Historia małego fajtera

przez Eliza Wydrych

Dokładnie pięć miesięcy temu i zupełnym przypadkiem trafił do nas Rocky. Czteromiesięczny pies w typie bulgoda francuskiego. Stowarzyszenie Adopcje Buldożków uratowało go z pseudohodowli. Uratowało jego i 7 innych buldogów. Psy były zaniedbane, przetrzymywane w komórkach. Nie sprzedały się z powodu widocznych wad genetycznych i zaniedbań. 

Nie planowaliśmy drugiego psa, to po prostu się stało. Nie było innej możliwości, nie oddalibyśmy Rocky’ego. Kiedy przywieźliśmy go do domu daliśmy mu ogromną miskę pysznego jedzenia i patrzyliśmy z jak ogromnym apetytem zajada. Z powodu rozszczepionego podniebienia jedzenie wylatywało mu noskiem. Był zdystansowany, kiedy próbowaliśmy go pogłaskać kulił się albo uciekał, bał się wyciągniętej w jego kierunku ręki. Dało nam to do zrozumienia, że do tej pory „człowiek” nie traktował go zbyt przyjaźnie… Co noc śniły mu się koszmary, bo budził się wystraszony i szczekał. Szybko go wtedy przytulaliśmy i mówiliśmy do niego ciepłą barwą głosu. W końcu mu to minęło.

Rocky pierwszy dzień w naszym domu

Rocky pierwszy dzień w naszym domu

Kiedy zawieźliśmy go do weterynarza okazało się, że prócz rozszczepionego podniebienia ma też  przewlekłe zapalenie oskrzeli. Mały kaszlał, smarkał i właściwie co 5 min przecieraliśmy mu nos by umożliwić mu normalne oddychanie. W planach była operacja podniebienia, ale najpierw trzeba było wyleczyć oskrzela. Roks przez okres dwóch tygodni dostawał zastrzyki. Jeden rano, drugi wieczorem. Lecznica na Stefczyka stała się jego drugim domem. Był mega dzielny i ani razu nie zapiszczał. Mały już tyle w życiu przeżył, że kolejny zastrzyk właściwie nie robił różnicy. Weterynarz był zdumiony, że mimo rozszczepu przeżył do 5 miesiąca. Takie psiaki zwykle dławią się mlekiem matki i umierają.

Rocky robił takie oczy za każdym razem kiedy próbował czegoś nowego: jabłka, gruszki, arbuza, szybkę itd..

Rocky robił takie oczy za każdym razem kiedy próbował czegoś nowego: jabłka, gruszki, arbuza, szynki itd..

Kiedy podleczyliśmy oskrzela umówiliśmy się na operację. Cieszyliśmy się, bo wiedzieliśmy, że ułatwi mu to życie i że spożywanie posiłków nie będzie już problematyczne. Z powodu rozszczepienia jedzenie wylatywało mu noskiem, ale też trafiało do płuc, co powodowało stan zapalny. Dzień operacji był chyba najgorszym dniem w moim życiu. Rano zawieźliśmy Roksa do lecznicy i wróciliśmy do domu. Po kilku godzinach dostaliśmy telefon od chirurga. Powiedział, że rozszczep jest ogromny, że on sam nigdy  takiego nie widział i nie operował. Dawał dosłownie kilka procent, na to, że operacja się uda. Szanse były niewielkie, ale mieliśmy nadzieje. Godziny się dłużyły, a my nie mogliśmy sobie znaleźć miejsca. W końcu mąż pojechał do lecznicy żeby zobaczyć jak wygląda sytuacja. Operacja zakończyła się sukcesem, a on mógł zobaczyć jak mały Rocky leży w klatce ze specjalną rurką, która umożliwiała podawanie pożywienia. Powiedziano nam, że kolejne godziny będą decydujące. Jeśli nie pojawi się obrzęk, mały będzie miał szanse na przeżycie. Rocky był w lecznicy przez 7 dni. Odwiedzaliśmy go, przytulaliśmy i nie mogliśmy się doczekać kiedy wróci do domu.

Rocky po udanej operacji

Rocky po udanej operacji

Dziś mija pięć miesięcy odkąd jest z nami. Jest szczęśliwym, przecudownym, zdrowym psem. Udało się go uratować, mimo niewielkich szans. Wiecie, widzę sporą różnicę w charakterze obu naszych psów. Rocky nie jest tak pewny siebie, wciąż jest zdystansowany zwłaszcza w stosunku do obcych ludzi i nie jest tak ufny jak Rambo. Widać za to ogromną wdzięczność w jego oczach, widać szczęście kiedy mówi się do niego miłym głosem, daje się mu ogromną michę jedzenia i kiedy się go przytula. A przylepą jest ogromną, ukochał sobie zwłaszcza mojego męża, czego mu strasznie zazdroszczę. Mały jest niezwykle grzeczny i błyskawicznie się uczy. Wyobraźcie sobie, że gdy Rambo szczeka na odkurzacz, Rocky go podgryza, bo wie, że tak nie wolno. Kiedy sobie pomyślę ile to maleństwo przeżyło w swoim życiu jestem z niego tak strasznie dumna, że wyrósł na tak mądrego psa. Wszystkie lęki i fobie poszły w niepamięć.

Zdrowy Rocky

Zdrowy Rocky

Wyciągnęłam wiele lekcji z tej historii i mam nadzieje, że Wy też. Kupno psa z pseudohodowli to wspieranie okrucieństwa. Rocky i pozostałe buldożki były niepotrzebnymi odpadami. Nikt ich nie chciał bo nie były idealne. Każdy kto kupuje psa z pseudohodowli przyczynia się do tego bestialskiego procederu, wspiera go! Tam nikt nie martwi się o stan zdrowia psów. Nikogo nie obchodzi, że psy są chore, zarobaczone, że coś je boli i że cierpią. Druga rzecz, to adopcja. Nigdy nie skrytykuję ludzi, którzy kupują psy z rodowodem, w renomowanych hodowlach. Nie zgadzam się z osobami, które to negują. Adopcja jest za to piękną alternatywą. Daje mnóstwo satysfakcji. Taki pies odwzajemnia miłość kilka razy mocniej niż psiak, który od małego miał wszystko. Docenia to, że daliśmy mu nowy dom. Przekonuję się o tym każdego dnia.

PS. Jeśli planujecie kupno buldożka, koniecznie sprawdźcie czy to rasa dla Was, a jeśli Wy też chcecie w jakiś sposób pomóc, niekoniecznie adoptując psa rzućcie okiem tutaj.

ZOBACZ TAKŻE

59 komentarzy

Dnk 12 lipca, 2014 - 8:20 pm

Eliza, jesteś wielka 🙂

Pati 12 lipca, 2014 - 8:22 pm

Nie bez powodu nadano mu takie imię. Piękna historia 🙂

Ania 12 lipca, 2014 - 8:26 pm

Kurcze kobieto, ty sobie nawet nie wyobrażasz jak wielką inspiracją jesteś dla swoich czytelniczek. Po całym dniu zmartwień i nerwów mam okazję wejść do twojego świata i odnaleźć radość i wiarę w drugiego człowieka. Mam nadzieję, że kiedyś spotkam Cię na ulicy i pogratuluję osobiście. I przytulę. Tak po prostu.
W imieniu wiernych czytelniczek dziękuję Ci z całego serca.

Eliza Wydrych Strzelecka 12 lipca, 2014 - 8:27 pm

awww <3

Ania 12 lipca, 2014 - 11:36 pm

Ojj Ania, moja imienniczko, jaką Ty masz racje! Wracasz z pracy, głowa Cie boli, jutro czeka Cie 11h pracy, jakoś wcale na nic nie masz siły… a tu czytasz posta Elizy i dociera do Ciebie, że są wspaniali ludzie na tym świecie, i że w sumie sama nie jesteś nikim bo obok Ciebie też leży zwinięte w kłębek przygarnięte psie życie 🙂 I dostajesz kopa bo skoro człowiek może tak dużo… to dlaczego nie mógłby więcej 😉 Tak Eliza! Dziękujemy! A psiaki masz po prostu booossssskie !!! Moje Sonia chyba straciłaby dla nich głowę bo ubóstwia bulgożki :)))

Magda 12 lipca, 2014 - 8:26 pm

Eliza, masz w sobie tyle miłości 🙂 Nie myśleliście czasem o bobasku? 🙂

Judyta 12 lipca, 2014 - 11:49 pm

a tak skorzystam z okazji i zapytam, dlaczego niektórzy sądzą, że zasadne jest pytanie innych ludzi o to, czy (lub kiedy w końcu) będą mieli dzieci? Jak będą chcieli i się zdecydują, to z pewnością się dowiecie. Warto czasem ugryźć się w język, bo może prawda jest taka, że ktoś chce, ale nie może mieć dzieci i niekoniecznie chce wszystkim o tym opowiadać? A nawet, jeśli może, to nie musi się tłumaczyć, czy chce sobie zrobić dziecko za rok, za 5 lat, czy wcale.

Aga 12 lipca, 2014 - 8:26 pm

Piekny tekst! Biedaczek dużo musiał przejść, ale dobrze, że trafił na Wasza rodzinke:) pozdrawiam!

Angelika 12 lipca, 2014 - 8:27 pm

Kocham zwierzaki jak Ty, Elizka. Wiem, co przeżywałaś. Ja miałam jednego pieska, miał 12 lat i musieliśmy go uśpić, już dwa lata minęły, a czasem jeszcze zdarza mi się uronić łezkę z tęsknoty za psem. Pies to też członek rodziny.

Otwarta na świat 12 lipca, 2014 - 8:29 pm

Cudowna historia, chwytająca za serce. Wspaniale, że Rocky przezwyciężył wszystkie trudności, że znalazł u Was nowy dom i jest bratem dla Rambo.
A co do wpisu: podpisuję się pod nim obiema rękami!

karola 12 lipca, 2014 - 8:42 pm

Szacun 🙂 śliczne pieski masz 🙂

ola 12 lipca, 2014 - 9:20 pm

ludzie potrafią być potworami 🙁

ElPrzemeQ 12 lipca, 2014 - 9:38 pm

Szacunek Elizqa!! Oczka mi sie zaszklily!!

Pozdrawiam Cieplutko!!

pola :-) 12 lipca, 2014 - 9:45 pm

Jesteście wspaniałymi ludźmi 🙂

Nieznajoma 12 lipca, 2014 - 9:47 pm

Popłakałam się… Pomijając, że świetny wpis, to przede wszystkim poruszający bardzo ważną kwestię. Moja ciocia w Holandii właśnie z takiej pseudo hodowli kupiła pinczerka miniaturkę i tak samo było z nią bardzo, bardzo źle. Ale na szczęście udało się ją uratować, oczywiście tak samo wiele godzin spędzone u weterynarza. Niestety jakaś choroba pozostała nieuleczalna, jednak może z nią żyć. Popieram również adoptowanie zwierząt. Ja niedawno zaadoptowałam kota, którego również uratowaliśmy od śmierci. Całe święta wielkanocne spędzone u weterynarza przez kotka po 8h dziennie pod kroplówką.
Ciesze się, że z Rockym wszystko w porządku! I tak jak napisała niżej Ania, naprawdę jesteś inspiracją i wzorem, który warto naśladować. Pozdrawiam 😉

Od zera do rentiera 12 lipca, 2014 - 9:59 pm

Wspaniała historia, aż się popłakałam 🙂

Patrycja MM 12 lipca, 2014 - 10:10 pm

Mam podobną sytuację z dwoma kotami. Pierwsza była kotka, która przez rok była panią domu, a po tym czasie któregoś dnia przygarnełam kotka zaniedbanego z jakiegoś magazynu, który był cały brudny, podrapany i płochy. Od razu dostał miskę jedzenia i nie mógł przestać jeść! Było z nim sporo problemów, bo mały miał problemy z oddawaniem moczu, ropiejące oczka i bał się ludzi, a szczególnie kotki z którą zamieszkał. Dziś, po 2 latach jest on moją kochaną przylepą, „gada” ze mną po swojemu, tuli się jak dziecko i jest taki wdzięczny, że aż bierze wzruszenie! Dogadali się z kocicą i są kumplami, razem kombinują jakby tu coś zbroić 😀

Beata Rzepka 12 lipca, 2014 - 10:16 pm

Piękny i wzruszający post…

Olga 12 lipca, 2014 - 10:51 pm

Zazwyczaj właśnie takie maleńkie osóbki jak Ty mają tak ogromne serce! 🙂 jesteś fantastyczna!!!! 🙂

Asieńka 12 lipca, 2014 - 10:52 pm

Eliza jak czytam takie historie to aż łzy cisną się same do oczu. Moja historia z psiakiem jest troszkę inna, bo właściciele porzucili psa w typie Weścika, którego udało nam się uratować. Ale w żadnym przypadku nie jestem w stanie zrozumieć dlaczego ludzie traktują psy jak przedmioty.

Marta M. 12 lipca, 2014 - 11:25 pm

Jak czytam posty o Rocky’m to przypomina mi się kiedyś usłyszany cytat, że jeśli ktoś kocha zwierzęta, to musi być dobrym człowiekiem. Jestem pełna podziwu za to co zrobiliście dla tego psiaka 🙂 A Rocky da Wam na pewno jeszcze wiele radości 🙂

aga 12 lipca, 2014 - 11:54 pm

ta historia to wyciskacz łez! płakam, też mam dwa psiaki, kocham je ponad wszystko!

Aggie 12 lipca, 2014 - 11:57 pm

Po historii Rockiego długo szukałam porządnego hodowcy by kupić psa z dobrej hodowli. Przekonałam się że o takiego wcale nie jest łatwo. A pseudo hodowli jest całe mnóstwo! Od ponad 3 tygodni mam małą goldenkę, która jest pupilką całej rodziny. Wcześniej próbowaliśmy adopcji psa dorosłego z przytuliska. Niestety okazuje się że tu także mogą człowieka oszukać. Adoptowaliśmy psa o odmiennym charakterze od tego jaki został nam opisany. Pies (a był to duży pies) okazał się nieobliczalny. Mieliśmy z jego powodu mnóstwo kłopotów. Tak więc nie zawsze jest tak że pies adoptowany odwdzięczy się większą miłością niż ten kupiony.
Niemniej cieszę się ogromnie że historia Rockiego tak dobrze się skończyła

Ala 13 lipca, 2014 - 10:56 am

Nad każdym psem da się popracować:) Potrzeba czasu i motywacji, a tej niestety często u ludzi, którzy zdecydowali się na adopcję, brakuje. Odkąd pamiętam moja rodzina zajmowała się niechcianymi zwierzakami, przeważnie tymi w wieku od 5 lat w górę. Raz trafił się osobnik spokojny, innym razem diabeł wcielony:) Wszystkie wymagały resocjalizacji, jednak to nie jest tak, że psa ze schroniska da się zmienić w zupełnie innego. Można u niego wyzbyć się pewnych negatywnych zachowań, aby obu stronom żyło się lepiej.
Raz trafiłam na niezłego agresora, który potrafił nie raz ugryźć. Nie zbliżał się do ludzi, nie ufał im. Swoje przeszedł. Dla mnie widok jak spokojnie podchodzi do miski, albo leży na posłaniu, już był sukcesem. Chodził za mną krok w krok, okazując wierność i przywiązanie, odnalazł spokój i szczęście i to było najważniejsze, a nie to, żeby mieć psa do przytulania itp.
Pies jak człowiek, każdy inny, ale warto im pomagać, tak jak ludziom.
Dlatego jestem fanką adopcji, a nie kupowania.

Agata 13 lipca, 2014 - 12:14 am

Tak pięknie to napisałaś, że się wzruszyłam!

D. 13 lipca, 2014 - 3:10 pm

Fajnie, że zaznaczyłaś, iż kupowanie psa z dobrej hodowli zrzeszonej w ZKwP to równie dobra droga, co adopcja – mam wrażenie, że ostatnio właściciele rasowych psów są „pod kreską” i społeczeństwo oczekuje od nich, że wręcz powinni się wstydzić tego, że posiadają rodowodowe zwierzaki. Tymczasem, trzeba pamiętać, że pies to towarzysz na wiele lat i aby zarówno człowiek jak i futrzak byli zadowoleni ze wspólnego życia, powinni być do siebie dobrze dobrani. Adopcja nie jest dla każdego, tak samo, jak nie dla każdego jest konkretna rasa, czy zabawa w wystawy.
Pozdrawiam i przesyłam głaski dla Twoich psiaków.

kamson 13 lipca, 2014 - 4:04 pm

Bardzo poruszająca historia. Masz naprawdę wielkie serce Elizo. Pozdrawiam

chili 13 lipca, 2014 - 4:27 pm

Eliza, macie z Mateuszem ogromne serducha i życzę Wam aby tak już zostało na zawsze. to dobro do Was wróci, ba, już wraca jak patrzycie na zadowolonego rockiego:)

ps. wczoraj z przyszłym mężem oglądaliśmy Twoje posty z ostatniego urlopu i cieszę się ogromnie, bo tylko utwierdziliśmy się w przekonaniu, że chcemy wybrać tamte rejony na podróż poślubną:) już się nie mogę doczekać mimo, że to dopiero za rok lub dwa 😉

Eliza Wydrych Strzelecka 13 lipca, 2014 - 4:42 pm

Będziecie zachwyceni! 🙂

Peony 13 lipca, 2014 - 7:58 pm

Bardzo się wzruszyłam czytając wpis. Chciałam przygarnąć drugiego pieska z schroniska, jednak moja Amber jest bardzo zazdrosna i wstrzymałam się z decyzją. Elizo, jak zachowywał się Rambo? Był zazdrosny o Roksa?

Eliza Wydrych Strzelecka 13 lipca, 2014 - 8:39 pm

Od razu go zaakceptował. Teraz są jak bracia, jeden za drugim tęskni, potrafią bawić się godzinami i spać na sobie. JEdzą sobie z miski, nie mają z tym problemu. Problematyczna jest za to kość/kurze łapki/wszelkie tego typu gryzaki. Rambo wtedy próbuje małemu ukraść jego gryzaka i groźnie warczy. Dlatego im tego w ogóle nie dajemy, chyba, że są osobno

Anonim 13 lipca, 2014 - 8:45 pm

To mój pierwszy komentarz na jakimikolwiek blogu ale musiałam – Popłakałam sie ale nie ze smutku a ze wzruszenia:) oby więcej było ludzi, którzy pomagają zwierzętom z takim zaangażowaniem i miłością, dzięki Eliza, ze dajesz pozytywny przykład:) pozdrawiam z Kielc- Ola

Eliza Wydrych Strzelecka 13 lipca, 2014 - 9:52 pm

<3

Magda 13 lipca, 2014 - 9:34 pm

Popłakałam się 🙂

Kaśka 13 lipca, 2014 - 11:26 pm

Dzięki Tobie trafiłam na Adopcje Buldożków na FB…codziennie czytam historie tych biednych psiaków i w głowie mi się nie mieści, jak okrutni potrafią być ludzie. Uwielbiam psy bez względu na rasę i posiadanie ( lub nie ) rodowodu ale niestety przyznaję, że kupując psa nie wykazałam się tak ogromnym sercem jak Ty…Mam doga de bordeaux. Ta rasa była moim marzeniem jeszcze z czasów dzieciństwa. Jako totalny laik zaczęłam od odwiedzania hodowli…niestety większość zrobiła na mnie negatywne wrażenie. To jest mój pierwszy pies ale to nie „wytrawni” hodowcy pomogli mi podjąć decyzję. Dlaczego ? Bo żaden z nich nie zapytał o warunki w jakich pies będzie mieszkał, nie opowiadał o charakterze tej rasy, o tym jakie problemy ze zdrowiem te pieski mogą mieć. Ważne było, czy kupię za zaproponowaną cenę. ŻENADA. Na szczęście okazało się, że koleżanka moich znajomych ma suczkę DDB i planuje jej ciążę :-). Od razu się z Nią skontaktowałam i przegadałyśmy dłuuuuuugie godziny o tym, czy to rasa dla mnie. W efekcie kupiłam jedynego PSA z miotu – był taki samotny wśród 5 małych suczek…:-))). Nie ma rodowodu ale jest najkochańszy na świecie. I kupując go byłam przekonana, że dam radę z tymi 70 kilogramami miłości.
Czytając Twojego bloga coraz częściej myślę o tym, że w przyszłości adoptuję pieska. Ale moim zdaniem adopcja jest dla kogoś, kto ma lub miał już wcześniej psa. Bo tylko wtedy ma się świadomość jakie obowiązki, odpowiedzialność i ograniczenia wiążą się z posiadaniem czworonożnego przyjaciela. Ja pewne kwestie wyobrażałam sobie inaczej…np. wakacje. Nie sądziłam, że pokocham psa do tego stopnia, że nie ma opcji wyjazdu bez Niego. Nigdy Go nie zostawiłam u znajomych czy w hotelu. Nawet jak jadę w delegację i zostawiam Go z Mężem i Synem to i tak ciągle o Nim myślę – chociaż wiem, że troszczą się o Niego bardzo.
Czytałam Twoją historię i jedna sprawa budzi moje obawy…operacja, oczekiwanie czy przeżyje…jak sobie z tym poradziłaś ? Bo dla mnie najgorszą kwestią w posiadaniu zwierzaka jest to, że On odejdzie przede mną. Nie wyobrażam sobie tej chwili a niestety myślę o tym bo akurat dogi de bordeaux nie są rasą długowieczną. Mój ma już 4,5 roku ( jak to szybko minęło…) a z tych co znam to najdłużej żył 10 lat i 10 dni.
Zaglądam na Twojego bloga kilka razy w tygodniu. Nie po to, żeby poczytać o kosmetykach czy torebkach…żeby poczytać o Twojej miłości do psów…:-)
Pozdrawiam serdecznie Twoje dwa cudowne psiaczki 🙂
Kaśka

Eliza Wydrych Strzelecka 13 lipca, 2014 - 11:38 pm

Jak sobie radziłam? Dzień operacji był najgorszym dniem w moim życiu, chyba nigdy nie wypłakałam tylu łez. Raz telefon, że jest tragicznie i ze pies w każdej chwili może umrzeć, później godziny czekania na wieści. W głowie kłębiło sie milion złych myśli. Rocky był u nas 2 tygodnie, ale tak go pokochaliśmy, że nie wyobrażaliśmy sobie, że może do nas nie wrócić. Masakra.

Każdy kolejny dzień po operacji był niewiadomą, bo Rocky mógł w każdej chwili umrzeć. Wystarczyło, żeby kichnął. Rurka wypadłaby mu z nosa, a kolejnej narkozy w takim stanie by nie przeżył. Na szczęście wszystko się udało <3

Kaśka 14 lipca, 2014 - 12:08 am

Teraz to ja się poryczałam…Ale bardzo się cieszę, że wszystko się dobrze skończyło i jesteście szczęśliwi razem z Rockym :-).
Jestem przekonana, że też kiedyś uratuję chociaż jednego buldożka i obiecuję, że będziesz pierwszą osobą, która się o tym dowie :-).
Pozdrawiam Ja i mój najukochańszy pies Rysiek 🙂

girlonthebridge 14 lipca, 2014 - 12:11 am

Wiem co czujesz, mam 3 koty z ulicy i psiaka ze schroniska, poprzednie 2 psiaki miałam z ulicy (jeden już starszy, wielki, polujący…) to prawda, uratowanie życia daje kopa, że można wiele. Całego świata się nie zmieni ale można zmienić świat dla tej jednej istotki. Każda interwencja i ratowanie to morze wylanych łez ale satysfakcja po jest ogromna. Pamiętam jak dziś jak trafiłam z jedną sunią do weta, który załamał ręce i mówił, że się nie da. Psiak kilka tygodni później biegał jak nówka sztuka. Warto :)!

kashienka 14 lipca, 2014 - 2:15 am

Awww, łzy popłynęły. Kocham zwierzęta, zwłaszcza psy i nie wyobrażam sobie jak można je skrzywdzić. Jesteś świetną osobą Eliza! Podziwiam Cię za to co zrobiłaś i robisz dla tego małego łobuziaka:)

saherb 14 lipca, 2014 - 6:56 am

Psy się ratuje, a jeśli chodzi o „wadliwe” dziecko, to się go zabija przed urodzeniem…

Kropka 14 lipca, 2014 - 9:48 am

To zależy od ludzi jakbyś nie zauważył/a..

mjbutik.pl/blog/ 14 lipca, 2014 - 9:56 am

normalnie popłakałam sie czytając ten wpis. przypomniała nam sie walka o życie naszej Kairki (owczarek niemiecki) i te okrutne, dłużące sie godziny w trakcie operacji. patyk wbił jej się w krtań, a jego odłamki były wszędzie nawet w główce, to było straszne, ale na szczescie wszystko się dobrze skończyło. ciesze sie też z twojego maluszka, jest słodki. pozdrawiam

http://newlookstyleblog.blogspot.com/ 14 lipca, 2014 - 10:40 am

Piękne zdjęcia a pieski słodziaki!!!

Justyna 14 lipca, 2014 - 12:59 pm

Zagladam na Twojego bloga juz od dluzszego czasu, jednak nigdy nic tu nie napisalam.teraz jednakze czuje taka potrzebe i musze napisac, co mysle. Jestes niezmiernie pozytywna i ciepla osoba, bije od Ciebie dobro na kilometr. Widac, ze kochasz to, co robisz i jestes na idealnym miejscu. Twoje wpisy nigdy nie sa nudne, potrafisz ciekawie i madrze pisac. Doceniam tez Twoja szczerosc, nie kryjesz sie z tym, ze zarabiasz na blogu ladne pieniadze. Naleza sie one Tobie w stu procentach. A ta historia z Rockym to dobry material na ksiazke. 😉 Masz ogromne serce, widac, jaki Rocky jest u Was szczesliwy. Dziekuje Ci za to, ze zmieniasz ten swiat na lepsze, ludzie widza, jak postepujesz i biora z Ciebie przyklad. Ja tez zalozylam bloga, z czystej pasji i zajmuje sie tym, co lubie. Dopiero zaczynam, wiec nie ma w sumie, o czym pisac, ale mam nadzieje, ze moj blog choc w kilku procentach bedzie kiedys tak dobry jak Twoj. Pozdrawiam Cie i sciskam bardzo mocno, nie zmieniaj sie, Elizo, bo jestes swietna dziewczyna, w tym podlym dzisiejszym swiecie trudno byloby znalezc kogos tak dobrego jak Ty. Rocky mial ogromne szczescie, ze trafil na Was. Buziaki dla niego i dla Rambo. 😉

Eliza Wydrych Strzelecka 14 lipca, 2014 - 1:32 pm

<3

Isabel 14 lipca, 2014 - 4:25 pm

DOBRE RADY OD PSÓW DLA LUDZI :
1. Doceniaj radość zwykłego spaceru
2. Ruszaj się i baw każdego dnia
3. Bądź lojalny, ufny i łatwo wybaczaj
4. Zawsze pij dużo wody
5. Podążaj za instynktem
6. Drąż tak długo, aż znajdziesz to co kochasz
7. Akceptu wszystkie dary od losu z wdzięcznością
8. Kochaj bezwarunkowo

;D

Kasia 14 lipca, 2014 - 4:28 pm

Eliza,

mam pytanko, z kim zostawiłaś pieski, jak byłaś na wakacjach i jak to zniosły?

Kasia

Eliza Wydrych Strzelecka 14 lipca, 2014 - 4:31 pm

U rodziców. Super to zniosły, nie mają problemu z zostawaniem u „dziadków”. Tam mają istny raj 🙂

Wiola 14 lipca, 2014 - 5:07 pm

Ja mam yorka, ale tyle co on przezyl operacji i chorob w swoim 4-letnim życiu to szok. Dużo osób mówilo po co Ci taki pies, tak choruje, tyle pieniędzy itd ale nie zaluje na niego nic, kocham go i jego uśmiechnięta mordka jak wracam do domu i poranne przytulaski są bezcenne !!!!! Jest mega inteligentnym psem, cudownym, wspaniałym i jest w naszej rodzinie oczkiem w głowie 🙂

Stomil1945 14 lipca, 2014 - 5:22 pm

chylę czoła. piękny gest. oby więcej takich ludzi na świecie 🙂

Agt 14 lipca, 2014 - 11:56 pm

Jesteś dobrą osobą

Uroczo 15 lipca, 2014 - 3:49 pm

Śliczne mają mordki te pieski, takiego pieszczocha mieć to coś wspaniałego.

Omka 15 lipca, 2014 - 8:35 pm

Eliza, to chyba tak jest, że przygarnięte psy najbardziej przywiązują się do tych, co opiekowali się nimi w chorobie. Naszą przybłędą opiekowała się mama, bo tylko jej stalowe nerwy były w stanie znieść żałosne piski i skomlenia przy zmianie opatrunków brudnego szkieletu znalezionego pewnego dnia na kupie kompostu. Psica nie tylko nie próbowała się wyrywać, ale pokochała ją całym sercem- na nasz widok się cieszy, ale na jej szaleje z radości. Jeśli tylko jest na podwórku waruje przy niej i nie daje się odciągnąć nawet pałeczką do czyszczenia zębów 🙂

weronika | mavelo 17 lipca, 2014 - 8:18 am

Z wielkim zainteresowaniem śledzę losy Twoich psiaków. Sama też mam 2 psie urwisy 🙂 Ze schroniska – niechciane przez innych bo na swój sposób „wadliwe”. I mam ogromną słabość do psów. Początkowo myślałam, że 2 psy w mieszkaniu to absurd, ale teraz widzę, że nie ma z tym żadnego problemu 🙂 No i jeszcze do tej wesołej gromady mamy kotkę. I nie wyobrażam sobie mieszkać bez zwierząt 🙂

Monika 21 lipca, 2014 - 8:06 pm

Elizka!! Ujełaś mnie za serducho 🙂 Jestem mega psiarą i takie historie po prostu składają mnie :)) Jesteś wielka!!! Oby więcej takich ludków.

PS: A pseudohodowców powiesiłabym za… nie powiem co. Bydło, a nie ludzie!

Anonim 30 lipca, 2014 - 9:30 pm

Aleeee jestem Piekny 😉 Sliczne chlopaki

Panczenka 8 sierpnia, 2014 - 2:27 pm

Też ma dwa adoptowane pieski. Dwie suczki West Highland white terrier. Jedna z nich jest u nas od września 2013 roku i dalej ma traumę po poprzednim właścicielu.

ania_om 22 sierpnia, 2014 - 10:15 pm

A mi jak zwykle przy czytaniu historii z psami łezka zakręciła się w oku. Sama mam dwie buldożki z SAB-u. Rita – jest z nami od szczeniaka – bardzo charakterna dziewczynka (ma problemy z agresją lękową) i Lea – oddana przez właścicieli z powodu lęku separacyjnego. Moje kochane dziewczynki – dużo by opowiadać – sama zresztą wiesz… Nasze kochane bulwy 🙂

musical25 16 kwietnia, 2015 - 4:50 pm

To co się teraz dzieje w „hodowlach” to coś okropnego. A może tak było zawsze tylko nie było nagłośnienia? Moje pieski to ważna część mojego życia i nie potrafię zrozumieć jak ludzie potrafią być tak okrutni. To wspaniałe, że uratowała Pani chociaż jednego zwierzaka!

Comments are closed.