Można zrobić wszystkie kursy świata, ale jeśli nie będziemy ćwiczyć i praktykować nabytych umiejętności, to wszystko pójdzie na marne.
Przekonałam się o tym wielokrotnie. Pierwszy raz jakieś dziesięć lat temu. Podeszłam do fortepianu u znajomych, siadłam do niego i nie potrafiłam zagrać żadnego utworu. Zdałam sobie sprawę, że zaprzepaściłam sześć lat intensywnej nauki, kilkaset godzin ćwiczeń i mnóstwo pieniędzy moich rodziców.
Do grania wróciłam jakieś trzy lata temu, ale to w tym roku wzięłam się do tego na poważnie. Powrót był trudny, wszystkiego uczyłam się praktycznie od nowa, ale sprawiało mi to ogromną frajdę i nie mogłam się doczekać, kiedy będę grać z pamięci ulubione utwory. Niesamowite było dla mnie to, że moje palce pamiętały niektóre sekwencje ruchów i już na etapie rozczytywania utworu dokańczałam pewne fragmenty spontanicznie. Tak jakby były zapisane w pamięci moich palców i po prostu się uaktywniły!
Uwielbiam muzykę klasyczną, a fakt, że ta cudowna muzyka wychodzi spod moich palców, jest ogromnie budujący.
W czerwcu skończyłam kurs wizażu u (najlepszej!) Anety Błaszczak. Od tamtej pory ćwiczyłam tylko makijaż codzienny i francuski; zupełnie zapomniałam o hollywoodzkim, ślubnym czy smokey eye. Wczoraj w ramach powrotu do ćwiczeń zrobiłam makijaż hollywoodzki. Byłam totalnie zawiedziona efektem końcowym! Na zajęciach ten makijaż wychodził mi genialnie. Co więcej, wykonałam go na egzaminie praktycznym i dostałam mocną piątkę. Wczoraj, gdy zerknęłam na zdjęcia, zobaczyłam, że nie roztarłam dolnej kreski, kiepsko zblendowałam cienie i źle narysowałam górną kreskę. Nie dałabym sobie nawet trójki.
Postanowiłam, że przynajmniej raz w tygodniu będę sobie planować takie lekcje. Do utrwalenia mam smokey eye, makijaż ślubny, hollywoodzki i biznesowy. Pomyślałam nawet, by organizować takie babskie spotkania, na których będę malować swoje koleżanki!
Papier przestaje mieć znaczenie, kiedy my przestajemy ćwiczyć. Co nam po certyfikatach z języka angielskiego, skoro na co dzień go nie używam i potrzebuję przynajmniej dwóch dni za granicą, by mówić płynnie i bez zacinania? Co mi po tytule naukowym jeśli nie utrwalamy nabytej wiedzy i nie uczymy się nowych zagadnień?
Samorealizacja to nieustanny proces – nie wystarczy iść na kurs, by odhaczyć coś z listy. Łatwo wpaść w wir robienia kursów i zdobywania kolejnych dyplomów. Musimy zdać sobie sprawę z tego, że kursy i szkolenia to dopiero początek. Ciągły rozwój, zdobywanie doświadczenia i praktyka to kolejny, niezbędny krok. Inaczej szkoda naszych pieniędzy, czasu i zaangażowania.
Ten wpis to mój rachunek sumienia. To też kopniak dla Was! Podejrzewam, że każdy z nas na jakimś etapie życia zaniedbał swoją pasję, talent czy umiejętność. Może czas do tego wrócić?
23 komentarze
To są też moje ostatnie przemyślenia! W czasie studiów robiłam sporo kursów (jestem pedagogiem specjalnym) teraz zdałam sobie sprawę, że mam tylko papier a umiejętności zaginęły bo nie byłam ich w stanie wykorzystać ani w czasie studiów ani w pracy. Po prostu zdałam sobie sprawę, że zrobienie kilku fakultetów i kursów to w tamtym czasie była trochę strata pieniędzy bo nie miałam jak tego utrwalać. Podjęłam decyzję, że teraz będę robiła kursy w ramach potrzeby to co mi sie aktualnie przyda.
Paula, myśle, że to jest świetny kierunek 🙂
Ja bym Ci Eliza radziła jeszcze ćwiczyć z metronomem
Wow jaki swietny pomysł!!! Jutro go odpalam i ćwiczę 🙂
Bardzo dobry, motywujący tekst! Każdy z nas ma talenty, które kiedyś zaprzepaścił, bo mu się nie chciało, bo było milion innych rzeczy do zrobienia. Moim jest muzyka i gra na wiolonczeli. Grałam 6 lat, byłam w tym dobra, ale zaprzepaściłam to. Od pewnego czasu czuję, że muszę wziąć się ponownie za granie. Chcę kiedyś zagrać moje dyplomowe utwory, które do łatwych nie należały i włożyłam w nie wiele godzin ćwiczeń.
Życzę Ci powodzenia w utrwalaniu zdobytych umiejętności!
Miałam dokładnie to samo z kursem szycia. Uszyłam na nim spódnicę, a jakiś czas później zdecydowałam się, aby zrobić to w domu i… zacięłam się w pewnym momencie (ale jeszcze kiedyś to zrobię!). Teraz ciągle się w czymś doskonalę – głównie ćwiczę projektowanie, a moje zdolności manualne wprowadzam na coraz wyższe poziomy – chcę by moja pasja stałą się sposobem na życie i przynosiła zyski, tylko obecnie większość ląduje w szufladzie… Tego najbardziej nie lubię w tym wszystkim.
Widzę w tym tekście siebie w 100%. Ponad rok temu zakończyłam naukę gry na pianinie po 12 latach uczęszczania do szkoły I i II stopnia. Od tamtej pory do pianina usiadłam jedyny raz grając ulubioną piosenkę mamy jako prezent na Dzień Matki. Granie zawsze sprawiało mi przyjemność, ale nawet nie zauważyłam jak szybko od tego się odsunęłam. Nawet po takim czasie widzę po sobie jak bardzo pogorszyła się moja technika i ogólne umiejętności. Jednak dalej nie mogę się zabrać za to żeby powrócić do grania. Gratuluję wytrwałości w dążeniu do celu 🙂 jeszcze dużo nauki przed tobą bo jak wiadomo człowiek uczy się całe życie ale widać że uwielbiasz pianino i czerpiesz z tego radość także pozostało tylko się doskonalić. Pozdrawiam! 🙂
Ja kiedyś mówiłam całkiem dobrze po niemiecku, maturę zdałam na prawie 100% a na wakacjach w Niemczech dogadywałam się bez problemu. Co więcej – lubiłam ten język (nie pytaj jak:P sama nie wiem!). Potem na studiach miałam tylko lektorat z niemieckiego – który wyglądał tak: dwa lata obijania się i jeden bardzo trudny egzamin na końcu 😉 Egzamin zdałam i to był mój ostatni kontakt z językiem niemieckim… Potem przeprowadzka za ocean i konieczność używania angielskiego praktycznie calutki czas. Pół roku temu próbowałam coś powiedzieć po niemiecku i zaskoczeniem zdałam sobie sprawę, że… nic nie pamiętam 🙁 Najprostsze słowa gdzieś uleciały, nie pamiętam jak się budowało zdania z szykiem przestawnym, a gramatyka to już zupełnie obcy temat. Jedyne co zostało to odrobinę rozumienia ze słuchu. Mimo, że teraz ten niemiecki nie jest mi do niczego potrzebny, to trochę jestem zła na siebie, bo nauczenie się tego co wtedy umiałam kosztowało mnie bardzo dużo pracy – a moich rodziców sporo pieniędzy, które wydali na moje lekcje. A ja to zmarnowałam, bo raz na jakiś czas nie chciało mi się zajrzeć do książek.. NAJGORZEJ, że teraz jak słyszę cokolwiek po niemiecku to mam nieprzyjemne ciarki na plecach 😀
Wspomniałaś o grze na fortepianie, sama uczyłam się grać na pianinie lekcje kosztowały sporo pieniędzy, czasu i wysiłku. Doskonale dlatego rozumiem co piszesz. Sama ostatnio spojrzałam na stojące pianino i nic … nie potrafiłam nic zagrać. Chciałam się więc spytać uczyłaś się ponownej gry sama czy chodziłaś gdzieś na kurs? Jeśli chodziłaś to mogłabyś polecić kogoś w Lublinie?
Ponownej gry uczyłam się sama, pewnie poszłoby szybciej i sprawniej gdybym skorzystała z pomocy nauczyciela.
Rozumiem. Polecasz jakieś dobre książki do samodzielnej nauki?
Wspaniały tekst. I jaki prawdziwy. Ja zaniedbałam naukę języków i teraz żałuję. Trudno jest uczyć się samemu, a na kurs mnie nie stać. Do tego jeszcze brak samodyscypliny i motywacji…
Pozdrawiam.
Kasia (Ebookowe recenzje)
Jako mała dziewczynka rysowałam non stop. Jako nastolatka szkicowałam swoich ówczesnych idoli muzycznych i do dziś jestem dumna z tamtych szkiców. Dziś jakakolwiek kreska którą postawię na kartce jest krzywa i koślawa…
Mój angielski – okazało się po testach, że jest na poziomie średnim… a kilka lat temu bez problemu porozumiewałam się w tym języku mieszkając w UK…
Nie pamiętam już kiedy jeździłam na łyżwach i rolkach… a łyżwy były moim ukochanym sportem…
Taki rachunek sumienia i z mojej strony 🙂
A ja utraciłam umiejętność… prowadzenia samochodu! Kurs na prawo jazdy, egzamin zdany bezbłędnie za 1 razem, kilka miesięcy pojeżdżone, a potem… najpierw 2 miesiące wakacji kiedy nie miałam dostępu do auta, potem wiecznie odkładanie bo „przecież ja dawno nie jeździłam, ty lepiej poprowadź”. I tak minęły…. 3 lata! Jeździć już nie jestem w stanie (to by było niebezpieczne), a pieniądze wydane na kurs zmarnowały się bo żeby znów do tego wrócić muszę wziąsc dodatkowe lekcje. Aj chyba czas coś z tym zrobić.
Kiedyś chodziłam na kursy rysunku. Lubiłam to choć nie byłam w swoim mniemaniu jakoś szczególnie zdolna. Myślałam inni mają talent, a ja robię to dla przyjemności, żeby się odstresować. Mieszanie kolorów dobrze koi nerwy 🙂 Moja nauczycielka cytowała wówczas słowa Picassa- żeby osiągnąć sukces wystarczy 10% talentu i aż 90 % pracy 🙂 To pierwsze miałam, ale tego drugiego mi zabrakło .. Teraz mieszam kremy i robię zdjęcia – kurs rysunku ( w tym wizyty na wystawach, szukanie swoich ulubionych prac malarskich ) był pomocny w nauce fotografii i rozwoju własnej wrażliwości..Mimo, że teraz już nie maluje, nie uważam aby zajęcia plastyczne były czasem straconym !
Kolejny wspaniale motywujący tekst. Wczoraj myśląc o zamiennikach głupawego przeglądania fb pomyślałam o swoich pasjach, z których niewiele zostało. I to nasze własne oszustwo, że to z braku czasu. Czasu mamy tyle samo tylko wybieramy inaczej. I im starsi, tym mniej pasji zostaje aż w końcu jest jedna wielka nuda. I dobrze sobie to uświadamiać i przypominać. Jeszcze parę lat temu marzyłam o przeznaczeniu dodatkowego pokoju na prace rękodzielcze. Teraz już mam dodatkowy pokój, który stał się graciarnią a wszytkie przydasie do scrapbookingu, szydełkowania, szycia, haftu są poupychane gdzieś po szafach. Marzyłam o szyciu ubranek dla zabawek mojej córeczki. Mam na komputerze całe zbiory projektów z czasów, kiedy córka była małym ziarenkiem. Mała ma już 5 lat a ja uszyłam dla jej lalki tylko raz kołderkę 🙁 Eliza, dziękuję, że jesteś. Dzisiaj z moją małą Z. będziemy szyć ubranka dla Pana Królika 🙂
też się o tym przekonałam
U mnie podobne przemyślenia, wiele rzeczy robiło się będąc młodszym, ale dopiero po latach się to docenia i dociera, jak bardzo mogłoby to teraz być przydatne. Myślę, że mało kto przez lata konsekwentnie i bez przerwy rozwija pasje. Ale zawsze warto wracać. Pozdrawiam 🙂
Bardzo trafiony post.
Hmm, zerknęłaś na zdjęcia i zdałaś sobie sprawę, że nie wszystko jest poprawnie i estetycznie, czy może dziewczyny w komentarzach na instagramie pod usuniętym już zdjęciem Ci to wytknęły … ? 😉
Uwielbiam to, że zawsze mogę liczyć na szczerze opinie i wskazówki moich czytelniczek. To, że dziewczyny zwróciły moją uwagę na błędy był dla mnie bardzo pomocny. O ile widziałam, że górna i dolna kreska jest średnia, to myślałam, że blendowanie jest ok. Widzę w Twoim komentarzu odrobinkę jadu. Niepotrzebnie. Cieszę się, że zrobiłam ten makijaż, sporo dzięki niemu zrozumiałąm i wysnułam pewne wnioski.
Plan był taki by inni czytelnicy też z tego tekstu jakieś wnioski wysnuli. Budujące i motywujące. Nie kąśliwe uwagi, które przecież nikomu nie służą i nic nie wnoszą.
Bardzo fajnie, że poruszyłaś ten temat. Warto pielęgnować swoje zainteresowania, pasje. Przychodzą momenty, że się o nich zapomina, a później już ciężko do nich wrócić.
Niestety to prawda, jeżeli nie będziemy ćwiczyć to wszystko przepadnie. Ja specjalnie od czasu do czasu robię sobie porządny makijaż od a do z, a obecnie staram się stworzyć makijaż ”ojakajestemwypoczeta” w kilka minut 😉
Comments are closed.