Dziś temat ważny i potrzebny. Tekst urozmaiciłam komentarzami moich czytelników z instagrama. Gadaliśmy tam na ten temat i doszliśmy do wielu ciekawych wniosków. Cytaty będą wyboldowane, żeby nie pomyliły się z moim tekstem.
Zacznijmy jednak od początku…
Spożywanie alkoholu ograniczyłam do minimum jakieś dwa-trzy lata temu. Powodów było sporo. Mój organizm źle na niego reagował (nie mam na myśli kaca), a to dla mojego mózgu informacja, że należy go omijać szerokim łukiem. Alkohol (z drobnymi wyjątkami) po prostu mi nie smakuje, jest kaloryczny i wpływa negatywnie na nasz organizm, a przede wszystkim na naszą psychikę
Alkohol zmienia psychikę zapewniając poczucie euforii, siły, pewności siebie i odwagi. To piękne cechy, ale wole zwalczyć o nie sama. Nie za pomocą sztucznego i krótkotrwałego zastrzyku w postaci alkoholi. Procenty sprawiają też, że puszczają nam hamulce przez co mówimy i robimy rzeczy, których normalnie byśmy nie zrobili i nie powiedzieli. Nie chcę tego i nie potrzebuję.
I widzicie, wszystko byłoby ok, żyłabym w swoim świecie, gdyby nie to, że ludzie nie potrafią tego zrozumieć. Jak to nie pijesz, coś się stało? – pytają. No napij się małego drinka, zrobię lekkiego, nawet nie poczujesz alkoholu – proponują. No ze mną się nie napijesz? – ponaglają. To co Ty będzisz robić na tym weselu – dziwią się.
Niebywałe, że dziś bardziej dziwi i zaskakuje nas osoba niepijąca niż ta, która pijana do granic możliwości bełkocze coś pod nosem i nie może ustać na nogach.
[quote text_size=”small”]
Mam wrażenie, że czasem powiedzenie „nie piję” ludzie uważają za większy problem, niż gdybym powiedziała, że jestem alkoholiczką – Ev_93
[/quote]
Im mniej piję tym wyraźniej widzę jak bardzo nasze społeczeństwo jest do picia przyzwyczajone. Pijemy kiedy kupimy nowy dom albo samochód. Pijemy gdy mamy urodziny, imieniny i rocznice. Pijemy w święta, w weekendy, gdy urodzi nam się dziecko i gdy je chrzcimy. Każdej ważnej okoliczności towarzyszy alkohol. Tak było, jest i będzie, nic mi do tego. Niech ludzie piją jeśli mają ochotę, jestem ostatnią osobą, która będzie ich umoralniać i głosić, że alkohol to zło. Szanuje wybory innych i nie deprecjonuję ich. Tylko dlaczego to nie działa w dwie strony? Dlaczego za każdym razem muszę się z mojego wyboru tłumaczyć? Dlaczego muszę go bronić i uzasadniać?
[quote text_size=”small”]
Jakże znajomy temat… Pijesz, ok twoja sprawa ale mnie nie zmuszaj, nie namawiaj. Denerwują mnie komentarze typu: ze mną się nie napijesz to się pogniewamy. Gniewaj sie skoro nie rozumiesz, że nie przepadam za alkoholem i zmuszać się nie będę dla twojej przyjemności. – malgooska
[/quote]
Nie piję bo nie chcę. Po prostu! Nie jestem w ciąży, nie biorę antybiotyków, nie mam wrzodów, nie jestem alkoholiczką i nie prowadzę samochodu… po prostu nie mam ochoty. Dlaczego tak trudno to zrozumieć?
[quote text_size=”small”]
Większość komentarzy jest napisanych z perspektywy kobiet, wiec dodam swoje trzy grosze. Ja jako facet ledwo przeszedłem liceum bo cały czas słyszałem durne przytyki z każdej strony. A co ty nie pijesz? Dawaj na piwo!!! Idziesz z nami? Baba jesteś? Ciota jesteś? Niestety społeczeństwo jest bardzo ograniczone i traktuję chlanie (bo nie można tego nazwać piciem) jak najważniejszą rzecz w życiu, a każdy kto nie piję to nietowarzyski dziwak – biografia sukcesu
[/quote]
To nie tak, że nie piję wcale. Nie jestem abstynentką. Zdarza mi się wypić cydr, białe wino czy drinka, ale to musi wyjść ode mnie. To ma być MOJA potrzeba, Moja decyzja i MOJA inicjatywa. Nie naciski, ponaglanie i zachęcanie.
Na co dzień nie mam z tym tematem problemu, moi znajomi i bliscy totalnie to akceptują. Gorzej kiedy wybieram się na wesele, jakąś uroczystość czy imprezę. Ludzie bardzo szybko wyłapują kiedy ktoś nie pije i zaczyna się lawina pytań oraz naciski. Kiedyś się tłumaczyłam, ale dziś mam argument, który wytrąca broń (a raczej butelkę) z ręki „polewaczy”. Mówię po prostu „Kwiecień jest moim miesiącem trzeźwości” i robię przy tym bardzo poważną minę. Ludzie dziwnie się na mnie patrzą, ale odpuszczają i dają mi spokój. Pewnie mają mnie za świruskę, ale w ogóle mnie to nie obchodzi. Jeśli taka jest cena za święty spokój, to ja chętnie ją zapłacę.
[quote text_size=”small”]
Jak mi dobrze, że nie lubimy z mężem alkoholu ??? od święta dobra nalewka czy szklaneczka whisky. Jesteśmy przez to dziwakami i nie mamy zbyt dużo znajomych…. Dzisiaj bez piwa, wódki nie da się żyć. Żal mi takich ludzi…. Jeśli muszą sobie dodawać pewności siebie alkoholem… Bo co za przyjemność być pijanym, nie kontrolować swoich odruchów czy być na lekkim haju…. Życie jest takie piękne, że nie potrzeba mi wspomagaczy. Jak dla mnie alkohol mógłby być kilka razy droższy niż jest…. A przede wszystkim nie tak dostępny. – Pattihome
[/quote]
Tak naprawdę z tym tematem bardzo łączy się zagadnienie dotyczące taktu. Wyżej opisane zachowania są po prostu nietaktowne i niekulturalne. O takcie jako o cesze ,którą cenię w ludziach najbardziej, napisałam ostatnio cały tekst, warto sobie go przypomnieć i zrobić rachunek sumienia…
Jestem ciekawa czy temat jest Wam bliski. Kiedy poruszyłam go na instagramie, rozwinęła się dyskusja na ponad 200 komentarzy! Byłam w szoku, że tak wiele z Was to dotyczy. Dajcie znać jak jest z Wami!
111 komentarzy
Moja przyjaciółka jest abstynentką. Strasznie mnie dziwiła początkowa reakcja ludzi. Nie lubi smaku alkoholu więc najczęstszym argumentem było: jak JA Ci zrobię drinka to Ci zasmakuje. I zgadzam się – alkoholizmowi się przyklaskuje w tym kraju, abstynencji się dziwi. Podczas pobytu we Francji byłam pozytywnie zaskoczona podejściem do alkoholu. Wyjmowany jest on tylko podczas przystawek, każdy piję lub nie jednego drinka (max dwa), później alkohol jest CHOWANY. Nie trzeba wypić całej butelki! Nie do pomyślenia u nas!
Super, że poruszyłaś ten temat! Dzięki!
Mam problemy z sercem jestem młodą osobą i biorę leki, których nie należy łączyć z alkoholem. Oczywistym jest że nie pije nawet lyczka piwa także najlepsze komentarze są na pierwszym miejscu” od jednego piwalub od jednego kieliszka przecież nic Ci się nie stanie” standard ale jakże denerwujący 😉
To samo pisały dziewczyny na instagramie. Jednej nawet tak mówili jak była w ciąży! „Oj nic się dziecku nie stanie jak wypijesz lampkę wina”. Masakra..
Mam juz prawie 40 lat nigdy nie pilem alkoholu bo go poprostu nie lubie owszem za malolata sprobowalem raz i dokladnie bylo to samo z papierosami raz i nigdy wiecej okropoenstwo i jakos zyje. Lidzie slabi psuchicznie potrzebuja wspomagaczy takie moje zdanie. Jak ktos mi mowi ze nie potrafi sie bawic bez alkoholu to dla mmie poprostu cos z nim jest nie tak.
Pozdrowienia dla abstynentow.
Osobiście również nie przepadam za alkoholem, a poza tym mam na niego alergię, mimo tłumaczeń, że nie chcę bo nie lubię i mam alergię to ludzie patrzą jak na dziwaka, no bo jak można mieć alergię na alkohol? Jak widać można, na testach wyszło, że dodatkowo podkręca on histaminę w organizmie co się równoważy w moim przypadku od razu z uczuleniem, ale znajomych często to nie interesuje i mimo to ciągle proponują w stylu „no weź się nie wygłupiaj”. Do niektórych to po prostu nie dociera 😉
Dokładnie. NIE DO CIERA!
Ludzie zachowują się jakbyś nie pijąc robiła im krzywdę. Też ostatnio przestałam pić, a koleżanki na pytanie „czy spotykamy się po to żeby się napić czy spotkać” nie potrafią zrozumieć, że jedno nie musi iść w parze z drugim. A na drugi dzień liczenie pustych butelek i licytować się na większego kaca. Myślę po reakcji takich ludzi, że mają sami problem z alkoholem.
Jeju Kasia, dzięki, że to napisałaś. Nie rozumiem kiedy ludzie chwalą się ilością wypitego alkoholu „Wypiliśmy litr na trzech – wooow”. Nie wiem wtedy czy gratulować czy współczuć…
Ja nie piję ze względów zdrowotnych i wszyscy o tym wiedzą i to akceptują. Natomiast rzecz inaczej przedstawia się w przypadku mojego męża. Nie jest abstynentem – czasami lubi sobie wypić drinka lub dwa ale to max. I wtedy się zaczyna. Dlaczego tylko tyle, co tak mało? Mąż źle się czuje po alkoholu i nie chodzi o kaca. Kiedy w towarzystwie mówię żeby więcej mu nie lali to oczywiście wychodzę na złą żonę, która zakazuje mężowi się wyluzować…
Ohh, wyobrażam to sobie! Najgorzej kiedy partner jest na tyle pijany, że nie ogarnia, że powinien już przestać pić. Wtedy wszystko mu jedno i pije jak leci. Równia pochyła i kac gigant czający się na horyzoncie. Ale jak to mówią… jak sobie naważyli piwa to niech teraz wypiją 😀
Hej … wpadłam przypadkowo na twój post i mnie bardzo zainteresowały słowa o alergii na alkohol … myślę że mam to samo ..jak sie to objawia u ciebie?
Sama pije mało i dokładnie wiem o czym piszesz. Ludzka nietolerancja na niepicie jest straszna, nie rozumiem takiego namawiania wymuszania. Ciężkich alkoholi nie piję bo mi zwyczajnie nie smakują, czasami lubię lampkę dobrego wina lub mały kufelek piwa.
Ciężkie alkohole mogłyby dla mnie nie istnieć. Fujka
Ja nie piję ze względów zdrowotnych i wszyscy o tym wiedzą i to akceptują. Natomiast rzecz inaczej przedstawia się w przypadku mojego męża. Nie jest abstynentem – czasami lubi sobie wypić drinka lub dwa ale to max. I wtedy się zaczyna. Dlaczego tylko tyle, co tak mało? Mąż źle się czuje po alkoholu i nie chodzi o kaca. Kiedy w towarzystwie mówię żeby więcej mu nie lali bo będzie się źle czuł to oczywiście wychodzę na złą żonę, która zakazuje mężowi się wyluzować…
Nie piję, bo nie lubię smaku alkoholu ani szumu w głowie. Nie jestem abstynentką, zimniutki cydr w upalny dzień to jedna z moich ulubionych letnich przyjemnostek ? Jest mi przykro kiedy kolejny raz muszę tłumaczyć się przed znajomymi z tego że nie piję… Zachowują się tak jakbym robiła im krzywdę. Są też tacy którzy okazują mi współczucie i próbują „ratować”: „Zamówisz sobie ubera”, „Dam ci na taksę”… Jest nawet jeden taki kolega który zaprasza i potem dzień wcześniej dzwoni żeby przypomnieć żebyśmy z mężem przyjechali taksówką… Na jednym weselu umówiłam się z mężem żeby regularnie dolewał mi wody do kieliszka na wódkę ? Piłam toasty, brałam udział w zabawie „Kto się urodził…” ? Nikt się nie zorientował ? a ja bawiłam się wyjatkowo bezproblemowo ?
Ja na swoim weselu w ogóle nie piłam. Dolewałam sobie do kieliszka wodę mineralną. Cholera jakie to porąbane jak tak sobie teraz o tym pomyślę…
Markowanie picia wódki wodą (alko drinka colą) jest chyba dość częste. I masz rację, jest to totalnie porąbane… Dorośli ludzie udają że robią coś, czego nie chcą robić, żeby zadowolić chore oczekiwania społeczne. Gdzie tu sens?
Super potrzebny wpis, sama nie piję, bo nawet po niewielkiej ilości kiepsko się czuję, ponieważ mam chory żołądek. I też nieraz się spotkałam z takimi tekstami „oj, trochę nie zaszkodzi” i patrzenie sie na mnie jak na dziwaka, pomimo tłumaczeń że nie mogę ze względów zdrowotnych. Bycie studentką też nie pomaga XD. Teraz już najbliżsi wiedzą, że nie ma mnie co namawiać i na imprezy przyjeżdżam autem, co też jest „akceptowane”. 🙂
Fascynujące jest w Polsce to, że skończy się chleb/ masło/ jedzenie na imprezie- wszyscy przeżyją. Alkohol się skończył? Ochotnicy na stację/ sklep 24h! Albo koniec imprezy.. nie spotkam sie w miescie na kolacje/ wino, bo alkohol w domy 2 razy tanszy. Na szczęście zaczynamy żyć bardziej świadomie.
Odkąd przestałam pić, zaczynam inaczej patrzeć na znajomych. Z większym zrozumieniem ludzie patrzą na wybryki po alkoholu niż abstynencja. Przykre.
Nie musisz tlumaczyc dlaczego pijesz, ale niepicie jak najbardziej- utopia alkoholików.
Ja na szczęście mam chyba normalnych znajomych 🙂 Kiedy mam ochotę na drinka to po niego sięgam (zaznaczam że 1-2 a nie 5 :)). A kiedy nie mam, albo nie mogę, to znajomi pytają „Otworzyć Ci piwo? Nie dzisiaj? Ok.” Bez głupich tłumaczeń i namów. Polecam uważnie dobierać towarzystwo i nie przejmować się głupimi pytaniami 🙂
Mieszkam w Warszawie i nie mam problemu „z piciem”? Mam mnostwo znajomych, jak sie spotykamy to najczesciej kazdy przynosi swoje napoje lub w knajpce tylko chetni pija alkohol. Nikt nikomu nie patrzy do szklanki/kieliszka. Czeste sa spotkania przy kawie, dobrym jedzeniu. Oczywiscie zdarzaja sa imprezy typu wieczory panienskie, wyjscia do klubow gdzie sie pije mocniejszy alkohol. Jak jade w rodzinne strony i ide na spotkanie lub przyjezdzaja do mnie znajomi z malej miejscowosci odczuwa sie presje picia mocnego alkoholu jako dodatku do rozmow.
Ja również nie piję albo piję bardzo rzadko. W zasadzie toleruję tylko białe wino lub słodkie drinki, ale te tylko w małej ilości, bo po nadmiarze słodyczy robi mi się niedobrze 🙂 butelkę wina za to potrafię opróżnić całą sama. Innych alkoholi nie ruszam i baardzo rzadko spotykałam się z negatywną reakcją ludzi na ten temat. Owszem, bywają komentarze „ale jak to”, jednak to bardzo krótkie sytuacje. Nikt nigdy nie namawiał mnie na siłę do picia i nie mówię tylko o gronie bliskich znajomych, ale na weselach czy większych imprezach również nie spotkałam się z wielkim halo dotyczącym tego, że nie piję.
My z mężem też nie po, bo nie lubimy i niedobrze już nam na widok pijanych ludzi, dlatego nawet nasze wesele było bez alkoholu. Wszyscy przeżyli i dobrze się bawili. Wszystkie urodziny, chrzciny itd też bez. 😉
To prawda, że ludzie szczycą się tym ile potrafią wypić i jak potrafią upić innych. Dla mnie powodem do dumy są sukcesy zawodowe, udane życie rodzinne i dalekie podróże. Jednak dla wielu innych niekiedy głównym tematem do rozmów są ciekawostki na temat hektolitrów wódki wlanych w siebie w młodzieńczych latach.
Najbardziej żenującą sytuację, którą pamiętam, to jak spotkałam się z moją dawno niewidzianą koleżanką ze studiów. Miałyśmy wesela w tym samym roku. Ja pierwsza, ale nie byłyśmy na swoich. Spotkałyśmy się 2 miesiące po jej weselu. Ona i jej mąż dosłownie piali z zachwytu jak to ich goście schlali się do tego stopnia, że potykali się o własne nogi wychodząc z ich wesela. Jak to ona, PANI MŁODA, piła z każdym przy stoliku, aż o 21! poczuła, że już ma dosyć i zaczęło jej się kręcić w głowie. Gadali o tych pijanych gościach do momentu, w którym ja wypaliłam – u nas czegoś takiego nie było. No ale tak to jest, jak się kupuje najtańszą byle jaką wódkę. My swoją sprowadzaliśmy z Francji, nie ma jej w Polsce, kosztowała kupę kasy, ale nikt się nie zataczał, ba, nikt nawet nie był pijany. Frekwencja na poprawinach była 95% i każdy pożegnał się z nami kulturalnie. A my nie piliśmy nic. Mieliśmy butelki oznaczone wstążką, które kelner nam przynosił, a w których była woda:)
Od tego tekstu już do końca spotkania przestali mówić o tym, jak to spektakularnie pospijali gości na swoim weselu…
Alkohol zmienia ludzi. Wiem coś o tym, bo mój teść mówi do mnie tylko wtedy, gdy jest pod wpływem. Na trzeźwo nigdy. Przykre, ale prawdziwe. A pod wpływem jest praktycznie zawsze, bo zawsze okazja się znajdzie, nawet podczas obiadu w niedzielę o 13…
Rozumiem Cię aż za dobrze, mój teść zachowuje się podobnie i z tego powodu niechętnie jeżdżę do rodziny męża w odwiedziny.
Cześć,
Alkohol nie jest problemem, póki ktoś potrafi kontrolować jego spożycie. Problem zaczyna się, gdy przestaje go kontrolować. Namawianie do picia i tak jest lepsze od alkoholizmu. Alkoholizm jest straszny i każdy kto się spotkał z alkoholikiem to potwierdzi.
Na szczęście ja pije tak jak Ty – prawie w cale 🙂
Pozdrawiam,
Kasia
Nie wiem, od czego to zależy i czy to jest nasza narodowa cecha, ale dziwi nas (ogólnie rzecz biorąc) wiele odchyleń od przyjętej normy. Nie jesz mięsa? Jesteś dziwna. Nie jesz słodyczy? Coś jest z Tobą nie tak. Nie pijesz alkoholu? O matko, jak Ty możesz z tym żyć?!
Ludzie nie mogą zrozumieć, jak można zrezygnować z alkoholu. Ja piję tylko wino (czasem whisky), z reszty alkoholi zrezygnowałam, bo źle się po nich czuję. A ponieważ w Polsce jest kultura picia piwa, to ludzie dziwią się, że „ale jak to? nie pijesz piwa? no to co my teraz zrobimy?”. Jak jakby nie można było napić się kulturalnie lampki dobrego czerwonego wina albo czegoś bezalkoholowego (sok, smoothie, herbata).
Najgorsze są chyba spotkania rodzinne i wyjścia z ludźmi z pracy. Tam alkohol leje się strumieniami, a ten kto nie pije jest dziwakiem.
Jeju totalnie prawda!
Ja mam alergię na alkohol. Nigdy jakoś mnie nie ciągnęło do picia. Brzydzę się ludźmi nadużywającymi alkoholu. Też byłam i jestem i zapewne będę postrzegana jako dziwak, bo jak to tak można żyć bez alkoholu. Czasem sobie wypiję kieliszek czegoś, ale tak jak Ty, muszę mieć na to ochotę. Ja z kolei nie rozumiem jak można bawić się tylko przy alkoholu, a bez niego już nie. Na swoim weselu wypiłam tylko łyk szampana, mój mąż niewiele więcej! Bawiliśmy się świetnie 🙂
Kiedy byłam jeszcze w liceum, często piłam drinki lub czystą wódkę na różnych imprezach ze znajomymi – organizm młodszy, łatwiej było to wszystko przyswoić i metabolizm był szybszy. Teraz wspominam te momenty jako część mojego życia, ale absolutnie za tym nie tęsknię (zwłaszcza za kacem-gigantem na drugi dzień). Odkąd rok temu dostałam wytyczne od dietetyczki, by nie pić alkoholu (ewentualnie kieliszek wina na specjalne okazje), przestałam i nawet nie czuję potrzeby, by podczas różnych uroczystości po niego sięgać. Zresztą odkąd pamiętam nigdy nie cierpiałam smaku piwa, więc podczas różnych okazji tylko siedzę i rozmawiam, zamiast zamawiać/kupować kolejne butelki. Nie muszę na szczęście tłumaczyć się wśród znajomych i bliskich, dlaczego nie piję, wystarczy powiedzieć „Nie mam ochoty” stanowczym głosem i mam spokój. Może wpływ na ten stan rzeczy ma też fakt, że ojciec mojego męża od zawsze miał problem z alkoholem i widzę jego zachowanie, kiedy przyjeżdżamy do teściów. Picie na umór w tym kraju jest traktowane jako swego rodzaju sport narodowy – kto więcej, ten lepszy kozak w oczach innych. Mnie to przeraża i zasmuca. Skupiskiem takich zachowań są najczęściej wesela, na których MUSI BYĆ alkohol, przecież bez tego impreza nie uda się. Za tydzień czeka nas pierwsze wesele w tym sezonie, ale już wiem, że wypiję jedynie kieliszek za zdrowie młodych, a resztę czasu spędzę na trzeźwej zabawie 🙂
Ja osobiście alkohol lubię, czerpię przyjemność z napicia się piwa lub wina oglądając wieczorem film lub podczas wyjścia ze znajomymi. Nie nadużywam natomiast alkoholu, nie piję wódki, która jest okropna – alkohol ma mi smakować.
W moim towarzystwie wszyscy alkohol piją, natomiast jeśli akurat trafi się osoba nie pijąca, nikt nie zadaje jej głupich pytań.
Mam z kolei inny problem – mój ojciec był alkoholikiem i w pewnym momencie nie dało się tego ukryć – każdy o tym wiedział. Dlatego często na weselach bądź przy innych uroczystościach rodzinnych, wszystkie ciotki tłumaczą mi, że alkoholizm jest w genach i kręcą głową kiedy widzą mnie z lampką wina w ręce. Jest to strasznie denerwujące i przykre, nie mam ochoty i nie widzę potrzeby tłumaczyć się, że alkohol pity okazjonalne nie czyni ze mnie alkoholika.
Moj maz nie jest Polakiem i zna tej „tradycji” picia z kazdego powodu. Kiedy bylismy na chrzcinach o rany godzina 12 a niektorzy juz ostro zaczynaja ciagle sie mnie pytal, przeciez jeszcze nie jest wieczor, nie ma imprezy jak oni moga potem funkcjonowac? Mnie pozostal smiech hihihi. Prawda jest taka, ze kiedy odmowil picie bo nie lubi patrzyli na niego jak na chorego lub zakazonego jakims niewidocznym wirusem, jak to nie pijesz a taki chlop z Ciebie… no nie pije. Szkoda ze nie wszyscy rozumieja ze picie z kazdej okazji nawet tej nie wymagajacej alkoholowej uczty to alkoholizm i niestety w PL praktycznie wiekszosc spoleczenstwa to alkoholicy. Tak pisze to ja Polka 🙁
Ja napiszę o czymś innym. Zawsze jestem osobą, która zbiera grupę starych znajomych i inicjuje spotkania „na piwo”. Nie lubię wtedy wymówki, że ktoś nie pije i dlatego nie chce się spotkać. Zawsze powtarzam, że spotykamy się dla siebie, nie dla alkoholu i nikt nie musi pić. Jest mi wtedy przykro, ponieważ rzadko zdarza się okazja żeby spotkać się w takim gronie, a są osoby, które się wytrącają. Rozumiem, że trzeźwe osoby nie lubią przebywać w towarzystwie tych bardziej upojonych, ale po tych spotkaniach nikt nie czołga się na ziemi. Mamy także na tyle taktu, że jak ktoś zadeklaruje, że nie spożywa alkoholu to nie zmuszamy. Poza tym w każdym lokalu, którym jesteśmy jest pełno alternatyw do alkoholu, chociażby koktajle, smoothie, woda… więc nie rozumiem wymówki „wy pijecie, ja nie, więc nie idę”. Inna sytuacja, która mi się przypomniała to jak ktoś mówi „Nie mam jak inaczej przyjechać niż samochodem, więc jak nie będę pić to nie opłaca mi się z wami spotkać. Niektórzy chyba uważają, że bez alkoholu nie da się spędzić miło czasu. Przeczytałam to co napisałam i doszłam do wniosku, że powinnam zawęzić grono znajomych, ale i tak mi przykro jak ktoś odmawia.
Elizo, a jaki jest twój stosunek do tego? Masz opory jeśli znajomi zapraszają Cię na spotkanie dla Twojego towarzystwa z alkoholem w tle? Chciałabym poznać Twój punkt widzenia, może wtedy popatrzę na to wszystko w inny sposób.
Ja też nie piję alkoholu, nie lubię, nie smakuje mi. Bardzo rzadko napije się wina, a na weselach nie piję praktycznie w ogóle. Mąż też nie lubi „typowych” alkoholi, od czasu do czasu wino i dlatego w towarzystwie np. weselnym jesteśmy odbierani jako para dziwaków. „No jak to, nie pijecie?”. W pracy, gdy pierwszy raz powiedziałam, że nie piję alkoholu, posypały się pytania „Ale w ogóle? Ani drinka się nie napiszesz? Takiego dobrego?”. No tak samo jak nie każdy lubi boczek, fasole czy inne rzeczy, tak nie każdy lubi alkohol. Dziwne, że ludzie tego nie pojmują. Ja do zabawy nie potrzebuję alkoholu. Jako, że dbam o siebie, odżywiam się zdrowo, to zamiast pakować kalorie w alkoholu, wolę po prostu dobrze zjeść.
Cześć, wpadłam pierwszy raz na Twojego bloga, a od razu trafiłam na świetny i wartościowy temat.
Zostanę na dłużej z pewnością 🙂
Pozdrawiam
Ala witaj!!! I rozgość się <3 <3
Jestem abstynentką 'od urodzenia’, z powodów osobistych – od dzieciństwa widziałam co alkohol robi z ludzmi w Polsce, i to w najbliższym otoczeniu. Nie palę i nigdy nie paliłam też papierosów. Kiedy mieszkałam w Polsce, bardzo to przeszkadzało niemal wszystkim, że nigdy przenigdy nie widzieli mnie z alkoholem, nie udało się nikomu 'podmienić’ mi napoju (a próbowali!), głupie, nietaktowne uwagi o moim rzekomym sztywniackim usposobieniu byly w szkole na porzadku dziennym. Czlonkowie rodziny wcale nie byli lepsi.
Teraz jest o niebo lepiej, po jednokrotnym poinformowaniu angielskich znajomych nikt nigdy wiecej sie mnie nie pytal o alkohol, widza mnie z kawa lub woda, ewentualnie sokiem. Co ciekawe, nikt nie drążył tematu, dlaczego, co, jak i po co.
Temat ten dotyczy mnie bardzo, ponieważ przez lata byłam wykorzystywana jako dyżurny kierowca, pod pretekstem przyjazni wozilam kolezanki (niestety polskiego pochodzenia) wszedzie gdzie tylko chcialy. Jak przejrzałam na oczy i odmowilam kilka razy – ot, w magiczny sposob zniknely z mojego otoczenia. Juz nie bylam potrzebna. Taka lekcja byla mi z kolei bardzo potrzebna, poniewaz nauczylam sie szanowac siebie i swoje decyzje. Nie przepadam za imprezami, ale spotykam się w kameralnym gronie w ładnych lokalach, gdzie nikt się nie upija i nikt nie zawraca mi głowy niepotrzebnymi pytaniami o to, dlaczego piję kawę, a nie piwo czy wino.
„Mówię po prostu „Kwiecień jest moim miesiącem trzeźwości” i robię przy tym bardzo poważną minę. Ludzie dziwnie się na mnie patrzą, ale odpuszczają i dają mi spokój. Pewnie mają mnie za świruskę,”
Czyli w tym kraju jest się albo świrem albo pijakiem… Nieładnie. Ja w zasadzie nie piję – czasem cydr albo wino.
Ja tam nie ufam ludziom ktorzy nie pija alkoholu 😀
haha, a ja nie ufam tym, którzy nie lubią zwierząt 😀
Mam znajomych którzy nie piją, nie wnikam dlaczego, przygotowywali się do ślubu i podjęli decyzję, że na ich weselu alkoholu nie będzie w sumie mieli do tego pełne prawo, bo to ich wielki dzień, możecie sobie wyobrazić co przeżyli 🙂 począwszy od Rodziców (my płacimy za wesele, nie wygłupiajcie się), mieli takie ciśnienie, że o mało do ślubu by nie doszło… ale postawili na swoim i nikt z trzeźwości nie umarł hihi
Mieszkam w UK. czesto w pon slysze w biurze przechwalki anglikow kto ile piw wypil w weekend (a podobno to polacy pija najwiecej?). Teraz juz przestali mnie pytac, ale kiedys zawsze pytali mnie gdy odmawialam alkoholu: jak to? Polka i nie pijesz? A Twoj maz? Tez nie? O matko to wy chyba nie jestescie polakami.
Masakra 😐
Znam to! Te przechwałki ile kto wypił i jak długo po tym cierpiał.. A mocnymi głowi to ten naród raczej nie może się „pochwalić”. A no i oczywiście tez ciagle słyszę, ze nie jestem prawdziwa Polka bo wódki nie cierpię aweekend wypije sobie cider lub lampkę wina. Swoją droga smutne to bardzo, ze prawdziwy Polak kojarzy się obcokrajowcom z pijącym na umór… smutne…
Niestety, tak reaguje bardzo dużo osób. Ja wyrzekam się alkoholu ze względu na figurę – jeśli wypiję więcej niż jeden lub dwa cytry w weekekend, to czuję że spodnie się robią ciasne. I to żadna tragedia, bo przecież alkohol do życia nie jest mi potrzebny! Ale co się nasłucham to moje 🙁
Świetny wpis i bardzo Cię podziwiam za Twój wybór. Ja też za alkoholem nie przepadam, bo mam słabą głowę i nie lubię gdy potem źle się czuję. Czasem, fakt, mam ochotę na odrobinę piwa czy wina, ale raczej rzadko. Teraz nadal karmię mojego dwulatka, już raczej będziemy to kończyć, bo ileż można :D), ale z racji tego dalej nie piję, choć karmię raczej już sporadycznie i wg badań szklanka piwa w odstępie 3 godzin od karmienia by nikomu nie zaszkodziła, to jednak nie mogłabym jakoś tego zrobić. Czasem wezmę ze dwa łyki piwa od męża, choć on też do fanów alko nie należy, czasem piwo (ale takie dobre) wypije gdzieś, ale żeby alkohol był podstawą imprezy, to nie. Żal mi tylko patrzeć na młodych ludzi, dla których każde spotkanie ze znajomymi musi iść w parze z alkoholem. I wcale nie mówię tu o jednym piwie, tylko suto zakrapianych imprezach. I tak jest nie tylko w Polsce, niestety. A dla tych, którzy czasem mają ochotę na trochę inny smak, a nie mogą alko, polecam Bavarię – bez alko, na bazie chmielu. No jednak czasem ma się ochotę na „coś innego” niż woda i herbata 😀
A tak w ogóle, to muszę przyznać, że czytam Twojego bloga od niedawna, ale jest na prawdę wyjątkowy, inny niż wszystkie, nie na pokaz i muszę przyznać, że ciekawy. Pozdrawiam!
Zauważyłam, że powiedzenie „nie piję bo prowadzę” działa zawsze. Ja jestem osobą, która czasami pije, lubię lampkę wina albo piwo od czasu do czasu a jak mam nastrój na imprezie to nawet więcej ale jak tego nastroju nie mam to nikt nie nie zmusi. Na studiach piłam dużo i mi sie znudziło ( o, tak tez czasem mowię i bardzo działa). 🙂 Odmawiam i tyle. Na co dzień nie widzę wokół siebie tej presji, moze zależy to od środowiska, bo czasem trafiam na takie co naciska.
Mówcie zawsze „nie pije, bo prowadzę… (zdrowy tryb życia)” haha
Super, że poruszyłaś ten temat! Jestem osobą niepijącą z wyboru. Nie oznacza to, że nie piję alkoholu w ogóle, owszem, piję, ale bardzo rzadko. Mój chłopak podobnie. Pamiętam swoją studniówkę, cała klasa ogromnie się dziwiła, patrzyli na nas jak na dziwaków, a my po prostu dobrze bawiliśmy się we własnym towarzystwie bez potrzeby alkoholizowania się. Trzeba nauczyć się dobrze bawić bez zbędnych procentów. 🙂 Miłego dnia. ❤️
Sama do 18 nie piłam bo byłam harcerką i traktowałam to mega poważnie. Trochę się wybijalam na tle rówieśników ale źle mi z tym nie było. Dziś napijemy sie po lampce ale znajomym harcerzom nie robię wyrzutów ani propozycji.
Znam to doskonale. Byłam ostatnio na weselu, jeszcze zanim podano rosół zaczęło się polewanie. Kiedy podziękowałam za wódkę padło standardowe pytanie „Czemu nie pijesz?”. Z uśmiechem odpowiadam, że po prostu nie mam ochoty. Połowa stolika zamarła – dosłownie! Ustały rozmowy i polewanie. Wszyscy patrzą na mnie z niedowierzaniem. „Ale co? Prowadzisz?”. „Nie, ja po prostu nie mam ochoty, wódka mi nie smakuje” mówię raz jeszcze z uśmiechem. Nadal cisza. Konsternacja. I wtedy pada tekst: „No to złe sobie wybrałaś miejsce”. I koniec. Połowa stolika nie odezwała się do mnie ani jednym słowem do końca wesela.
Nie pijesz? Na pewno jesteś nudna. Nie pijesz? Na pewno nie umiesz się bawić i nie ma o czym z Tobą rozmawiać. Nie pijesz? Nie istniejesz.
Tylko raz w życiu zdarzyło mi się, że ktoś na moją propozycję napicia się piwa (na wakacjach, w hotelowym barze) odmówił, mówiąc że jest niepijącym alkoholikiem. Pomyślałam sobie wtedy, że własnie tak ludzie powinni się komunikować, otwarcie, szczerze, bez oceniania. To było kilka lat temu, ale do dziś robi to na mnie wrażenie.
W pełni się zgadzam!!!!
Mam jeszcze taką refleksję, że zupełnie inna jest kultura picia wódki i picia wina. Chociaż sama lubię alkohol i piję często (tylko wino), totalnie zrezygnowałam z wódki i innych mocnych trunków ze względu na tę głupią obrzędowość: picie na trzy cztery, do dna, w tempie narzucanym przez najbardziej „zabawnego” faceta. Serio dla kogoś tak jest fajne???? Jestem dorosłą, samodzielna kobietą i sama wiem ile i kiedy chcę wypić. Wino pije się dla przyjemności a nie przymusy, dla smaku, w swoim tempie.
Ciekawy wpis
Bardzo dobry post! 🙂
Dziękuję! <3
Jestem abstynentką od kilku lat, to moja w pełni swiadoma decyzja. Mój tata jest alkoholikiem, obecnie już prawie 15 lat trzeźwym. W swoim życiu widziałam i doświadczyłam wiele zła związanego z alkoholem. Nie mam natomiast ochoty każdej osobie, czesto prawie obcej, która pyta mnie dlaczego nie piję opowiadać historii mojego życia. To na prawdę smutne, że ludzie nie potrafią z tym przejść do porządku dziennego. Albo pytania: ale tak w ogóle? Nawet piwa/wina? W ich głowach się po prostu nie mieści, że ktoś może całkowicie dobrowolnie z tego zrezygnować. Teraz jestem w ciąży więc mam trochę spokoju, ale za jakiś czas te wszystkie pytania na pewno wrócą. Osobiście jestem też za wprowadzaniem zmian w prawie ograniczających dostęp do alkoholu, ale opór społeczeństwa na pewno byłby tak silny, że żadna partia się nigdy na takie zmiany niestety nie zdecyduje.
Ja też piję bardzo niewiele, ale jeśli już coś to jakieś kolorowe trunki, które smakują jak zwykła oranżada. (To po co ja to w ogóle piję zamiast zwykłej oranżady? ?). Kiedy jeździmy do rodziny to na szczęście staję się wtedy kierowcą i nie drążą swojego zachęcania do picia. Jednak bardzo nie lubię tego, że gdy ja robię np. swoje urodziny to i tak muszę kupić masę wódki i piw. Przecież to moje urodziny, więc ja powinnam decydować co będziemy pić i ile. Mąż twierdzi że nie mogę zrobić przyjęcia bez alkoholu bo przecież pomyślą, że robię to złośliwie wobec nich! I kto to zrozumie, że na własnym przyjęciu, we własnym domu, mimo wszystko siedzę i słucham tego bełkotania przez cały wieczór… Alkohol jest w Polsce zdecydowanie zbyt ważny dla społeczeństwa.
Pamiętam jak z 5 lat temu poznałam dziewczynę, która nie piła alkoholu, ponieważ jej nie smakował. Wtedy nie mogłam się temu nadziwić i sama często proponowałam różne wina, albo drinki, bo na pewno jej zasmakują. Teraz, bogatsza o swoje doświadczenia, jest mi głupio za takie zachowanie. Sama prawie w ogóle nie piję. O ile na imprezach w mojej rodzinie, czy wśród znajomych nie mam problemu z reakcją, bo po prostu jestem kierowcą i przyjaciele cieszą się z darmowej taksówki. Tak w rodzinie chłopaka zawsze jest poruszenie. Co 5 minut jest pytanie co mi nalać, dlaczego nie piję – przecież nie jesteś kierowcą oraz inne. Raz kuzynka chłopaka przez pół godziny przepraszała mnie, że zaraz po przyjściu nie nalała mi wina i nic nie wypiłam u niej.
Na szczęście razem z chłopakiem widzimy pozytywne zmiany w myśleniu, w organizmie od czasu jak ograniczyliśmy alkohol. On zdecydowanie częściej pije niż ja, ale już tylko piwo. A radość z wypicia butelki piwa, które sam zrobił jest przeogromna 🙂
Pamiętam jak w gimnazjum (ponad 10 lat temu) mieliśmy spotkanie z panią terapeutką uzależnień i coś co wtedy powiedziała utkwiło mi mocno w głowie. Przytoczyła historię swojej pacjentki, która piła tylko podczas świąt grudniowych. Jej picie zaczynało się w Wigilię, a kończyło z Nowym Rokiem – codziennie piła alkohol. To, że ktoś pije tylko raz w roku, ale do nieprzytomności nie znaczy, że problemu z alkoholem nie ma.
Swietny przykład!
Nie jestem abstynentką. Zdarza mi się pić alkohol, czasem wino, a nawet wódkę okazjonalnie. Nie piję jednak go w dużych ilościach, bo jeśli tylko „zaszumi mi w głowie” następny dzień mam wyjęty z życiorysu. Czasem jednak zwyczajnie nie mam ochoty, co często jest przyczyną dziwnych sytuacji, najbardziej kuriozalne pytania to te o ciążę i drążenie tematu „no przyznaj się, kiedy termin” itd. Z resztą temat potomstwa to jest kolejny temat podnoszący ciśnienie i wydaje mi się jeszcze bardziej irytujący niż temat alkoholu 😉 ale wracając do tematu, czasem mam ochotę zwyczajnie powiedzieć „a co Cię to obchodzi czemu nie piję, moja sprawa”, ale takt mi na to nie pozwala. Patrząc z drugiej strony, nie mam problemu, z tym, że ktoś nie chce pić. Nie dopytuję czemu, nie to nie i już. Ludziom brakuje tolerancji niestety, zwłaszcza w zwykłych, codziennych sytuacjach.
Nie lubię tego naszego sportu narodowego upijać się przy każdej okazji, jakby nie można było obejść się bez alkoholu, jakby niepicie było grzechem ciężkim. Sama rzadko piję, wtedy kiedy mam ochotę. Czasami do kolacji wino czy podczas spotkania ze znajomi drinka. Reż spotykam się z niezrozumieniem i drwinami. Albo pytaniem, „może jesteś w ciąży?” (Bardzo często je słyszę?) Ale jeżeli nie chcę to nie piję. Jeżeli nie chcę oglądać jakiegoś filmu to po prostu przełączam kanał. I tak powinno być z alkoholem, nie każdy musi go lubić, nie każdy musi być przy byle okazji. Teraz akueat biorę leki na nadciśnienie i na ulotce pisze, że zwiększa stężenie alkoholu we krwi, więc mam wymówkę gdy ktoś pyta a czemu nie pijesz.
Ech ja to się nawet w ciąży nasłuchałam, że jak to dwóch łyków nie wypije. A mój mąż kiedy odmawiał wtedy kolejnego kieliszka również był traktowany dziwnie- przecież ma kierowce to może się upić. Tylko po co. Za studenckich czasów wyimprezowaliśmy się i teraz czasem jakieś lekkie piwo, nalewka ale raczej w ramach relaksu i spróbowania tak naprawdę kilka razy w roku. Ale do niektórych nie dociera że nie to nie. Mamy całkiem niepijącego znajomego też wzbudza sensację. Kurczę na prawdę tak trudno uszanować czyjś pogląd i zdanie.
Swietny post i jakze prawdziwy. Nie dostrzegalam problemu, dopoki znajoma para nie zaszla w ciaze. Wspolnie postanowili, ze nie beda pic alkoholu. Nic, nawet 0.5%. O ile dziewczyne wszyscy zostawili w spokoju, o tyle zaczela sie ostra dyskusja podwazajaca decyzje chlopaka. Nie wiem, czy powodem takiego podejscia jest chec napicia sie wspolnie alkoholu, czy moze chodzi o cos wiecej. Jako Polacy nie jestesmy narodem tolerancyjnym i nie potrafimy zaakceptowac, gdy ktos zyje inaczej, mysli inaczej…
Ja z kolei mam zupełnie inne doświadczenia w tym temacie. Nigdy nie piłam, ale nawet w liceum nie byłam przez nikogo namawiana do picia ani wyzywana od lamusów z tego powodu (a chodziłam na imprezy jak każdy normalny licealista). Teraz też często poznaje nowych ludzi, chodzę z nimi do knajp i po prostu nikt nikomu nie wtrąca się w zamówienie i nie komentuje bezalkoholowych wyborów. Moi znajomi mają rożne podejście do alkoholu, ale w towarzystwie „piętnowane” jest raczej upijanie się na umór niż wstrzemięźliwość. Niemniej zgadzam się, że jako naród mamy z tym problem.
Pamiętam jak kilka lat temu zrobiłam sobie rok przerwy od alkoholu-noworoczne postanowienie ( wcześniej dość dużo piłam a bo to studia a bo to praca w klubie) to moi znajomi początkowo się wręcz na mnie obrażali nie docierało że chce poprostu żyć zdrowiej, dla nich było to nie do pomyślenia że można iść na imprezę i nie pić alkoholu. Tak na prawdę te doświadczenie wykluczyło z mojego towarzystwa bardzo dużo osób bo już nie byłam tak atrakcyjnym towarzyszem zabaw. Czy żałuję? Oczywiście że nie. Mój rok bez picia alkoholi tak naprawdę trwa do dziś i czuję się o wiele lepiej, jestem zdrowsza i mam przy sobie ludzi którym to nie przeszkadza chociaż przeraża mnie fakt że niektórym przeszkadza abstynencja znajomej a nadmierne picie jest czymś normalnym.
Powiem Ci jeszcze, że sytuacja o wiele gorzej wygląda wśród młodzieży. Sama jestem w drugiej liceum i przeraża mnie, że coraz wiecej moich równieśników nie potrafi spędzać wolnego czasu bez alkoholu. Jasne, sama na imprezach napije się wódki czy piwa, ale nie jest to coś bez czego nie wyobrażam sobie dobrze spędzonego czasu. Nie raz decyduje się nie pić na imprezie, bo muszę kolejnego dnia się uczyć to główną sensacją imprezy staje sie fakt, że nie pije. Ludzie którzy nie piją coraz częściej spotykają sie z przezwiskami typu „ciota”. Martwi mnie bardziej jeszcze fakt, że po alkohol sięgają coraz młodsi i nie raz widuje się 13-14 latków, którzy leżą skuci na imprezach, by pokazać jacy są dorośli i ile to mogą wypić. Jest to przerażające boje się co bedzie za 10 lat jak sama będę mieć dzieci.
O Jezu ja wiele razy podejmowałam walkę żeby żyć całkowicie w trzeźwości. Po pierwsze bo niestety nawet po małej ilości zabija mnie kac i czasem potrafilam mieć problemy gastryczne dwa dni, a do tego nie wiem jak wy ale przy całkowitej trzeźwości mam mega dużo energii a alkohol (nawet jeden radler) mnie rozleniwia. Wiele razy odmawiałam i nie za każdym razem potrafilam być w 100% asertywna i smuciło mnie jak znajomi nie wyobrażali sobie wyjścia bez piwa. Byłam ostatnio we Włoszech tam kultura picia jest zupełnie inna wino z wodą, aperol na pobudzenie apetytu…
Pewnie będę jednym z niewielu głosów, ale zupełnie nie przeszkadza mi picie alkoholu. Sama pije tylko podczas spotkań towarzyskich i raczej tylko mocne alkohole, nie lubię pić podczas codziennych czynności, typu oglądanie serialu. Piwo czy wino to u mnie dramat, bo właśnie po tych alkoholach czuje się najgorzej. Nigdy nie w uszami w innych alkoholu, bo wiem, że i tak każdy pije tyle ile chce, uważam natomiast, że z czystej uprzejmości należy zapytać gości, czy może nie zmienili zdania, bo bywa różnie 😛 Moją uwagę zwrócił też ostatni z cytowanych komentarzy, gdzie pattiehome napisała, że żal jej ludzi, którzy piją. Tekst mówi o negatywnym podejściu do ludzi niepijacych, a ten komentarz to moim zdaniem obraz takiego samego podejścia do ludzi pijących. Jak zawsze mamy więc dwie strony medalu i wszystko sprowadza się do wzajemnego szacunku 🙂
Przez to ze nie pije alkoholu, z tych powodow które wymieniłas, przestałam być zapraszana przez znajomych na jakieś wyjścia na imprezę, domowkę, czy po prostu zwykle spotkania. Ciągle odmawiałam picia alkoholu i uznali mnie za niepasujaca do ich towarzystwa. Smutne ale jeśli mam się zmuszać do picia żeby pokazać jaka to ja jestem fajna i wogole to dziękuję, wole żyć sobie sama i spędzac wieczory samotnie. Trudno ?
Jestem nastolatka,mam 16 lat i chodzę do 3 klasy gimnazjum i według mnie problem, który poruszyłaś niestety najbardziej odbija się na moich rówieśnikach. Wydajem mi się, ze przez ,,tradycje” czyli picie przy każdej lepszej okazji mlode pokolenie teraz ma z tym kolosalny problem. Picie swoją droga o każdej porze dnia i nocy ale właśnie namawianie,wywoływanie presji na rówieśnikach aby się napili. Teraz praktycznie nie ma możliwości spotkania się bez alkoholu. Ja osobiście postanowiłam ze nie będę Piła do osiągnięcia 18 roku życia nie tylko ze względów religijnych(bo przecież podpisywaliśmy obietnice) ale równie aby ćwiczyć silna wole. Niestety nie jest to propagowane wśród moich kolegów czy koleżanek, a wręcz przeciwnie oni maja ,,frajdę” z tego ze wstawia filmu z tego kto szybciej wypije kilka piw czy ile litrów wódki udało im się kupić. Niestety :(((
Moim zdaniem bardzo dużo mlodych ludzi ma mega problem z alkoholem. Jestem bardzo wyczulona w tym temacie bo żyłam z taką osobą. Wystarczy wyjść na zakupy do centrum handlowego i poobserwowac zakupy innych… w każdym niemal koszyku zobaczysz zgrzewki piwa…”bo przecież piwo to nie alkohol” można pić codziennie…Smutne to bardzo bo wiem z doswiadczenia jak wygladaja wieczory i weekendy w takim domu…Na szczęście mam to już za sobą i cieszę się trzeźwym domem?.
Od ukończenia 16 roku życia piłam alkohol okazjonalnie – czerwone wino i piwo (najlepiej z sokiem). I tak z roku na rok, tych okazji zaczynało się pojawiać jakoś nadzwyczaj wiele… Nie jestem typem imprezowiczki, ale niestety zdarzyło mi się nie panować nad ilością wypitego piwa i stracić kontakt z rzeczywistością. Żenada. Ostatniego Sylwestra spędzałam z mężem na Teneryfie. Poznaliśmy parę Polaków, z którymi dobrze się nam rozmawiało, piło piwko i winko. Imprezę zakończyłam, gdy urwał mi się film. 1. stycznia spędziłam na leżaku przy basenie, nie jedząc i sącząc jedną herbatę przez kilka godzin. Dopiero o godz. 18 doszłam do siebie i wtedy powiedziałam sobie: „kac oznacza, że jesteś głupia i nie uczysz się na własnych błędach”! Mam 24 lata i skończyłam z piciem alkoholu. 🙂
http://www.mrs-petite.blogspot.com
Jejku.. jak miło, że nie jestem w tym wszystkim sama.. Nie jestem fanką alkoholu.. Lubię się czasami napić lampki wina, ale to wszystko.. Kiedyś, na studiach może było to więcej niż jedna lampa.. ale robiąc kiedyś sobie testy wyszło mi, że mam nietolerancję na histaminę, więc wino a szczególnie czerwone nie jest moim sprzymierzeńcem.. i już teraz wiem skąd ból głowy po większej ilości tego trunku.. Piwem także czasami nie pogardzę, ale tak jak większość z Was pisze, muszę tego chcieć sama a nie otoczenie.. Mówicie, że najgorsze są imprezy, gdzie znajomi Was namawiają… mnie najbardziej wkurza rodzina męża, która zawsze namawia mnie do picia.. strasznie tego nie lubię.. najgorsze jest to, że mam prawo jazdy, ale nie jeżdżę.. i to dodatkowo potęguje ich nakręcanie się.. to przerażające, że ludzie którzy nie piją muszą się z tego tłumaczyć i wymyślać to nowe wymówki.. bo jeden człowiek może i nas zrozumie, ale reszta niestety już nie…
Nie pije często ani dużo i nikt z kim się spotykam nie ma z tym problemu. Ale pamiętam, kiedy byłam w ciąży, podczas jednego że spotkań barman w pubie usilnie namawiał mnie na kieliszek wina twierdząc, że to dobrze wpłynie na moje dziecko.
Mnie alkohol smakuje. Od wódki przed wino po cydr. Ale to nie znaczy, że mam zawsze na niego ochotę i lubię być pijana. Czasami też z różnych względów pić go nie mogę i nie mam zamiaru każdemu się tłumaczyć dlaczego. Nie powinno oznaczać nie i kropka. To jest trochę tak jak z tortami urodzinowymi. „No nie zjesz mojego tortu? Ale jak to… Za moje zdrowie”. Nie zjem, bo mnie mdli po tortach, ale nie mam zamiaru głośno spowiadac się z moich gastrycznych dolegliwości. Po co dociekać? Ale ludzie lubią mieć kompanów w zbrodni. Piciu, paleniu, jedzeniu słodyczy… Jak odmowisz kotleta jakoś nikt nie ma pretensji.
A mnie denerwuje w tym względzie mój teść. Jestem w ciąży od 7 miesięcy, a on przy każdej okazji proponuje mi alkohol. Nie wiem czego się spodziewa, że zmienię zdanie? Sprawdza mnie? A ja za każdym razem jestem zażenowana…
Temat mi bliski ponieważ nie pije alkoholu. Również nie oceniam tych którzy lubią pić ale bardzo denerwują mnie ludzie ,którzy na siłę mi proponują alkohol wręcz najchętniej wlali by mi go do gardła. Moi znajomi też długo nie mogli się przyzwyczaić że na na imprezach nie pije ale teraz rozumieją i akceptują. Nawet jakiś czas temu na imprezie bawiłam się świetnie i moja znajoma mówi jak Ty to robisz że bez alkoholu się tak bawisz a ja na to że jak jest dobre towarzystwo, dobra muzyka to bawię się świetnie ?
Zgadzam się z Tobą, mam dokładnie to samo, tylko może mniej radykalnie. Też zwyczajnie alkohol mnie nie kręci i też od czasu do czasu mogę się skusić na cydr w środku lata czy jakiegoś drinka, ale nie jest to coś co pieści moje podniebienie i nad czym się rozpływam. Mam do Ciebie natomiast inne pytanie. Czy pijesz kawę? Ostatnio czytałam bardzo obszerny artykuł na temat kofeinizmu i mówiąc krótko byłam w ogromnym szoku. Artykuł był podzielony na części dotyczące chyba każdej dziedziny życia, od gospodarki po nowotwory. Nie chcę w tym miejscu głosić jakiejś propagandy. To, że jesteśmy stale oszukiwani przez producentów, rynek i firmy, wiedziałam od dawna. Ale nie miałam pojęcia, że może to dotyczyć kawy, która jest jak się okazuje używką jak każda inna. Pisałaś, że „Alkohol zmienia psychikę zapewniając poczucie euforii, siły, pewności siebie i odwagi” to samo jest z kawą. Powiem szczerze, że nie zainteresowała bym się tematem, gdyby nie nerwica lękowa, której dostałam. Szukałam odpowiedzi, czemu, co mogło mieć na to wpływ. Kawa może, nie musi, ale może wywoływać stany lękowe. Osobom chorującym na depresję, poleca się odstawienie kawy. Czytałam fora, na których ludzie pisali, że jak nie napiją się kawy, są agresywni. Do czego dążę w tym komentarzu, poruszyłaś temat alkoholu, temat oklepany z racji samego przedmiotu, aczkolwiek Twój post bardziej skupia się na otoczeniu niż na samym alkoholu, dlatego jest ciekawy. Ja natomiast próbuję zwrócić uwagę, że czasami rzeczy, którym ufamy i nie weryfikujemy ich właściwości też mogą nam szkodzić.
Ostatnio sama mam problemy z alkoholem, zdarza mi się wypić lampkę wina, a później cierpię na bóle żołądka… Piję raz na pół roku, więc wolę po prostu odstawić alkohol.
super argument z tym miesiacem trzezwosci:) my oboje z partnerem nie pijemy. Jedna ciaza, karmienie, pozniej szybko kolejna i znow. On z poczucia odpowiedzialnosci okolo 6 miesiaca pierwszej ciazy tez skonczyl z weekendowym piwkiem i tak juz ponad 2 lata. W rodzinie to szok, bo po co, na co, co i dlaczego…znajomi musieli dzwonic po karetke jak im sie dziecko zachlysnelo. Wlasnie tatus po piwku w srodku tygodnia nie mogl zawiesc corki do szpitala. Zazwyczaj ja tez nie oceniam i nie wtracam sie, ale jednak sa wyjatki kiedy wypadalo by zachowac wstrzemiezliwosc.
Bardzo ważny temat poruszyłaś Eliza, niezwykle mi bliski. Ja również nie piję, ponieważ mój organizm nie toleruje nawet małych ilości alkoholu, poza tym mnie to zwyczajnie nie bawi. I niestety bardzo często słyszę złośliwe komentarze pod swoim adresem. Pamiętam, gdy na urodzinach koleżanki posypały się niewybredne żarty w kierunku niepijących, że może coś ukrywają, są chorzy psychicznie, biorą psychotropy itp. Było mi bardzo przykro z tego powodu. Masz rację, że społeczeństwo łatwiej akceptuje pijących ponad miarę, niż tych, którzy wcale nie piją.
Nie wiem, czy wyższa cena i mniejsza dostępność coś by zmieniła. W Norwegii, gdzie mieszkam, piwo w knajpie kosztuje 50 zł a lampka wina koło 40. Tak, tak, również dla Norwegów jest on dość drogi, poza tym nie kupisz nic poza piwem w przydrożnym sklepie. Jedyny sklep z wysokoprocentowymi alkoholem zamknięty jest w niedzielę, w sobotę otwarty bodajże do 15. Nie zmienia to faktu, że… piją o wiele mocniej, niż Polacy.
Co do odmawiania alkoholu to czuje, że sprawa ma się podobnie do niejedzenia mięsa. Słyszałam już każdy możliwy tekst na ten temat. Na szczęście ludzie są trochę bardziej wyrozumiali. Mam nadzieję, że będą również w tej kwestii wkrótce 🙂
Wow, ile komentarzy 🙂
Też jestem zaskoczona!
To wyobrazcie sobie dziewczyny, ze ja zrobilam cale wesele bezalkoholowe.Mozna bylo sobie kulturalnie zamowic, jesli ktos koniecznie bez nie wytrzymal, ale na stole alkoholu nie bylo.Zdobylam wielka slawe, bo zdaniem wiekszosci gosci, mialem najgorsze wesele na swiecie.Ja sie z tego musze smiac.Bo dla mnie to nie krytyka tylko komplement.Do dzisiaj nie umie zrozumiec jak mozna widzac straszne skutki, ludziom stawiac alkohol pod nos i zachecac. Nie jedna osoba, przedewszystkim starszego pokolenia , ma wielkie klopoty z alkoholem ,ale zamiast pomocy, stawia sie kieliszek i uwaza to za cos calkiem normalnego. Ja nie pije z przekonania.Nie lubie, nie chce i nie potrzebuje a bawic umie sie swietnie bez.
Wow pięknie! Szacun! Sama bym się na takie wesele wybrała 🙂
No z alkoholem w naszej kulturze rzeczywiście to już jest ekstremalne-bo „kto nie pije ten donosi” ;), ale ja mam wrażenie, że ludzie w ogóle mają problem z tym, że ktoś robi coś inaczej niż większość. Ja jestem raczej taka niewyróżniająca się, bo i piję alkohol, i jem wszystko, ale bardzo często spotykam się z tym, że ludzie, którzy np. są weganami albo nie jedzą słodyczy (mam koleżankę, która po prostu nie je słodyczy od lat, bo była uzależniona od cukru i tylko eliminując go całkowicie potrafi to kontrolować) są po prostu nieomalże atakowani… Ludzie ewidentnie mają problem, ludzi ewidentnie BOLI, że ktoś czegoś nie je/ czy nie pije… Nie umiem tego pojąć- CO TO KOGO OBCHODZI?! Niech każdy pilnuje własnej miski/szklanki!
Jak byłam w ciąży pomimo tego, że kocham kawę nie piłam jej wcale – to była moja świadoma decyzja. Niby są badania na temat tego, że kawa jedna czy dwie w ciąży nie zaszkodzi, ale tak naprawdę nie ma 100% pewności jak to wpływa i czy wpływa na dziecko i ja wolałam nie ryzykować, poza tym dla mnie nie było to żadne poświęcenie. Alkoholu prawie nie piłam już przed ciążą, w ciąży oczywiste było dla mnie, że nie piję, nie jem fast food’ów, pije dużo wody…itp. W każdym razie już pominę, że moja teściowa coś wspomniała, że lampka wina do obiadu raz na jakiś czas nie zaszkodzi (czego nawet nie skomentowałam, bo tak mnie to zirytowało) to ludzie nawet o tą głupią kawę się czepiali, czego nie piję. Ciągle słyszałam: „Ja jak byłam w ciąży piłam dwie dziennie” „Mi lekarz powiedział, że mogę spokojnie dwie wypić” i jeśli chodzi ogólnie o alkohol czy kawę podczas ciąży to wygląda to trochę tak jakbym ja już wszystkim w moim towarzystwie zabraniała pić, więc oni muszą mnie namówić żeby sami mogli ze spokojnym sumieniem się napić. Nie rozumiem tego i nigdy nie zrozumiem dlaczego ludzie (a zwłaszcza Polacy) tak bardzo muszą się wtrącać w czyjeś życie. Mi nigdy nie przyszło do głowy pytać kogoś czego coś pije albo nie pije je czy nie je jakiś rzeczy.
Magda, wg mnie to oni chcą się wytłumaczyć sami przed sobą, że ich decyzje i działania wcale nie są takie złe.. niestety to namawianie nagabywanie ma swoje podłoże troszkę głębiej. Im więcej osób robi tak jak ja to znaczy, że robię dobrze 🙂 Tylko osoby pewne siebie i pewne własnego zdania (wiedzy) są w stanie się tego twardo trzymać (nie piję, nie robię tak jak inni tylko tak jak uważam).
Ludzie żyją w zakłamaniu mając często tego świadomość, pozostali nie są niestety na tyle rozwinięci żeby to ogarnąć – różnica w poziomie IQ 😉
Mieszkam w UK i tutaj mam wrażenie jest jeszcze trudniej odmówić, a to za sprawą innego podejścia, tu pije się głownie w Pubach.
Na takich spotkaniach jedna osoba idzie kupić kolejkę dla całego stolika. Nie jest to absolutnie dobrowolny gest jest to społeczna norma.
Masz ochotę na jedno piwo a jest 5 osób i kończy się na 5 minimum.
No cóż można nie chodzić do tych miejsc lecz czasem to jedyna możliwość spędzenia czasu ze znajomymi.
Błogosławię ludzi, którzy produkują wino i piwo bezalkoholowe. Jestem osobą, która lubi smak owocowego piwa jak i wytrawnego wina, ale nie cierpię tego uczucia, że cokolwiek piłam. Nienawidzę uczucia, które towarzyszy mi nawet po wypiciu minimalnej ilości, nawet najsłabszego alkoholu.
Przeważnie nie piję w ogóle, mam tak od paru ładnych lat i jest mi z tym dobrze, nikomu się nie tłumaczę… Bo już mi się nie chce, no i niby z czego. Jeśli będę miała ochotę – napiję się, jeśli nie to się nie napiję.
W trakcie rodzinnych spotkań, świąt, przybycia gości – w moim domu, na stole nigdy nie pojawiał się alkohol. Zawsze wzbudzało to sensację. Zawsze musiałam tłumaczyć, że po prostu nie ma u nas tradycji wjeżdżania z wódą na stół. No nie ma u już.
Musiałam się też tłumaczyć ze zdziwienia, gdy podczas moich odwiedzin u kogoś, ta wóda wjeżdżała.
Szok i niedowierzanie.
Ciągłe pytania o powód:
– Dlaczego wy ludzie nie pijecie jak jest okazja?
– Nie wiem… Tak po prostu.
– Przecież to niemożliwe, że nie lubicie walnąć kielicha.
– Nie lubimy. Nikt nie lubi wódki/whiskey etc., etc.
– No przecież święta, nie pijecie?
– Jak to? Pijecie? Przecież są święta!
– Twój ojciec nie pije (niesamowite :D)? A piwo chociaż?
– Nie smakują mu współcześnie wytwarzane piwa.
– A krafty?
– Aaaa tak, spróbował (tu wstaw nazwę) ze 2 lata temu, ale nie miałby już ochoty.
– OHHH, CZY TWÓJ TATA JEST BYŁYM ALKOHOLIKIEM? – mój faworyt 😀
Powód musi być, wiadomo. Jeśli nie ma powodu, jesteś podejrzany.
Nie znałam tradycji picia alko z różnych okazji. Nawet jako pełnoletnia osoba nie miałam pojęcia jak to wygląda w innych domach. Dziś wiem, ale nie biorę udziału. „Rodzinne” picie jest dla mnie po prostu dziwnym zjawiskiem.
Z tym, że nikt nie ma u mnie problemu z wypiciem piwa na grillu, lampką wina podczas filmu i nikomu się tego nie zabrania. Nie jesteśmy wrogami alkoholu (jeśli nie prowadzi do degeneracji). Po prostu nie ma tego… rytuału picia?
Moim zdaniem stało się coś strasznego. Ludzie już nie piją przy jakiejś okazji, tylko szukają okazji do picia.
Mój ojciec pił i bil, takie kombo, ale to właśnie alkohol rozwalił naszą rodzinę. Po nim odbierało mu rozum. I niestety to nie wina alkoholu, tylko człowieka. Który nie rozumie, że to trunek uzalezniający, jak narkotyk, jak papierosy. Może i uzależnia. Ktoś kiedyś powiedział, że alkohol nie jest dla głupich ludzi.
W każdym razie każda impreza rodzinna była zakrapiana alkoholem. urodziny, imieniny, piątek i sobota- tak, bo w końcu weekend nadszedł i można się napić. Szok. W liceum nie piłam, na studiach nie piłam, grubo po studiach nie piję. Każda dyskoteka na której byłam, oblewana była przeze mnie szklankami wody z cytryną lub soku. Na dyskotekę szłam potańczyć, pobawić się. co też nie sprawiało przyjemności bo dookoła po 24 wszyscy byli tak pijani, że się zataczali. A na drugi dzień kac morderca- a jak walczyć z kacem, wiadomo! Klin klinem. M-a-s-a-k-r-a. Przy każdej rodzinnej imprezie zapytana dlaczego nie pijesz, zawsze odpowiadam, że nie potrzebuję go, żeby dobrze się bawić. Zresztą takie samo zdziwienie, że nie piję alkoholu dotyczy tego, że nie pijam kawy(i to chyba nawet większy szok niż alkohol :D_), no jak to, jak Ty funkcjonujesz, bez kawy?- zupełnie tego nie rozumiem, ale ta sytuacja mnie akurat bawi 😀
Ale oczywiście, żeby nie było, że jakaś święta bezalkoholowa jestem. Wypiję jakiegoś kolorowego drinka, whiskey, grzańca zimą, czy lampkę wina. Ale naprawdę muszę mieć na taki alkohol ochotę. Jak ja robię jakieś domowe uroczystości to alkohol jest- kupujemy whiskey, połowa nie pije bo wraca autem, druga połowa, zazwyczaj kobiety, wypiją dla degustacji. Bywa, że nikt nie pije i tez jest normalnie i super. Dziwi mnie na przykład to, że jednym z większych problemów organizacji ślubu jest to ile alkoholu zamówić O_o.
Moja przyjaciółka nie toleruje alkoholu, ma po nim okrutne migreny, mdłości – no gra nie warta świeczki absolutnie. W zeszły weekend miała swoje wesele… Dobrze, że było mieszane, polsko-włoskie, bo Polacy by ją zakrakali „jak to wódki nie wypijesz?!”, „toastu na własnym weselu nie wzniesiesz?!”, „Pacz Grażyna, młoda pewnie w ciąży, wódki nie pije, dlatego ślub tak szybko”. Skąd to się ludziom wzięło, nie wiem. Chociaż ja też często widzę utratę zainteresowania, kiedy mówię, że z alkoholu piję tylko prosecco albo wino 🙂 Nie jestem w stanie przełknąć niczego co nie jest mocno owocowe i co ma więcej niż 10% zaw. alkoholu. Na szczęście w mojej rodzinie nie było z tym problemu, bo po dziadku alkoholiku (na szczęście czasy zamierzchłe, dziadek już nie pije wiele, wiele lat) nikt już prawie alkoholu nie tyka.
Nos w sos giry w pyry jak to się mówiło u mnie w domu. Dlaczego mielibyśmy tłumaczyć się innym ze swoich wyborów życiowych – wszelkich – nie tylko dotyczących nie picia alkoholu bądź nie jedzenia mięsa czy słodyczy.
Ja mam dużo starszego od siebie męża i niekiedy słyszę komentarze na temat par z dużą różnicą wieku, że to patologia itp. Czy to że masz dużo starszego męża znaczy, że tworzysz patologiczna rodzinę? Serio???
Super tekst. 🙂
Razem z narzeczonym nie pijemy. Znajomi, w tym nawet bliska rodzina, nie zapraszają nas na ”spotkania” bo nie pijemy więc z nami nie będzie zabawy.
To przykre, że bez alkoholu ludzie nie potrafią się bawić, tak jesteśmy przyzwyczajeni. Sama lubię sobie mniej więcej co drugi weekend wypić z narzczonym po dwa piwa przy meczu czy też wyjść w plener ze znajomymi, ale nawet na swoim przykładzie widzę jak to jest. Sobota wieczór, spotykamy się ze znajomymi i (oczywiście nie zawsze) idziemy do sklepu po piwo. No i po co te piwo? Nie wiem. Umawiamy się oczywiście też i na rowery, na kawę czy wspólne gotowanie ale co dziwne, to te spotkania na których ma być piwo zawsze zapowiadają się najlepiej, wydaje się, że będzie super itd. To jest porąbane. A ostatnio zdałam sobie sprawę z tego, że każda chwila w moim życiu, którą wspominam najlepiej była bez alkoholu. Wiele bym dała aby jeszcze raz przeżyć np. cudowne wakacje z 2016 roku na których ja, mój narzeczony i brat świetnie się bawiliśmy, a jedyny alkohol to może ze dwa radlery dla ochłody. Dziś z narzeczonym, mojego brata nie poznajemy, liczy się dla niego piwko z kumplami i gapienie w telefon ( kolejna choroba społeczeństwa ;/). Wydaje się, że alkohol łączy, a tak naprawdę dzieli, bo na imprezie po % wszyscy się śmieją i uwielbiają, a na co dzień słowa nie potrafią ze sobą zamienić. I widzą się znowu dopiero jak trafią na tę samą imprezę gdzie też jest alkohol. A dlaczego nie zaproponujemy tej znajomej/znajomemu całkiem na trzeźwo wyjscia na kawę, rower, basen? Czemu nie potrafimy rozmawiać tak po prostu? Bardzo przykre i w wielu przypadkach niestety prawdziwe.
Prawda. Doskonale to ujęłaś
Mój narzeczony jest abstynentem. Nie pił i nie pije. Ma zasady. Najgorsze jest to że nie ceni się ludzi z zasadami tylko się nimi gardzi.
Nie piję. Z szacunku dla narzeczonego, który jest od 4 lat trzeźwym alkoholikiem. Nie potrzebuję alkoholu, ale on potrzebuje mojego wsparcia. Tłumaczeń jest ogrom. Zdziwienie, ignorancja, dziwne uśmiechy. Jakby to alkohol był wyznacznikiem tego, czy ktoś jest super i czy warto się z nim kumplować. Przed nami nasz własny ślub i wesele. My pić nie będziemy. Bo lubimy siebie i siebie akceptujemy. Kiedyś usłyszałam bardzo mądre słowa: przestaniesz sięgać po alkohol, kiedy zaakceptujesz siebie. Bo czy prawdą nie jest, że alkohol i rzekomy dobry humor podczas jego spożywania to chęć przypodobania się towarzystwu i zdobycia pewności siebie?
Piękna postawa! Bardzo to szanuje. Jesteś cudowna!
Elizo, bardzo się cieszę, że poruszyłaś ten temat. Ponieważ jesteś osobą, której poglądy i wypowiedzi mają duży wpływ, być może kilka osób po przeczytaniu coś sobie przemyśli.
Oboje z mężem jesteśmy abstynentami – on nie pije ze względów zdrowotnych, ja jako DDA nie kojarzę alkoholu z przyjemnościami. Oczywiście dla większości uczestników imprez, na których zdarza nam się być stanowimy z tego tytułu pocieszne lub egzotyczne zjawisko:)
Lubię napić się wina ze znajomą, ale też mam niepijących znajomych. I to zupełnie akceptuję- jest to dla mnie naturalne. Myślałam, ze to takie polskie mówić: ” Ee, nie napijesz się ze mna?! no, ale weź!”. Ale w każdym pijącym towarzystwie są takie komentarze. Dla mnie zrozumiałe jest to, że ktoś może nie chce pić. Fakt, że czasem myślę, że może to z innych powodów- znałam kilka osób, które niby nie piły, ale po prostu się kryły na imprezach, a po nich same wypijały- były alkoholikami. Ale wolę osoby, które nie piją, niż te, które się nawalą, ledwo ustoją na nogach i na koniec nabrudzą.
Powiem szczerze, że dla mnie alkohol mógłby nie istnieć. Jestem osobą która nie koniecznie musi pić przy każdej nadarzającej się okazji, raczej bardzo rzadko.
Gdy byłam w ciąży zdarzały się propozycje bo przecież „pół lampki winka albo małe piwko bezalkoholowe nie zaszkodzi dziecku”, jak się synek urodzi to też „słyszałam że najlepsze na laktacje jest karmi”, albo „no spróbuj tyle przecież nie piłaś”, „nie masz ochoty?”, teraz synek ma 3 latka, „napij się już syn odchowany”, „nie chcesz, może jesteś w drugiej ciąży?” A może bym chciałabym być w drugiej ciąży a nie mogę w nią zajść, na to też są najlepsze rady bo przecież alkohol według najlepszych doradców pomaga „zmajstrować” upragnione szczęście… Ehhhh…
A może nie chcę bo: nie mam ochoty, nie mam nastroju, bezpieczeństwo mojego dziecka jest dla mnie najważniejsze, możenie chce żeby mój synek patrzył na pijaną albo podchmieloną mamę? Chce odczuwać świat wszystkimi świadomymi zmysłami i być zdrowa. Wszystko jest dla ludzi ale ja muszę mieć sprzyjające okoliczności i ochotę a wielu osobom ciężko to zrozumieć 🙂
Dobrze że powstał ten post, już wiem że nie tylko ja mam takie sytuacje 😉 <3
Gdy w 2014 roku zaczęłam być bardziej aktywna fizycznie, zaczęłam też ograniczać alkohol. Po prostu stopniowo przestawał mi smakować, a mój organizm domagał się czegoś innego. Jakkolwiek dziwnie to zabrzmi, dziś wolę wypić wieczorem sok z kiszonej kapusty niż piwo. Kiedyś można było się ze mną napić, nie chwaląc się (chociaż to nie jest powód do chwalenia się), miałam mocną głowę i mogłam wiele zmieszać. Z czasem mój organizm zaczął się buntować ogólnym złym samopoczuciem, bo gdy zaczęłam chodzić na siłownię to alkohol był chyba ostatnią substancją jakiej mój organizm mógłby potrzebować. Ludzie reagują na to negatywnie, niestety nawet bliscy znajomi. Jedna znajoma przestała zapraszać mnie na imprezy. Ale nie ubolewam z tego powodu, bo to oznacza tylko, że dziewczyna nie potrzebuje przyjaciół lecz kompanów do butelki wina. Początkowo kłamałam mówiąc że biorę antybiotyki, ale w pewnym momencie stwierdziłam: „Hej, nie robisz nic złego, nic czego można się wstydzić. Mów wprost, że nie pijesz bo nie masz ochoty”. I tak robię. I mam za sobą już kilka wesel które spędziłam bez alkoholu, dzięki czemu w drugi dzień nie wyglądałam jak siedem nieszczęść, a po Sylwestrach bez alkoholu nie traciłam pierwszego dnia Nowego Roku na dochodzenie do siebie i narzekanie na ból brzucha, lecz mogłam wyjść na spacer.
Jestem pierwotnym abstynentem od 50 lat (nigdy i w w ogóle nie piłem żadnych napojów alkoholowych). W mojej abstynencji nie ma żadnej wielkiej ideologii, religii, składanej przysięgi itp. Po prostu:
1. Traktuję swój mózg to świętość. Jestem ateistą a z tego m. in. wynika, że mózg to cały jedyny niepowtarzalny Ja. Nie wyobrażam sobie czerpania przyjemności z zakłócania pracy tego organu czyli de facto celowego zaburzania samego siebie.
2. Chcę odbierać świat takim jakim on jest naprawdę bez różowych chemicznych okularów. Nie boję się nawet bardzo bolesnej prawdy. Rozwijam w sobie siły, by umieć znieść świadomie każdy cios losu.
3. Jeśli mam jakieś wady, słabości np. kompleksy, nieśmiałość itp. to pokonuję je samodzielnie pracując nad swoim charakterem bez środków dopingujących. Nie używam żadnych środków psychoaktywnych w celach pozamedycznych. Mam wrażenie, ze ich używanie przez innych to objaw takiego chwalenia się jakimiś psychicznymi słabościami i deficytami. Ktoś wypija kieliszek alkoholu i liczy na większy luz, swobodę, ktoś zapala papierosa i liczy na ukojenie nerwów, ktoś wypija poranną kawę i liczy na pobudzenie. Zawsze jest jakiś deficyt i słabość, którą próbuje się kompensować narkotykiem (kofeina, nikotyna i etanol to także narkotyki i to całkiem silne) zamiast własnej pracy. Widzę siebie takim, jakim jestem, bez zakładania maski pod wpływem alkoholu. Muszę zmierzyć się ze sobą, z tym, co we mnie dobre i tym, co trudno mi w sobie zaakceptować. Dzięki temu świadomie się rozwijam i pracuję nad sobą.
4. Brzydzę się chemiczną regulacją emocji, uczuć i nastroju. Ten ostatni poprawiam sobie sportem, muzyką, szczerą rozmową z przyjaciółmi (bez % wspomagania).
5. Dbam o zdrowie. Nie konsumuję trucizn, a tym jest ewidentnie etanol. Ewentualne (i bardzo niewielkie) korzyści zdrowotne niektórych napojów alkoholowych wynikają nie z tego, ze są alkoholowe a z tego, że są z owoców (np. wino). Te same a nawet lepsze efekty można uzyskać mając dobrą dietę. Dla wierzących w zdrowotną moc napojów alkoholowych polecam niedawny artykuł w The Lancet, renomowanym czasopiśmie medycznym
http://www.fpiec.pl/surprise/jakie-jest-najzdrowsze-podejscie-alkoholu-naukowcy-podpowiadaja-abstynencja
6. Kocham wolność a każdy środek psychoaktywny zaś etanol w szczególności, tę wolność zabiera. Cóż to za napój, po którym nie mogę usiąść za kierownicą, pójść do pracy, złożyć zeznań w sądzie.
6. Moja pełna sprawność psychiczna i fizyczna w każdej chwili może być potrzebna mi bądź komuś innemu. Jestem na to zawsze gotowy. Będąc na imprezie w razie potrzeby w jednej chwili z wesołka mogę się stać śmiertelnie poważny (np. w razie jakiegoś wypadku). Pijący musi czekać aż alkohol w jego żyłach przestanie krążyć. Rezygnując z alkoholu nie robię po pijanemu rzeczy głupich, ryzykownych i kłopotliwych, których później mógłbym żałować.
7. Nie używam środków uzależniających a alkohol to wbrew obiegowej opinii nie używka a jeden z najsilniejszych narkotyków (oczywiście nie każdy pijący jest narkomanem).
8. Nie piję ze względów estetycznych. Napoje alkoholowe mają nieciekawy, często okropny smak (nigdy nie piłem ale kilka razy z ciekawości zamoczyłem koniuszek języka) i śmierdzą. Nie wyobrażam sobie, żeby z moich ust miało tak cuchnąć.
9. Kultywuję rodzinne abstynenckie tradycje (moi rodzice są abstynentami z podobnych co ja powodów, mają taki sam stosunek do wszystkich środków psychoaktywnych). A tradycja to rzecz święta jak często powtarzają mi pijący 😉
10. Nie znoszę stereotypów i towarzyskiego przymusu. A przymus alkoholowy należy do tych największych. Jesteś na imprezie to musisz wypić, choć troszkę, choć zamocz usta, ale zrób to! Walczę z tym bo kocham wolność i swobodę wyboru. Nie zabraniam nikomu pić i w piciu nie przeszkadzam ale sam oczekuję pełnej tolerancji dla mojego niepicia.
11. Z biologicznego punktu widzenia alkohol etylowy nie jest środkiem spożywczym. Nasze ciała sygnalizują potrzeby w zakresie białka, węglowodanów, tłuszczu, witamin i mikroelementów, wody ale nie alkoholu! Wszyscy rodzą się abstynentami i dopiero później z abstynencji rezygnują, jedni szybciej, inni w okolicach 18-tych urodzin. Bardzo elitarna grupka zachowuje ten naturalny stan na dłużej, czasem do końca życia… Alkohol nie jest naturalnym elementem diety. Nie wszystkie cywilizacje ludzkie odkryły fermentację – Indianie Ameryki Północnej i część mieszkańców wysp Pacyfiku do czasu przybycia Europejczyków alkoholu nie znali w ogóle a jakoś żyli, bawili się, kochali… Jeśli społeczeństwo nie odkryje i nie ujarzmi zjawiska fermentacji alkoholowej, to napoje alkoholowe w nim nie zaistnieją! My po prostu żyjemy naturalnie, tak jak się urodziliśmy. Czy musimy z tego się tłumaczyć?
12. Kiedy nie piję, widzę, jacy naprawdę potrafią być ludzie po alkoholu, jak się zachowują. Tylko na trzeźwo jestem w stanie to dostrzec. Widzę wtedy, że podsycane alkoholem rozmowy są w rzeczywistości nudne, chaotyczne i powierzchowne.
13. Rezygnacja z alkoholu zdecydowanie poprawia domowy budżet. Nie finansuję producentów silnego narkotyku. Mam czyste sumienie, nie przyczyniam się do milionów nieszczęść wywołanych alkoholem.
14. Nie mam kaca, nie tracę czasu na jego leczenie. Mogę każdy każdy dzień swojego życia wykorzystać aktywnie. A każdy dzień jest jedyny, niepowtarzalny i zmarnowany nigdy już nie powróci.
15. Każdy pijący musi liczyć się z jakimś prawdopodobieństwem możliwości uzależnienia. W moim przypadku to prawdopodobieństwo wynosi dokładnie 0.
Super wpis i bardzo się cieszę, że na niego trafiłam. Dobrze jest wiedzieć, że są inni ludzie, którzy też zmagają się z tym samym problemem bo na co dzień (na imprezach, spotkaniach itp) tego nie widać. Dominują „pijący namawiający” i trzeba samemu kolejny raz stawić czoło tej irytującej i smutnej rzeczywistości.
jestem tu pierwszy raz, ale muszę przyznać, że świetnie piszesz, będę zaglądała częściej:)
mam prośbę o poradę… otóż mam podobne podejście do alkoholu, kiedyś mniej mi przeszkadzał i uważałam, że wszystko jest dla ludzi w odpowiedniej ilości oczywiście… przyznam, że nawet klika razy w życiu zdarzyło mi się upić (mam 32 lata) czasami chciałam przełamać nieśmiałość, czasami odnaleźć się w towarzystwie, czasami ulegałam presji otoczenia… moje podejście zmieniło się jak mój mąż po alkoholu zaczął wycinać rożne numery… nie będę wchodzić w szczegóły, ale po prostu rozrabia i nie ma umiaru…. od dłuższego czasu mam obrzydzenie do pijanych facetów/osób (w tym męża, a nawet siebie jak sobie przypomnę 🙂 -takich „ślimaczących się” z rozmytym wzrokiem.
Mojemu mężowi ciężko się bawić bez, próbował na moją prośbę, ale jak patrzy na resztę to sama widzę, że jest niezadowolony z takiego obrotu sprawy… czasami próbuje się ograniczać, czasami atakuje mnie, że „ja przymulam” … nie widzi problemu, że nikt nie pyta czy pijesz, tylko co pijesz.
W zależności od sytuacji jedno z nas jest niezadowolone, oględnie mówiąc 🙁
co w takiej sytuacji? inni mogą się upijać do woli (nie mnie decydować), ale jak mój mąż się upija to wpływa to na mnie…
może ktoś ma złotą radę 🙂 świetny patent… może ja mam zmienić podejście, ale na jakie….???
Amylee mam podobnie. Kilka życiowych wydarzeń sprawiło, że nie jestem w stanie tolerować picia alkoholu przez męża. Wypicie przez niego alkoholu wywołuje u mnie od razu reakcję- ucieczka, chroń dzieci ,chroń rodzinę,coś złego może się wydarzyć! Niestety nie mam żadnego patentu,ani złotej rady… chętnie sama taką usłyszę.
To ja poradzę, idź na terapie i przepracuje ten temat.
A ja kocham alkohol i bardzo lubie go pić pozdrawiam
Comments are closed.