw.

Dostałam ją od mojej mamy, która wypatrzyła wspaniałą okazję na stronie internetowej sklepu i stwierdziła, że nie można jej przepuścić. Ponieważ sama była już w posiadaniu kilku kurtek skórzanych w różnych kolorach, od których jest niemalże uzależniona, postanowiła zamówić ją dla mnie 🙂

w taki to przypadkowy sposób znalazłam się w jej posiadaniu. Zakładałam ją bardzo często i niestety po pewnym czasie pojawiły się oznaki częstego eksploatowania. Stwierdziłam, że będę ją oszczędzać, na co moja mam powiedziała „dziecko jak się zniszczy znajdziemy nową”, ale teraz już wiem, ze trudno będzie jej dorównać!

monka 9 czerwca, 2014 - 5:45 pm

Moja ulubiona rzeczą w szafie jest sukienka w kwiaty z F&F. Czuje się w niej świetnie, jest wygodna uwydatnia to co trzeba i kryje również to co trzeba ;D Myślałam, że wyglądam atrakcyjnie w niej jednak narzeczony gdy ją wczoraj ubrałam stwierdził ’ wiesz, co w tej sukience możesz wychodzić jak mnie nie ma” hmm myślę i pytam dlaczego? a on ” bo nie za fajnie wyglądasz, zainwestuj w spódnice” i moje przekonanie o tym że wyglądam ładnie legło w gruzach ale nie przejmuje się bo w sukience świetnie się czuję i mam zamiar ją nosić całe lato! z przerwą na pranie 😀

Pchła bananowa 9 czerwca, 2014 - 5:46 pm

Historia jest krótka i bardzo głupia (i nawet zawiera śladowo-kluczowe zawartości żelazka!). Kiedy jeszcze byłam niewielkim szczylem miałam piękny kostium kąpielowy. Ale naprawdę piękny: jednoczęściowy, fioletowy, a perełeczkę stanowiły wzorek z bananami. Nikt takiego nie miał, ale ja też nie miałam okazji, żeby nim poszpanować 😀 Pewnego razu mieliśmy klasą jechać na basen. Ha! Żyłam tym cały tydzień i w dzień wyjazdu postanowiłam przygotować osprzęt i wyprasowałam swój strój, żeby dopełnić jego idealność. Strój, wiadomka, skurczył się i przypalił dokumentnie. Nieczuła matka (nieczuła po stokroć!) kazała mi jechać w zwykłych majtkach i podkoszulce. W zwykłych majtkach! Generalnie bardzo boleśnie i długo to przeżywałam, a strzępy do dziś przechowuję w kartoniku z senstymentami 😀

Marta 9 czerwca, 2014 - 5:49 pm

Hej! Ulubiony ciuch? Tylko jedna odpowiedź – mój morelkowy guziczek. Już wyjaśniam 😉 Mój obecny narzeczony a już w sierpniu mąż strasznie nie lubi kiedy chodzę w spodniach, ale tak się nie da! Uwielbiam sukienki, ale kocham też wskoczyć w jeansy, conversy, luźną bluzkę i przestawić na taki luźniejszy styl i zrelaksować. Dość długo szukałam spodni, które zaakceptuje ;/ Już mieliśmy wracać z kolejnych poszukiwań, ale zaciągnął mnie do jeszcze ostatniego (oczywiście to nie był ostatni) sklepu, ja już taka zmęczona szukam jakiś fajnych spodni i co? Mój luby przynosi jeansy… Takie zwykłe, wąskie jeansy i z rozbrajającym uśmiechem mówi, że nie mam wyjścia – muszę przymierzyć. Dopiero w przymierzalni odkryłam dlaczego się tak cieszył, jeansy niby zwykłe, dopasowane, no ale ten guzik. To był cudny pastelowo morelkowy guziczek 😉 Uwielbiam je ;D To jedyne spodnie jakie akceptował i chyba od noszenia ich praktycznie non stop przedarły się ;( ale w jakim miejscu! Pierwszy raz mi się zdarzyło, żeby spodnie z tyłu przy obu kieszeniach się lekko podarły i teraz co? Biegam, pytam i szukam kto mi je naprawi, przecież nie mogę się z nimi rozstać!
;( To w końcu była miłość od pierwszego wejrzenia ;D

Beata 9 czerwca, 2014 - 5:52 pm

Moją ulubioną rzeczą w szafie jest czerwona koktajlowa sukienka mojej mamy 🙂 Piękna, zwiewna, szyfonowa ze zmysłowo odkrytymi plecami i dekoltem wysadzonym delikatnymi perełkami.
Dostałam ją od mojej mamy w dniu wyjazdu na studia do Krakowa , mam do niej niezwykły sentyment i traktuję jak pamiątkę rodzinną.

Kryje się pod nią również jedna z najwspanialszych chwil w moim życiu. W tamtym roku podczas wakacji mój chłopak oświadczył mi się na Schodach Hiszpańskich w Rzymie, jak miałam na sobie właśnie tę sukienkę! Mam nadzieję, że kiedyś przekażę ją mojej córce i będzie przyniesie jej tyle samo szczęścia co dla mnie 🙂
Ze względu na duży sentyment piorę ją tylko ręcznie, suszę i czekam z niecierpliwością na kolejną okazję do nałożenia 🙂

Kamila 9 czerwca, 2014 - 5:56 pm

Z racji tego że jestem że dość oszczędną osobą (przynajmniej tak mi się wydaje:P) to mam bardzo dużo ubrań, które są ze mną bardzo długo i trudno było mi się zdecydować na jedną rzecz. Jednak wybrałam kurtkę jeansowa, która jest ze mną od podstawówki czyli od 12 lat! Kupiła mi ją mama w prezencie na urodziny w małym osiedlowym sklepiku. Na początku była z ciemnego jeansu i bardzo lubiłam ją nosić jako nastolatka. W liceum jednak trochę mi się znudziła dlatego postanowiłam ją 'odświeżyć’ i wybieliłam jej kolor środkiem wybielającym. Nikt nie wierzył, że da to ładny efekt ale udało się. Nadal jest świetna i modna, a wszyscy znajomi są pod wrażeniem nowego koloru. Ostatnio nawet usłyszałam komplement, że jestem bardzo kreatywna 😀
Uwielbiam w niej również to, że nie potrzebuje żadnej specjalnej pielęgnacji 🙂
Mam do niej duży sentyment, bo była ze mną przez te wszystkie lata i rosła razem ze mną, od dziecięcych lat do tych obecnych studenckich.
Jestem pewna, że posłuży mi jeszcze przez kilka lat, a ja się na pewno z nią nie rozstanę. Sama jestem zdziwiona, że można się tak przywiązać do ubrania 😛

Pozdrawiam

Ewelina 9 czerwca, 2014 - 5:58 pm

Ulubionych rzeczy w szafie jest dużo i w każdym sezonie jest ich kilka ale….. mam jedną bardzo sentymentalną rzecz której nigdy nie wyrzucę. Schowane na dnie szafy pierwsze oryginalne sztruksowe spodnie Lee w kolorze camelowym.
To było coś w wieku 13 lat. Spodnie już dawno za małe, ale nigdy ich się nie pozbędę. Historia z nimi taka, że następnego dnia po zakupie założyłam nowe spodnie i poszłam na dwór. Jak to dzieciaki bawiące się, skaczące i tak o to własnie przechodząc przez płot rozerwałam je na kolanie. Zal był duży. Moja mama uratowała sytuację zacerowała i jeszcze długo długo mi służyły…..

flly 9 czerwca, 2014 - 6:10 pm

Moim ulubionym ciuchem są szorty z Terranovy. Kupiłam je jakoś na początku gimnazjum, miałam wtedy z 14 lat (teraz mam o 8 więcej). Zawsze byłam najmniejsza i najchudsza w klasie z czego miałam okropne kompleksy dlatego nie nosiłam sukienek czy krótkich spodenków. Wstydziłam się chudych nóg ale któregoś dnia mama zabrała mnie na zakupy i pokazała mi te szorty. Zakochałam się w nich ale myślałam, że to nie dla mnie… nie kupiłam. Jednak wróciłam po nie po kilku dniach i zabrałam ze sobą do domu. Skoro kupiłam to teraz trzeba nosić- myślałam i powoli przełamywałam swoje poczucie wstydu. Szorty szybko stały się ulubioną częścią letniej garderoby, i wcale nie było czego się wstydzić, z czasem nogi stały się powodem do dumy. Teraz wiele bym dała, żeby mieć takie nogi jak kiedyś ale trochę przytyłam i już się w nie nie mieszczę:( Nie mam serca oddać/ sprzedać czy wyrzucić. Kocham je bo pomogły mi zaakceptować siebie:)

bastalena 9 czerwca, 2014 - 6:14 pm

moim ulubionym od nie dawna „ciuchem” jest… fartuch kuchenny, który dostałam od mojego synka na Dzień Matki 😉

Ankie 9 czerwca, 2014 - 6:20 pm

Jak tylko przeczytałam Twój post, moj wzrok powędrował ku mojej szafie gdzie znajdują sie moje ukochane krótkie spodenki firmy Wrangler. Mialam 12lat kiedy je kupiłam, pamietam jak dziś radość kiedy je ujrzałam w sklepie odrazu wiedzialm ze chce je mieć(to pewnie przez tą słodką literkę „W” na tyleczku:p). Niestety moja mama nie chciała mi ich kupić ponieważ cena była bardzo wysoka ale zaproponowała mi ze moge na nie zarobić w sadzie przy rwaniu wiśni. Zgodziłam się, i tak co dzień o 6 jeździłam do sadu. Po tygodniu miałam juz wystarczającą ilośc pieniędzy więc udałam się do sklepu aby je zakupić. Chodziłam w nich nie mal codziennie. Dziś mam juz 24 lata w spodenki niestety sie nie mieszczę(chociaż jak troszkę schudne to guzik dam radę dopiąć) ale nigdy ich nie wyrzucę ponieważ przypominają mi młode lata ;p oraz to jak w na nie cieżko pracowałam ale rownież to ze były to moje pierwsze zarobione pieniądze. Lecę je założyć moze w tym roku dam radę sie dopiąć heh 😀

Sawka 9 czerwca, 2014 - 6:22 pm

Moja ukochana spódnica ma więcej lat niż ja. Jest czerwona w maleńkie białe kwiatuszki, krój w literę A, długość przed kolano.

Kocham tą spódnicę bo mimo, że ma prawie 30 lat jest piękna i wcale nie zniszczona, a przede wszystkim ma ogromną wartość. Nosiła ją moja Mama i moja Siostra. Teraz mam ją ja i może kiedyś założy ją moja córa 🙂

sandra 9 czerwca, 2014 - 6:24 pm

Moją ulubioną rzeczą jest piękna ciemno niebieska wręcz wpadająca w granat bluzka. Kupiłam ją jakieś 2 lata temu i od razu ją pokochałam …z taką piękna koronką. Tak tak od razu ją polubiłam i najchętniej jej bym nie ściągała ale jeszcze bardziej ja pokochałam gdy na świat przyszło moje długo oczekiwane dziecko i tak ładnie mówiąc po zjedzonym posiłku troszkę ja ubrudziło … ale na ta chwile tak długo czekałam ze nic nie zepsuło tej chwili nawet że to była ukochana bluzka.

Norka25 9 czerwca, 2014 - 6:31 pm

Jeżeli miałabym wybrać ulubiony ciuch z mojej szafy byłaby to czarna klasyczna kurteczka ze stójką i kieszeniami po bokach z naturalnej skórki, którą nosze już dobrych pare lat. Jest to chyba najdroższa rzecz w mojej szafie, ale nie dlatego jest dla mnie w pewien sposób szczególna. Otóż, w trakcie studiów w Olsztynie liczyłam każdy grosz będąc na utrzymaniu rodziców. Po ich ukończeniu wróciłam do rodzinnego miasta, gdzie podjęłam pierwszą w moim życiu (poważną) pracę na umowę. Pierwszą wypłatę mama wyrozumiale podpowiadała, że powinnam przechulać 🙂 Jednak zamiast tego mam wymarzoną kurteczkę, którą wyjątkowo szanuje. Wisi ona na drewnianym wieszaku, a raz do roku oddaje ją do pralni, wtedy mam pewność że wróci do mnie w nienaruszonym stanie. Zostało mi również na kilka skarbów innego użytku :P. Pozdrawiam

Gosia 9 czerwca, 2014 - 6:34 pm

Zazwyczaj nie chomikuję rzeczy, nie przywiązuję do nich zbyt dużej wagi. Mam jednak jedną taką rzecz w szafie, której nie mam serca wyrzucić. To sukienka, którą uszyła mi mama przed pierwszym turniejem tańca towarzyskiego jak miałam 7 lat. Różowa, z połyskującą górą i rozkloszowanym, tiulowym dołem. Pamiętam jak moja mama chodziła po second-handach w naszym miasteczku i szukała jakichś ładnych materiałów, z których mogłaby uszyć sukienkę. Już wtedy wiedziałam, że second-handy są pełne skarbów 😉 Nie pamiętam samego turnieju tańca ale pamiętam przymierzanie, strojenie się, dumę mojej mamy. To najpiękniejszy prezent jaki dostałam w życiu. Niektóre ubrania przynoszą nam szczęście, inne dodają pewności siebie. Ta sukienka przenosi mnie w beztroskie, piękne czasy pełne miłości! 🙂

Mili 9 czerwca, 2014 - 6:38 pm

Moim ulubionym ciuchem, z którym chyba nigdy się nie rozstanę, jest baaardzo oversizovy płaszcz z H&M. Dlaczego jest wyjątkowy? Bo to pierwsza rzecz, którą w całości kupiłam sama, za pierwsze zarobione pieniądze. Solidnie się na niego napracowałam i teraz za każdym razem gdy mam go w ręku pamiętam to uczucie gdy z pierwszą wypłatą pobiegłam do sklepu. A poza tym, nie mam drugiego takiego ubrania, która założone, nawet na rozciągnięty t-shirt za każdym razem zmienia prosty ubiór w coś niecodziennego, a mi dodaje pewności siebie. I mimo, że po każdym użyciu muszę obcinać zaciągające się nitki, to żadne reklamacje nie wchodzą w grę. Będę je wycinać, aż wyjdą wszystkie 😉

samitka 9 czerwca, 2014 - 6:45 pm

Wyjątkowe wydarzenie… najwspanialsze chwile… i najcudowniejszą noc w moim życiu… przypomina mi moja suknia ślubna. Piękna, cudowna jedyna w swoim rodzaju, bo wybrana przeze mnie i dla mnie, by uczcić najpiękniejsze wydarzenie w moim życiu. Biała, zwiewna, w greckim stylu sukienka hiszpańskiego domu mody Pronovias od 3 lat wisi u mnie w szafie, ale zawsze, gdy na nią spojrzę uśmiecham się sama do siebie, bo ten jeden jedyny raz czułam się jak prawdziwa księżniczka z bajki, wyjątkowo. Ta jedna jedyna sukienka kumuluje wokół się tyle pozytywnych emocji 🙂

Anna 9 czerwca, 2014 - 6:46 pm

Moim ulubionym ubraniem jest moja suknia ślubna. Spędziłam w niej najpiękniejsze chwile mojego życia, ślubując miłość mojemu ukochanemu przyjacielowi, bawiąc się w gronie mojej niezwykłej rodziny i przyjaciół. Suknia jest ozdobą naszej sypialni, pięknie błyszczy, kiedy przez okno wpadają promienie słońca. Uśmiecham się, kiedy budzę się rano i patrzę na moje cudeńko i przypominam sobie zakochany wzrok męża, gdy mnie zobaczył w sukni. To taka symboliczna rzecz, ale dla mnie ma w sobie mnóstwo magii:)

Ada 9 czerwca, 2014 - 6:49 pm

Moim ulubionym ciuchem jest zdecydowanie moja ukochana marynarka marki Topshop. Kupiona na wyprzedaży za połowę ceny 🙂 . A co zabawne w następnej kolekcji jesiennej była nadal dostępna ale po cenie dwa razy wyższej niż ja kupiłam ,także zapewne bestseler. Towarzyszyła mi na weselu mojej ukochanej siostry , na egzaminie z socjologii , na weselu koleżanki Asi i mogłabym wymieniać tak bez końca. Nosiłam ją z różnymi koszulami na egzaminy , towarzyszyła mi też w mniej stresujących okolicznościach jakim były wesele czy urodziny. A najzabawniejsze jest to że moja krawcowa poprawiała ją trzy razy w środku ma domieszkę atłasu który czasami robił niewielką dziurkę 🙂 A ona mimo upływu 3-4 lat nadal mi towarzyszy. Nawet miałam ją raz na sobie na 3 randce z moim obecnym partnerem. Co tu dużo mówić uwielbiam ją 🙂 3/4 rękaw z delikatną niby kieszonką jest ciągle na czasie 🙂

Monia 9 czerwca, 2014 - 7:01 pm

Moim ulubionym ciuchem sa dzwony z Wranglera. Nie nosze ich juz, bo wytarly sie kolana, ale mam do nich sentyment, bo przypominaja mi czasy LO, szczuplutkie i kreaktywne. Szczuplutkie nie tylko ze wzgledu na figure, ale fakt, ze nie bylo kasy, a dzialy sie fajne rzeczy, spontaniczne ,niepelnoletnie wypady na woodstock itd…Teraz maja swoje miejsce w szafie, bo moja rzeczywistosc jest juz inna, uspokojona. Fajnie , ze sa, na okazje, gdy pojawi sie w oku ten chochlik 😉

angelika 9 czerwca, 2014 - 7:06 pm

Moim ulubionym 'ciuchem’ jest kombinezon motocyklowy, kupiony za pieniądze zbierane przez 2 lata, przejeździłam w nim 30 tys km a na motorze obok jeździł chłopak który był moją pierwszą miłością. Związek się rozpadł- tak bywa, ale motocykl mam dalej, kombinezon też a w czasie zimy wisi sobie na wieszaku na ścianie co bym mogła na niego spoglądać bo cóż jest lepszego niż pasja, która jest i będzie mimo wszystko. Jakież to czasy były, ile miejsc zjeżdżonych, odwiedzonych ! Jej, uwielbiam swoje życie, swoje wybory, swój upór [rodziców 2 lata namawiałam byleby tylko się zgodzili żebym motocykl kupiła], uwielbiam też to że na myśl o byłym nie myślę 'ale %$#%^’ jak niektórzy niestety tylko cieszę się z chwil spędzonych razem i ze wspomnień :))

Ewelina 9 czerwca, 2014 - 7:19 pm

Mój ukochany ciuch to… gruby, wełniany sweter z dużym golfem zrobiony na drutach przez moją mamę. Jest on w kolorze piaskowym, ze skandynawskimi wzorami na przodzie. Nie raz uratował mi życie podczas długich, zimowych wieczorów w mieszkaniu z popsutym ogrzewaniem, które wynajmowałam na drugim roku studiów… Noszę go podczas siarczystych mrozów, bo jest wtedy niezastąpiony! A mojej mamie przyznałabym Nobla za jej rękodzieła 🙂

Trinitty 9 czerwca, 2014 - 9:09 pm

Jest taka sukienka
Na dnie mojej szafy
Rąbek haftem obszyty
Gorset z fiszbinami

W dniu moich imienin
W pierwszym mieszkaniu
Ze zdjęć z przyjaciółmi
Krzyczy kolorami

Jest taka sukienka
W której witał mnie ukochany
Z bukietem róż na rękach

Potem na te ręce
Wniósł mnie do mieszkania
W tej sukience

Jest taka sukienka
Którą zawsze ubieram
Gdy jadę do domu na święta

Jest taka sukienka
Która podróżuje na trasie Turcja-Warszawa
Kiedy jadę w grudniu
Do Polski, do Domu,
Może ten szyk
Niepotrzebny nikomu…
Może ten haft krzykliwy
Może to ja sama
Ciągle ją zabieram…
Bo kocha ją Mama.

Kiedy ją ubieram
Patrzy tak dumnie
Z miłością
Mówi: „Wyglądasz w niej cudnie”

To wystarczy
By TEJ sukience
Zrobić należne jej miejsce…
W bagażu do Polski i bagażu wspomnień.

Kasia 9 czerwca, 2014 - 7:36 pm

Niebieska jedwabna apaszka babci. W dzieciństwie układałam ja na ziemi i udawałam ze to basen dla lalek:) dzis trzymam ja w szefie i zakładam kilka razy w roku na specjalne okazje:)<3

Ajrin 9 czerwca, 2014 - 7:52 pm

Moją ulubioną rzeczą jest spódnica do kolan, zielona w białe grochy, w stylu lat 50tych 🙂 Chociaż właściwie ona może być z lat 50tych 🙂 Moja mama dostała ją od swojej chrzestnej – przyleciała w paczce z Kanady, dobrych 30 lat temu 🙂 A i wtedy nie była nowa bo została kupiona jeszcze ładnych parę lat wcześniej… w lumpeksie! Także jak na tak wiekowy ciuch trzyma się niesamowicie dobrze! Zawsze jest prana na delikatnym programie i prasowana na wilgotno, przez prześcieradło 😉 No i oczywiście noszona na wyjątkowe okazje 🙂 Kto wie, może kiedyś posłuży i mojej córce (jeśli takowa się pojawi ;)).

tamara 9 czerwca, 2014 - 8:18 pm

Jedwabna sukienka w stylu greckiej tuniki – materiał zebrany w szerokie ramiączka, dekolt w kształcie litery V, odcinana pod biustem. Szyta ręcznie z materiału, który moja mama w ciężkich bólach zdobyła na początku lat ’80, kiedy niczego w sklepach nie było. Na górze w kolorze brudnego różu, który płynnie przechodzi w ciemno bordowy na samym dole. Na całej długości sukni, ręcznie namalowane róże. Moja mama brała w niej ślub cywilny 33 lat temu i odkąd pamiętam byłam sukienką zauroczona. Wiedziałam, gdzie na dnie szafy się ukrywa i kiedy tylko mamy nie było z przyjemnością ją zakładałam i przeglądałam się w lustrze.
Wyjeżdżając za granicę na bliżej nieokreślony czas, poprosiłam mamę o tę sukienkę mimo, że nie miałam pojęcia kiedy ją założę (byle jaka okazja wydawała mi się zbyt banalna). Jednak tak się losy moje potoczyły, że w tym miesiącu biorę ślub w ambasadzie polskiej za granicą a suknia mojej mamy z jej ślubu cywilnego przeżyje swój kolejny ślub tym razem ze mną w roli głównej. W końcu nadszedł TEN właściwy moment, aby ją założyć.
Nawet jeśli brałam pod uwagę inne sukienki, to w żadnej tak dobrze i dziewczęco nie wyglądam i żadna nie ma takiej historii (no i szczęścia bo rodzice wciąż po tylu latach są razem). To jest właśnie ten moment: mój i sukienki a tego szczęścia w związku sama sobie życzę.

Wanessa 9 czerwca, 2014 - 8:22 pm

Ja również mam taką rzecz. Jest to łososiowa koszula w kropki. . Pierwsza moja droższa rzecz. . Dostałam ją od mojej ukochanej przyjaciółki na początku naszej znajomości. Minęło wiele lat, a ja nadal się z nią przyjaźnie. . Jest ona dla mnie takim symbolem. Choć jest już stara, nie wyrzucam jej i nie zamierzam. Pomimo starości jest jak nowa (co mnie bardzo zadziwiło) Cóż. . .Może to znak naszej niekończącej się przyjaźni? 😉

Ela 9 czerwca, 2014 - 8:23 pm

Moją ulubioną rzeczą w szafie był mój szynszyl Stefan 🙂

Karolina 9 czerwca, 2014 - 8:24 pm

Moja historia dotyczy upragnionej kurtki z abercrombie. Odkładałam na nią dosyć długo, ponieważ chodziłam jeszcze do szkoły i nie miałam swoich pieniędzy:)
piękna biała kurcina z podszewką w czerwoną kratę. Niestety biały jak to biały szybko się brudzi. Uznałam, że wypiorę w pralce.
Wyciągam gdy było już po wszystkim, patrzę a kurcina różowa.
Łzy poleciały same. Trzymam tą kurtkę ładnych parę lat i chyba nigdy jej nie wyrzucę.

Kamson 9 czerwca, 2014 - 8:30 pm

Też jakiś czas temu pisałem o tym, że niektóre ubrania noszą naszą historię. Chętnie opowiem historię swojej ulubionej sześcioletniej granatowej koszuli. Był to prezent, który otrzymałem od swojej pierwszej miłości. Jednak nie tylko to jest tak bardzo sentymentalne w niej. Kiedy mój pies został potrącony przez samochód, to w tej koszuli robiłem wszystko, aby przeżył – do dzisiaj są ślady po jego krwi. Kiedy pies dożył 18 roku życia i męczyła go starość, właśnie w tej koszuli pojechałem do weterynarza by go uśpić. Koszula jest wypłowiała, poplamiona krwią, za mała, ale ma taką wartość, że nigdy z niej nie zrezygnuję, nigdy jej nie wyrzucę. Poza zdjęciami, to jedyna materialna rzecz, która została mi po Fisi…

Karolina 9 czerwca, 2014 - 8:35 pm

A ja – przyznam bez bicia – zawsze staram się kupować ubrania tak, by każde z nich stały się wyjątkowe 😉 Ta sukienka – bo facet mi powiedział, że pięknie w niej wyglądam. Tamta spódniczka – bo idealnie sprawdza się na egzaminach. Posiadam jednak w mojej szafie aż 3 rzeczy, które darzę ogromnym sentymentem… i zawsze uśmiecham się na myśl o tym, jak stały się częścią mojej garderoby 😉 A mowa oczywiście o – jak to mówią moi znajomi – „tych sławnych jeansach” i „tych sławnych żakietach”. 🙂
W sierpniu zeszłego roku dowiedziałam się, że dosłownie za parę dni muszę wyjechać do Zakopanego. Ponieważ w moim mieście panował wtedy upał, do walizki spakowałam same najpotrzebniejsze rzeczy…. a przynajmniej tak mi się wtedy wydawało. I takimi o to sposobem w mojej walizce zagościły zwiewne sukienki, krótkie spódniczki, delikatne, jedwabne bluzki. No, i to tyle. O tym, że złą decyzją było niespakowanie żadnych spodni czy sweterka, o kurtce nawet nie wspominając, dowiedziałam się już w drodze pociągiem do Zakopanego. Deszcz lał się z nieba strumieniami, a ja, zanim dotarłam do pensjonatu, wyglądałam, jakbym dopiero co wyszła z jeziora. „Mam nadzieję, że to tylko na powitanie!” pomyślałam wtedy naiwnie, bo następnego dnia po prostu… trzęsłam się z zimna. Tego na pewno się nie spodziewałam! 😉 Poprosiłam przełożoną o godzinkę przerwy w pracy (odbywałam praktyki na świeżym powietrzu) i szybko pobiegłam na małe zakupy. Spodnie – znalazłam. Zapłacone i od razu do przymierzalni! Dwa żakiety – są, od razu założone, jeden na drugi! Uff… od razu cieplej 😉
Z tej przygody wyniosłam dwie rzeczy:
1. tak, w sierpniu też może być przeraźliwie zimno
2. no i przede wszystkim – mam świetną, idealnie dobraną parę spodni i dwa cudowne żakiety, które dziś służą mi jako kurteczki do sukienek 😉

Anna 9 czerwca, 2014 - 8:42 pm

Moim wyjątkowym ciuchem jest sukienka ze studniówki. W dalszym ciągu jak oglądam zdjęcia to mam poczucie, że wyglądałam najlepiej 😀 Niestety miałam ją potem tylko raz na sobie (minęły ponad 3 lata), ponieważ nie chodzę na imprezy z takim dresscodem. Jednakże sukienka przechowywana jest starannie złożona i specjalnym woreczku. Wierzę, że nadejdzie dzień w którym znów w niej zabłysnę :DD

karola 9 czerwca, 2014 - 8:49 pm

Błękitny materiał w białe, średniej wielkości kropki. Z rękawkiem.Dopasowana u góry, lekko rozkloszowana od pasa w dół. Długość przed kolano. Taka była moja ulubiona sukienka gdy miałam około sześciu lat. Znosiłam ją do granic możliwości. Mimo, że w szafie było wiele innych ubrań – ładniejszych, bardziej strojnych. Trudno mi właściwie powiedzieć dlaczego na nią padło. Może to właśnie w niej po raz pierwszy, nie będąc tego świadomą, poczułam się kobieco? To chyba jej krój to robił.

Do dzisiaj, kiedy czy to buszując w sklepie czy u kogoś, widzę podobny materiał, wracają wspomnienia beztroskich chwil. To wspaniałe uczucie nagle przypomnieć sobie siebie samą sprzed ponad dwudziestu lat.

M.M. 9 czerwca, 2014 - 8:52 pm

Najwspanialsza rzecz w mojej szafie to czarna sukienka z baskinką. Jej wyjątkowość jest związana z pewnym etapem mojego życia, który odmienił moje życie na zawsze. Rok temu udało mi się zgubić 15 zbędnych i męczących kilogramów! Przedtem zakup jakiejkolwiek sukienki pozostawał tylko marzeniem… Gdy już udało mi się schudnąć, kupiłam pierwszą sukienkę przed kolano. Ubrałam ją na zabawę sylwestrową, gdzie wszyscy zachwycali się moją metamorfozą. Sukienka była prezentem od samej siebie na nowe życie… Mam do niej ogromny sentyment, jest „perełką” w mojej szafie. Pomimo, że mam już więcej sukienek, ta jest pięknym wspomnieniem i na długo ze mną pozostanie. Dbam o nią jak tylko mogę, piorę ręcznie, a następnie starannie strzepuję, aby nie była zbyt wymięta, gdyż nie mam żelazka, które idealnie by ją wyprasowało bez obaw przed zniszczeniem.

Trinitty 9 czerwca, 2014 - 9:01 pm

Jest taka sukienka
Na dnie mojej szafy
Rąbek haftem obszyty
Gorset z fiszbinami

W dniu moich imienin
W pierwszym mieszkaniu
Ze zdjęć z przyjaciółmi
Krzyczy kolorami

Jest taka sukienka
W której witał mnie ukochany
Z bukietem róż na rękach

Potem na te ręce
Wniósł mnie do mieszkania
W tej sukience

Jest taka sukienka
Którą zawsze ubieram
Gdy jadę do domu na święta

Jest taka sukienka
Która podróżuje na trasie Turcja-Warszawa
Kiedy jadę w grudniu
Do Polski, do Domu

Może ten szyk
Niepotrzebny nikomu…

Może ten haft krzykliwy
Może to ja sama
Ciągle ją zabieram…
Bo kocha ją Mama.

Kiedy ją ubieram
Patrzy tak dumnie
Z miłością
Mówi: „Wyglądasz w niej cudnie”

To wystarczy
By TEJ sukience
Zrobić należne jej miejsce…
W bagażu do Polski i bagażu wspomnień.

Anonim 9 czerwca, 2014 - 9:03 pm

Moim ulubionym ciuchem jest uszyta przeze mnie ramoneska. Pewnego razu rodzice oświadczyli że uszyją mi na zamówienie kurtkę skórzaną, do zakładu poszłam z tatą, ja wybrałam fason, który nie spodobał się mamie ponieważ kojarzył jej się z subkulturami . Po wspólnej namowie kurtki nigdy nie odebrali. Często przechodząc koło zakładu widziałam ją na wystawie , do dnia aż zniknęła…
Kiedy poszłam do szkoły projektowania ubioru uszyłam sobie taką sama tylko że z materiału. Jest o niebo lepsza od tej skórzanej i tylko moja bo włożyłam w stworzenie jej całą siebie. (((( Mam do niej także spódniczkę .. a co ))))

chola 9 czerwca, 2014 - 9:27 pm

Moja wyjątkowa rzecz…. Rozpinany wełniany sweterek. Był własnością mojej cioci gdy była jeszcze dzieckiem. Przygarnęłam go podczas podróży w poszukiwaniu skarbów na strychu u dziadków. Został wykonany na drutach przez najprawdopodobniej moją prababcię lub babcię, nikt tego dokładnie nie pamięta bo było to około 45 lat temu! Wykonany z wełny pozyskanej z własnych owiec, włóczki uprzędzonej na własnym kołowrotku ( jeszcze za czasów wieczornych spotkań wiejskich „na prządki”). Idealnie wpisuje się z moje zamiłowanie do rzeczy z duszą, zrobionych od początku ręcznie i z miłością. Dziś nadal wygląda jakby był zrobiony wczoraj. Nikt nigdy mi nie wierzy jaka jest jego prawdziwa historia, bo nawet jego styl nie zdradza wieku.

kasia1k 9 czerwca, 2014 - 9:31 pm

Mam w swojej szafie niezwykłą koszulkę… po mamie 😉 zatem koszulka jest już wiekowa zważywszy na fakt że jestem od Ciebie kilka lat starsza. Koszulka polo jest w pięknym granatowym kolorze i ma metkę Lee. Nie mam pojęcia czy to oryginał ale czy w tamtych latach robili podróby ;)? W każdym razie zarówno kolor, jak i materiał są bardzo oryginalne i bardzo lubię tę koszulkę. Próbowałam znaleźć podobną w sklepie, żeby zakupić zanim ta się rozpadnie, a jej szwy wskazują na to że nastąpi to w niedalekiej przyszłości, jednak nigdzie podobnej nie ma. Może to i dobrze 🙂 w końcu to w jej oryginalności tkwi urok.

kasia1k 9 czerwca, 2014 - 9:32 pm

Powinnam była dodać, że mama chodziła w tej koszulce będąc w moim wieku 😉

Asiaa82 9 czerwca, 2014 - 9:33 pm

Moim ulubionym ciuchem jest maciupeńkie body mojego synka. Pierwsze jakie mu kupiłam, jeszcze będąc w ciąży, z obrazkiem taty i synka misiów, w kolorze zielonym. To był prezent dla męża z okazji Dnia Ojca, chociaż synek jeszcze był w brzuszku. Teraz jak patrzę na to maleńkie ubranko ciężko uwierzyć, że na początku synek jak je nosił, to było na niego nawet za duże. Ot tyle miłości w malusieńkim kawałku materiału.

KasiaTy 9 czerwca, 2014 - 9:35 pm

Moim ukochanym ciuchem w szafie jest ślubna suknia:) z perspektywy czasu bardzo brzydka ,ale byla ze mna w najpiekniejszym dniu w moim życiu!!! Wisi w szafie juz ponad 16 lat ale zawsze jak na nią patrze to serce mocniej bije:)

Karolina 9 czerwca, 2014 - 10:19 pm

Moim wyjątkowym ciuchem jest kapelusz pożyczony kiedyś od babci na występ w szkole ( bałwanki), a którego niestety nie zdążyłam jej oddać. Niedługo potem ukochana babcia zmarła na raka a ja kapelusz noszę dumnie, uważając by nie zwinęła go ciocia z rudym kokiem, ale to juz inna historia…

ewka 9 czerwca, 2014 - 10:21 pm

Mam w domu biały t-shirt z nadrukiem wyspy z palmami,taki wakacyjny.Byłam w ciążykiedy musiałam jechać do pracy w zastępstwie za mamę.Mama wówczas pojechała na urlop do kraju.Bałam się trochę jechać,drugą ciążę gorzej znosiłam.Miałam zawroty głowy,lekkie omdlenia i bóle brzucha.Mimo to obiecałam,że zastapie mamę.Przed powrotem kupiłam sobie ciuchy min.ten t-shirt,bardzo mi się podobał.Wróciłam,by kilka miesięcy później urodzić swoją córeczkę właśnie w tej koszulce.Najlepsze,że polozna pozwoliła i w niej rodzić,a ja jakoś fajnie się z tym czułam.Koszulkę mam w domu,czystą ,bez plam.To jest pamiątka:-)

Anna... 9 czerwca, 2014 - 10:49 pm

Okay. Mój pierwszy komentarz u Ciebie.
Jak tylko spojrzałam na to żelazko od razu przypomniałam sobie o moim ulubionym bezrękawniku. Byłam w gimnazjum, miałam kompleksy, uważałam, że nie mogę nosić tank topów, nie mogę odsłonić ramion. Miałam w szafie biały bezrękawnik ze sztucznej tkaniny. Był wygodny, mogłam nosić pod nim co chcę i czułam się w nim swobodnie. Był trochę za duży, ale co tam. Więc za każdym razem jak nosiłam coś bez rękawów zakładałam ten bezrękawnik. Pamiętam jak raz nałożyłam rażąco zieloną bluzkę na cienkich ramiączkach (och jak ja się nie przejmowałam w co się ubieram). Wzięłam bezrękawnik i pomyślałam, ze jest strasznie pognieciony. Wyciągnęłam żelazko. Włączyłam. I zaczęłam prasować! Dokładnie na środku pleców. Wystarczyło jedno przyłożenie by cały materiał przykleił się do tafli żelazka. Myślałam, że padnę. Patrzyłam na to z niedowierzaniem. Ustawiłam za wysoką temperaturę! Wzięłam bezrękawnik w ręce i przez 10 minut chodziłam jak cień po mieszkaniu i oglądając dziurę. Nie mogłam uwierzyć jak mogłam być tak nieostrożna. Przerażona zadzwoniłam do mamy. Powiedziałam co się stało. A ona stwierdziła, że nie szkodzi, każdemu się zdarza.
I to było tyle jeśli chodzi o przejmowanie się. Było mi trochę żal ubrania, tęskniłam za nim i do tej pory tak wygodnego znaleźć nie mogę (a minęło już ponad 10 lat) , ale przestałam się przejmować. Bo zdarza się czasami, każdemu.
Teraz zawsze sprawdzam czy mam dobrze ustawioną temperaturę na żelazku i zawsze zaczynam prasować od mało widocznego fragmentu ubrania, tak na wszelki wypadek 😉

Zuza 9 czerwca, 2014 - 11:05 pm

Moim ciuchem życia jest zwykła jeansowa katana. Dostałam ją od dziadka, którego już z nami nie ma. Miałam może wtedy z 10 lat, a do dzisiaj ją noszę 🙂 to w niej uczyłam się jeździć skuterem, potem samochodem. A najważniejsze to chyba to, że poznałam w niej mojego chłopaka. To taka katana czarodziejka, gdy tylko ją ubiorę tworzy mi nowe historie, tylko te pozytywne. Jesteśmy nierozłącznymi przyjaciółkami bo do wszystkiego mi pasuje mimo swoich 10 lat!

Dominika W. 9 czerwca, 2014 - 11:06 pm

Chyba każda z Nas drogie panie doświadczyła tego momentu w swoim życiu kiedy to przeglądała oferowane przez różne marki nowości na nadchodzący sezon i w pewnym momencie dojrzała rzecz w której zakochała się od pierwszego wejrzenia…teraz pewnie się zastanawiacie czy tak było. Nie ma się co zastanawiac taka nasza natura i zapewne każda z Nas tak miała ;). Oczywiście i ja doświadczyłam takiego stanu dokładnie rok temu kiedy to do nowej kolekcji znanej nam wszystkim marki Zara dołączył piękny, szary, żakardowy płaszczyk. O tak pamiętam jak serce zaczęło bic szybciej, oddech stawał się coraz głębszy, a zdziwione oczy mojego chłopaka spoglądały raz na mnie, raz na monitor komputera. Jego cena…a co tam cena ! Wtedy nic się dla mnie nie liczyło, nawet głębokie protesty osoby z której zdaniem zawsze się liczyłam – niestety tym razem tak się nie stało. Słowa typu: ” 4 płaszcz ?! Ja mam dwie kurtki i potrafię przetrwac zimę.” nie podziałały. Dwa dni później wylądowałam w galerii, a dwie godziny później do domu przywiozłam mój „szary żakard”. Może to i nierozsądne, ale kiedy rok później odgrzebałam go z mojej szafy, założyłam i poszłam w nim zdac mój egzamin na prawo jazdy zrozumiałam, że ta miłośc od pierwszego zobaczenia miała sens ! 🙂 Tak zdałam egzamin ( a uwierzcie strach przed tym był chyba największym jaki przeżywałam dotychczas) i dzisiaj ten płaszcz należy do moich szczęsliwych ubrań. Mam nadzieję, że jeszcze niejedno takie ubranie będę miała w którym przeżyję najwspanialsze chwilę. 🙂

Kośka 9 czerwca, 2014 - 11:34 pm

A moim ulubionym ciuchem jest sukienka, którą dostałam od mojego chrzestnego na 12 urodziny. I nadal się w nią mieszczę! Koniec. Nie, no żart 🙂
Ale takowa sukienka naprawdę istnieje i wygląda, jak nowa pomimo, że już dawno w niej nie mogę chodzić (chociaż bym chciała). A dlaczego jest dla mnie taka wyjątkowa? A dlatego, że dostałam ją jakoś niedługo przed ostatnią imprezą choinkową w szóstej klasie, która polegała na tym, żeby się za kogoś przebrać. Ja oczywiście nie chciałam się przebierać za jakiegoś krokodyla czy za drzewo, a koniecznie chciałam założyć mój prezent, więc wybór przebrania szybko padł- „za księżniczkę!”. Sukienka świetnie sprawdziła się w tej roli i pomimo, że moim głównym dodatkiem była tylko (aż?) złota korona z papieru, to do tej pory myślę, że wyglądałam najpiękniej. Ale tak też się czułam, a było to trudne do osiągnięcia w moich dziecięcych latach, ponieważ przez całą podstawówkę miałam włoski obcięte na chłopaka i był to mój ogromny kompleks, chociaż wtedy nie wiedziałam jeszcze o istnieniu takiego słowa. Dodam jeszcze, że sukienka była czerwona, aksamitna z koronką na dole.
Teraz przydałoby się dodać, że wyglądałam tak pięknie, że tamtego wieczoru poznałam mojego męża, ale nie będę już koloryzować anegdotki dla wygranej 🙂 W każdym bądź razie było fajnie i pragnę znaleźć odpowiednik takiej sukienki w moim rozmiarze.
Pozdrawiam cieplutko i życzę wszystkim powodzenia w konkursie 🙂

pidzamowa 10 czerwca, 2014 - 12:13 am

a ja uwielbiam moje ogromne szare dresy (;
jest to chłopięcy rozmiar XXL – więc na kobiecie w rozmiarze S leżą idealnie (;

uwielbiam moment kiedy wracam zmęczona z uczelni, zdejmuję eleganckie spodnie, sweterki, bluzeczki, koszulę i wskakuję w moje dresy! nie da się opowiedzieć jednej historii bo jest ich mnóstwo- noszę je zawsze kiedy wyskakuję na szybko do sklepu, czy do znajomych koło bloku.

ups, chyba okoliczni dresiarze biorą mnie za swojego człowieka! (;

Kwiatek 10 czerwca, 2014 - 1:15 am

Moim ulubionym ciuszkiem jest letnia sukienka atmosphere we wzorek przedstawiający biwakujących ludzi. Dawno, dawno temu zobaczyłam ją na allegro i stwierdziłam, że jest totalnie MOJA i oczywiście muszę ją mieć! ;D
Niestety ograniczona funduszami mogłam licytować tylko do określonej sumy pieniędzy i na kilka sekund przed końcem aukcji inny użytkownik przebił moją ofertę. Przez długi okres czasu szukałam później przynajmniej podobnej, ale takiego wzoru już nigdzie nie mogłam spotkać. Pewnego dnia coś mnie tchnęło i postanowiłam sprawdzić jak tam losy „mojej” sukienki się potoczyły, czy nowa właściciela jest z niej zadowolona. Odwiedziłam konto sprzedawcy i zauważyłam negatyw wystawiony……..zwyciężczyni aukcji z sukienką!. Okazało się, że Allegrowiczka od kilku miesięcy nie uiściła należności za wylicytowany przedmiot co skończyło się wystawieniem takiego, a nie innego komentarza.
Opinia była sprzed kilku godzin (to przeznaczenie! ;D ), więc szybko napisałam do Allegrowiczki, która ją wcześniej sprzedawała opisując całą sytuację i pytając czy przedmiotowa sukienka nadal jest na sprzedaż. Pamiętam, że śmiałam się sama do siebie przewidując w myślach jaka może być jej reakcja na maila zawierającego w treści stwierdzenie w stylu „właśnie przeglądałam Pani komentarze by sprawdzić czy sukienka trafiła w „dobre ręce” ;D Dzisiaj myślę, że Pani zdecydowała się mi ją sprzedać, bardziej z obawy przed prześladowaniem, niż z chęci zysku ;D
Sukienka zawsze jest królową mojej stylizacji, nie lubię jej nawet nosić z innym ubraniem, żeby ani odrobinki nie ukrywać przed światem 😉 Mimo tego, że dmucham na nią i chucham to nie obyło się bez niespieralnej plamy 🙁 Ale za wiele razem przeszłyśmy, żeby z takiego powodu się rozstawać- doszłam ozdobne guziki i noszę ją dalej z dumą 😉

booksandmovies 10 czerwca, 2014 - 1:25 am

Chyba najbardziej wyjątkowym ciuchem w mojej szafie jest sukienka, która niegdyś należała do mojej mamy. Można by rzec, że to fason dzisiaj nie modny bo z poduszkami w ramionach, jednocześnie w uniwersalnym czarnym kolorze. Kiedy przyszedł czas moich połowinek w liceum, a ja niczego ciekawego nie znalazłam w sklepach poddałam się i ubrałam tą sukienkę. Później kilka raz wykorzystałam ją jeszcze na sylwestra i nadal wisi w mojej szafie. To niesamowite, że ja i moja mama możemy nosić te same ubrania i że moda pozwala na noszenie ich w tak dużym odstępie czasu. Mam nadzieję, że moja córka (której jeszcze nie mam, ale hipotetyczna) też kiedyś założy tą sukienkę. Jeszcze większym moim zdziwieniem było kiedy w filmie 'Kogel -Mogel’ zobaczyłam Ewę Kasprzyk w identycznym modelu. To jest dopiero światowa sukienka. Chyba nie muszę mówić, że podczas połowinek koleżanki pytały mnie gdzie kupiłam sukienkę 🙂

Mania 10 czerwca, 2014 - 8:39 am

Moją ulubioną częścią garderoby jest… czapka z daszkiem. Czerwono-biała z Fredem Flinstonem 🙂 Z uwielbieniem nosiłam ją do zerówki i bawiłam się z moim kolegą Michałem. Znalazłam ją ostatnio w pawlaczu, podczas remontu mieszkania, w którym dorastałam a które teraz dostałam od moich rodziców. Remontuję je razem z Michałem, kolegą z zerówki którego pokochałam po 20 latach znajomości 🙂 Teraz ta czerwona śmieszna czapeczka czeka na nasze dziecko, żeby dalej dzielnie chronić małą główkę przed upałem 🙂

Matylda 10 czerwca, 2014 - 8:48 am

Mam takie spodnie, które według wszystkich powinny już być w koszu. Kupiłam je w Orsay jakieś 12 lat temu, są w fioletową kratkę. Już wtedy przeczyły wszelkim trendom, teraz tym bardziej. Uwielbiam je, bo przypominają o wielu niezapomnianych chwilach. Pamiętam, jak spotykaliśmy się z naszą paczką zawsze na bilardzie, graliśmy w piłkarzyki, a ja (mam kręcone włosy) spuściłam głowę na dół i zatrzepałam nimi, mój wtedy kolega a obecnie mąż powiedział: nie szczuj. Kompletnie nie zrozumiałam o co mu chodziło, wręcz myślałam, że mnie obraża, zapytałam: o co Ci q chodzi?:). Spodnie były ze mną na późniejszych randkach, z czasem przeszły na spodnie grillowe. Były ze mną w początkach ciąży, kiedy już w nic się nie mieściłam i zaraz po urodzeniu synka, kiedy jeszcze się w nic nie mieściłam. Są ze mną na wszystkich wypadach w góry, na grillach kiedy mogę sobie pozwolić na kompletny luz, miałam je na sobie jak pod gołym niebem świętowałam 30-ste urodziny wspólnie z moimi dwoma najlepszymi przyjaciółkami. Prawie całe przetrwały skoki przez ognisko, tak mi się wtedy wydawało, że skaczę ponad nim, ze zdjęć wynika, że jednak nie do końca. Nogawka podczas skoku się troszkę podpaliła:), kolejny wspomnienie na nich wyryte. Mam do nich sentyment, z radością ceruję kolejne przetarcia, za każdym razem gdy je piorę, boję się, że mogą już tego nie przetrwać. Ostatnio, podczas porządków w szafie, mąż mówi: tylko ich nie wyrzucaj! Skoro on pamięta, to znaczy, że coś w nich jest.

anielkowo 10 czerwca, 2014 - 9:06 am

To ja podzielę się historią moich najulubieńszych spodni 😉 Kremowe cygaretki z przewiewnego materiału, idealne na upały do sandałków, a w chłodniejsze dni do trampek także pasują jak ulał!
Są moim małym symbolem szczęścia 😀 bo działy się same dobre rzeczy kiedy miałam je na sobie: Przyjaciółka oznajmiła, że jest w ciąży, dostałam extra pracę jako baristka, zdałam mega trudny egzamin z Psychologii Procesów Poznawczych i doświadczyły ze mną jeszcze wiele innych małych szczęść.
Mam je od ponad roku, ale nie niszczą się wcale, jedyny minus to to, że koszmarnie się gniotą 😛
Pozdrawiam gorąco!

Magda 10 czerwca, 2014 - 9:14 am

Moim ulubionym ciuchem jest biało czerwona koszulka z napisem Polska i orzełkiem na piersi. Zawsze kibicuje w niej polskim siatkarzom 🙂

Paula 10 czerwca, 2014 - 9:49 am

Moje ulubione ciuchy to nie pamiątka czy prezent, ale ciuchy, które od niedawna dzielę razem w córką.
A może właściwie to ona widząc jakieś moje swetry czy bluzki mówi: ” musisz mi dać ten sweter/koszulę” i robi do tego maślane oczy. Dziwna sprawa bo córka ma lat 14. I w sumie nie wiem, czy wynika to z wspólnego gustu, tego, że mamy podobny rozmiar czy z tego, że ja ubieram się jak nastolatka 😉
Zresztą co za różnica :)fajnie jest mieć taka córkę.
Niestety moich spodni jeszcze długo nie ponosi bo jednak tyłeczek ma jak orzeszek 😉
pozdrawiam:)

mrt 10 czerwca, 2014 - 10:01 am

Przed napisaniem komentarza długo myślałam jaki jest mój ulubiony ciuch… I doszłam do wniosku, że go nie mam. Oczywiście zwracam uwagę na to w co ubieram się na co dzień, a w szafie mam wiele ubrań, które lubię i z którym ciężko byłoby mi się teraz rozstać. Jednak z doświadczenia wiem, że za rok lub parę lat nie będą miały one dla mnie, aż takiego znaczenia i w ich miejsce 'wskoczą’ nowe ulubione 😉 Te pewnie zostaną odłożone dla kogoś, komu mogłyby jeszcze sprawić radość( np. mojej młodszej kuzynki) zamiast gnić w szafie na najwyższej półce i stać się obiektem muzealnym:) Tudzież, tak jak moja ulubiona niegdyś koszulka z krwiożerczym królikiem zaczną pełnić rolę 'ubrań po domu’.

Świetliczka 10 czerwca, 2014 - 10:34 am

turkusowa sukienka w drobne groszki,lata 50-60 w stylu vintage 🙂
świetna na każdą okazję.. na plażę z kapeluszem, na randkę, na spacer…. i to właśnie ona towarzyszyła mojej babci podczas oficjalnych zaręczyn w dniu 18 urodzin, to ta sama sukienka była noszona przez moją mamę w pierwszych dniach ciąży kiedy to jeszcze byłam małą „marchewką”. Teraz ta sama sukienka noszona przeze mnie, zdominowała wszystkie ubrania w szafie i jest moją perełką. Ta sukienka jest dla mnie nie tylko wygodą i komfortem w noszeniu,ale przede wszystkim w niej widzę charakterek mojej babci oraz słodycz mojej mamy 🙂 .. dla mnie ma duszę i mam nadzieję, że kiedyś dostanie ją moja córka i z taką samą przyjemnością będzie miała okazję i chęć ją założyć 🙂

Aneta 10 czerwca, 2014 - 10:53 am

Ta historia na pewno będzie wydawała się banalna i głupia, ale w życiu chyba tak jest, że te wydawałoby się, że najmniej znaczące chwile, zostają nam w pamięci. Moja koleżanka organizowała imprezę urodzinową, prawdopodobnie obchodziła osiemnaste urodziny (trochę czasu już minęło, więc nie pamiętam dokładnie). Domyślałam się, że zaprosi ona także jednego swojego kolegę, w którym się zadurzyłam. Chciałam włożyć jak najwięcej starań, aby wyróżnić się od innych dziewczyn i co najważniejsze zwrócić uwagę owego chłopaka. Miesiąc przed imprezą zaczęłam przeszukiwać różne sklepy online. W końcu natrafiłam na wyjątkową sukienkę w sklepie internetowym młodych dwóch projektantek z Ameryki i do tego naprawdę tworzyły ubrania w przystępnych cenach. Zazwyczaj tak mam, że dane ubranie kupię dopiero wtedy, kiedy jestem do niego w 100% przekonana (dlatego mam tak mało sukienek w szafie ;p). Sukienka jest prosta, z krótkimi rękawkami, jest ona lekko złotawa, z tyłu jest gładka, lecz z przodu posiada koronkę z cekinami. Do tej pory nie mogę się nią przestać zachwycać i pokazywać wszystkim jaka jest piękna. Kiedy przyszłam na imprezę, okazało się, że ten chłopak jeszcze nie przyszedł, więc z każdą minutą czekałam na niego i zerkałam w stronę drzwi. Ta historia będzie bez happy endu, bo okazało się, że chłopak w ogóle nie zjawił się na tej imprezie, a ja sprowadzałam tą sukienkę specjalnie z Ameryki tylko dla niego. Lecz bardzo się cieszę, że postanowiłam kupić tą sukienkę i zawsze będę miała do niej sentyment. Kupiłam ją chyba 4 lata temu i wciąż wygląda niesamowicie, ale to chyba dlatego, że ubieram ją tylko na specjalne okazje 😉

Kasia W 10 czerwca, 2014 - 10:54 am

Moim odwiecznym i ulubionym ciuchem jest łososiowa spódnica satynowa z białą siateczką z motywem kwiatowym u dołu. Styl romantico. Dostałam ją 8 lat temu od mojej mamy na dzień dziecka:)(gdy miałam 18 lat) i jest jedyną rzeczą, o którą tak dbam i prasuję przed każdym wyjściem. Nie jest to u mnie normalne niestety:), ale wiecie – satyna. Miałam ją na wielu wspaniałych wyjazdach i wyjściach z moim chłopakiem/narzeczonym a teraz mężem i zawsze sprawia, że czuję się w niej kobieco i po prostu cudownie. Poza tym myśl, że jest od mojej mamy sprawia, że patrzę na nią z ogromnym sentymentem i byłabym rada gdyby moja córka (której jeszcze nie mam- ale planuję) mogła ją po mnie odziedziczyć:)
PS Teraz mieszkam ok 200 km od mojego rodzinnego domu i to sprawia, że człowiek dostrzega jakich ma wspaniałych rodziców, a spoglądając na takie błahe rzeczy aż się łezka czasem zakręci jak oni potrafią nas bardzo kochać i o nas dbać

Anonim 10 czerwca, 2014 - 10:55 am

Płaszcz to u mnie też „ten wyjątkowy” ciuch.
Zakupiony dokłanie w dzień zaręczyn (12.03.2004) beżowy trencz- ponad czasowy… tak jak nasza milość 😛
24 czerwca będziemy obchodzić 8 rocznicę ślubu… także ten 😉

Doriss 10 czerwca, 2014 - 11:00 am

Mój wyjątkowy ciuch to również płaszcz 😉
Zakupiony dokładnie w dzień zaręczyn (12.03.2005) ..beżowy trencz- ponadczasowy, tak jak nasza miłość 😛
25 czerwca będziemy świętować 8 rocznicę ślubu także ten 😉

Wisienka 10 czerwca, 2014 - 11:13 am

Wiedziałam, że po pięknym dniu mojego ślubu, nastąpi dzień poprawin. O ile z wyborem sukni ślubnej nie było większych problemów, o tyle sukienka na poprawiny stanowiła dla mnie spore wyzwanie. Po wielu przymiarkach z bezmiaru chaosu wyłoniła się ona… śliczna, delikatna, dopasowana sukieneczka przed kolano w obłędnym malinowym kolorze. Czułam się w niej niezwykle kobieco, elegancko, ale i nieco figlarnie, a przede wszystkim bardzo wygodnie. Radosny kolor sukienki doskonale oddawał mój ówczesny nastrój.
Najlepsze jest w niej jednak to, że ulubiona sukienka po wielkim dniu nie zawisła smętnie w szafie. Dzięki uniwersalnemu krojowi i odpowiednim dodatkom noszę ją bardzo często, na różne okazje i zawsze wyglądam (i czuje się) w niej jak milion dolarów. Z kolei dzięki dobremu gatunkowi tkaniny, z której sukienka jest wykonana, praktycznie po delikatnym praniu od razu nadaje się ona do noszenia. To tylko sukienka, ale wiążące się z nią wspomnienia i efekt jaki uzyskuję po jej założeniu sprawia, że zawsze będzie bliska mojemu sercu.

Gosia Łabisz 10 czerwca, 2014 - 11:15 am

Moim ulubionym ciuchem jest za mała dla mnie koszula w kratę. Uwielbiam nosić koszule z rozpiętymi u góry guzikami bo lubię eksponować dekolt. Może to głupie, ale nie pamiętam jakiej jest marki mimo, że dałam za nią 400 zł. Mam jednak zwyczaj odcinać wszystkie metki od ciuchów zaraz po zakupie i nie przywiązuję do marek uwagi. A kupiłam ją na pierwszym roku studiów za pierwszą pensję bo wymarzyłam sobie coś luksusowego. Ma więc już 8 lat… Mimo, że leży w szafie nadal ją kocham i pracuję intensywnie nad tym żeby w nią znowu wejść.
Zawsze prałam ją ręcznie, w moim ulubionym płynie o zapachu deszczowego lasu. W szafie ma specjalne miejsce z dala od rzeczy, które mogłyby zostawić na niej jakieś paprochy czy coś 😉
Jestem z tą koszulą związana też dlatego, że przywołuje wspomnienia. O pierwszych dniach w akademiku, zarwanych nocach przez naukę, o pierwszej miłości, imprezach i o pierwszym w życiu kacu… O niepowtarzalnym klimacie studiów, który już nigdy nie powróci …

Cholercia 10 czerwca, 2014 - 11:24 am

Moim ulubionym ubraniem jest klasyczna biała koszula. Kiedyś, lata temu nosiła ją moja mama, jakieś 9 lat temu dostałam ją ja. Nie wiem czy ta koszula ma jakieś magiczne możliwości, ale zawsze na mnie pasuje, doskonale się układa, a co najlepsze – cały czas wygląda jak nowa. Koszula ma swoje honorowe miejsce w szafie i jak tylko nie wiem co założyć to po nią sięgam. Wygląda doskonale ze zwykłymi jeansami, z elegancką spódnicą, a nawet z szortami. Oj, zdecydowanie nie wiem, co bym zrobiła bez takiej koszuli!
Pozdrawiam 🙂

Ilona 10 czerwca, 2014 - 11:27 am

Moim ulubionym ubraniem są szare ciążowe spodnie,(chociaż nienawidzę wspominać okresu ciąży,ależ to okropny dla mnie stan blle), byłam w nich na rozprawie rozwodowej moich rodziców,nie było to przyjemne,ale owe spodnie przypominają mi że koszmar mojej najdroższej mamy już się skończył 🙂

Reg 10 czerwca, 2014 - 11:30 am

Chyba najbardziej ulubione rzeczy w szafie to te z historią. To takie, które za każdym razem, kiedy wyjmowane są z półki przywołują wspomnienia. Bez zbędnego zastanowienia mogę powiedzieć, że należą do nich spodnie, które w tym roku skończyły 29 lat. Te 29 lat temu dostała je od mojego taty w prezencie mama – Levisy, kupione w Pewexie i zdobyte przy dużej walce, miały być tym idealnym prezentem dla mamy. Rzeczywiście mama wspomina zawsze, że to było to! Kolor, krój, leżały idealnie. Pewnie niecały miesiąc po otrzymanym prezencie okazało się, że mama jest w ciąży ze mną i tym sposobem spodnie z tygodnia na tydzień stawały się za małe. Przeleżały w szafie do momentu, kiedy stały się dobre na mnie – były to czasy liceum i z różnymi mniej lub bardziej kryzysowymi sytuacjami służą mi do dzisiejszego dnia, a mama gdy mnie w nich widzi, za każdym razem zaczyna opowiadać tę samą historie. Jeśli będą już na mnie za małe, postanowiłam, że też schowam je głęboko do szafy i być może będą tworzyć kolejną historię, za kolejne tyle lat;)!

Patrycja 10 czerwca, 2014 - 12:03 pm

Kilka ładnych lat temu czytałyśmy z moimi przyjaciółkami książkę „Stowarzyszenie Wędrujących Dżinsów”. Fajna historia o czterech nastolatkach, które co jakis czas wymieniają się spodniami, które o dziwo pasują na każdą z nich. Każda z nich czy ta wysoka i piękna , czy też ta mała i grubsza w spodniach czuje się świetnie, podbija świat ,a po jakiść czasie przekazuje ja dalej, by kolejna przyjaciółka mogła przeżyć w nich swoje przygody:) Banał, ale ja wraz z moimi koleżankami zapragnęłyśmy przenieść historię na nasze podwórko i kupiłyśmy „na szmatach” dżinsy. Nie pasowały na ani jedną z nas hah, ale przez pewien czas wymieniałyśmy się nimi „na szczęście” W tej chwili zalegają w mojej szafie i przypominają fajne, beztroskie chwile.

karo 10 czerwca, 2014 - 12:05 pm

Mój ulubiony ciuch … może to banalne ale była i jest nim moja suknia ślubna 🙂
Będąc małą dziewczynką oglądałam z kuzynkami finałowy odcinek „Esmeraldy” i to właśnie wtedy zakochałam się w sukni ślubnej głównej bohaterki. Podbiegłam do dziadka mówiąc, że chce taką suknię … ukochany dziadek oczywiście rzucił „Oczywiście, że Ci taką kupię”. Lata mijały a ta mała dziewczynka ciągle pamiętała o obietnicy dziadka – jakie było moje zaskoczenie gdy na rok przed planowanym ślubem usłyszałam „Czy Vera Wang może być w zamian sukni Esmeraldy?” :). W taki oto sposób dziadek spełnił marzenie małej dziewczynki a suknia pomimo, że założona tylko parę razy jest moim największym skarbem …. 🙂 Materiał sukni jest delikatny ale delikatne prasowanie parowe działa idealnie, problem jest tylko jeden – zabiera dość miejsca w szafie 😛

banana 10 czerwca, 2014 - 12:15 pm

Nie lubię trzymać w szafie ubrań w których już nie chodzę, stosuję się do zasady „nie założyłam tego przez rok- nie założę już nigdy”. A już zdecydowanie nie trzymam ubrań, których nie mogę już z różnych względów nosić….no chyba, że mówimy o sukience z Balu Gimnazjalnego. Wiąże się z nią wiele wspomnień, wiele „pierwszych razów” i to powoduje, że jest dla mnie wyjątkowa.
Żeby ją kupić pojechałam po raz pierwszy w życiu do Warszawy, to była pierwsza sukienka w czarnym kolorze, którą Tomek, mój brat zaakceptował (mam dość jasną karnację i brat uważa, że czarny podkreśla niepotrzebnie moją trupią urodę;). Na balu pierwszy taniec zatańczyłam z kolegą, który został później moim pierwszym chłopakiem (pamiętam, że powiedział mi wtedy, że fajnie mnie pierwszy raz zobaczyć w czymś innym niż glany i workowate swetry. Później pożyczyła ją ode mnie koleżanka na swój pierwszy (a jakże!;) casting w agencji modelek. Towarzyszyła też mojej siostrze w jej pierwszej podróży do USA. Pamiętam,
że później przeczytałam gdzieś wywiad z Halle Berry, w którym opowiadała, że kostium, w którym wystąpiła jako „dziewczyna Bonda” służy jej do kontrolowania rozmiaru, przymierza go co jakiś czas i gdy jest przyciasny, to dla niej sygnał że pora wrócić do intensywnych treningów. Nie musiałam długo szukać własnego odpowiednika w szafie bo pierwszeństwo miała oczywiście moja ukochana sukienka. Leżała na mnie idealnie bardzo długo, bo aż do pierwszej ciąży w wieku 25 lat. Dzisiaj jest dla mnie niesamowitą pamiątką, spoczywa na honorowym miejscu w ozdobnym pudełku. Zdecydowałam, że będzie prezentem dla córki. Oby przeżyła w niej wiele swoich „pierwszych razów” 😉

KLAUDYNA 10 czerwca, 2014 - 12:26 pm

Niepowtarzalna rzecz jaka mam w szafie to biale sztruksy mojej mamy z czasów, kiedy mnie jeszcze nawet nie było w planach:) Mimo, że przetrwały tyle lat są niemal, że w idealnym stanie. Jednak używane są sporadcznie ponieważ służą jako nasz kontroler wagi:) I mimo, że Ja zbliżam się do 30 urodzin wielkim krokami,a Moja mama dobiega 60 obie nadal możemy je założyć:) Spisują się w tej roli świetnie i oby było tak dalej 🙂

Roxanne 10 czerwca, 2014 - 12:46 pm

Najważniejszym i budzącym najwięcej wspomnień i emocji ubraniem jest moja suknia ślubna. Przypomina mi o wyjątkowych chwilach w moim życiu.
Ślub, który był zwieńczeniem naszych marzeń i ukoronowaniem naszej miłości.
W tej sukni po raz pierwszy i ostatni poczułam się jak prawdziwa księżniczka, a więc spełniło się moje dziecięce marzenie.
Podczas wesela suknia wirowała razem ze mną odzwierciedlając ekspresję szczęścia jaka mnie ogarnęła tego dnia.
Po ślubie i weselu nadszedł czas na podróż poślubną. Kierunek- gorąca, grecka wyspa Thassos. Mój mąż wpadł na pomysł, aby na wyspę zabrać suknię i smoking,
i tam zrobić sesję ślubną. Pomysł był dość szalony, gdyż nie mieliśmy fotografa, a zdjęcia planowaliśmy robić ze statywu:P
Będąc na wyspie pewnego dnia wczesnym rankiem ubraliśmy nasze stroje ślubne
i poszliśmy na plaże, aby o wschodzie słońca zrobić sobie unikatowe zdjęcia.
Jakie było nasze zdziwienie, gdy w pewnym momencie podszedł do nas mężczyzna z aparatem i zaproponował, że zrobi nam profesjonalne zdjęcia. Okazało się, że był to bułgarski fotograf, który przyszedł na plażę, aby sfotografować wschód słońca. Był równie zaskoczony całą sytuacją jak my. Po powrocie do domu nasz fotograf wywiązał się z obietnicy i przesłał nam wszystkie zdjęcia. Dzięki temu mamy piękną pamiątkę i niezwykłe wspomnienia, o których kiedyś będziemy mogli opowiedzieć naszym wnukom. Szczęście sprzyja nowożeńcom!

PS. Suknia wisi w mojej szafie, a gdy na nią spoglądam wspomnienia wracają jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki….

sylwia@87 10 czerwca, 2014 - 12:52 pm

Z wszystkich posiadanych ubrań największy sentyment mam do krótkiej, rozkloszowanej spódnicy khaki, którą kupiłam kilka lat temu na wyjazd do Neapolu i Pompejów, jeszcze wówczas z moim chłopakiem. W zestawie z czarnym topem idealnie sprawdziła się w gorącej, pełnej kurzu i spalin stolicy pizzy. Później towarzyszyła mi podczas wprawy do egzotycznych, północnych rejonów Tajlandii, gdzie pojechaliśmy już po zaręczynach, a teraz ponownie pakuję ją do plecaka, tym razem na podróż poślubną – myślę, że świetnie sprawdzi się na afrykańskim safari:) Ten jeden ciuszek to zarówno wspomnienia cudownych, pełnych przygód podróży, ale również następujących w moim życiu przełomowych zmian:P

Justine 10 czerwca, 2014 - 1:02 pm

Moim wyjątkowym strojem jest kimono + hakama, czyli… strój samuraja 🙂 Ćwiczę od 10 lat aikido i kenjutsu i wszystkie ważniejsze wydarzenia w moim życiu krążą i są w związku z treningami, występami, wyjazdami zagranicznymi, wizytą w Japonii i kojarzą mi się bezwzględnie z kimonem, w końcu to w nim jestem podczas ćwiczeń i wstępów. Raz kupione – służy mi cały czas i przywołuje mnóstwo wspomnień z ludźmi, sytuacjami, emocjami… 🙂

Nitka 10 czerwca, 2014 - 1:19 pm

Pewnie nieco infantylnie, ale co tam 😉
Moim ulubionym ciuchem jest szal na lato, który kupiłam na nadmorskich wakacjach. Gdy wróciłam do domu, zakładałam go niemalże wszędzie. Pewnego dnia wybrałam się na zwykłą przejażdżkę rowerem, jednak bł taki wiatr, że zwiało mi go z szyi. Gdy się obejrzałam, zobaczyłam pewnego rowerzystę który podniósł mój szal i podał 🙂 Tak zawiązała się znajomość, która trwa już niezmiennie od paru lat, a niedługo (już za kilka miesięcy!) zmieni się w małżeństwo.

Angela 10 czerwca, 2014 - 2:03 pm

Niecały rok temu wyszłam za mąż:) By czuć się wyjątkowo, na poprawiny postanowiłam zamiast kupić uszyć sukienkę. Sukienka pudrowo- różowa przed kolano, uszyta z więcej niż koła z halką unoszącą, odkryte plecy ze sporą sztywną kokardą z tyłu. Wyglądała zjawiskowo, a ja czułam się w niej pięknie. Nie bez znaczenia jest fakt iż moja suknia ślubna również posiadała z tyłu kokardę, ale w bardziej romantycznym wydaniu. Kokardy są moją słabością- mąż nazywa mnie kokardową damą;)

Sukienka „poprawinowa” jest najpiękniejszą sukienką jaką miałam i mam w swojej szafie. Uwiebiam wyciągać ją z szafy chociaż po to by chwilę na nią popatrzeć. Oj tak zdarza mi się to często…;) Teraz czeka na swoje drugie wielkie wyjście w rocznicę ślubu;)

ssylvvia 10 czerwca, 2014 - 2:03 pm

Rok temu robiłam przeszperki w zapomnianym zakątku szafy mojej mamy. Pośród stert prześcieradeł i starych ciążowych koszul znalazłam świetny żakiet z jej panieńskich czasów. Szary, w białe cieniutkie paseczki, taki trochę oversize. Na metce obok białej jaskółeczki widnieje napis „moda polska”, więc wiadomo skąd pochodzi. Za czasów młodości mojej mamy to było coś 🙂 Okazało się, że fason żakietu wrócił do łask. Czy polscy projektanci uwzględnili to jakieś 30 lat temu? Możliwe, bo materiał jest chyba niezniszczalny…

Znaleziony ciuch założyłam i pokazałam się w nim mamie. Oczywiście zapytała bardzo zdziwionym głosem, jak ja to mogłam na siebie włożyć (hehe obecnie mamy nieco inny gust). Nie przejęłam się tym i chodziłam w nim najpierw na rozmowy kwalifikacyjne, potem na kolejne zlecenia od pracodawców. Dokładnej początkowej historii żakietu nie znam, ale myślę, że chęć poznania jej może być świetnym pretekstem do wypicia popołudniowej kawy z mamą 🙂

Emilka 10 czerwca, 2014 - 2:09 pm

W mojej szafie wisi sporo ubrań które mają dla mnie szczególne znaczenie. Ale gdybym miała wybrać jedną, jedyna wyjątkową dla mnie rzecz byłyby to jeansy Wrangler. Kupione za pierwsze ciężko zarobione pieniądze, były spełnieniem marzeń dla licealistki (którą wtedy byłam). Idealny granatowy kolor, idealny krój i leżały tak jakbym miala wystąpić w amerykańskiej reklamie papierosów! I dzisiaj chociaż już sie w nie zapnę a obok nich leży sterta innych moje jeansy pozostana dla mnie wyjatkowym ciuchem. 🙂

Asia 10 czerwca, 2014 - 2:14 pm

Mój ulubiony ciuch to także trencz, który kupiłam w 2008 roku przed maturą. Kupiłam go za pierwsze zarobione (podczas ferii) samodzielnie wówczas dla mnie „większe” pieniądze. Kosztował całą pierwszą wypłatę. Jest dla mnie symbolem niezależności i tego, że jeśli czegoś będę bardzo chciała, to wystarczy się, że pomyślę o tym jak to zdobyć :).

Joy 10 czerwca, 2014 - 2:25 pm

Jak to mówiła Marylin Monroe, sypia ubrana w Chanel no5, moim ulubionym „ubraniem” są moje ukochane perfumy Guerlain. 🙂

Maja 10 czerwca, 2014 - 2:32 pm

Mój wyjątkowy ciuch to piękny, biały, jedwabny szlafrok po mojej mamie. Ma on już swoje lata, ale nadal wygląda świetnie! Mama opowiadała mi, jak podczas budowy naszego rodzinnego domu, na wiele lat przed moim narodzeniem, w latach 80, myśl o tym, że już coraz bliżej jest moment, w którym będzie mogła zejść ze swoich wymarzonych schodów mając na sobie ten szlafrok, pomagała jej radzić sobie z trudnościami, jakich przysparzała budowa w tamtych czasach. I chociaż względy praktyczne zwyciężyły i mama nosiła raczej ciepły szlafrok frotte, jest to ubranie, które jest dla mnie bardzo ważne. Rzadko go zakładam, w obawie, że go zniszczę, ale uwielbiam wyjmować go z szafy i po prostu patrzeć na piękne, różowe, haftowane na białym jedwabiu kwiaty.

Karola 10 czerwca, 2014 - 2:33 pm

Może się to wydać dość abstrakcyjne ale moim ulubionym ciuchem – jest ciuch nie należący do mnie. Ubrania w mojej szafie zmieniają się wraz z moim dojrzewaniem , ciągle coś kupujemy inne wyrzucamy. Stałym ubraniem w mojej szafie jest konkretnie jeansową koszulą – ale nie zwykła jeansowa koszula. Należała w latach młodości do mojego taty , ma swoją historię – mój tata ją uwielbiał,grywał w niej koncerty kiedy jako nastolatek był członkiem „miejskiego” zespołu . To lata historii , opowieści rodziców- dlaczego należy teraz do mnie ? Kiedy tata odszedł z tego świata – to jedyna poza zdjęciami rzecz która mi po nim została. Zakładam ją czasem i przypominam sobie te wszystkie historie które mi opowiadał. Dbam o nią szczególnie – abym kiedyś mogła ją pokazać moim dzieciom i podzielić się tą opowieścią. Pomyśleć , że mężczyzna tez może się przywiązać do swojej „jeansowej koszuli ”

Pozdrawiam

gabek 10 czerwca, 2014 - 2:39 pm

Moją ulubioną rzeczą w szafie jest mała czarna , którą ostatnio podarowała mi mama. Nic by w tym niezwykłego nie było, ale sukienka ta należała do mojej babci, która nosiła ją kiedy mama była dzieckiem, potem był czas kiedy właścicielką sukienki była moja mama. Teraz mam ją ja 🙂

mrt 10 czerwca, 2014 - 2:45 pm

a ja mam taki sweter..długi,intensywnie czerwony z indyjskimi odzóbkam .. nie noszę go wcale, źle się w nim czuje,wystające z niego „futerko” dodaje optycznie dobre 5 kilogramow, ale mimo to od 9 lat ciągle ma miejsce w mojej szafie i zawsze czule na niego patrzę 🙂 bo to był uroczy gest mojej kochanej siostry – w tamtym czasie nasza rodzina miała spore problemy finansowe, nowe ubrania to był rarytas, o którym nawet nie marzyłyśmy, czasem dostawałysmy jakieś fatałaszki „w spadku” od znajomych, albo sąsiadek. a Ona (wtedy miała 9 lat) za pieniądze, które dostała na gwiazdkę kupiła mi ten sweter. nie kupiła niczego dla siebie. taki znak miłości 🙂
nie pisze tego,żeby zagrać na odpowiednich strunach i zgarnąć żelazko 🙂 po prostu jak myślę o tej historii bardzo sie wzruszam i rozczulam,a to dobra okazja,żeby się nią z Wami podzielić 🙂 siostry są super!!! <3

GABIŚ 10 czerwca, 2014 - 3:11 pm

W mojej szafie jest wiele takich ubrań, które przypominają mi miłe chwile.
Mam w niej pewną tunikę. Kiedy ją zakładam to nic już więcej nie potrzebuję. Jest dzianinowa, szaro srebrna i połyskująca. Nie jest przy tym tandetna. Nie opina ciała.
Półtora roku temu założyłam ją na Wigilię. Mój Luby właśnie wtedy mi się oświadczył. Pod choinką. Myślicie, że to nic powalającego?
Oświadczyny były z zaskoczenia. W momencie kiedy kompletnie się tego nie spodziewałam. Po wakacjach na Rodos, na Teneryfie.. i innych pięknych momentach. Myślałam, że to nie nastąpi.
Pudełeczko pod choinką wskazywało na zegarek. Kiedy otworzyłam pudełeczko lekko je odrzuciłam z zaskoczenia. Potem niewiele pamiętam bo mnie zamroczyło.
Tunikę będę zawsze kojarzyć z tamtym pięknym radosnym wieczorem. Pierścionek pięknie komponował się z tuniką. Zachowam ją do końca życia.

Irka 10 czerwca, 2014 - 3:24 pm

Moją wyjątkową rzeczą w szafie jest sukienka z H&M, którą kupili mi rodzice w 2008 roku przed zakończeniem roku szkolnego. Jest ona w stylu pensjonarskim, w wąskie białe i czarne pionowe paski. Zawsze jak na nią patrzę to przypomina mi się historia jej kupna 🙂 W 2008 roku do kin wszedł film „Sierociniec”. Razem z przyjaciółką wybrałyśmy się na ten seans. Główna bohaterka miała na sobie granatową sukienkę, która bardzo mi się spodobała i nie mogłam przestać o niej myśleć. Po filmie poszłam z przyjaciółką do H&M obejrzeć ubrania, jak to nastolatki :), i dostrzegłam na wieszaku właśnie tą pasiastą sukienkę. Po powrocie do domu, powiedziałam o niej mamie, ale nie chciała mi jej kupić. Często mam tak, że jeżeli bardzo czegoś chcę i długo o tym myślę to śni mi się to i tak też było tym razem! Rano wstałam, pobiegłam do mamy, powiedziałam jej o moim śnie i jak pięknie w tej sukience wyglądałam. Mamie serce zmiękło i powiedziała, że pojedziemy obejrzeć sukienkę. Wieczorem razem z rodzicami pojechaliśmy do sklepu i zgodnie stwierdzili, że bardzo ładnie w niej wyglądam i jako, że nie była droga kupili mi ją. Przez dobrych kilka lat służyła mi jako sukienka na ważne wydarzenia, jak wręczenie dyplomów, randka z pierwszą „miłością”, ale także na co dzień bardzo dobrze się sprawowała. Obecnie od 2 lat nie miałam jej założonej, wisi na swoim wieszaku pod folią ochronną i czeka na kolejną okazję. Jest to rzecz, do której mam ogromny sentyment i nigdy jej nie wyrzucę. Jedynym jej mankamentem jest ściągany pas w tali, który powoduje marszczenie materiału, co oczywiście jest zamierzone, ale ciężko się w tym miejscu prasuje i zawsze przy tej czynności nieźle się namęczę 🙂

Maffioza 10 czerwca, 2014 - 3:32 pm

A więc moim ukochanym ciuchem jest moja sukienka z dzieciństwa. Byłam w nią ubrana na moich chrzcinach. Moja mama zostawiła ją, ale po kilku latach chciała ją wyrzucić (miałam wtedy ok. 8 lat). Nie pozwoliłam jej na to. Mam do niej wielki sentyment. Do tej pory wisi u mnie w szafie. Moje siostry też w niej były na swoich chrzcinach. Jest bardzo piękna i nie zamierzam wywalić jej nigdy. . Kto wie. . Może w przyszłości moja córka też będzie ją miała na chrzcinach? 😉

Czarna 10 czerwca, 2014 - 3:36 pm

Granatowy sweter z futrzanym kołnierzem Bershki.. Gdy go widzę przypomina mi się wieczór w pubie na imprezie firmowej.. Ja wystrojona w dżinsy i ten sweterek i On.. Mój przełożony, bardzo powściągliwy na co dzień, kierownik zmiany : ) Wtedy, przy barze powiedział, że bardzo mu się podobam i gdyby nie to, że jestem mężatką.. nie zostawiłby mnie samej nigdy nawet przez chwilę.. Odpowiedziałam, że gdyby nie to, że jestem zajęta, nie pozwoliłabym aby kiedykolwiek zniknął mi z oczu nawet na moment..

Panna Pollyanna 10 czerwca, 2014 - 3:39 pm

Jedwab, ciemny pudrowy róż, guziki pięknie schowane za plisą, bufki i dwie tasiemki z przodu wiązane w kokardę – piękna koszula, kwintesencja stylu retro. Można powiedzieć, że dostałam ją w spadku. Wanda, rocznik 1930 była właścicielką tej koszuli a także babcią mojej przyjaciółki. Kiedy zmarła rok temu po długoletniej ciężkiej chorobie pojechałam pomóc przyjaciółce sprzątać mieszkanie po Niej. Kiedy otworzyłyśmy Jej szafę, w które trzymała rzeczy z młodości, to właśnie tę koszulę zauważyłam jako pierwszą. I zakochałam się od pierwszego wejrzenia. Moja przyjaciółka bardzo cierpiała po śmierci babci i nie chciała zatrzymać żadnych Jej osobistych rzeczy poza książkami i kilkoma drobiazgami. Ja czułam, że nie mogę pozwolić odejść Wandzie i jej pięknym ubraniom – i tak ta koszula, spódnice z pięknej wełny, klipsy z perłami i kilka innych ubrań trafiło do mnie. Koszula jest piękna i niepowtarzalna – nie ma żadnej metki, więc wszystko wskazuje na to, że była szyta na miarę. Kiedy ją zakładam czuję się inaczej, wyjątkowo. Trzęsę się nad nią strasznie, bo uważam, że jest zbyt cenna, żeby ją zniszczyć. Piorę ją tylko w rękach, prasuję z drżeniem serca. I mam nadzieję, że kiedyś będzie ją nosić moja córka.

agape 10 czerwca, 2014 - 3:48 pm

wow! to chyba jedno z trudniejszych pytań na jakie kiedykolwiek odpowiadałam! mam ogromną szafę i muszę przyznać, że rzeczy które kocham i nie pozbędę się nigdy, nie udałoby się policzyć na wszystkich palcach! jestem typem zbieracza, a w zwalczeniu tego uzależnienia zdecydowanie nie pomagają coraz lepiej wyposażone lumpexy 😉
po dłuższym namyśle, zdecydowałam! moją najulubieńszą rzeczą w szafie jest letnia, maxi sukienka z river island! idealna na lato, batikowa, we wszystkich kolorach tęczy! upolowana na wyprzedaży! mam ją już 6 lat, i zawsze czuję się w niej jak milion dolarów, a wydaje mi się, że właśnie o to chodzi w ulubionych ciuchach!
była ze mną na wielu wyjazdach wakacyjnych i na super imprezie niespodziance z okazji moich 20 urodzin (3 lata temu). nie oddam jej za żadne pieniądze! nigdy!

Eliza! nie zazdroszczę Ci wyboru, bo historie dziewczyn są naprawdę odlotowe, od śmiesznych po wzruszające! super konkurs! pozdrawiam A.

Martyna 10 czerwca, 2014 - 4:51 pm

Moim ulubionym ciuchem jest bielizna, która miałam na sobie w dniu pisania egzaminu maturalnego. Oczywiście jak mówią przesądy musi być czerwona. Założona po raz pierwszy na balu maturalnym przyniosła mi ogromne szczęście nie tylko na egzaminach maturalnych, ale także na studiach. Przy każdym trudniejszym egzaminie miałam ją na sobie i oczywiście wszystkie zdane pozytywnie:) Pozdrawiam Martyna

wiktoria 10 czerwca, 2014 - 5:13 pm

Mój ulubiony ciuch? Oczywiście klasycz na mała czarna. Pamiętam jak kilka dobrych lat temu, tata wziął mnie na spacer uliczkami Krakowa, poszliśmy na gofry. To było tuż po zakończeniu roku szkolnego, wtedy w drugiej klasie gimnazjum :). Na wystawie jednego ze sklepów zobaczyłam śliczną sukienkę. Przed kolano, czarna, na grubych ramiączkach z kokardka na jednym z ramion. Ubłagałam tatę żebyśmy weszli i przymierzyli to cudo. Leżała super, tylko ta cena- 500zł, za dużo dla biednej nastolatki. Na szczęście tato- jak na dżentelmena przystało z okazji świadectwa z paskiem postanowił sprezentować mi mój wymarzony ciuch. I tak sukienka jest ze mną do dziś – niedługo minie 7 lat :)! Mam z nią piękne wspomnienia- w niej byłam na pierwszej randce z moim narzeczonym, towarzyszyła mi na studniówce, dzięki niej zdałam super maturę. Dbam o nią jak o żaden inny ciuch- piorę ręcznie i prasuje na najniższej temperaturze. Wygląda jak nowa, myślę że pozostanie ze mną jeszcze na długie lata. Warto mieć taki ciuch, mający ogromną wartość sentymentalną. Pozdrawiam!

iwonaw 10 czerwca, 2014 - 6:02 pm

moim ukochanym ciuchem jest sweter-koperta z firmy Reserved. Kupiłyśmy sobie z moją przyjaciółką takie same, w przerwie między wykładami na II roku studiów.
Wtedy wyglądałam w nim jak milion dolarów, obecnie… jak milion dolarów długu 😉 Zrobił się kusy, gdyż albowiem było to 10 lat & kilo temu 🙂
Mam go z sentymentu, moja przyjaciółka [obecnie matka chrzestna mojej córki] również.

Syśka 10 czerwca, 2014 - 6:16 pm

Moją ulubioną rzeczą jest wrzosowy sweter z motylem, wygrzebany u babci na strychu i to dosłownie! Jego historia jest wyjątkowa – nikt tak do końca nie wie, kto w tym swetrze w latach młodości chodził. Moja babcia twierdzi, że mama. Mama twierdzi, że to chyba sweter babci, lub cioci. Ciocia swetra nie poznaje. Wujek mówi że to sweter z lumpów, co ktoś kiedyś kupił i tak przeleżał lata, jeszcze za PRLu. Jest cieplutki, miły w dotyku i świetny na jesień. Uwielbiam w nim chodzić i chyba nigdy go nie wyrzucę, nawet jak się podziurawi 😀 zabieram go ze sobą dosłownie wszędzie, mimo że nie jest rozpinany, tylko „przez głowę”, ale kiedy wiem, że może być chłodno, mój „adoptowany” sweter jedzie ze mną – w torbie, plecaku, przewiązany na ramionach. 🙂 towarzysz życia 🙂

AGNES 10 czerwca, 2014 - 6:37 pm

Ani przez moment nie musiałam zastanawiać się jaka to rzecz! Od zawsze, unikalnym dla mnie ubraniem była bluzka mojej Mamy, którą nosiła jeszcze w czasach liceum – wygrzebałam na strychu! W dodatku sama ją uszyła, a maszyna na której to robiła jest u nas w domu do dziś. Dla niej za mała, a w mojej szafie to zacna perełka! W dodatku robi furorę wśród koleżanek! Moda wraca, ale bez względu na to – bluzka jest i tak ponadczasowa i może być bazą do niejednej stylizacji. Dla mnie ma szczególne znaczenie, bo w końcu tyyyyyle lat temu nosiła ją MOJA Mama! Mam do niej wielki sentyment i bardzo dbam o to, żeby jej nie zniszczyć. Ta bluzka to idealny przykład na to, że ubrania łączą pokolenie!

P.S. Aż nie chce wspominać, jakie inne „perełki” z młodości mojej Mamy pociachałyśmy razem z siostrą, żeby nasze Lale miały ładne stroje!!!

paula 10 czerwca, 2014 - 7:03 pm

Miałam dziesięć lat kiedy dostałam swoje pierwsze prawdziwe sandałki na obcasie.(centymetrowy obcasik dla małej dziewczynki to było wyzwanie)
Mama wyszukala je na strychu – proste skórzane sandały w brązowym odcieniu.
Od tamtej pory towarzyszyły mi przez całe lato. Codzienna zabawa na podwórku, cieplejsze dni w szkole, niedzielne popołudnia; dosłownie w nich zasypiałam. W nastepne lato moja stopa urosla, a ja uparlam sie by nosic je dalej. Po obcięciu zbędnych pasków zostały mi klapki w których przechodziłam kolejne lato. Niestety z nich wyrosłam i z zazdrością patrzyłam jak moja młodsza siostra śmiga w nich do kościoła 🙂

Pierwotnie sandały te przeznaczone były dla moich braci.
Moja mama kupiła je w czasach kiedy ludzie brali to co leżało na półkach sklepowych, a nie to co im się podobało. Niestety żaden z braci nie chciał nosić obuwia które ewidentnie było damskie.
Do dzisiaj z sentymentem wspominam te sandały i śmiało mogę stwierdzić, że były to najlepsze buty jakie miałam. Co roku, kiedy rozpoczyna się sezon letni mam nadzieje, że uda mi się kupić podobne, przecież stopa juz nie rośnie:-)
Gdyby nie moja „duża” stopa z pewnością przetrwały by do dzisiaj, następne 10 lat.

Magdalena 10 czerwca, 2014 - 7:09 pm

Moim ulubionym ciuchem jest sukienka od Tiffany’ego w niemodnym już kroju i niepasującym do mnie stylu retro, ale uwielbiam ją za wszystkie miłe wspomnienia. Sukienkę dorwałam (wygrzebałam) w jednym z zagranicznych lumpeksów i samo jej znalezienie dało mi strasznie dużo radości, bo była śmiesznie tania i w dodatku to była moja pierwsza 'metkowa’ rzecz. Rozpierała mnie duma, z perspektywy czasu wydaję mi się to śmieszne, ale wtedy byłam właśnie dumna jak paw 😀 W ciągu tych kilku lat żaden zakup nie sprawił mi tyle radości. Może dlatego, że tamten był taki spontaniczny i niespodziewany? Dziś pozwalam sobie na małe i duże zakupowe wyskoki, ale zawsze wracam myślami do mojej retro sukienki. Żadne markowe ciuchy nie wywołały takiego uśmiechu na twarzy. Dzisiaj nie chodzę w niej zbyt często, ewentualnie po domu, ale dumnie wisi w szafie na honorowym miejscu. Od momentu zakupu tej sukienki, moje życie obróciło się o 180 stopni w pozytywnym kierunku, albo inaczej – ten moment właśnie utożsamiam z tą sukienką. Zwykły czasowy przypadek, ale bardzo utkwił mi w pamięci… 🙂

Ulalala 10 czerwca, 2014 - 9:20 pm

Mala czarna…klasyczna, bez wyciec, dekoltu, blyskotek… To byl jeden z pierwszych dni mojej studenckiej praktyki. Wyrwana z dzinsow i wygodnych bluz postawilam na klasyke-wspomniana wyzej sukienke i klasyczne czarne szpilki. Pamietam tylko zachwycony wzrok mojego starszego kolegi i smsa napisanego chyba pod biurkiem, tak by nikt sie nie dowiedzial…klienci, ani szef…”wygladasz oszalamiajaco”…to byl poczatek pieknej historii…czy z happy endem? Nie. Zniszczyla nas codziennosc. Ale trudno zapomniec te romantyczna przygode i sukienke dzieki ktorej umowilismy sie po raz pierwszy… Dzis, po latach, blizej mi do twierdzenia Carrie z SATC, ze mala czarna przed poludniem mozesz nosic tylko gdy skonczysz za pozno impreze, albo gdy ktos skonczy ja za wczesnie( czyt.podczas pogrzebu);-) niemniej w mojej szafie zawsze wisi kilka malych czarnych, w tym ta jedna, szczegolna… Chyba wiesz co chcialabym miec na sobie gdybym przypadkiem wpadla na mojego dawnego przyjaciela;)?

Mrs Wichoorka 10 czerwca, 2014 - 11:26 pm

Nie będę ukrywać, że głównym powodem dla którego biorę udział w tymże konkursie jest chęć posiadania właśnie tego żelazka. Oprócz swoich zalet posiada ono jeszcze jedna cechę na której mi bardzo zależy. Mianowicie jego producentem jest Electrolux. Podobnie zresztą jak mojego piekarnika, pralki… Zresztą co tu wymieniać!Cały sprzęt w domu mam tej marki i jestem bardzo zadowolona. A żelazko pasowałoby idealnie do tego zestawu, bo póki co to mam takie tanie „no name”.

A mój ulubiony ciuch to sukienka, która kilka lat temu leżała w szafie mojej mamy jako zapomniany materiał. Wygrzebałam go i od razu dokładnie wiedziałam, jak będzie wyglądał po uszyciu. Sama zrobiłam projekt i wykrój, a potem sfastrygowałam sukienkę. Taką długą do ziemi. Niestety brak overlocka uniemożliwił mi jej wykończenie i sukienka wylądowała u krawcowej. Ale pomimo to uważam ją za swoje pierwsze krawieckie „dzieło”. Uwielbiam ją. Jest kolorowa, wygodna i wszyscy się nią zachwycają. Alba mną w niej 😉

K-Kwadrat 10 czerwca, 2014 - 11:40 pm

Mój niesamowity ciuch to bardzo wiekowa, czerwona, aksamitna sukienka. Mimo swojego niemodnego kształtu, falbanek dookoła ramion i spodu, czy również przesympatycznej kokardy w tali i tak zawsze ma szczególne miejsce w moim sercu. Została uszyta przez moją babcię dokładnie dwadzieścia siedem lat temu, gdy moja mama była ze mną w ciąży. Wiadome jakie wtedy były czasu – do tej pory nie mogę nadziwić się skąd one wzięły taki przepiękny kawałek materiału. Babcia, która wtedy pracowała jako krawcowa, stworzyła niesamowite arcydzieło. Do tej pory zachowały się przepiękne zdjęcia mojej mamy w tym stroju z tamtego okresu, wykonane przez mojego tatę.
Gdy się urodziłam, babcia przeszyła sukienkę z ciążowej na zwyczajną i dalej moja mama bardzo często ją miała na siebie zakładała. Jedno z moich pierwszych wspomnień, to wiosenny spacer, zielone pąki i moją piękna mamusia, ubrana właśnie w tę czerwoną sukienkę.
Obecnie sukienka należy do mnie. Zajmuje najważniejsze miejsce w mojej szafie. Zakładam ją na najważniejsze uroczystości, takie tak śluby czy chrzciny.
Mam takie jedno, małe marzenie. Chciałabym doczekać się córki i mieć możliwość zobaczenia jej uśmiechniętej twarzy, gdy ma na sobie moją ukochaną sukienkę.

Kasjopea 11 czerwca, 2014 - 9:22 am

Moim ulubionym ciuchem są koszulki mojego męża! O dziwo! Tak! W szczególności jedna zwykła czarna koszulka. Zawsze zazdrościłam facetom, ich prostoty w garderobie. Uwielbiam tą koszulkę za to, ze kiedy wracam po pracy zrzucam z siebie spódnice i bluzki zapinane na guziki, mogę wciągnąć ją po prostu przez głowę i czuć się w nich wyjątkowo! Mimo tego, że mąż nosi rozmiar L a ja xs czuje się w nich niezwykle kobieco (mam na sobie tylko to i bieliznę) ale przede wszystkim wygodnie. Uwielbiam je w szczególności kiedy mąż wyjeżdża służbowo (co zdarza się zdecydowanie za często), a kiedy mam na sobie jego koszulkę czuję jakby był tuż obok mnie! O te koszulki dbam bardziej niż o swoje własne rzeczy! Nie do pomyślenia jest dla mnie fakt aby potraktować je zbyt wysoką temperatura w pralce czy silnym detergentem, dlatego zawsze są takie przyjemne w dotyku i wygodne. Nie to co koszule i spódnice z milionami guzików, idealnie dopasowane, które tam „gryzą” tu drapią i nigdy nie leża tak jak powinny 🙂

Anonim 11 czerwca, 2014 - 9:39 am

Ja mam tylko jedną ulubioną rzecz w szafie – sukienkę, którą kupiłam w Zarze chyba w 2009 roku. Sukienka jest piękna – w kwiaty, rozkloszowana, po prostu idealna. Dlaczego jest taka ważna? Bo będąc w niej na deptaku we Władysławowie w 2010 roku podszedł do mnie, ot tak, jakiś chłopak, i powiedział, że w tej sukience wyglądam jak Calineczka. Do dziś mam uśmiech na twarzy, bo nigdy nie słyszałam tak uroczego komplementu 🙂
PS. Historia z tym chłopakiem skończyła się tak, że jesteśmy parą od 2010 roku, ponieważ okazało się, że pochodzimy z tego samego miasta 🙂
PS 2. Akurat mam tę sukienkę teraz na sobie 🙂

Ewa 11 czerwca, 2014 - 9:40 am

Ja mam tylko jedną ulubioną rzecz w szafie – sukienkę, którą kupiłam w Zarze chyba w 2009 roku. Sukienka jest piękna – w kwiaty, rozkloszowana, po prostu idealna. Dlaczego jest taka ważna? Bo będąc w niej na deptaku we Władysławowie w 2010 roku podszedł do mnie, ot tak, jakiś chłopak, i powiedział, że w tej sukience wyglądam jak Calineczka. Do dziś mam uśmiech na twarzy, bo nigdy nie słyszałam tak uroczego komplementu 🙂
PS. Historia z tym chłopakiem skończyła się tak, że jesteśmy parą od 2010 roku, ponieważ okazało się, że pochodzimy z tego samego miasta 🙂
PS 2. Akurat mam tę sukienkę teraz na sobie 🙂

sylviak 11 czerwca, 2014 - 9:46 am

KURTKA DŻINSOWA – To ona jest moją ulubioną! To ona mnie wyróżnia! To dzięki niej czuję się pewna siebie! To ona jest częścią mojej historii! Kupiona za pierwsze zarobione samodzielnie pieniądze. Choć jest już sprana i widnieją na niej lekkie przetarcia, uwielbiam ją zakładać. Towarzyszyła mi w wielu ważnych wydarzeniach w moim życiu.

Petronela 11 czerwca, 2014 - 9:52 am

Mój wyjątkowy ciuch na pierwszy rzut oka wcale nie jest wyjątkowy: szarobure coś, nie za bardzo trzyma formę, nie jest dopasowane. Ten ciuch był tylko raz ubrany, teraz leży w szafie, ale jest dla mnie wyjątkowy bo w tej koszuli urodziłam syna.

Mari 11 czerwca, 2014 - 10:15 am

Dość restrykcyjnie podchodzę do ilości ubrań, dlatego wizerunek mojej ulubionej spódnicy przechowuję już tylko w głowie. Szkoda, że nie można zamieścić zdjęć, bo zobaczyłabyś, jak była ładna. Ale do rzeczy.
Spódnicę kupiłam na czymś w rodzaju pchlego targu w Kijowie w pamiętne wakacje roku 2007. Świeciło słońce, byłam młoda i całe życie było przede mną, bo to dopiero koniec I roku studiów. Kupiłam ją za ogromną sumę 50 kopiejek, co daje nam jakieś 15 groszy i, prawdę mówiąc, było to najtańsze ubranie, jakie kiedykolwiek miałam. Spódnica idealna na wakacje z cienkiego materiału, ale z podkładką, z motywami kwiatowymi w kolorze bzu. Ściągana w pasie, więc tak naprawdę dla każdego, nie wymagająca prasowania, więc na każdą wycieczkę. Zwracająca uwagę swoją kobiecością i taka, w której idzie się na pierwsze spotkanie (jeszcze nie randkę) ze swoim przyszłym (więc już długo obecnym) mężem. Takiej spódnicy ze świeczką szukać!

Patrycja 11 czerwca, 2014 - 10:27 am

Mój ukochany ciuch, to różowy sweterek. Uwielbiam go nosić w chłodniejsze dni, zawsze jedzie ze mną na wycieczkę, ostatnio był ze mną we Wrocławiu i Krakowie. Mam nadzieję, że posłuży mi jeszcze ładnych parę lat, a jak się zniszczy to i tak go zostawię – jako wspomnienie genialnych chwil!

Sweterek ukochany
różową barwę ma,
on zawsze dopasowany –
dobrego ducha w sobie ma!
Choć ma już parę lat
w mej szafie najwięcej wart!

Nie wymienię go na inny,
bo on wspaniałym przyjacielem jest! 🙂

Karolina 11 czerwca, 2014 - 11:49 am

Mój wyjątkowy ciuch to upolowane w second-handzie jeansy. Zakochałam się w nich od pierwszego wejrzenia, naprawdę! 😀 Początkowo sądziłam, że są na mnie za małe, okazało się jednak, że leżą idealnie. Zawsze mam kłopot z doborem spodni: kiedy mają odpowiednią długość, brakuje bądź jest za dużo o te kilka centymetrów w biodrach (i odwrotnie). Wyjątkowego charakteru nadają im nawiązujące do etnicznych wzorów wyszywanki na całej długości nogawki, na zewnętrznym szwie. Kiedy je zakładam nie potrzebuję dodatkowych ozdób, ponieważ same „robią” całą stylizację: skupiają na sobie uwagę, dlatego też zakładam do nich zwykle biały, gładki t-shirt. Zajmują specjalne miejsce w mojej szafie, starannie złożone po prasowaniu :). Zabieram je na większość wyjazdów, ponieważ prócz wygody zapewniają mi oryginalny wygląd :).

Kasjopea 11 czerwca, 2014 - 12:03 pm

Moim ulubionym ciuchem są koszulki mojego męża! O dziwo! Tak! W szczególności jedna zwykła czarna koszulka. Zawsze zazdrościłam facetom, ich prostoty w garderobie. Uwielbiam tą koszulkę za to, ze kiedy wracam po pracy zrzucam z siebie spódnice i bluzki zapinane na guziki, mogę wciągnąć ją po prostu przez głowę i czuć się w nich wyjątkowo! Mimo tego, że mąż nosi rozmiar L a ja xs czuje się w nich niezwykle kobieco (mam na sobie tylko to i bieliznę) ale przede wszystkim wygodnie. Uwielbiam je w szczególności kiedy mąż wyjeżdża służbowo (co zdarza się zdecydowanie za często), a kiedy mam na sobie jego koszulkę czuję jakby był tuż obok mnie! O te koszulki dbam bardziej niż o swoje własne rzeczy! Nie do pomyślenia jest dla mnie fakt aby potraktować je zbyt wysoką temperatura w pralce czy silnym detergentem, dlatego zawsze są takie przyjemne w dotyku i wygodne. Nie to co koszule i spódnice z milionami guzików, idealnie dopasowane, które tam „gryzą” tu drapią i nigdy nie leża tak jak powinny

GOSIA 11 czerwca, 2014 - 12:34 pm

Nie mam ulubionego „ciucha”, którego dostałam w prezencie od mamy, taty, chłopaka czy innej bliskiej mi osoby. Na wszystko musiałam zapracować sobie sama i wiem, że warto, bo ubrania nie dość, że są częścią mnie samej, to do tego są jedną z moich wielkich miłości. Powyciągane śpioszki, wyblakłe kaftaniki i inne dziecięce ubranka wywołują mimowolny uśmiech na mej twarzy, bo związane są z moją historią i moim życiem. Ale historie tę znam tylko z opowieści i większy sentyment mam do rzeczy, którego kojarzą mi się z konkretnymi sytuacjami, a nie tylko zdjęciami i rodzinnymi opowieściami o przeszłości.
Do takich rzeczy należy sukienka z River Island o pięknym, głębokim odcieniu granatu. Miłość od pierwszego wejrzenia. Dwa miesiące siedziała w mojej głowie i choć miałam ją na sobie jeden jedyny raz nie żałuję żadnej wydanej na nią złotówki. Rozkloszowana, ozdabiana w tali dużą kokardą, na dekolcie granatowymi cekinami – jednym słowem zjawiskowa. Po nałożeniu jej na ciało, każda kobieta poczułaby, że z brzydkiego kaczątka zmienia się w łabędzia. Pięknie układa się w tańcu. Plus 100% dla kobiecości. Poczucie bycia „Królową Balu” gwarantowane.
Jej historia związana jest z jednym dniem, który łączy w sobie rozbawienie, szczęście i smutek. Dokładnie w takiej kolejności.
Mój partner weselny jak i wówczas życiowy postanowił, że dobierze krawat pod kolor sukienki. A, że była ona granatowa to się zgodziłam. Poprosił żebym opisała kolor, bo telefon jak zawsze w odpowiednim momencie zastrajkował , odmówił współpracy i nie chciał przesłać MMSa. Wydawało mi się, że wystarczy krótko – ciemny szafir. Naiwnością było, że zrozumie, więc chwilę później dostałam wiadomość zwrotną, że cooooooo? 😀 Poklepałam się po głowie, że to było do przewidzenia i odpisałam, że granat. Zdziwienie dopadło mnie po raz kolejny bo mój A. nie wiedział jak wygląda granat 😀 Od tamtej pory wiedziałam, że muszę używać określenia „ciemny niebieski 😀
Sukienka towarzyszyła mi w niezwykle szczęśliwym dniu. Świętowała ze mną wesele mojej kochanej przyjaciółki . A, że radość najbliższych sercu osób jest dla mnie niezwykle ważna to niby kawałek szmatki kojarzy mi się po prostu ze szczęściem.
Moje osobiste może nie trwało całą noc, bo okazało się, że mój A. nadaje się tylko na partnera weselnego, na pewno nie życiowego i moje serce zostało złamane. Jednak żadne smutki nie mogły przyćmić tego wspaniałego dnia i szczęścia Młodej Pary, dlatego i ja i sukienka, bawiłyśmy się jeszcze przed długie godziny 
Choć dziś wisi w szafie, jest trochę za mała i trochę za krótka, to na pewno ani trochę mniej piękna. Czasem lubię ją na siebie założyć mimo, że się nie dopinam  Nadal mam ogromny sentyment i cieszę się, że takie cudeńko wisi w mojej szafie. Przypomina i o tych dobrych i o tych złych chwilach, ale to w końcu moja historia i dla mnie jest wyjątkowa.

Jadviga 11 czerwca, 2014 - 2:05 pm

Mam taki ciuch….. To błękitny T-Shirt z cekinowym kotkiem, z napisem MEEOOOW… Dostałam go w 2007 roku od mojej ówczesnej miłości. Do tej pory wisi w mojej szafie, i choć w przyszły weekend WYCHODZĘ ZA MĄŻ za innego, to do tej pory przywołuje miłe wspomnienia, czas beztroski i wielkiej młodzieńczej miłości. Choć już przyciasny i drapiący, często zakładam go do spania i pozwalam sobie na nutkę sentymentu…..

Aga 11 czerwca, 2014 - 3:27 pm

Najlepszy ciuch – ” szczęśliwa koszula”. Chodziłam w niej na każdy egzamin i zdawałam.. Ktoś mi kiedyś powiedział ze wyglądam w niej jak grzeczne dobre dziecko 😉 . Czarna z białymi lamowkami. Ma chyba z 10 lat a nadal można śmiało iść w niej na egzamin i zdać;) Nadal wisi w mojej szafie

demi114 11 czerwca, 2014 - 5:49 pm

Na dzień dzisiejszy moim najulubieńszym zakupem są buty nike. Różowiutkie jak cukiereczek. Niestety szybko się brudzą i ciężko je wyczyścić. Moi znajomi wiedzą, że jak na mnie przypadkiem wdepną to już koniec. Strasznie nie lubię mieć brudnych butów szczególnie tych na które ciężko zbierałam pieniążki.

Daria 11 czerwca, 2014 - 6:24 pm

Konkurs dla mnie.
Mam pewną ukochaną jedwabną bluzkę kupioną w Massimo Dutti, świetny materiał, elegancki klasyczny krój, zawsze kiedy nie wiedziałam jaka górę założyć ratowała mnie ta właśnie bluzka. W sumie miałam ją. Bo miałam też beznadziejne, najgorsze żelazko. Podłączyłam je do prądu, dałam program silk, poczekałam i zabrałam się za prasowanie. Myślałam, że dostanę furii jak zobaczyłam przypalony materiał. Bluzka nie nadaje się do niczego, a żelazko wylądowało pod śmietnikiem. Od kilku dni jestem na etapie szukania nowego, a póki co wieszam ubrania na ramiączka żeby się wyprostowały przy suszeniu 😀

Panna Weronika 11 czerwca, 2014 - 11:09 pm

Gdy kilka lat temu postanowiła mnie odwiedzić dawna przyjaciółka jeszcze z przedszkola wybrałyśmy się na zdjęcia. Niestety jak to ja, nie miałam się w co ubrać. Na szczęście Kinga (bo tak ma na imię) wynalazła w mojej szafie koszulkę, o której istnieniu nie miałam pojęcia. Po powrocie do domu, od razu zapytałam się mojej mamy skąd mam jakże urokliwą granatową koszulkę na ramiączkach z delikatnym (niemalże niewidocznym) zdobieniem w na ramionach. Odpowiedzi, którą uzyskałam z pewnością się nie spodziewałam. Okazało się, że jest to moja sukienka sprzed kilkunastu lat. Dekolt od zawsze był duży, więc wyglądała jak koszulka w moim rozmiarze, a krój i kolor były na tyle klasyczne że w życiu nie uznałabym jej za sukienkę z dzieciństwa. Na pewno była to miła niespodzianka a koszulkę (tak właściwie to sukienkę) z wielką chęcią noszę do dziś. 🙂

Aśka 12 czerwca, 2014 - 12:04 am

Zauważyłam,że dodałam komentarz za wcześnie,ale już się poprawiam 🙂

Moim ulubionym i chyba najbardziej wyjątkowym elementem garderoby jest apaszka Hermes, która jest prawdziwym skarbem dziedziczonym z pokolenia na pokolenie wśród kobiet z mojej rodziny 🙂 dostała ją moja prababcia w prezencie ślubnym kilkadziesiąt lat temu i od tego czasu to cudo dostaje pierworodna córka 🙂 Uwielbiam ją za to, że pasuje do niezliczonej ilości stylizacji, jest przepięknie wykonana i mimo tego, że ma już tyle lat, nie straciła na intensywności kolorów, jedwab nie jest pozaciągany, wszystkie szwy trzymają się idealnie. Po praniu i prasowaniu chowam ją do oddzielnego pudełka i głęboko do szuflady 🙂 Mimo, że w mojej szafie pomieszka jeszcze tylko przez kilkanaście lat jestem szczęśliwa, że w przyszłości moja córka dostanie taki skarb,który towarzyszył wyjątkowym kobietom w wyjątkowych chwilach 🙂

Anonim 12 czerwca, 2014 - 11:34 am

Kolorowa, kwiecista sukienka mojej mamy. W dzieciństwie była dla mnie obrazem kobiecości- kiedyś ukradkiem zakładałam sukienkę mamy, stawałam przed lustrem i cieszyłam się, że jestem „dorosłą damą”. Pewnego dnia zostałam przyłapana przez mamę, a jako że i ja mama kochamy Agnieszkę Osiecką – włączyłyśmy „Damą być” i tańczyłyśmy w odświętnych sukienkach. Pamiętam ten dzień. Dziś kolorowa sukienka mojej mamy jest już moja- jest letnia, jedwabna, w kolorowe kwiaty. Dbam o nią z największą starannością- jest spakowana w etui- może to dziwne ale jej nie piorę, zachowałam zapach ulubionych perfum mojej mamy- pachną „Organzą”. Sukienka jest dla mnie troszkę za duża, ale ubieram ją często- staję przed lustrem, włączam muzykę i tańczę- wówczas czuję się nieziemsko szczęśliwa i choć mama jest daleko, to jak zatęsknię- czuję jej obecność, wiem że tańczy ze mną i cieszy się tą chwilą. PS- letnią sukienkę zakładam o różnych porach roku i dnia, zakładam ją nawet zimą- sukienka mamy rozgrzewa zapachem i porywa do tańca!

Madleneee 12 czerwca, 2014 - 1:07 pm

Moja historia jest pewnie banalna, ale od początku….

Wychowałam się w rodzinie wielodzietnej, i chodź niczego nam nie brakowało, Mama nie szalała z wydatkami. Kieszonkowego nie dostawałyśmy, ale nikt o to nie miał pretensji! Jako, że byłam najmłodsza zawsze dostawam ubrania po starszych Siostrach! Za wszystkie pieniążki otrzymane na Święta i Urodziny kupowałyśmy niezbędne ubrania. Nikt nam tego nie nakazywał, ale czułyśmy, że tak trzeba!

Kiedy poszłam do gimnazjum, znalazłam się w wieku, w którym po prostu każdy chce się podobać. Nigdy bym nie poprosiła Mamy o pieniądze jeśli nie było to coś niezbędnego, a że na wsi ciężko o dodatkową pracę dla nastolatków, postanowiłam zarobić na tym co dała nam Matka Natura. Zaraz jak rozpoczęły się wakacje zaczęłam jeźdźić na jagody! Wstawałam o 6 rano, bo było wtedy chłodniej w lesie! Bałam się jak cholera, ale okoliczne lasy znałam jak własną kieszeń, więc to dodawało mi otuchy! Udało mi sie zebrać niezłą sumkę, pomimo, że mój kręgosłup pozwalał mi tylko na 4 godziny zbierania. Po tym czasie, automatycznie nie mogłam już się schylać, ból był przenikający. Wrrr! Gdyby nie to, zapewnie byłabym dziś bogaczką z jagodowym biznesem! Czułam, że Mama była ze mnie dumna, do dziś wspomina z podziwem moje zaparcie!

Za pierwsze zarobione w życiu pieniądze kupiłam to co po prostu wpadło mi w oko i mi sie podobało, a nie jak zwykle coś co wymagało uzupełnienia w szafie! Wyjątkowa dla mnie jest w szczególności pewna sukienka, w której poznałam wtedy obecnego już Męża! Mam z nią masę wspomień, wielki sentyment i i chętnie ją zakładam jeszcze teraz.

A dziś….na jagody wybieram się tylko, żeby zrobić domowy dżem!

Jerzy 12 czerwca, 2014 - 4:24 pm

Pewnie będzie ci trudno uwierzyć, ale moją ulubioną ostatnio częścią garderoby są …skarpetki. Męskie skarpety to temat rzeka, ale nieszczególnie ciekawy, ani dla piękniejszej połowy stworzenia, (kojarzy się głównie z żartami o aseksualnym wyglądzie facetów w skarpetach), ani dla nas (nawiedzają nas koszmarach jako znienawidzony prezent świąteczny). A choć dostajemy ich tyle – 90% z nich jest słabej jakości i są po prostu nudne….

A moje skarpety są wyjątkowe! Po pierwsze, otrzymałem je od szczególnie bliskiej mi osoby i tle w zasadzie by już wystarczyło ;-).
Ale… mamy lato, a moje skarpety są jedwabne – a nie bawełniane. Są więc delikatne, przyjemne w dotyku i przewiewne, zapewniając znacznie większy komfort stopie niż zbyt ciepła bawełna czy bambus.
Po trzecie są z Savile Row, a to mówi wszystko i ich jakości. Mają piękne – niespotykane w tradycyjnej polskiej modzie męskiej kolory, fioletowy, granatowy i szary (dostałem kilka par 😉 i doceniam tę rozrzutność ;-)) w gustowne, pionowe paski.
Ponieważ darze je dużą sympatią, ubieram je na wszystkie ważniejsze wyjścia. Negocjuję w nich ważne kontrakty, zakładam na ważne wyjścia (jak ostatnie: jubileusz 15 lecia matury), czy na randki ;-). i chociaż nienawidzę prać ręcznie, te cudeńka, dostąpiły tego odpustu. Chciałbym cieszyć się nimi jak najdłużej i dalej zakładać razem z nimi dobry nastrój.

Werka 12 czerwca, 2014 - 5:47 pm

Wyjątkowe… Boże, wszystkie moje ciuchy są wyjątkowo wkurzające, gdy trzeba je prasować… Nie cierpię tego robić, a zawsze ta czynność spada na mnie. ( przypadek ? nie sądzę). No i z racji tego, że nie lubię tej czynności większość ciuchów jest przypalona. A w dodatku żelazko też woła o pomstę do nieba. Może nowe żelazko sprawi , że natchniona zacznę prasować w każdą wolną chwilę ?:D

MONIQ 12 czerwca, 2014 - 5:58 pm

Przyznaję się bez bicia! Jestem zakupoholiczką!

To fakt! Mam całe mnóswto bluzeczek, kiecek, staniczków, apaszek, szpilek, torebek i co tam jeszcze świat mody oferuje! Czasem już nawet zapominam czego jestem posiadaczką! Jednak w mojej garderobie jest jedna wyjątkowa rzecz, o której nigdy nie zapomnę.

Może nie jest to ostatni krzyk mody, może też nie jest dziełem znanego projektanta, nie pachnie nowością, a i lata swojej świetności ma już za sobą…..

Dla innych??? Zwyczajny, prosty w kolorze chabrowym materiał….

Dla mnie??? Apaszka mojej Babci!

I chodź nie ma jej już z nami, ten podarowany skrawek materiału sprawia, że cały czas pamiętam o jej kaszmirowych oczach i nadzwyczaj ciepłej osobowości!

Marcysia 12 czerwca, 2014 - 10:04 pm

Pewnie wyda się to dziwne, ale choć mam dużo nowych ciuchów w szafie, moim ulubionym jest zwykły ciemnoszary sweter. Jeszcze dziwniejsze jest, że to stary sweter mojego taty z jego kawalerskich lat:) Wcześniej chodziła w nim moja siostra, używała go bardzo długo, a następnie przejęłam go ja. Nie wiąże się z nim żadna niezwykła historia – to po prostu zwykły sweter z grubej wełny, jednak na chłodne zimowe dni jest idealny i uwielbiam siedzieć w nim wieczorami w domu lub ubierać go pod płaszcz gdziekolwiek wychodzę. Cóż, moda się zmieniła i dziś wcale nie widać, że to męski sweter. Poza tym jest kolejnym dowodem na to, że ubrania produkowane dawniej były praktycznie niezniszczalne 😉 Moja mama śmieje się, że niedługo przejdzie do historii jako rodzinna pamiątka, i tylko moja druga połówka narzeka, że „jest okropny, bo strasznie kłuje” i grozi że kiedyś,gdy nie będzie mnie w domu, w końcu go wyrzuci 🙂

MAGDA-lena 13 czerwca, 2014 - 9:39 am

(moje) CIUCHY kontra FACET

Myśląc, że pranie to żadna filozofia myliłam się bardzo, a przypadek mojego Męża jest na to swoistym dowodem. Czynność ta w jego wykonaniu wymaga jednak poważnego przeszkolenia! Zawsze kiedy tyka się pralki wychodzi z tego jakieś mniejsze lub większe nieszczęście! Uśmiercił nie jedno moje ubranie…ale mój ulubiony żakiecik w kolorze kanarkowym po prostu zamordował!

Ale od początku…

Mój Michu z reguły angażuje się w obowiązki domowe, więc pod moją nieobecność postanowił zrobić pranie! Oczywiście Michu jest zdania, że jak kupił pralkę z 1200 obrotami, to należy z tego korzystać! Na nic moje wcześniejsze tłumaczenia, że parametry ustawia się do rodzaju prania! Wziął sprawy w swoje ręce !
Jako, że nie mamy kosza na pranie [mało miejsca w łazience] wrzucam brudne ubrania do automatu i przed samym praniem segreguję! Aleeee….Dla Micha PRANIE to PRANIE….po co w ogóle ta cała segregacja! Co tam, że białe z czarnym, co tam, że bawełna z jeansami! Tiaaaaa…..Tak więc, jako że Michu nie mógł przeboleć mojego braku korzystania z wszystkich funkcji jakie fabryka dała, zrobił pranie o NAJWYŻSZYCH obrotach! No baa! Producent po coś tyloma obrotami nas przecież obdarował!

Jak to zwykle z Michem bywa i tym razem nie obyło się bez szkód…Mój fenomenalny, kanarkowy, cholernie drogi…uluuuuubiony…prawie, że nowy żakiecik jak z włoskiego żurnala – wisi sobie! Niedoprasowany…., wymiętolony…, z widocznymi wygnieceniami….chodź potraktowałam go gorącym żelazkiem i to niejednokrotnie, opiera się skutecznie, żeby nie wrócić do stanu sprzed prania! Gniewa się bardzo i nie może darować mi tego incydentu! Raczej długo mi nie wybaczy, że zostawiłam go na pastwę mojego Męża-Oprawcy!
I pomyśleć, że chciałam tylko namydlić mu zbrudzone mankiety rękawów i zrobić kąpiel ręczną…

_____________________________________________________________________________
Perypeti a`la pralka z udziałem mojego Męża było więcej….chociażby wtedy kiedy weszłam do domu…a Mąż w łazience stoi z rozbrajającym wyrazem twarzy wyjmując to kolejne ubrania z automatu….stoi z tą moją bielutką koszulą…w jakieś dziwne plamy, koloru rdzawego ni to brąz, ni to rudy!

Spokojnie pytam co włożył do pralki?
Michu: Rękawiczki
Ja: Jakie rękawiczki?
Michu: Robocze…

Tak! On na parwdę to zrobił!
To by wszystko tłumaczyło…w mig wszytsko stało się jasne: rękawiczka od smarów, olejów, i innych brudów + ubrania = katastrofa pralkowa!

Nie potrafię się na niego gniewać…bo wiem, że chciał dobrze!

Ale..

Za nieumiejętne korzystanie ze sprzętu domowego, nieumyślne uśmiercanie moich ubrań oraz narażenie wielu innych, Michu dostał dożywotni zakaz zbliżania się do pralki! Wyrok wszedł w życie natychmiastowo i nie podlega apelacji!

Ehhh Ci Faceci!

Madame Raspberry 13 czerwca, 2014 - 2:52 pm

Mój ulubiony ciuch to taki w którym właściwie nigdy się nie pokazuję.
wiem że to głupie i pełne sprzeczności ale tak właśnie jest.
Ale od początku… Więc jeśli z pośród mojej szafy miałabym wyłonić
jedną ulubioną rzecz to… stary wełniany sweter zrobiony przez moja
babcię. Nie jest on piękny, wręcz przeciwnie, bardzo już stary, zmechacony
i porozciągany. Czasem wyciągam go w chłodne zimowe wieczory. Więc
gdzie leży jego wyjątkowość? Właśnie w tym że został zrobiony przez moją babcię, która już dawno nie żyje. Nie może sprawić że będę wyglądała pięknie, nie może nawet zbytnio mnie ogrzać, za to daje mi masę wspomnień. Wsiąkło już w niego wiele moich łez, czasem zdaje mi się jakbym dzięki niemu czuła dotyk babci. Mając go na sobie staje się znów małą dziewczynką w ramionach babci…
Właśnie ta historia czyni go dla mnie tak wyjątkowym.
Uważam że jeszcze wiele ubrań trafi do mojej szafy, wiele z nich się pozbędę,
ale ten stary sweter zostanie ze mną.

Gosia 14 czerwca, 2014 - 1:41 pm

Wyjątkowy ciuch w mojej szafie? Długo nad tym myślałam, każdy jest wyjątkowy 😛 Ale jeśli miałabym wybrać jedną rzecz, to byłaby to koszulka z napisem 'I <3 Jacek' czyli z imieniem mojego chłopaka. On ma taką samą, tyle, że z moim imieniem 🙂 Jest wyjątkowa, mimo, że jest to męskie XL, i ma już prawie 3 lata, a chodzę w niej praktycznie na okrągło 😛 A jeszcze lepszy efekt jest wtedy, gdy wybieramy się gdzieś razem, zakładając te koszulki 🙂
Pozdrawiam! 🙂

Olga R. 14 czerwca, 2014 - 2:04 pm

Swoją historię zacznę od tego iż miałam najwspanialszą babcię na świecie! Była babcią o jakiej marzy każde dziecko! Była ciepła, zawsze pogodna i uśmiechnięta. Nigdy nie usłyszłam z jej ust przekleństwa czy złego słowa na kogokolwiek temat.. Jako nastolatka regularnie odwiedzałam ją w jej maleńkim domku na wsi.. Zawsze witała mnie uśmiechem i od razu zapraszała do kuchni „na coś dobrego”!

Pewnego razu kiedy żegnałam się z babcią babcia wsunęła mi coś do kieszeni.. Wyciągnęłam i spojrzałam że jest to 100zł.. Powiedziałam :”Babciu, nie trzeba..” Lecz jej kochające oczy nie przymowały odmowy, a zawsze uśmiechnięte usta powiedziały: „Kup sobie coś wyjątkowego, co będzie Ci przypominało o uroczej staruszce :)”

Po powrocie do domu zastanowiłam się co chciałabym sobie kupić i mój wybór padł na klasyczny, marynarki, biały w czarne paski top z H&M… Właśnie takiego ciuszka potrzebowała moja szafa…

Miesiąc później, pewnego zimowego popołudnia zadzwonił telefon. Przez słuchawkę mój wujek łamiącym się głosem powiedział, że babcia jedzie właśnie karetką do szpitala bo źle się poczuła.. Szybko się ubrałam i wraz z narzeczonym zajechaliśmy po moją mamę i pojechałyśmy do szpilata.. Okazało się że babcia miała lekki zawał, który z podowu jej wieku okazał się dość groźny. Chwilę później babcia leżała już na sali szpitalnej i przywitała nas szerokim uśmiechem… Jakiś czas później poszłam z moją mamą do toalety, a kiedy wróciliśmy do sali zastał nas widok którego nigdy nie zapomnę.. Mój narzeczony trzymał na swoich rękach głowę mojej babci i kazał mi biec po lekarza.. Niestety tego dnia moja babcia odeszła od nas na zawsze do lepszego świata…

Wieczorem kiedy wróciliśmy do domu, myjąc twarz wodą spojrzałam się na siebie w lustrze i dotarło do mnie że mam na sobie bluzkę do której zakupu „zachęciła” mnie babcia…

Może wyda wam się to głupie ale za każdym razem kiedy ubieram tą bluzkę czuję obecność mojej babci. Zawsze przypimina mi się jej zdanie : „Kup sobie coś wyjątkowego, co będzie Ci przypominało o uroczej staruszce” i uśmiecham się sama do siebie 🙂

Wiem że z biegiem lat moja bluzka już nie będzie tak piękna, lecz wiem na pewno że NIGDY PRZENIGDY jej nie wyrzucę, zawsze będę ją mieć bo już na zawsze kojarzyć mi się ona będzie z NAJCUDOWNIEJSZYM CZŁOWIEKIEM JAKIEGO KOLWIEK ZNAŁAM! Z zawsze uśmiechniętą i uroczą staruszką….

ciotkakrysia 14 czerwca, 2014 - 9:36 pm

Moim największym skarbem są… czerwone lakierki. Są to buty, które w prezencie na 5. urodziny podarował mi mój tata, kiedy spędzaliśmy weekend w Krakowie. Moja mama została wtedy w domu, bo była w dosyć zaawansowanej ciąży z moim młodszym bratem. Tata zabierał mnie na „palące lody” (polane spirytusem, a potem podpalone – na pięciolatce robiły ogromne wrażenie 😀 ) i całą noc jeździliśmy rikszą po krakowskim rynku – ja oczywiście cały czas w moich najpiękniejszych pod słońcem czerwonych lakierkach. To jedno z najpiękniejszych wspomnień związanych z moim tatą. Buty, owinięte w papier, leżą w pudełku na dnie szafy po dziś dzień 🙂

WENUS 15 czerwca, 2014 - 10:13 pm

Jak każda Kobieta, mam wiele wyjątkowych ubrań, których nie traktuję tylko jak kawałka materiału. Jestem drobiazgowa, zwracam uwagę na detale i często zostają mi w pamięci sytuacje związane z danym ciuchem! Za każdym kryje się jakaś historia i emocje, chociażby:
– te jeansy Lee o kolorze blue, w których poznałam obecnego już Męża
– bluzka z Micke Mouse, w której po raz pierwszy odważyłam się wejść na karuzelę – jestem pewna, że krzyczałam najgłośniej!
– morelowa sukienka, w której siedziałam na plaży w Egipcie i gapiłam się na gwiaździste niebo snując plany na przyszłość
– szalik, który osłaniał mnie na snajperach przed pustynną burzą piaskową
– biała koszula, w której poszłam na rozmowę rekrutacyjną o pracę marzeń
– granatowe spodenki, w których jeździłam na quadzie po słonecznym Rodos i zrywałam soczyste mandarynki prosto z drzewa
– top w kolorze fuksji, który miałam na sobie w dniu kiedy usłyszałam po raz pierwszy „kocham Cię”
– nowiusieńka sukienka, na którą Kelnerka wylała tłusty sos! Droga jak diabli, a nacieszyłam się nią dosłownie godzinę!
– kurtka ze skóry, zakupiona za pierwszą wypłatę
– płaszczyk, w którym przemokłam do suchej nitki….bo tego dnie nie wzięłam parasola
– komin….nie raz uratował mnie przed mrozami
– przewiewna tunika….która chroniła mnie słońcem na Rajskiej Wyspie (jak dobrze, że ją wzięłam)
– perfumy… ulubione Calvin Klein InYou2 – noszę je na sobie prawie zawsze i wszędzie
– za ciasne już spodnie, które kazały się wziąć za siebie!
– obsiurane przez mojego szczeniaczka leginsy_nowy dom to jednak stres!
– bokserka, którą założyłam pod kapok na rafting w Turcji i która mnie tak cholernie przez cały czas ziębiła!
– ulubione domowe dresy nike z neonowymi elementami, w których wypaliłam dziurę domestosem przy sprzątaniu!
– szary wełniany ciepły sweter…którym nie straszne żadne mrozy
– cekinowa kiecka, w której przetańczyłam całą dyskotekową noc – serio! Parkiet był mój 😀
– szary T-shirt, który zasmarkała mi koleżanka, bo rzucił ją facet
– koszulka adidasa kupiona za 49,99 zł (przeceniona z 149,99 zł), w której wypociłam hektolitry potu na siłowni!
– moja stara bluzka, w której z braku laku mój mąż malował mi pokój….wyglądał w niej przekomicznie….tkanina jakby miała zaraz na nim pęknąć.
– markowe palto kupione z second-handu za jedyne 8 zł!
– ulubione spodenki siostry, które usmoliłam żywicą!
– beżowy sweterek, który moja siostra postanowiła wynurkować z mojej szafy o 4 rano
– koszula mojej Mamy, którą prasowałam zacięcie, a okazało, się że te zagniecenia to tak ma być!
– stare ubrania mojej mamy, które razem z siostrą pociachałyśmy na ubranka dla naszych lalek!
– ukradziona mi z linki mega old schoolowa bluzka przywieziona przez ciocię z Londynu
– sukienka, która przesiąkła zapachem mojego Faceta….a którą potem skrycie wąchałam jak zakochana wariatka!

I mogłabym tak bez końca….jestem strasznie sentymentalna, każde ubranie ma dla mnie znaczenie 😀

Dbam zarówno o swoje ubrania, jak i wspomnienia z nimi związane! Czasem są niezapomniane, czasem najchętniej w mig bym o nich chciała zapomieć, z pewnością budziły u mnie skrajne emocje! I o to tym wszystkim chodzi!

Kinga 15 czerwca, 2014 - 10:33 pm

Mam w swojej szafie jedną wyjątkowo ważną dla mnie bluzkę. Jest to zwykła biała bokserka z H&M, ale wiąże się z nią pewna historia.
Razem z moją kuzynką pojechałyśmy nad jezioro pod namiot. Jakie było moje zdziwienie gdy na miejscu okazało, że że zamiast plecaka z ubraniami wzięłam plecak pełen książek! I to do technikum mechanicznego 🙂 Mieliśmy z bratem takie same czarne plecaki z ekoskóry 😛
Miałam więc na 5 dni jedne spodenki i jedną bluzkę i strój kąpielowy 🙂
Pech (a może szczęście )chciał, że na tym samym polu namiotowym rozbił się chłopak za którym szalałam 🙂 Aby nie zorientował się, że 5 dni jestem w tych samych ciuchach ciągle przerabiałam tę bluzkę 😛 A to doczepiłam polne kwiaty, a to przewiązałam chustą 😛 A na koniec rozerwałam ramiączka i zrobiłam amerykański dekolt 😛
Z chłopakiem jestem do dziś – mój narzeczony 🙂
Gdy mu się przyznałam do kombinowania stwierdził, że jestem megakreatywna 😛
Bluzka w szafie zostanie, choć na pewno już nigdy jej nie założę 🙂

Ania 15 czerwca, 2014 - 10:38 pm

Niektóre osoby mają ulubioną bluzę z kapturem, która chroni przed zimnem w jesienne wieczory. Inni uśmiechają się na widok skarpetek w kolorowe serduszka. Ja w pierwszej szufladzie mojej komody trzymam kolekcję ulubionej bielizny. Są figi, które kojarzą mi się z wakacjami spędzonymi pod namiotem z najlepszymi przyjaciółkami. Jest biustonosz, który zawsze na egzaminach przynosi mi szczęście. Na końcu szuflady jest też malutkie, czerwone pudełeczko. Jest w niej komplet czarnej, koronkowej, delikatnej bielizny. Założyłam ją raz. W lutym. Czekałam na niego 3 lata. Mimo tego, że niestety nie wszystkie związki na odległość zdają egzamin, to do dziś jak widzę to pudełko w szufladzie, uśmiecham się na widok wspomnień i tego jak cudownie czułam się w tej bieliźnie. 🙂

natala 15 czerwca, 2014 - 10:42 pm

Nie mam jednej ulubionej rzeczy. Wszystkie moje ciuchy są dla mnie wyjątkowe bo od dłuższego czasu staram się robić zakupy z głową. Wybieram rzeczy z których zawsze jestem zadowolona i nosze je z dumą. Przez to moja szafa raz w miesiącu przeżywa staranne przemeblowanie 🙂

Daniela 15 czerwca, 2014 - 10:42 pm

Moja szafa to jedno wielkie wspomnienie! Większość rzeczy, znoszona, czy nie znoszona ma w sobie COŚ co nie pozwala mi tego wyrzucić. Jedną z moich ulubionych ciuchowych historii jest historia najpiękniejszej na świecie sukienki, na którą polowałam kilka miesięcy. Kiedy już ją kupiłam nie mogłam się z nią rozstać. Pewnej niedzieli pojechałam w niej na spotkanie z wtedy 'byłym’ chłopakiem, któremu oczywiście musiałam udowodnić jak wiele stracił! Jego mina była bezcenna, co najlepsze niedługo później wróciliśmy do siebie. Od tego wydarzenia minęło dwa lata, zawsze będę wiedziała, że ta sukienka przyniosła mi szczęście mimo to, że… jakiś miesiąc po tamtym wydarzeniu przypaliłam ją żelazkiem centralnie na dekolcie! Sukienka jednak ciagle wisi, czasem pozwalam sobie na sentymentalne włożenie jej 'po domu’, a już teraz narzeczony śmieje się ze mnie do dzisiaj 🙂

An@Mari 15 czerwca, 2014 - 10:42 pm

Pamiętam jak dziś moją pierwszą paczkę zagraniczną od taty. Tata za pracą wyjechał do Kanady, miałam wtedy 5 lat i bardzo przeżywałam to, że nie mam obojga rodziców przy sobie. Niestety takie wtedy były czasy w Polsce…Tata przysłał mi piękne buciki – lakierki. Jakie one były cudowne. Czarne, ze skóry lakierowanej, na niewielkim obcasiku, na górze miały ozdobne kamienie i cyrkonie. Były jeszcze ciut za duże na mnie i mama nie bardzo pozwalała mi chodzić w nich. Po pierwsze z uwagi, że były na obcasie i to źle wpłynie na mój kręgosłup, po drugie że mogę zrobić sobie w nich krzywdę. Ukradkiem zakładałam je i czułam się jak księżniczka. Pokochałam moje buciki do tego stopnia, iż spałam z nimi. Nie chciałam żeby ktoś mi je zabrał. Nie spałam w nich tylko z nimi…jak z pluszowym misiem…Do dziś mam słabość do butów i bardzo dbam o wszystkie. Zawsze żałuję noszenia drogich butów czy ubrań, zakładam je na bardzo ważne okazje. Staram się wszystko dobrze przechowywać w szafie. Każdy ciuch i but ma swoje wyznaczone miejsce w moim domu.

miellonka 15 czerwca, 2014 - 10:42 pm

Moja historia? Klasyk- zasada łączenia trzech kolorów nie zostaje naruszona. Strój zarówno galowy, jak i nieformalny. Wygląda dobrze latem, jak i zimą. Gdy pojawiam się w nim w szkole czy na mieście- wzbudzam sensację. Ludzie na mnie patrzą, zdarza się, że robią nawet zdjęcia. W moim klasyku przeżyłam pierwszy wyjazd ze znajomymi, pierwsze przyjaźnie i te takie prawdziwe- na dłużej, pierwszą miłość- tę niezapomnianą do końca, smak rywalizacji i zwycięstwa, a także pokory. Jak dbam o te rzecz? To proste- piorę, potem prasuję, wieszam na wieszaku poprawiam dodatki i odwieszam na swoje stałe miejsce. Pewnie zastanawiasz się co to może być? Co łączy ze sobą tyle pozytywnych wspomnień, nadaje się na każdą porę roku i okazję. Nie, nie jest to mała czarna, a… mundur harcerski 😀 Zaskoczona? Być może, ale uwierz, że mam go kilka lat, a jest rzeczą, o którą dbam najbardziej i ma stałe miejsce nie tylko w mojej szafie, ale i w serduchu, bo dzięki niemu przeżyłam szczęśliwe chwile i odnalazłam siebie, a to najważniejsze. 🙂

KamilaKacper 15 czerwca, 2014 - 10:43 pm

Dla mnie jest i będzie to suknia ślubna,kupiona za wypłatę w mojej pierwszej poważnej pracy .Obiecałam sobie,że ma być wyjatkowa i choćby kosztowala majatek muszę ją mieć i tak też się stało odrazu wiedzialam,że to właśnie ta jedna jedyna .Czułam się w niej najpiękniejsza na świecie i chociaż w tym roku minie 3lata od naszego ślubu wciąż pamiętam zachwyt na twarzy mojego wtedy jeszcze przyszlego męża jak mnie zobaczył.Bezcenne……Żelazko mi się bardzo przyda,ponieważ najbardziej lubie prasować malutkie ciuszki mojego synka

Klaudoa 15 czerwca, 2014 - 10:46 pm

Moją ulubioną rzeczą w szafie jest spódnica w kwiaty z koła, która jest pierwszą rzeczą jaką sama uszyłam . Materiał wzięłam z jakiej wielkiej sukienki z second handu, którą kupiłam za grosze, tylko dla tego, że zakochałam się w tych pięknych kwiatach na niej. Szczęśliwa z zakupu pochwaliłam się mamie, która jest krawcową, że znalazłam cudowny materiał i ze jeszcze nie wiem, ale zamierzam coś z niego uszyć. Gdy mama usłyszała jaki mam plan, powiedziała żebym to zostawiła bo tylko zniszczę materiał, ponieważ co może sama uszyć nastolatka skoro nigdy nie trzymała igły w ręce, ponieważ zawsze wyręczała ja mama. Pomyślałam wtedy, że już czas aby mnie zawsze wyręczać i teraz zrobię to sama. Jedyne co przyszło mi na myśl to spódnica z koła, ponieważ wydawała mi się najprostsza rzeczą jak na pierwsze samodzielne szycie. Wykroiłam formę , wszyłam gumkę , ręcznie obszyłam dół , gdy moje dzieło było gotowe chciałam ją przymierzyć …… i wtedy okazała się na mnie za mała :(. Rozpaczałam, że mama miała racje, zresztą jak zwykle. Nie wiedząc co zrobić z moim dziełem poprosiłam aby przymierzyła to moja młodsza siostra. Byłam szczęśliwa ze na nią pasuje, a siostrze się tak spodobała ze chciała w niej chodzić do szkoły. Cieszyłam się, ze komuś tez podoba się ta spódnica, ale w końcu siostra z niej wyrosła a mama chciała ją wyrzucić do kosza. Ale ani ja, ani moja siostra się na to nie zgodziłyśmy. Spódnica teraz wisi w szafie i przypomina mi o tym jak zapragnęłam być krawcową . Chyba nigdy jej nie wyrzucę, a teraz czeka na to jak przymierze ją swojej córeczce i mam nadzieje, że ona zakocha sie w niej tak samo jak ja i moja siostra .

Aga 15 czerwca, 2014 - 10:49 pm

Może to się wydać dziwne, ale moim wyjątkowym ciuchem jest… pidżama w żabki. Tak naprawdę wtedy, kiedy w niej spałam, miałam najzabawniejsze sny, jak np. ten, w którym przyłapałam mojego psiaka na hazardzie, albo inny, gdzie brałam udział w muzycznym show a w jury zasiadali zawodowi kucharze. Jak się okazuje najlepsze historie wymyśla nasza wyobraźnia 🙂

dzingdzing 15 czerwca, 2014 - 10:51 pm

Przetargany prawy rękaw, 3 plamki po tłuszczu z przodu i przebarwienia od słońca na plecach – mimo to nigdy jej nie wyrzucę. Mowa o męskiej koszulce Arsenalu, którą 6 lat temu dostałam w prezencie od dziadka.
Przypomina mi ona przede wszystkim o czasach gimnazjum, kiedy to biegałam po boisku za piłką, ubrana od góry do dołu w męskie ciuchy. Korki, getry, spodenki i koszulka. Kobiecości zero, jednak szacunek wśród kumpli stu procentowy 🙂
Lata mijają nieubłaganie, z roku na rok koszulka ta (jak i cały strój piłkarski) coraz bardziej wyróżniają się na tle coraz to bardziej kobiecych i eleganckich ubrań.
Czasami kiedy przeglądam się w lustrze przed wyjściem przypominam sobie o ulubionej koszulce i uświadamiam sobie jak długą drogę przeszłam, od chłopczycy z poobijanymi kolanami i piszczelami, do kobiety. Jedyny minus to większy rozmiar i zmarszczki pod oczami 😀

dorota 15 czerwca, 2014 - 10:51 pm

Sukienke na poprawiny wlasnego slubu szukalam dlugo. Miala byc idealna jak sukienka slubna. W piatek dzien przed slubem. Wszystko zostalo zapinane na ostatni guzik ( mysle Eliza ze wiesz o czym mowie).Ostatnie sprawdzenie czy wszystko gotowe. Czy buty wyczyszczone, rajstopy bez dziurki. Ubrania domownikow wyprasowane. W tym moja sukienka piprawinowa. Wlasnie zabieralam sie za prasowanie, kiedy moja mama postanowila mnie wyreczyc. Prasowala i nagle patrze a na przodzie sukienki mam z gory na du odbity zamek. Moja mama. ( chyba ze zmeczenia) zamiast odsunac zamek z tylu sukienki albo prasowac jak zwylke sie prasuje jedna strone. Przeprasowala tak ze zamek odbil sie z przodu.sukienka nie nadawala sie na wyjscie.poszlam w innej. Ale jak zobaczylam co sie stalo tak nerwy mi puscily. Caly stres przedslubny wyplakalam do poduchy. Po czym tak mi ulzylo ze w dzien slubu i na poprawinach bawilam sie swietnie.

dorota 15 czerwca, 2014 - 10:54 pm

Sukienke na poprawiny wlasnego slubu szukalam dlugo. Miala byc idealna jak sukienka slubna. W piatek dzien przed slubem. Wszystko zostalo zapinane na ostatni guzik ( mysle Eliza ze wiesz o czym mowie).Ostatnie sprawdzenie czy wszystko gotowe. Czy buty wyczyszczone, rajstopy bez dziurki. Ubrania domownikow wyprasowane. W tym moja sukienka poprawinowa. Wlasnie zabieralam sie za prasowanie, kiedy moja mama postanowila mnie wyreczyc. Prasowala i nagle patrze a na przodzie sukienki mam z gory na du odbity zamek. Moja mama. ( chyba ze zmeczenia) zamiast odsunac zamek z tylu sukienki albo prasowac jak zwylke sie prasuje jedna strone. Przeprasowala tak ze zamek odbil sie z przodu.sukienka nie nadawala sie na wyjs

basia 15 czerwca, 2014 - 11:02 pm

Pamiętacie czasy kiedy niczego nie było w sklepach? No pewnie, że nie – jesteście za młode…
Byłam wtedy panienką. Ubrań miałam mało, większość po kuzynkach, dlatego szanowałam każdą rzecz. Pamiętam moje pierwsze Levisy, które dostałam w prezencie od mężczyzny. Tu nasuwa mi się pewien film, ale to nie te czasy Były piękne, w kolorze wanilii. Fantastycznie na mnie leżały. Ale potem jedna ciąża, druga ciąża i latka lecą. Jeansy znalazły się gdzieś w piwnicy do czasu, kiedy nie znalazła ich moja córka po kilkunastu latach. Okazało się, że nie są zniszczone a czas tylko dodał im charakteru. Dziś sama je czasem zakłada a wtedy mnie przypominają się beztroskie chwile… Nawet obecny festiwal kolorów przypieczętowała moimi spodniami. To bardzo miłe i sentymentalne.

ania 15 czerwca, 2014 - 11:04 pm

Moja rzecz nie ani droga, ani tym bardziej markowa, ani też nie wpisuje się w żadne trendy, ale bez wątpienia jest to najbardziej wyjątkowy ciuch w mojej szafie. Jest to sweter, wełniany sweter, który wiele wiele lat temu własnoręcznie wydziergała moja mama. Dbam o niego wyjątkowo, ponieważ jest to rzecz niepowtarzalna, wiem ile serca i pracy włożyła w to aby go dla mnie zrobić – i to jest właśnie w nim najcenniejsze. Mimo, że ma wiele lat, jest na mnie za wielki i wyglądam w nim bardzo niekształtnie noszę go bardzo często i nie zamieniłabym go na nawet na NIC innego, bo po prostu jest bezcenny 🙂

Ania 15 czerwca, 2014 - 11:05 pm

NADPALONA SUKIENKA

Mój ulubiony ciuch to sukienka którą kupiłam na wyjątkową galę. Tuż przed wyjściem wymagała przeprasowania, oczywiście nie przeczytałam wcześniej metki i WYPALIŁAM w niej dziurę na wysokości połowy uda.

Przez 30 sekund dopadł mi atak paniki, po czym wzięłam głęboki oddech i zabrałam się za „wypalanie” reszty. Zrobiła się z tego króciutka sukieneczka wykończona nierówno nadpalonym brzegiem, idealnie mieszcząca się w stylu destroy.

Teraz kiedy idę na imprezę i chce mieć pewność, że nikt nie będzie miał na sobie tego samego, albo zwyczajnie pochwalić się świetnymi nogami wybieram właśnie ją 🙂

Ela 15 czerwca, 2014 - 11:20 pm

Coś w tym jest że kiedy mamy coś w czym dobrze się czujemy i uważamy że dobrze wyglądamy to „to” dodaje nam pewności siebie… I tak było za każdym razem kiedy założyłam i kiedy tylko zakładam „tę” sukienkę. Urodą nie grzeszę, mój rozmiar 40 🙂 a ona dość odważnie dostosowana/dopasowana do mojej figury 😉 (co roku po zimie mierzę czy jeszcze się w nią mieszczę). Jest ze mną już kilka lat. Jest jak wisienka na torcie a przy tym nie jest krzykiem mody, nie jest mini ani nie ma głębokiego dekoltu. Skromna ale z klasą. Na co dzień i od święta ALE przeze mnie ubierana tylko w wyjątkowych sytuacjach – używam jej jak „tajnej, kobiecej broni” + koturny/szpilki (każdy facet zawiesza na mnie oko nic nie mówiąc-a kobiety… jak to kobiety zazdroszczą i też nic nie mówią 😉 ew. pytają gdzie kupiłam). Uwydatnia zalety i kryje mankamenty 😀 Moje… ołówkowe cudo z mnóstwem małych guziczków, maleńkim kołnierzykiem i króciuteńkim rękawkiem. Ehhh… mieć jeszcze jedną taką w szafie. Żeby jej nie zniszczyć wisi w szafie na honorowym wieszaczku, piorę ją ręcznie i prasuję w odpowiedniej temperaturze. PS. Myślę, że mój facet nawet nie zdaje sobie sprawy że ta sukienka była „gwoździem programu” zwrócenia jego uwagi na moją osobę-hihi. Tak sobie myślę, że nigdy jej nie sprzedam ani nie oddam ! – będę ją przechowywać dla wnuczek albo… żon wnuków haha 😉

Magda 15 czerwca, 2014 - 11:22 pm

Ulubiona rzecz? Bez wahania powiem Ci, że to jest moja szara ramoneska z New Look! A kupiłam ją właśnie za pośrednictwem Twojego bloga! Bodajże około 2 lata temu szukałam mojej wymarzonej kurtki właśnie typu „ramoneska” no i moja koleżanka wysłała mi link do Twojego bloga, gdyż wiedziała co mi się spodoba! Od razu jak zobaczyłam ten pamiętny wpis, pomyślałam: „tak to jest właśnie ta”! Poza tym byłam wtedy w Anglii, więc tam New Look jest popularną sieciówka i nie miałam problemu, żeby ją dostać, jaki miałabym u nas.. A poza tym dzięki mojej koleżance, od tamtego czasu systematycznie śledzę Twoje wpisy. I może to zabrzmi banalnie, ale właśnie z Twoim blogiem kojarzy mi się ta kurtka, którą noszę do dziś i która mimo iż mam w posiadaniu kilka innych jest moją ulubionym ciuchem! I myślę tak sobie po cichu, aby to właśnie z tą kurtką zobaczyć Twoje propozycję w kilku różnych odsłonach! Pozdrawiam 🙂

anca 15 czerwca, 2014 - 11:30 pm

Moim ulubionym ciuszkiem jest stary sweterek na guziczki, w mocno różowym kolorku, kompletnie nie w moim stylu 🙂 Sweterek został zakupiony przez moją mamę jeszcze przed moimi narodzinami – czyli ma ponad 25 lat!- w Stanach, gdzie pracowała jako gospodyni domowa dla pewnej rodziny. Sweterek ma dziurkę, po przygodzie z psami, które owa rodzina hodowała – porwały raz maminy sweter i cudem go uratowała 😀 Sweterek jest z marki Benetton – i poza wspomnianą dziurką wygląda, jakby był kupiony wczoraj. Kiedyś ubrania produkowało się na lata, a nie na sezon… Chociaż mojej mamy nie ma na świecie już półtora roku, to wydaje mi się, że sweter ciągle nią pachnie – nawet po praniu i prasowaniu. Nosze go z broszką, też po mamie – złotą literką, inicjałem jej imienia. Pięknie się razem komponują i budzą wspomnienia 🙂

Patrycja 15 czerwca, 2014 - 11:40 pm

Taka rzeczą z „historią” jest dla mnie biały top który nosze na treningi. Mimo, ze jest już dość stary to gdy tylko na niego spojrzę przypominają mi się wszystkie zabawne historie jakie zdarzyły się podczas treningów i nie potrafię zdobyć się na to by go zamienić na „nowszy model”:D To po prostu fragment historii 6 lat treningów sportów walki 😀

mimii 15 czerwca, 2014 - 11:50 pm

Wyjatkowy ciuch? Mimo, iż moja szafa jest bardzo okazała, to posiada tylko jedną sentymentalną rzecz. Jest to szara bluzka, w stylu „nietoperz” w białe cosie, trudne do nazwania. Znalazłam ją kiedyś w szafce mojej siostry, ona natomiast znalazła ją na strychu. Od razu mi wpadła w oko i moja kochana siostrzyczka podarowała mi ją. Później okazało się, że to „panieńska” bluzka mamy, kupiona jeszcze w pewexie. Uwielbiam ją za to, że była kupiona ponad 30 lat temu a jak teraz ją zakładam, słysze „OO ale super bluzka gdzie kupiłas?” a ja zawsze wszytkim twardo odpowiadam: „W pewexie” 😉

MC 15 czerwca, 2014 - 11:53 pm

Moim ukochanym ciuszkiem była bluza z misiami 😉 bez kaptura, 3 małe misie na środku. Dostałam ją w wieku 6 lat. To mój totalnie ukochany ciuszek! Teraz mam 22 i nie ma szans, że się w nią zmieszczę, ale i tak ja UWIELBIAM! <3 Dostałam ją na Boże Narodzenie. Od lat pilnuję, żeby mama jej nie wyrzuciła 🙂

Maruda 16 czerwca, 2014 - 1:17 am

Ja się nie piszę na konkurs, bo to już nie ta pora, ale jak przeczytałam jego temat, to jakoś sentymentalnie przypomniał mi się taki ciuch z historią :). Nie wiem, jak ocenić tę historię, ale dla mnie ma ogromne znaczenie i w jakimś stopniu łączy się z Twoim niedawnym wpisem o depresji.
Takim ważnym ciuchem jest dla mnie fioletowa „swetrowa” sukienka z H&M. Kupiłam ją pięć lat temu, zaraz po przeprowadzce do nowego miasta. Zaczęłam wtedy strasznie chorować, zupełnie nie wiedziałam, co się ze mną dzieje. Nie radziłam sobie ani z samotnością, ani z brakiem mieszkania (miałam strasznie mało pieniędzy, pomieszkiwałam kątem u znajomej) czy ogólnie z nową sytuacją. Lekarz „państwowy” przepisał mi mnóstwo lekarstw, ale nic sensownego nie poradził. Któregoś dnia było już tak źle, że połknęłam kilkaset tabletek – wszystko, co tylko było w domu. Koleżanka była wtedy na imprezie. Chyba dość szybko straciłam przytomność.
Obudziłam się w szpitalu po dwóch dniach. Okazało się, że koleżanka wróciła w porę, gdyż pokłóciła się z chłopakiem.
Przy wypisie do domu z magazynu dostałam właśnie tę sukienkę – zniszczoną, pewnie przez panów z karetki. Trzymam ją do dziś, bo przypomina mi nie tylko o długim i bolesnym leczeniu, ale też o tym, że z każdego dołka można wyjść i być może, jak się z niego już wychodzi, to wychodzi się nie z byle jakiego powodu, tylko po to, żeby mieć fantastyczne życie :). No i jeszcze o tym, że depresja to poważna sprawa i nie można jej ignorować. Polecam o tym pamiętać!

domi 16 czerwca, 2014 - 8:25 am

Moja ulubiona rzecza w szafie sa … body. Ale nie te dorosle, lecz dzieciece. Pierwsze body, ktore kupilam mojej coreczce. Zajmuja one szczegolne miejsce w mojej szafie, gdyz to one przypominaja mi najpiekniejsze chwile, moj Aniolek zaledwie kilku-kilkunasto dniowy i piekne rozowe body z Coccodrillo, rozmiar 56 cm :):) Maja kopertowy dekolt z falbankami, falbankowe wykonczenia rekawkow, a na srodku w szare kropeczki – serduszko 🙂 Dbam o nie, jak o drogocenny skarb. Pranie tylko reczne – teraz juz tylko dla odswiezenia. Delikatne mleczko do prania oraz plyn do plukania. Jedno body, a tyle wspomnien i pamiatka na caleee zycie 🙂

ewasbyewa 16 czerwca, 2014 - 9:09 am

Mam taką jedną rzecz, której się nigdy nie pozbędę. To śpioszki i kaftanik z truskawką, które kupiłam gdy rozbudził się we mnie instynkt macierzyński. Miałam 23 lata i studiowałam. Były tak piękne,że nie mogłam się oprzeć, Tup Tup. Mamą zostałam w wieku 27 i 35 lat i synowie byli odbierani ze szpitala w tym komplecie. Teraz leży w pudełeczku jak relikwia.

Justyna 16 czerwca, 2014 - 11:04 am

Dawno dawno temu kiedy pierwszy zobaczyłam ten konkurs pomyślałam ,, Jak dobrze, że mi się nic takiego nie przytrafiło ” I jak to pech chciał w tą piękną sobotę kiedy szykowaliśmy się z mężem na wesele prasowałam swoją fioletową cudną sukienkę z tiulowym dołem podekscytowana, że ją pierwszy raz założę, że nikt mnie jeszcze w niej nie widział nie pomyślałam o jednym – że pech prześladuje mnie od samego początku miesiąca. Niestety ustawiłam za wysoką temperaturę i żelazko dosłownie topiło mój tiulowy dół 🙁 przez pół godziny płakałam jak durna, później w pośpiechu przewracając całą szafę do góry nogami szukałam jakiejś sukienki, musiałam ubrać czarną zwykłą sukienkę w której pokazałam się mężowi i pytając jak wyglądam odparł ,, no ok ” ( nie ma jak to wsparcie ) . Tego dnia myślałam, że wyjdę z siebie i nie wrócę i do 5 kieliszka miałam taki humor, że bez kija nie podchodź, ale później bawiłam się superrrrr i zapomniałam o mojej sukience i o tym, że wyglądam bez szału 🙂

Luiza 16 czerwca, 2014 - 11:34 am

Opis mojego ukochanego ubrania nie będzie o pięknej sukni, wystrzałowej bluzce, pamiętnych spodniach, zgubionym kapeluszu, sexi mini, czy szczęśliwych szortach. Nie wiem czy ,,ta cudowna rzecz,, nadaje się na bloga o takim wysokim poziomie, przy wcześniej opisanych historiach ale jednak o niej napiszę. Moją ulubioną rzeczą jest….. koszula nocna 😉 Tak tak 😉 Koszula jest szara, bez żadnych kwiatków, nadruków, jak na koszulę jest niezwykle stylowa 😉 To właśnie w niej dowiedziałam się, że jestem w ciąży! 😉 Jako, że moje dziecko kocham najbardziej na świecie to i ta koszula stała się rzeczą absolutnie wspaniałą, pamiętną i uwielbianą. Sama właściwie nie wiem dlaczego tak oszalałam na jej punkcie, najważniejsza była wiadomość ale jednak stałam się maniaczką tej koszuli 😉 Zawsze gdy na nią patrzę przypomina mi się ta chwila i późniejsze, kiedy już mój maluszek był w domu i setki razy, wykończona, nieprzytomna ale szczęśliwa wstawałam do niego w nocy…. Od jakiegoś czasu tak często w niej nie śpię, tylko na specjalne okazje 🙂 Kiedy akurat coś mnie ,,tknie,,. Najczęściej leży pięknie złożona w szafie, uprana ( piorę ją oddzielnie, z aromatycznym płynem do płukania), uprasowana, ,,sama,, na półce i ,,pachnie,, ( dosłownie, zawsze leży przy niej jakiś zapachowy woreczek). Wspomnę, że dostałam ją od Mamy, to też ma pewne sentymentalne znaczenie 😉 Może jestem niespełna rozumu ale naprawdę ja uwielbiam i na pewno nigdy jej nie wyrzucę! 😉 Pozdrawiam serdecznie Luiza

Anonim 16 czerwca, 2014 - 3:57 pm

Zaprzyjaźniona z każdą rzeczą w szafie,
nieodzowna część mojego Ja…

Moja niewielka garderoba kryje wielki skarb.
Perełka ,lśniąco biała – codziennie czeka na mój znak.
Ukryta w zakamarkach lumpeksu osiedlowego,
niezauważalnie wisiała wśród markowych ego.
To nie wielcy projektanci ani hit modowy.
Męska, biała koszula -tylko tyle ,ciuch podstawowy.
Była na egzaminach i festiwalowych zmaganiach,
miała swój udział w ważnych spotkaniach.
Niedoceniona przez poprzednich nosicieli
ma w sobie duszę i pasję swoich stworzycieli.
Nie znam jej historii , nie znam właściciela,
wiem, że mam przy sobie wiecznego przyjaciela.
I chodź jej wiek jest mi nieznany
Narzędzia XXI wieku nadają jej fasonu damy.

Palinka 16 czerwca, 2014 - 3:57 pm

Zaprzyjaźniona z każdą rzeczą w szafie,
nieodzowna część mojego Ja…

Moja niewielka garderoba kryje wielki skarb.
Perełka ,lśniąco biała – codziennie czeka na mój znak.
Ukryta w zakamarkach lumpeksu osiedlowego,
niezauważalnie wisiała wśród markowych ego.
To nie wielcy projektanci ani hit modowy.
Męska, biała koszula -tylko tyle ,ciuch podstawowy.
Była na egzaminach i festiwalowych zmaganiach,
miała swój udział w ważnych spotkaniach.
Niedoceniona przez poprzednich nosicieli
ma w sobie duszę i pasję swoich stworzycieli.
Nie znam jej historii , nie znam właściciela,
wiem, że mam przy sobie wiecznego przyjaciela.
I chodź jej wiek jest mi nieznany
Narzędzia XXI wieku nadają jej fasonu damy.

Anonim 16 czerwca, 2014 - 8:13 pm

moje ulubione ciuchy to takie, które się nie gniotą, ponieważ nie mam na stancji dobrego żelazka, które by je porządnie wyprasowało ;p

Oleszka 16 czerwca, 2014 - 8:15 pm

ulubione ciuchy to takie, które się nie gniotą, ponieważ nie mam na stacji dobrego żelazka, które mogłoby je porządnie wyprasować 😉

domina 16 czerwca, 2014 - 11:46 pm

Pierwsze o czym pomyślałam widząc ten post to.. suknia ślubna MOJEJ MAMY! 🙂 jak oglądam suknie ślubne, te skromniejsze w salonach w Warszawie mam wrażenie, że gdzieś już taką widziałam, piękna, prosta, delikatna z subtelną koronką, ale do rzeczy.. moja babcia chomikuje na strychu suknie ślubne.. mojej mamy, ciotek… już jako mała dziewczynka sypałam kwiatkami podczas procesji na Boże Ciało.. no i kiedy już wyrosłam z alby komunijnej powstał problem, a kolejne sypanie kwiatkow juz za pasem. Wtedy babcia wczłapała się na strych, zdjęła sukienkę mamy, przerobiła ją w sam raz na moje 136 cm 😉 i dumnie pomaszerowałam w niej do kościoła pare dni pozniej 😉 babcia uratowała sytuację, a sukienkę do dziś trzymam w szafie na honorowym miejscu 😉

Agata 21 czerwca, 2014 - 10:14 am

Kiedy pojawią się wyniki konkursu?

Comments are closed.