Dziś do matury z języka polskiego przystąpiło prawie 300 tysięcy licealistów. Przejrzałam arkusz zarówno matury podstawowej jak i rozszerzonej i przypomniałam sobie, jak to było 10 lat temu, kiedy sama podchodziłam do egzaminu dojrzałości. Mówiono nam wtedy, że to najważniejszy egzamin w naszym życiu. Cóż to była za bzdura.
Mój rocznik musiał wybrać: podstawa albo rozszerzenie. Nie mogłam najpierw napisać matury na poziomie podstawowym, a potem zdać rozszerzenie. Musiałam podjąć decyzję od razu. Zależało mi na studiach psychologicznych, więc mój wybór był oczywisty. Zdawałam rozszerzenie. Pamiętam, że po wyjściu z sali rozpłakałam się. Emocje były ogromne, a ja bałam się tylko jednego, czy udało mi się trafić w klucz?!
Obecna matura bazuje na kluczu. Musisz się w niego wstrzelić. Zastanowić się, co autor miał na myśli i trafić niczym snajpier do celu. Byłam beznadziejna w trafianiu do celu, nienawidziłam tych wszystkich zasad, nie obchodziło mnie co autor miał na myśli, bo ja miałam mnóstwo swoich przemyśleń. To nimi chciałam się dzielić!
Na lekcjach języka polskiego zawsze byłam bardzo aktywna. Uwielbiałam ten przedmiot! Kiedy nauczycielka zadawała jakieś pytanie, zawsze się zgłaszałam. Czasem udało mi się trafić w klucz (akurat był zgodny z moim punktem widzenia), ale najczęściej słyszałam „dobrze, a może ktoś inny zna odpowiedź?”.
To było frustrujące. Każdy musiał trzymać się zasad, inaczej nie zdobywał punktów. Zabijało to naszą kreatywność, uczyło schematów. Jestem pewna, że nauczyciele woleliby mieć większą swobodę, chcieliby traktować dane zagadnienie szerzej niż narzucał klucz, nie mogli. Musieli się go kurczowo trzymać, a każda odpowiedź, która się z nim nie zgadzała była pomijana. To dlatego uczniowie zaczęli się uciekać do streszczeń i opracowań, one dawały odpowiedź do praktycznie każdego zagadnienia, można było trafiać w klucz bez mrugnięcia okiem.
Nigdy się na to nie godziłam i szłam pod prąd. Nie obchodziły mnie utarte schematy. Oczywiście, że było mi smutno kiedy dostawałam tróje z wypracowań, które przecież tak lubiłam pisać. Moje podejście do tematu w ogóle mi się nie opłacało, nie miałam dobrych ocen z polskiego, a przecież był to mój ulubiony przedmiot.
Nie wiem skąd miałam w sobie tyle samozaparcia, ale jestem z tego cholernie dumna. Nie dałam się schematom, szłam pod prąd i do końca ważniejsze były dla mnie moje przemyślenia i moje wnioski. Nie dałam sobie wmówić nauczycielom, że muszę mieć dobre stopnie bo to zagwarantuje mi dobre studia, a potem dobrą pracę i dobre pieniądze.
Gdybym im uwierzyła, zabiłabym w sobie to co mam najlepsze. Gdybym walczyła o dobre stopnie, wbrew swoim zasadom, prawdopodobnie znalazłabym dobrą pracę, ale wtedy pracowałabym na czyjeś marzenia, NIE NA SWOJE. Gdybym dała zabić w sobie kreatywność nie wymyśliłabym swojego obecnego miejsca pracy. Przecież gdybym wtedy powiedziała nauczycielom, że chce mieć taką pracę, która umożliwi mi: podróżowanie, pracę w marketingu i PR, pisanie, robienie zdjęć oraz ich edycje, występowanie na konferencjach, nagrywanie filmów, gotowanie, pisanie o psychologii, zdrowym stylu życia itd itp, zrobiliby wielkie oczy i kazali mi zejść na ziemie, bo takiego zawodu nie ma i to jest absolutnie niemożliwe by łączyć to wszystko i jeszcze na tym zarabiać.
Na tamte czasy to faktycznie było niemożliwe, wystarczyło kilka lat by te marzenia urzeczywistnić.
Nie pozwólcie się ograniczyć, zamknąć do szufladki. Nie dajcie sobie wmówić, że świat wygląda TAK, a nie inaczej. Nie żyjcie schematami, nie róbcie czegoś tylko po to by wstrzelić się w klucz. Żyjcie zgodnie ze swoim sumieniem, sercem i marzeniami. Ludzie (zwłaszcza Ci, którzy są dla nas ważni) potrafią zabić w nas to co mamy najlepsze. Oczywiście oni nie mają złych intencji, chcą naszego dobra i chcą nas przed czymś uchronić. Grunt to słuchać ludzi mądrzejszych od siebie, ale filtrować to przez swoje cele, marzenia, sumienie, rozum i serce.
Bo życie to nie klucz. Dzięki Bogu!
36 komentarzy
Jakie pozytywne zdjęcia!
Dzięki temu, że nie dałaś zabić swojej kreatywności ktoś właśnie może czekać pod lodówką na snickersy z Twojego przepisu ?
Pozdrawiam Cię serdecznie ?
awwww ale cudownie to ujęłaś!!!!!!!! Kocham <3
Przeczytałam z duża radością twój post. Nasz cały system edukacji jest tak stworzony, by trochę naszą kreatywność tępić i trzymać mocno pod butem „dla naszego dobra” 🙂
Świetnie, ze wstydziłas to w cudzysłów. Właśnie o to chodzi! Tępić kreatywność bo to może zaszkodzić
Świetny wpis! Wiesz co? Nigdy nie czytałam Twojego bloga, znałam go tylko z nazwy. Od niedawna zaglądam coraz częściej i bardzo interesują mnie tematy, które poruszasz. Schematy…ja stety-niestety dałam się w nie wciągnąć:( Od pewnego czasu próbuję od nich odejść i żyć tak jak podpowiada mi serce. Piszę bloga, podróżuję, skończyłam szkołę fotografii i ciągle doskonalę warsztat fotograficzny. Lubię to robić. Co z tego wyjdzie? Nie wiem? Warto jednak podjąc wyzwanie:)Pozdrawiam. Martyna.
Gdy pisałam maturę 5 lat temu wkurzały mnie te same rzeczy. Pamietam, ze z polskiego zawsze byłam dobra (choć jestem typowym umysłem ścisłym) to próbna maturę zdałam na ledwie 40%, wiec trochę stresu było. Na szczęście to był wypadek przy pracy i na zwykłej maturze końcowej było już Ok 🙂 niemniej jednak, trzeba zdawać sobie sprawę z tego, ze gdyby nie było kluczy i każdy mógł sobie pisac o czym chce to praktycznie niemożliwe byłoby obiektywne ocenianie takich prac. Po to jest klucz, żeby były konkretne wytyczne co w takiej pracy ma być i ile punktów za co kto ma dostać. Jak to jest egzekwowane to już jest inna historia… być może jest jakaś możliwość osiągnięcia kompromisu. Z tego co wiem, to na ten moment zrezygnowano z przygotowywania prezentacji na rzecz egzaminu ustnego? Zobaczymy jakie to przyniesie efekty 🙂
Anonimie ?
Nie chodzi o to aby każdy pisał co mu w głowie zaświta. Mamy bazować na wiedzy i przy okazji dodać swoje przemyślenia, odczucia, własny punkt widzenia.
Dam przykład z własnego egzaminu (wprawdzie nie maturalnego a gimnazjalnego):
Polecenie do wykonania: Ułóż krótkie opowiadanie o przedmiocie w kolorze zielonym.
Napisałam opowiadanie o zielonym dlugopisie… i zamiast 10pkt dostałam 0pkt.
Wiesz dlaczego? W kluczu autor wymyślił sobie, że ma być to żywe stworzenie. Nie trafiłam w klucz. I o to chodzi w całym poście. Stara matura może nie była mega sprawiedliwa, bo oceniał zdającego jego własny nauczyciel, ale przynajmniej wiedział co JEGO uczeń chce przekazać.
Pozdrawiam
Pełna zgoda!!!!
Marta, jeśli tak było to nie jest kwestia tego czy ocenia się według klucza czy nie, tylko tego jak jest polecenie skonstruowane i jak klucz jest do tego dopasowany. Żywe stworzenie to nie przedmiot, logiczne. Jeżeli w poleceniu było napisane wyraźnie, ze ma być opowiadanie o PRZEDMIOCIE, a w kluczu o ŻYWYM STWORZENIU to jest to po prostu niezgodność klucza z poleceniem,a nie interpretacją ucznia. Gdybym ja dostala takie polecenie to tez nie przyszłoby mi do głowy żeby napisać, nie wiem, o żabie. Niestety wiem, że takich sytuacji jest mnóstwo i według mnie tu jest problem a nie w tym, że trzeba oceniać według klucza.
Zapomniałam się podpisać.
Aneta 🙂
Oceny na świadectwie miałam takie sobie, mature zdałam przeciętnie, studia rzuciłam, a teraz mam własną firmę i dzięki swojej ciężkiej pracy dążę do spełniania marzeń. A w liceum chcą nam wmówić że od ocen i matury zależy nasze całe życie..
Jeju dokładnie! Piękna historia! Byłam przeciętnym uczniem, tylko raz w życiu miałam świadectwo z paskim, zwykle miałam 3-4. Rodzice nigdy nie cisnęli mnie o stopnie za co jestem im dziś ogromnie wdzięczna. Nie uczyłam sie dla stopni nigdy. Szkoła wymaga być uczyć się dla stopni. Bo to niby zagwarantuje dobre studia, a dobre studia dobrą pracę. Co za bzdury
Cześć,
Ten wpis to święta prawda. Cała szkoła to nauka sztywnych zasad, które potem trzeba w życiu przestrzegać, bo takie są wymogi społeczne. I ciekawe dlaczego wiele z najwybitniejszych i najbardziej wpływowych ludzi na świecie nigdy nie skończyło szkoły?
Ja osobiście miałam mniejszy problem niż Ty. Matura z przedmiotów ścisłych nie jest taka zła, jak z humanistycznych. Zdając matematykę, dostaniesz maks punktów za każde rozwiązanie, może być zupełnie inne, niż to w kluczu. I dlatego uwielbiam przedmioty ściśle, bo tam mnie nigdy nikt nie ograniczał, a najważniejsze było myślenie.
A z matury z polskiego wyszłam po 50 minutach, bo wiedziałam, że mam ją zdają, a w klucz i tak nie trafię, żeby mieć 100%, więc po co tracić czas 😀
Pozdrawiam,
Kasia
Ale numer, wydawać by się mogło, zę to nauki ścisłe są sztywne i wynik zawsze jest ten sam. Tzn wynik może i jest ten sam, ale to jak do niego dochodzisz i jak obliczasz to już twoja sprawa. W polskim właśnie oceniają sposób w jakim dochodzisz do wniosków i jesli te wnioski nie są takie jak ich, to nie masz punktów. Przykre
Zawsze miałam z Polskiego oceny 5, 6. Miałam świetnych nauczycieli, którzy wspierali kreatywne myślenie podczas lekcji. Do dziś pamiętam moją pierwszą maturę (10 lat temu) gdy trzeba było zinterpretować sen Izabeli, w domyśle – stanąć w jej obronie bo jej się śniło, że to Wokulski jest oprawcą, a ona biedną ofiarą jego nachalności. Ja w eseju odniosłam się oczywiście do całej książki (wszyscy wiemy kim była Izabela:D) i niestety nie wstrzeliłam się tym samym w klucz. Matura zdana na jakieś marne 50-60%. Uznałam, że nie godzę się na taki wynik i w kolejnym roku poszłam poprawiać maturę, tym razem (pewnie razem z Tobą) pisałam na temat Pana Tadeusza 😀 zrobiłam to dla własnej satysfakcji, polski na maturze nie był mi do niczego nigdy potrzebny.
Oooo bardzo ciekawa historia! BRawo!
Świetny wpis! ? Dokładnie trafiłaś w punkt i w pełni się z tym zgadzam. Jesteś cudowna i to co robisz jest piękne. Jak dobrze, że nie dałaś się wcisnąć pod klucz. Gdyby tak było świat dużo by przez to stracił.
MIałam podobnie jak ty, chociaz zdawałam mature tylko dwa lata temu denerwowały mnie te klucze. Na języku polskim miałam podobnie, skończyłam z dwóją na świadectwie, za która mi nadal głupio, ale ja byłam aktywna na lekcjach dopóki nie byłam omijana i kazda moja odpowiedz była wg nauczycielki zła. Stwierdzilam ze na nic moje zainteresowania poza szkolne – czytalam duzo i czasem chcialam podzielic sie jakas ciekawostka na temat danego dzieła. Nie obchodzilo to nikogo, bo najwazniejszy byl klucz i to co autor mial na mysli. A przepraszam bardzo….skad my mamy dokladnie wiedziec co mial na mysli? Czasem te nadinterpretacje ktore sa w opracowaniach sa z KOSMOSU! Wiec po prostu nie chcialam robic z siebie glupka, interesowalam sie poza szkola tym co chcialam a na jezyku polskim ucichlam skoro nikt nie chcial mnie sluchac, mature zdalam bardzo dobrze, ale to jest w wiekszosci moja zasluga. Bo to ja sama sie do niej przygotowywalam, a nie wiecznie s „tak trzeba bo klucz, to musisz wpisac to zdasz”.
Hej Eliza! Komentuję tu pierwszy raz, a czytam Twojego bloga już od kilku lat. Chciałam Ci tylko napisać, że jesteś obecnie moją ulubioną blogerką i widzę OGROMNE zmiany na przestrzeni tych kilku lat. Bardzo się cieszę, że wnosisz dużą wartość do blogosfery przez to, że jesteś autentyczna w tym co robisz. Denerwują mnie blogi, w których każdy post jest wpisem sponsorowanym, a postów pisanych od serca jest niewiele u innych blogerek. Nie skorzystam z takich produktów, jeśli widzę, że dana blogerka co chwilę poleca inne kosmetyki i wszystkie są „must have”. U Ciebie widzę, że współprace są wyselekcjonowane, przez co wiem, że jak coś już polecasz, to naprawdę warto 🙂 Dziękuję Ci za to, że poszłaś w stronę wpisów psychologicznych i takich codziennych, życiowych, co zmusza mnie i innych czytelników do refleksji i większych przemyśleń, a nie tylko do oglądania zdjęć ładnych ubrań. Bardzo Cię za to szanuję.
Ściskam!
Wzrusz! Dziekuje za tyle ciepłych słów i za to, ze ze mną jesteś
Dzisiejszy post przeczytałam z wielką radością, co prawda moja matura była jeszcze w starym systemie i można było więcej dać od siebie to na każdym kroku spotyka się zabijanie kreatywności. Kiedy zakładanam bloga w moim otoczeniu spotkałam się z krytyką, a obcy ludzie tak naprawdę z innych krajów przekazali mi naprawdę wiele ciepłych słów. Teraz z mężem budujemy dom, chcemy specjalizować się w fotografii i znowu to nie wpasowuje się w ramy naszych znajomych, bo co to za praca robić zdjęcia. Bardzo żałuje że fotografię odłożyłam na kilkanaście lat, ale tym razem konsekwentnie działamy do celu. Mam nadzieje że nasze marzenia się spełnią. Trzymam kciuki za wszystkie niepopularne pomysły na życie, bo coś co w tym momencie może wydawać się szalone za kilka lat będzie naszym cudownym sposobem na życie.
W pełni się zgadzam!!! Ściskam
Ach jak ja bym chciala, zebysmy wreszcie przestali uczyc tego „Co autor mial na mysli?” Mimo zmiany formy matury juz kilka razy od czasu kiedy ja ja zdawalam ( dawno, dawno temu:) ), to chyba nadal nie pozwalamy na uczenie o tym jak my odbiorcy czujemy sie po np. przeczytaniu jakiegos tekstu. I nie chodzi tu o nieznajomosc tekstu, czy pomijanie faktu, ale o nasze prawdziwe interpretacje.
Opowiem wam moja historie. Juz w szkole podstawowej uwielbialam jezy polski. Az do tego stopnia, ze do liceum nie musialam zdawac egzaminow, bo wygralam olimpiade. O jakiez bylo moje zdziwienie, kiedy moj licealny nauczyciel jezyka polskiego probowal przez cztery lata dac mi do zrozumienia, ze z polskiego jestem do niczego. Z dwoch ukochanych przedmiotow, bo rowniez uwielbialam angielski mialam bardzo slabe wyniki. Z angielskiego 3, z poskiego zdawalam z 2 na 3. Z pozostalych przedmiotow 4 i 5 na swiadectwie maturalnym, ale przyznam szczerze, ze nie uczylam sie za wiele, bo pozostale przedmioty nie interesowaly mnie.Jak tylko chcialam byc nauczycielka jezyka polskiego. Mature pisemna z polskiego zdalam na 2, ale ustna juz na 5 bo w komisji nie bylo mojego profesora. Mature z angieskiego na 4. Cztery lata stresu, placzu i w koncu utraty wiary w swoje „polonistyczne zdolnosci”. Ale jako 18 letniej dziewczynie trudno bylo mi to zrozumiec. I jeszcze troche to trwalo, a dokladnie 5 kolejnych lat, zanim wreszcie udowodnilam (najpierw z mysla o panu profesorze) ale przede wszytkim samej sobie, ze inni moga sie mylic i nie wolno sie poddawac. Dzien obrony pracy magisterskiej z flologii polskiej na UJ w Krakowie uczcilam zakupem biletu do anglojezycznego kraju, gdzie w krotkim czasie zdalam CPE na B, ale pozniej poprawilam na A.
Wydarzylo sie to prawie 20 lat temu i niestety pozostawilo przykre wspomnienia z okresu, ktory powinnismy w miare beztrosko przezywac. Dzis mieszkam we Francji i ucze angielskiego i chociaz tutaj bardzo licza sie oceny, zeby dostawac sie do kolejnych szkol, staram sie wspierac moje dziecko i dawac mu do zrozumienia, ze to naprawde ostatnia rzecz ktora powinnno sie przejmowac. Pozdrawiam
Świetny tekst! Ja myślę podobnie, nie cierpię schematów. Na maturze z polskiego według nauczycielki napisałam zbyt górnolotnie i dostałam tróję, mimo że byłam uczennicą „piątkową” 😉 Wiem jednak, że nie każdy chce i potrafi iść na przekór w zgodzie ze sobą, bo to wymaga odwagi. Pozdrawiam 😉
Dokładnie tak życie to nie jest klucz. Matura to nie jest najważniejszy egzamin w życiu są o wiele ważniejsze. Nie można żyć schematami należy żyć w zgodzie z samym sobą słuchać głosu swojego serducha wyrażać siebie spełniać swoje a nie innych ludzi marzenia. Ciekawy bardzo dobry wpis cieszę się że tu weszłam przeczytałam trafiłaś w samo sedno zgadzam się z tobą. Pozdrawiam Aga.
Jak ślicznie <3
Eliza, świetny post! Ja wypowiem się trochę z drugiej strony. Jestem nauczycielką języka obcego. I duszę się w mojej pracy. Jestem za nauczaniem nieformalnym, za demokracją w szkole. Niestety, mieszkam w małej miejscowości i uczę w małej wiejskiej szkole z dyrektorką-służbistką. I wiem już, że długo w tej szkole nie pociągnę. Chodzę zła i sfrustrowana, ponieważ system edukacji podcina mi skrzydła i nie daje możliwości rozwoju. Nie rozumiem, jak mam nauczyć języka obcego, skoro jakikolwiek egzamin ustny pojawia się dopiero na maturze! Moi uczniowie muszą uczyć się umiejętności rozwiązywania testów zamiast umiejętności porozumienia się w języku obcym. Radek Kotarski świetnie opowiedział o tym, jak powstał istniejący do dziś system edukacji. Na celu miał stworzenie posłusznego obywatela… I działo się to w XVIII i niewiele się zmieniło… Jakie to smutne, bo takie prawdziwe…
Pozdrawiam 🙂
dokładnie! pierwszy raz coś komentuje na blogu, bo utożsamiam się w 100%! Ja sama z wykształcenia jestem nauczycielką angielskiego. Od zawsze uwielbiałam ten język, a od liceum chciałam zostać nauczycielką. Skończyłam studia, zrobiłam praktyki i dokopała mi smutna polska rzeczywistość w szkole publicznej :(. Pracowałam też jakiś czas jako nauczycielka angielskiego w prywatnej, rozpoznawalnej szkole językowej dla dzieci i tam było dużo lepiej, ale tuz przed odejściem miałam wrażenie, że nadal zarówno ja jako lektor-nauczyciel jak i idzieci musimy się trzymać ściśle wyznaczonych ram… Bardzo chciałabym aby polski system szkolnictwa zmienił się o 180 stopni, bo chciałabym wrócić do nauczania, jednak nie wyobrażam sobie tego robić na obecnych warunkach. Pomijam już głodowe stawki…
To ja też dorzucę swoje trzy grosze. Uczymy się – tak jak słusznie napisałaś – dla siebie, nie dla ocen. Mój bunt w okresie około maturalnym na zjawisko „pisania pod klucz” miał identyczną formę – pisałam to, co uważałam za słuszne. Łapiąc jedynkę za jedynką. W pewnym momencie skumałam jednak, że bunt buntem a rzeczywistość rzeczywistością i jeśli chcę realnie dostać się na jakieś studia coś muszę z tym gów**anym kluczem zrobić. Zaczęłam analizować wypracowania „zgodnie z kluczem”, rozpisywałam je na części pierwsze, odkrywałam proste jak drut zasady konstruowania tych wypracowań/esejów. I co? Cóż, zaczęłam pisać wypracowania na piątki, ale większej chały jak tamte wypracowania z maturalnej klasy nie pamiętam na swoim koncie. Jednak zrozumiałam jedno – że muszę zagryźć na ten moment zęby i to zrobiłam. Dostałam się na studia (to co, że zamykałam listę), bo to one zweryfikowały rzeczywiście to, co umiem. Dziś mam doktorat, pracuję na uczelni i sama uczę studentów. I co najważniejsze – uczę jak uczyć. I to mi daje dużo frajdy 🙂
Bardzo mi się podoba to co napisałaś. Widzę tam siebie 🙂
Wybacz, nie wiem, czy dodał się mój poprzedni komentarz, gdyż chyba się nie podpisałam –
Eliza, jestem pod wrażeniem Twoich ostatnich artykułów, które już nie są zwykłymi wpisami na blogu, ale przede wszystkim chwytają za serce, są pełne emocji, a co najważniejsze – są z mądrym przesłaniem. Te zdjęcia są czarujące. Brawo! 🙂
Aww dziękuję za ciepłe słowo!
Dlatego bardzo się cieszę, że jestem z pokolenia starej matury. Chyba bym się pochlastała, gdybym musiała się wstrzelić w klucz. 🙂
Zauważmy też pozytywną stronę istnienia klucza: maturzyści są oceniani dzięki niemu bardziej obiektywnie i dokładnie wiedzą, jakie są kryteria. Ocenianie kreatywności zawsze będzie subiektywne, a egzamin państwowy nie musi być miejscem pokazania swojej orygialnosci. Dodatkowo klucz jest sformułowany dość szeroko i odpowiedniej analizy tekstu można się nauczyć.
Życie jest pełne wyrzeczeń, ja będąc w liceum urodziłam pierwszą córkę, przeniosłam się do LO zaocznego, by je skończyć i mieć wykształcenie, następnie urodziłam drugą córkę ale w międzyczasie zmarł mój tata, co popchnęło mnie do dalszej nauki, głównie po to, by otrzymywać rentę rodzinną, ponieważ mój mąż ciężko pracował, by nas utrzymać chciałam mu więc pomóc finansowa tak jak w tym czasie mogłam, by córki na tym nie ucierpiały. Studia kończyłam, gdy już były nastolatkami, a to dzięki wsparciu mojej mamy i męża, który mobilizował mnie, by się uczyć, a studia były moim marzeniem. Jednak teraz, gdy córki są już dorosłe nie pracuję w zawodzie,a nie lubię swojej obecnej pracy, robię jednak wszystko, by ją zmienić. Wiele koleżanek, które po szkołach poszło na staże dostało pracę i pracują do dzisiaj, mają już pozycję na różnych stanowiskach, a studia robiły w trakcie pięcia się po szczeblach kariery. Ja wtedy wybrałam rodzinę, teraz jest mi ciężko znaleźć satysfakcjonującą pracę pewnie już z racji wieku. Jednak mimo wszystko cieszę się, że mam świetne, ambitne córki, kochanego męża, a jeśli chodzi o pracę to tłumaczę sobie, że wszystkiego mieć nie można, więc trzeba brać to co los daje, jednak nie przeszkadza mi to w marzeniach i dążeniu do realizacji swoich marzeń. Ja myślę, że swój najważniejszy egzamin w życiu zdałam celująco, a matura…to tylko kropla w morzu naszych egzaminów życiowych.
super wpis!
Zgadzam się z tym wpisem w 100%. Nasz system edukacji zabija naszą kreatywność i każe nam myśleć w ten sam utarty sposób, niestety.
Pamiętam, jak na kilka tygodni przed maturą poszłam na warsztaty do mojej nauczycielki od polskiego i usłyszałam, że nie zdam matury ustnej z polskiego, bo mam temat, który nie przejdzie i jest mało literacki. Prawda jest taka, że temat mega mi odpowiadał i był w 100% mój. Mówił o odwołaniach do twórczości Chopina w literaturze i sztuce (kino, malarstwo itp). Ulepszyłam swoją wypowiedź, prezentację oraz przygotowane utwory i poszłam na egzamin. Komisja przez całe 20 minut siedziała z otwartą buzią i nie wiedziała, co powiedzieć i jakie pytanie mi zadać. Ostatecznie przewodnicząca komisji zapytała mnie o mój ulubiony utwór Chopina. I tu też mogłam pochwalić się szerszą wiedzą. Opowiadałam o kompozycji utworu, jego częściach i okolicznościach w jakich powstał. I co? Matura ustna zdana na 100%, a przecież miałam jej wcale nie zdać. To pokazało mi, że zawsze trzeba robić to, co się czuje i co jest w zgodzie z naszymi przekonaniami. Nawet, jeśli nie będzie to w zgodzie z kluczem innych osób.
Comments are closed.