„Biorę się za siebie od stycznia, nowy rok nowa ja, od jutra dieta” te hasła są nam wszystkim dobrze znane. Wymagamy od siebie diametralnej zmiany diety i nawyków wraz z początkiem nowego roku. To nic, że w grudniu opychaliśmy się pierogami, świątecznymi ciastami i noworocznymi przekąskami. W styczniu chcemy się drastycznie od tego odciąć. Niczym za dotknięciem magicznej różdżki.
Niewyobrażalnie trudno jest obudzić się po sylwestrze i znaleźć w sobie siłę, energię i motywację do takich wielkich zmian. Ciężko jest trzymać dietę, kiedy w lodówce czeka sylwestrowa sałatka i bajecznie pyszne banoffee. Nie jest łatwo wstawać wczesnym rankiem by zrobić trening. Nie każdy z nas dysponuje tak ogromną dawką motywacji i energii by odciąć się od tego co było i zacząć działać, teraz, zaraz! I właśnie dla takich osób jest dzisiejszy wpis.
Nowy rok – stara ja
Drugiego stycznia wstałam o haniebnie późnej godzinie. Nie usłyszłam żadnego z pięciu alarmów ustawionych w telefonie. Podniosłam się z łóżka o 11. „Gdzie ta nowa ja?!” – pomyślałam. „Przecież ten dzień jest już stracony! Miałam wstać o 7, zrobić trening, zjeść zdrowe śniadanie i ugotować kilka posiłków na następne dni. Nie mam już na to czasu! A wpisy? Przecież miałam zaplanować wpisy na cały styczeń, przygotować raporty ze statystykami, odpisać na zaległe maile. Już dziś tego wszystkiego nie ogarnę. Jestem beznadziejna”. Spędziłam ten dzień na podjadaniu pozostałości po sylwestrowych przekąskach i na oglądaniu seriali. Kolejny dzień był podobny. Moje poczucie beznadziei potęgowały wpisy osób, które obnosiły się ze noworocznymi postanowieniami, wrzucały selfie z siłowni czy zdjęcia zdrowych posiłków. „Czemu ja tak nie mogę?! Co ze mną jest nie tak?!” – wzdychałam biorąc do ust kolejny kęs Banoffee (lepiej nie klikajcie w ten przepis).
Byłam sfrustrowana i nie mogłam pozbyć się poczucia klęski. Zasypiałam z ogromnymi oczekiwaniami względem siebie i budziłam z poczuciem beznadziei. I w końcu do mnie dotarło…
Presja
To ta wszechobecna presja, która wymusza na nas zmiany. To przez nią chodzimy sfrustrowani i jesteśmy z siebie wiecznie niezadowoleni. Ona zabiera nam radość z życia, deprecjonuje każdą zrobiona rzecz, wymaga od nas więcej, częściej i lepiej!
Przecież na wyrobienie nawyków potrzeba czasu, dlaczego wymagamy od siebie niemożliwego już w pierwszych dniach/tygodniach nowego roku? Dlaczego nie rozłożymy tego w czasie, nie poczekamy na swój moment? Dlaczego dajemy się porwać temu wszechobecnemu naciskowi i presji?
Pisze ten tekst siedząc w warszawskiej kawiarni. Obok mnie dwóch panów w garniturach. Są mniej więcej w moim wieku. Jeden pyta drugiego – „jak zdrowie?” Drugi odpowiada, ze świetnie, „A jak samopoczucie?” – „Beznadziejnie, ale to zawsze tak w styczniu”. Przecież ten biedny styczeń nie jest niczemu winny. To ta presja i konieczność bycia lepszą wersja siebie sprawia, ze ten miesiąc zamienia się w jakiś koszmar. Jesteśmy z siebie wiecznie niezadowoleni, wymagamy od siebie więcej i więcej! Przestańmy żyć pod presja, przestańmy zasypiać z ogromem oczekiwań i budzić się z poczuciem klęski. Dlaczego przed drobne potknięcie skreślamy dzień i uznajemy go za przegrany? Czy naprawdę musimy zrealizować wszystkie punkty z listy by odetchnąć z ulgą i zasnąć w spokoju? Nie da się tak na dłuższą metę, to nie jest dobre dla naszego zdrowia psychicznego. Przestańmy być dla siebie tacy wymagający!
Kiedy to wszystko do mnie dotarło zrobiłam sobie jeszcze dwa dni wolnego. Miałam za nic noworoczne postanowienia, treningi czy dietę. Zrozumiałam, ze nic nie muszę, ze jeśli czegoś dziś nie zrobię to świat się nie zawali, ze mam przed sobą nie tylko cały rok ale i cale życie. Co z tego, że wstałam o 10 zamiast o 7. Co z tego, że nie zrealizowałam wszystkich rzeczy z listy?! Przestałam się obwiniać i frustrować. Po prostu wy-lu-zo-wa-łam!
Ochota na treningi i gotowanie przyszła sama. Z dnia na dzień. Zupełnie tego nie planowałam. Idąc za ciosem rozpoczęłam Insanity, 9 tygodniowy program treningowy, który w tamtym roku zagwarantował mi życiowa formę i piękna sylwetkę. Moje efekty insanity po 4 tygodniach.
Znowu wpadłam w wir gotowania i pieczenia zdrowych wegańskich pyszności. Robię to wszystko bo chce, a nie dlatego ze musze, że tak trzeba, ze styczeń, że nowa ja. Ta „drobna” zmiana w moim podejściu zaowocowała niesamowita energia do działania! Zrzuciłam z siebie to okropne poczucie winy, a frustracja odeszła w niepamięć.
Wiecie co, po prostu wyluzujmy! W końcu mamy jeszcze 356 dni na podbój świata, a jeśli nie zrobimy tego w tym roku to w następnym! Całe życie przed nami 🙂
34 komentarze
W tym roku stuknie mi 30 ? To może wydać się komuś głupie, ale zawsze nie mogłam się doczekać właśnie tej ,,magicznej 30″ ? Żyłam w przekonaniu, że kobiety w tym wieku to spełnione zawodowo i prywatnie kobiety, znające swoją wartość. I wiecie co? Wsumie za wiele się nie myliłam. Pierwszy raz nie zrobiłam listy postanowień typu: schudne 5kg, zacznę biegać 4x w tygodniu, zdrowa dieta itp. Na dzień dzisiejszy wiem, że i bez tego Ziemia dalej będzie się kręcić i nie ma co popadać w całą tą paranoje. Zrobiłam za to listę rzeczy, które chce zrobić w tym roku typu: wybrać się na wystawę Leonarda da Vinci w EC1, pójść na masaż gorącą czekoladą itp Rzeczy do zrobienia dla ciała i umysłu. To dużo fajniejsze niż ta cała presja otoczenia na ,,Nowy rok- nowa ja”. Wkońcu lubię siebie więc po co mi ta ,,nowa ja” ? Najwidoczniej z wiekiem człowiek uświadamia sobie co jest w życiu ważne i ważniejsze. Dzięki Eliza za ten post. Pozdrawiam z Łodzi.
Marta dzięki za ten komentarz, to będzie piękny przykład dla innych <3
Marta, a wiesz, że w EC1 otwarli jakoś przedwczoraj Centrum Nauki i Techniki i też można zwiedzać. @_@ Tak czy inaczej wszystkiego dobrego!
___
Też bardzo na dzień dzisiejszy podoba mi się upływ czasu bardziej niż stresuje. Im dalej, tym mądrzejsza jestem, życiowo i zawodowo, mniej głupich rzeczy robię, świadomiej dbam o siebie.
Również dzięki za dobry wpis na bloga!
Masz racje, nie ma sensu narzucać sobie sztuczny rygor w momencie spadku formy albo gorszego nastroju. Nie musimy być perfekcyjne bo takie przekonanie w dłuższym okresie czasu może prowadzić do depresji.
Więcej dystansu do siebie, szeroki uśmiech i świat zaraz będzie piękniejszy.
Piękne słowa!!!!
Elizka, czekamy na kolejny vege jadłospis! Sczególnie na dania obiadowe – odklikuję stories na Instagramie jak gotujesz, ale pomocny byłby gotowy przepis żeby to odtworzyć 🙂 Też nie jestem nastawiona na „nową siebie” w 2018, ale chciałam trochę poeksperymentować z dietą warzywną dla zdrowia i żeby na sobie przetestować, czy faktycznie dostrzegę jakąś różnicę.
Niedługo będzie jadłospis! ❤❤
wiadomo, że nawyk kształtuje się dopiero po około 20 powtórzeniach. Więc nie możemy oczekiwać, że w pierwszym tygodniu stycznia już 'złapiemy bakcyla’ i od tej pory będziemy fit and healthy. Poza tym, nie wszystko jest dla wszystkich, sama mówiłaś, że póki co jedynie trampoliny Ci się nie znudziły. Dlatego w duchu tego twojego posta również nie robię wielkich postanowień. Owszem, chciałabym regularniej jeść i trenować, ale to nie znaczy, że od razu odmówię sobie ptasiego mleczka do kawy 😉 Jedno mnie nie zatruje, za to podbije chęć do działania. Tym chętniej poszłam później na trening, mając świadomość, że spalę słodkości 🙂 Próbowałam zumby- po czasie mnie znudziła, może dlatego, że to była tylko zumba. Teraz uznałam, że w tygodniu jest 7 dni- próbuję wykorzystać każdy. Dziś krav maga, jutro pole dance, w piątek trampoliny. A w niedzielę sauna dla relaksu. Co mi się spodoba, będę kontynuować, co mnie znuży- porzucę bez wyrzutów. Małe kroki są o wiele lepsze niż wielkie postanowienia. I tego się trzymam. A Tobie w nowym roku życzę przebiegnięcia maratonu w wymarzonym czasie, bicia wlasnych rekordow i pokonywania słabości. No i ślę też dużo miziastości dla Roksa i Rambo.
U mnie ostatnio stało się coś podobnego. Z każdej strony bombardowana koniecznością idealnego życia, super sylwetki, potrzebą spisania noworocznych postanowień i planów bycia i posiadania wszystkiego naj naj naj zdałam sobie sprawę, że ja przecież tego nie potrzebuje. To niby takie proste, a w momencie kiedy na to wpadłam poczułam się jakbym odkryła jakąś rewolucyjną formułę na szczęście. Przecież jeśli nie założę na 30 urodziny spódnicy w rozmiarze 36 to świat się nie zawali a może założę na 33..who cares?! I nagle wszystko się zmieniło-dopiero ten wpis mi to uświadomił. Od paru dni ćwiczę, jem zdrowo, nie wiadomo skąd zaczęłam pić niemalże nałogowo wodę. Coś się odblokowało, a nawet nie wiedziałam, że jest zablokowane 😉
Chyba o to chodzi w szczęściu..żeby czuć spokój a nie presję.
Jeju to jest dokładnie to o co mi chodzi!!!!! Ania <3
Racja, racja, racja <3 Co z tego, że nie zacznie się w sam dzień Nowego Roku?! Ja wtedy leżałam z mega migreną (nie kacem!) i pożarłam na pocieszenie całą milkę oreo z paczki od rodziców. Miałam biegać częściej po nowym roku, ale przyziębienie trzyma mnie od przed świąt. Jak idę szybciej to wypluwam płuca, więc przecież w takim stanie nie pójdę biegać. Zamiast tego wybrałam się do lekarza, kilka dni detoksu owocowo-warzywnego zaczęłam parę dni później, na pierwsze bieganie mam zamiar wybrać się w przyszłym tygodniu. I co? świat się nie zawalił, bo nie zaczełam pierwszego stycznia jako inna osoba. Małymi kroczkami dojdę do moich celów. Ale nic na siłę!
Wystarczajaco duzo mam presji w pracy żeby przejmować się presją bycia lepszej wersji siebie. Właściwie to poczucie dała mi kontuzja kolana: nie mususz robić ćwiczeń na maksa, wazne żebyś powoli wznacniala mięśnie. Nir musisz chodzic na szpilkach, a wlasciwie to nawet ci nie wolno. Z powodów skórnych przestalam sie malować (poza podkreśleniem oczu), za to używać lepszych kremów – mega zmiana. Gdybym cały czas 'coś musiała’ to chyba bym zwariowała 🙂
Ps a sylwestra spędziłam w domu z mężem oglądając filmy i jedząc pizzę – to był najlepszy sylwester w zyciu, bez presji 🙂
Ja w tym roku jednak zaczęłam tą przemianę „nowy rok – nowa ja” … ale wyszło spontanicznie, po prostu trafił się styczeń i tyle, i kupiłam ten magiczny karnet i zaczęłam z mężem chodzić na siłownie. Ale to był ostatni dzwonek bo zaczęłam źle się czuć z powodu braku ruchu więc stwierdziłam że kiedy jak nie teraz ?
Nigdy data pierwszy styczeń nie była przełomowa w moim życiu, a teraz poprostu tak wyszło 🙂
Dlatego właśnie nigdy nie rozumiałam fenomenu Nowego Roku, poniedziałku czy początku miesiąca. Przecież to dzień jak każdy inny, a my wywierając na sobie presje szybko wpadamy w błędne koło poprzez wieczne oczekiwania i podnoszenie poprzeczki, szybko stajemy się sfrustrowani. Rzucamy wszystko w diabły z przeświadczeniem 'jestem beznadziejna i do niczego się nie nadaję.’ Najlepiej zacząć od już, od teraz. Idealny moment w przyszłości nie istnieje, najbardziej odpowiedni to ten, który właśnie trwa. Wyróbmy w sobie nawyk i zamiast na efekty, czekajmy na nieprzymuszoną chęć wykonania danego zadania 🙂 a efekty przyjdą same, tylko po drodze okaże się, że to nie one są najważniejsze 😉 Buziaki i miłego dnia. Świetny wpis!
Uwielbiam Twoje wpisy! Jesteś niesamowicie sympatyczną osobą! 🙂
Mam wrażenie, że te wszystkie postanowienia robią osoby, które bardzo nie lubią samego siebie. Osoba, która ma w życiu cel po prostu to robi, a nie przesuwa to w czasie – jutro, od poniedziałku, od nowego roku itd. to tylko wymówka. U mnie styczeń jest bardzo pracowity i wiesz co – 1 stycznia przesiedziałam w piżamie oglądając seriale na Netflixie. I mam to gdzieś, bo wiedziałam, że następnego dnia pójdę do pracy, napiszę tekst na bloga i będę dalej sobą.
Nie robię postanowień od kilku lat, bo…po prostu o nich zapominam albo ich nie przestrzegam i czuję się wtedy fatalnie. Mam wrażenie, że to właśnie ta presja postanowień mnie najbardziej dobija, że jak czegoś nie zrobię to będę do kitu.
Najważniejsze to robić swoje i nie patrzeć na innych, bo zawsze się znajdzie ktoś chudszy, szczęśliwszy czy bogatszy. Ważne jest to, kim Ty jesteś.
To u mnie odwrotnie 🙂 chec do dzialania poczulam kilka dni przed swietami. Wtedy wpadlam na super pomysl biznesu i co, mialam czekac do 'magicznego’ 1 stycznia z realizacja?! Pfffff… od razu usiadlam, wypisalam wszystkie niezbedne kroki milowe w realizacji, wypunktowalam czego musze sie dowiedziec, co bede potrzebowac, wpisalam wszystko w kalendarz i od razu zaczelam realizacje punkt po punkcie! To moj priorytet na ten rok! A dieta, cwiczenia, sylwetka? W moim przypadki sylwetka nie ma znaczenia, dobrze sie czuje z taka jaka mam. Ale stawiam ma zdrowie, dlatego zdrowy styl zycia to moj styl zycia. Mam trojke dzieci i bede przeszczesliwa, jezeli kiedys dzieki moim wyborom one takze beda dbac o swoje zdrowie.
I wbrew calemu tekstowi: mam 26 lat, a ten rok bedzie moim rokiem. I to nie jest presja, a moje marzenir, moj plan! Bo kiedy czegos sie chce, ale tak prawdziwie, a nie dlatego, ze tak wypada, bo inni, bo wszyscy, to presji nie ma:)
W święta czytałam książkę pt. „Rusz Dupę” mojego motywatora Jacka Wiśniowskiego. Dopiero 6 stycznia dotarły do mnie słowa, żeby zacząć coś robić w danym momencie. A więc usiadłam z kartką papieru i tak powstał plan na przyszłość. Wymyśliłam nazwę bloga, nad która głowiłam się kilka miesięcy. Od tego dnia wszystko idzie w zatrważająco szybkim tempie i jestem zdziwiona jak bardzo teraz mam wiele chęci by realizować co sobie założyłam.
Na nowy rok zrobiłam 4 postanowienia: szkoła tańca, szkoła językowa, stomatolog (wiecznie odkładany) i blog. Nie chce tego realizować już od 2 stycznia, ale w roku 2018.Dobrze wypisać sobie te punkty na kartce, bo wtedy łatwiej o pilnowanie tego. Dodatkowo ma się dziką dumę, gdy można już coś odhaczyć.
Jest 13 stycznia a ja ruszam z blogiem, od poniedziałku tańczę salsę w szkole i niedługo zaczynam semestr angielskiego 😉 Wystarczy zrobić pierwszy krok.. ten najtrudniejszy 🙂
Cześć,
Rewelacyjny wpis. Nic na siłę. Jeśli się do czegoś zmuszamy, to na pewno nie wyjdzie. Lepiej zrobić mniej, a z przyjemnością 🙂
Pozdrawiam,
Kasia
w tym roku mam dokładnie to samo, stara ja i koniec 😀
Ja akurat nie odbieram tego jako presji, tylko motywacji do działania. Już 10 stycznia, a ja nie spaliłam w tym roku ani jednego papierosa. Nawet jak wytrzymam tylko do lutego, to i tak będzie dla mnie dużo.
Bardzo często jest własnie tak, że jeżeli wyluzujemy, to ochota na jakąś aktywność przyjdzie nam po prostu sama 🙂 Wiem z doświadczenia
I to jest świetny wpis! Nie musimy być idealni 🙂
Czekałam na tego typu tekst u Ciebie. Wiedziałam, że po tych wszystkich sukcesach i wytrwaniach w postanowieniach, też będziesz miała takie podejście. Też uważam, że trzeba czekać na odpowiedni moment i nic na siłę, bo środek zimy to nie za dobry czas na radykalne zmiany i zmuszanie siebie do wyjścia spod koca i biegania, czy robienia innych dziwnych rzeczy. Wszystko ma swój czas i chęć oraz zapał do tego może obudzić się w ferie albo z początkiem wiosny. A przecież chodzi nam głównie o to, żeby w postanowieniu wytrwać, a nie tylko je postanowić.
Napisałam o tym u siebie w zeszłym roku tekst i w tym roku jego kontynuację. Nie chcę Ci tu spamować, ale zapraszam do ich przeczytania, jeśli miałabyś ochotę daj znać, to podlinkuję w odpowiedzi.
Ja tutaj odnoszę się też trochę do natury – tej naszej i tej wszechobecnej. To tytuły tych notek:
– „nie mam postanowień noworocznych”
– oraz „dlaczego nie dotrzymuję postanowień noworocznych”
Eliza,mam pytanie odnośnie Twoich treningów. Pamiętam Twoje zachwyty nad sylwetką po insanity – czy po skończeniu tego treningu ćwiczyłaś coś dla stabilizacji wagi,czy może odpuściłaś? Jak się zachowywała Twoja waga? Czy kilogramy wróciły,że teraz znów się na niego decydujesz? Wciąż mnie on kusi,ale zastanawiam się,czy to nie efekt na chwilę? I czy trzeba go wciąż powtarzać,by cieszyć się piękną figurą? Oczywiście wiadomo,że nie mam na myśli porzucenia wszelkiej aktywności po skończeniu i jedzenia co popadnie,zastanawiam się tylko,czy przy umiarkowanej aktywności (spacer,basen,rower) i rozsądnej diecie efekty insanity utrzymają się długo. Ciekawa jestem,jakie są Twoje doświadczenia.
też uważam, że nowy rok zdecydowanie nic nie zmienia i każdy moment tak naprawdę jest dobry na wprowadzenie zmian 🙂
Ludzie, którzy biorą na siebie zbyt wiele już na początku roku, rzadko kiedy wytrwają w swoich postanowieniach na dłużej. Ja wybrałam jedno postanowienie, na którym chciałam się skupić – mianowicie w tym roku chcę publikować więcej wpisów w tym roku – a diety i treningów nie traktuję w kategoriach postanowień i nie czuję związanej z tym presji. Jak na razie wypełnianie mojego jedynego postanowienia idzie mi świetnie. Resztą po prostu się nie przejmuję.
Bardzo rozsądne podejście 🙂
A ja muszę przyznać, że uwielbiam początek Nowego Roku. Nie traktuję go jako przymus, ale bardziej jako dodatkowy bodziec do zmian. Zawsze można zacząć je wprowadzać, ale nowa data w kalendarzu jest dla mnie symboliczna – jakoś lepiej mi wszystko idzie.
Jednak masz rację, że trudno wymagać od siebie spektakularnych efektów i przede wszystkim zbudowania nowych nawyków z dnia na dzień. Ja mam spisane cele, ale przyjęłam zasadę, że plan nie musi być wykonany na 100% – jeśli któregoś dnia coś mi wypadnie, albo po prostu nie dam rady – nie uznaję moich wysiłków za zaprzepaszczone i kolejnego dnia zaczynam od nowa 🙂 I takie podejście się u mnie sprawdza.
i prawidłowo 😀
Super podejście do życia tak ma być, a w szczególności zmiana diety ze „świątecznej” przez przejsciową do tej którą sobie upatrzyłam na najbliższy czas, czyli warzywną ! I tu pytanie bo do tej pory korzystałam z magazynu food forum i jestem zadowolona bo sporo znajdywałam przepisów warzywnych, ale czy ktoś może polecić jeszcze jakieś magazyny, ciekawe blogi itp ?
Podoba mi się to podejście 🙂 Ja sama mam parę postanowień ale wszystko wdrażam stopniowo 😉 przez pierwsze 2 tyg eliminacja słodyczy i niezdrowych przekąsek, teraz postanowiłam codziennie jeść warzywa na kolację, a później wracam do regularnego biegania 🙂 🙂 taka metoda małych kroczków
To prawda – ani styczeń, ani żaden poniedziałek nie są niczemu winne. 🙂 Wszelkie zmiany powinny wynikać z naszych potrzeb, a nie konieczności wywołanej zmianą kartki w kalendarzu. Zamiast zmian w Nowym Roku warto planować realizację marzeń – to inspiruje i motywuje o wiele bardziej! 🙂 Świetny post!
Ja każdego roku w styczniu natomiast lubię robić podsumowanie minionego roku – ile ważnych, ciekawych rzeczy lub projektów udało mi się zrealizować – i postanawiam sobie na Nowy Rok zrealizować minimum tyle samo celów/projektów co rok wcześniej (a najlepiej zrealizować taką sama lub większą ilość projektów ale o większym zaangażowaniu).
Dzięki temu mam poczucie że nigdy się nie cofam, a utrzymuję poziom realizacji na odpowiednim poziomie.
Comments are closed.