„Byłaś gruba, jesteś i zawsze będziesz” – to typowe myślenie mentalnych grubasów. Takie osoby nie wierzą, że uda im się schudnąć na stałe. Zamiast zmienić tryb życia, łapią się tanich chwytów, diet cud i suplementów. Kiedy w końcu uda im się osiągnąć wymarzoną wagę, odpuszczają by po kilku tygodniach znowu bezskutecznie walczyć o lepszą wersję siebie. Kto zna ten schemat ręka w górę…
Żeby zdiagnozować u siebie tę przypadłość, należy zadać sobie kilka pytań i uświadomić sobie parę spraw. Nie trzeba być osobą otyłą, by za taką się uważać. Mentalność grubasa siedzi również w osobach, które można uznać za szczupłe.
Długo pracowałam nad tym tekstem. Ta kwestia była mi kiedyś bliska, więc przemycę w nim sporo swoich doświadczeń. Znajdzie się też kilka Waszych cytatów. Obgadałam z dziewczynami na Instagramie ten temat podczas live’a i zapisałam sobie kilka ciekawych wypowiedzi.
Błędne koło
[quote text_size=”small”]
Nigdy nie byłam otyła, ale zawsze miałam te 5 kg do schudnięcia. Kiedy już mi się to udało, po kilku tygodniach/miesiącach znowu wracałam do dawnej wagi. Błędne koło. – Marta
[/quote]
Dziewczyna, której wypowiedź zacytowałam wyżej (nazwijmy ją Marta), zdradziła mi też, że zamiast zmienić tryb życia na stałe, łapała się tanich i nieskutecznych chwytów. Detoks, głodówka, dieta 1000 kcal, dieta kapuściana, „cudowne” suplementy diety i masaże odchudzające. Marta chciała osiągnąć efekty szybko i po linii najmniejszego oporu.
Kiedy waga w końcu wskazała te upragnione -5 kg, dziewczyna powoli wracała do starych przyzwyczajeń. Dlaczego? Bo utrzymanie niższej wagi wymagałoby od niej ciągłej pracy nad sobą, wyrzeczeń i wyzwań. To trudne, zwłaszcza że Marta takich zrywów zakończonych porażką ma na swoim koncie kilkanaście albo kilkadziesiąt. Im więcej porażek, tym bardziej zakorzenia się w naszej głowie mentalność grubasa.
Schudnę do wesela
[quote text_size=”small”]
Ważyłam o 10 kg za dużo. W maju mieliśmy termin ślubu, wiedziałam, że muszę schudnąć, i zrobiłam to. Detoks, siłownia, suplementy, a potem restrykcyjne diety. Schudłam 10 kg w ciągu dwóch miesięcy. Wyglądałam olśniewająco. Co z tego, skoro po ślubie rzuciłam się na wszystko, czego wcześniej sobie odmawiałam? Przytyłam 15 kg. – Izka
[/quote]
Aby schudnąć, mentalny grubas musi mieć konkretny cel. Ten cel jest jednak krótkotrwały. Mam na myśli ślub, wakacyjny wypad, spotkanie ze znajomymi po latach itd. Niesamowite, do jakich wyrzeczeń człowiek jest zdolny, kiedy się zaweźmie. Mentalne grubasy są zwykle zerojedynkowe. Jeśli dieta, to DIETA. Zero odstępstw czy choćby spojrzeń w stronę zabronionych słodkości. Jeśli treningi, to codzienne i na absolutnym maksie.
Taki schemat jest skazany na porażkę, ale mentalne grubasy są przekonane, że po uzyskaniu wymarzonej wagi nieco zluzują i zaczną prowadzić zdrowy tryb życia. Tak się niestety nie dzieje. Po uzyskaniu upragnionej wagi mentalny grubas będzie chciał wynagrodzić sobie swoją ciężką pracę. W końcu odniósł sukces, więc teraz ma prawo do nagrody. Wjeżdżają wtedy ukochane słodkości, które do niedawna były zakazane. To równia pochyła, z której trudno się nie sturlać.
Strefa komfortu
[quote text_size=”small”]
Jestem otyła, odkąd pamiętam. Niełatwo mi się z tym pogodzić, ale nie potrafię tego zmienić. – Gosix
[/quote]
Każda z nas ma taką koleżankę, która ciągle narzeka na swoją tuszę, ale nic z tym nie robi. Boi się zaangażować i z głową podejść do zmiany trybu życia, bo z góry zakłada, że to się jej nie uda. Możesz dawać jej najlepsze rady świata i udostępniać gotowy plan działania, ale jej oczy zdradzają totalny brak wiary i obojętność. Tak jakby pogodziła się z faktem, że jest skazana na bycie otyłą.
Wiecie, co w tym wszystkim jest najbardziej pokręcone? Mentalność grubasa daje takim osobom poczucie bezpieczeństwa. Trudno wyjść ze swojej strefy komfortu. Ludzie z jednej strony chcą zmiany, ale z drugiej – boją się tego, co nowe i nieznane. To ich stopuje. Wolą zostać tu, gdzie są, czyli w bezpiecznym dla siebie, znanym od lat miejscu. Wszystko w myśl zasady „jest kiepsko, ale stabilnie”.
Najgorsze jest to, że ta mentalność zakorzenia się z roku na rok coraz głębiej. Im więcej porażek, tym trudniej uwierzyć w powodzenie kolejnej akcji. Widzicie? To kolejny argument, po przeczytaniu którego mentalny grubas wywiesi białą flagę.
„Zapomniałam, że schudłam”
Podam Wam przykład, który w genialny sposób obnaża działanie mentalności grubasa.
Mam koleżankę, która nieco ponad rok temu postanowiła zawalczyć o siebie i schudła w bardzo racjonalny sposób ponad 25 kg. Byłam z niej dumna (wciąż jestem) i z ogromnym podziwem patrzyłam (nadal patrzę) na jej sukcesy i zdrowe podejście do tematu.
Kasia (tak ją nazwijmy) wybrała się na wakacyjny urlop. Na miejscu okazało się, że większość ubrań, jakie ze sobą wzięła, jest na nią o kilka rozmiarów za duża! Pakując się, dosłownie zapomniała o swoim nowym, mniejszym rozmiarze i wrzuciła do walizki to, co zawsze na takie wakacyjne wyjazdy zabierała. Luźne spodnie, luźne koszule i luźne szorty.
Kiedy o tym rozmawiałyśmy, powiedziała mi „słuchaj, nie wiem jak to się stało, muszę teraz iść i kupić sobie coś w moim rozmiarze”. Niesamowite jak głęboko może zakorzenić się w człowieku mentalność grubasa. Jeśli ktoś całe życie zmagał się ze swoją tuszą, potrzebuje czasu by wyrzucić zarówno ze świadomości jak i z podświadomości taki sposób myślenia
[quote text_size=”small”]
Byłam ostatnio na zakupach, spodobało mi się kilka rzeczy, więc zaniosłam je do przymierzalni. Tam spostrzegłam, że wszystkie ubrania są w rozmiarze M, a odkąd schudłam noszę S czy nawet XS – Ewelina
[/quote]
Kolejny przykład w którym mentalność grubasa wychodzi na światło dzienne. Też wielokrotnie zdarzyło mi się coś takiego. No właśnie, bo ja też…
Byłam mentalnym grubasem
Na pierwszą w życiu dietę przeszłam już w gimnazjum. To chyba była dieta kapuściana. Akurat była na niej moja mama więc uznałam, że mnie też się przyda. Potem była dieta kopenhaska, dukana, south beach i tak dalej.. Kiedy mama stawała przed lustrem i mówiła, że musi schudnąć, ja też stawałam i też tak mówiłam. Kiedy mama odchudzała się do wesela w rodzinie, ja też się odchudzałam.
Mentalności grubasa można się nauczyć. Przecież dzieci naśladują dorosłych i chłoną wszystko jak gąbka. Jeśli ktoś wyniósł taki schemat z domu, to jest to jedyny schemat jaki zna. Przenosi się go z pokolenia na pokolenie, dopóki ktoś tego nie przerwie. Długo z tym walczyłam, zdecydowanie za długo.
Wiecie jak mi się to udało? Kiedy miałam dość tego jak wyglądam przechodziłam na zdrowy tryb życia. Na początku trwało to np. trzy miesiące. Oczywiście byłam zero-jedynkowa, zawzięta i zdeterminowana. Po trzech miesiącach kiedy zaczęłam się sobie podobać, odpuszczałam. Przez kolejne 3 miesiące jadłam fatalnie, tyłam i obrastałam cellulitem. Po tym czasie znowu był zryw, ale wtedy zdrowy tryb życia zagościł w moim życiu na dłużej, powiedzmy na pięć miesięcy. Nie robiłam tego wzorowo, ale w moim sposobie odżywiania zaczęły zachodzić pewne trwałe zmiany. Po pięciu miesiącach miałam 3 miesięczny kryzys. Potem walka o lepszą wersję siebie trwała 8 miesięcy, a spadek motywacji trwał tylko miesiąc i nie był groźny. Opisałam to wszystko w telegraficznym skrócie, ale tak naprawdę trwało to ponad 10 lat.
Stopniowo wydłużałam okres pt „zdrowy tryb życia” i zamieniałam mentalność grubasa na mentalność zdrowego człowieka. Teraz normą i podstawą jest dla mnie to by żyć zdrowo. Robię to świadomie, racjonalnie i mam do tego zdrowe podejście. Zrobiłam testy na nietolerancje pokarmowe, usunęłam z jadłospisu produkty, które mi szkodziły i które (wbrew powszechnej opinii) są niezdrowe. Uprawiam sporty, ale tylko te, które lubię. Nie zmuszam się do aktywności, które nie sprawiają mi frajdy. Skaczę na trampolinie, pływam, biegam (obecnie przygotowuję się do półmaratonu).
Jeśli mam gorsze momenty, to patrze na nie jak na chwilową niedyspozycję. Wracam na dobre tory i trzymam się ich. Nie wierze w restrykcyjne diety, cudowne suplementy czy 10 minutowe treningi, które zagwarantują płaski brzuch. To wszystko nie ma sensu. Im szybciej Mentalny Grubas to zrozumie, tym szybciej przestanie nim być!
Ten temat dotyczy rzeszy ludzi. Kobiet, mężczyzn, otyłych, pozornie szczupłych… Wierzcie mi, że dramat rozgrywa się czasem wokół 3kg. Dla nas to może być nic, a dla kogoś podstawa do fatalnego samopoczucia i głęboko zakorzenionej mentalności grubasa.
Podzielcie się proszę swoimi doświadczeniami. Widzicie w powyższym tekście siebie, swoje koleżanki, bliskich? A może udało Wam się już zabić mentalnego grubasa?
60 komentarzy
Ale wybrałaś moment na tekst… Akurat mam taki moment w życiu, kiedy po raz pierwszy źle się czuję ze swoją figurą, po raz pierwszy nienawidzę jakichkolwiek zakupów, po raz pierwszy na wyjazd wakacyjny celowo nie wzięłam kostiumu, chociaż basen mieliśmy wewnątrz domu i nikt by mnie nie widział… I najgorsze jest dla mnie w tym to, że to nie jest +10kg do zrzucenia, więc nikt z mojego otoczenia nie próbujemy mi zwrócić uwagi, że może coś bym zrobiła, tylko te parę kilogramów, które przez ostatnie pół roku nauczyłam się tak dobrze ukrywać przed światem i tuszować, że mam wrażenie, że nikt tego nie widzi, więc i nie mam motywacji z zewnątrz. Chociaż wiem, że ta jest do niczego i potrzebuję wewnętrznej, ale ta jakoś nie nadchodzi. Obiecałam sobie, że od sierpnia zapiszę się na siłownię – i efekt jaki jest, każdy widzi.
Nie wiem, może zawsze miałam taką mentalność, albo mi się teraz aktywowała. 😛 Tak czy siak, cieszę się, że napisałaś ten wpis. Widać, że te 4 dni się opłaciły. 🙂 Podoba mi się, że nikogo w nim nie oceniasz, nie krytykujesz, nie podpowiadasz, że jakiś typ urody/figury jest dobry, a jakiś zły, a jedynie – jak zwykle! – motywujesz swoim przykładem. Nie wiem, czy to nie zabrzmi źle, ale dobrze mi się czyta o tym, że też kiedyś tak miałaś i że to przezwyciężyłaś. A teraz chyba sobie wydrukuję Twoją tabelkę i postanowię, że do końca tego nieszczęsnego sierpnia jak nie siłownia, to może chociaż koniec z zamawianiem jedzenia do domu. 🙂
Dzięki, Eliza!
Ollienaj dokładnie tak jak napisałaś: nikt z otoczenia nie próbuje zwrócić nawet uwagi…
Dokładnie też mam taki moment w życiu, ze czuję się okropnie. Mimo upałów nawet nie mam odwagi pojechać nad jezioro bo a nóż nie ktoś znajomy spotka. Na urlopie za granicą jakoś dałam rady ale nie mam nawet jednego zdjęcia..wszystko to palmy woda i inne duperele.
4 lata temu schudłam do odpowiedniej wagi dzięki zdrowemu odżywianiu pod okiem dietetyka a później już zaczęłam przybierać i tak nie wiem kiedy przytyłam prawie 40 kg… Nikt mi nawet słowa nie powiedział, żebym się ogarnęła a mój mąż twierdzi że mu się podobam taka jaka jestem…
Od początku sierpnia też ruszyłam z tabelkami, zdrowym żywieniem i wodą wodą wodą, ale tym razem na zawsze.
Powodzenia Ollienaj i wszystkie walczące 🙂
Ja natomiast mam tak, racjonalnie zrzuciłam koło 10 kg. Jestem wysoka wiec nigdy nie było po mnie widać nadwagi ale tu i tam czułam, że było mnie za dużo. Przy pomocy trenera, diety w pół roku zmalałam o 3 rozmiary. Najciekawsze jest to, że zaczęłam to zauważać dopiero gdy otoczenie zauważyło, że zmiana jest spektakularna. Gdy po zimie wskoczyłam w letnie ciuchy praktycznie codziennie skyszałam słowa zachwytu nad talia, brzuchem itd. Znajome pytały czy byłam na obozie odchudzającym i wiecie, że dopiero wtedy zorientowałam sie ze większość ubrań jest za duża? To niesamowite ze sama nie potrafiłam docenić efektów swojej pracy. Od tego czasu prowadzę świadomy tryb zycia, jem normalnie ale duzo ćwiczę. Choć przyznam, ze jeżeli odpuszczę jakis trening, zjem cos niezdrowego mam wrażenie ze momentalnie czuje atakująca mnie tkankę tłuszczowa. Nie wiem czy to strach przed kryzysem, czy brak wiary w siebie. Tez tak macie?
Świetny wpis Eliza. Taki prawdziwy.
Moja znajoma miała podobnie. Do dziś trzyma w szafie spodnie w dużym rozmiarze i jak tylko ma kryzys to wyciąga je i oddycha z ulga. Widzi na własne oczy ile schudła i jaki ogrom pracy w to włożyła.
Super tekst! Ja sama zrzuciłam 20kg i nawet nie zauważyłam kiedy. Zaczęłam po prostu więcej jeść warzyw i więcej się ruszać. Udało się po latach diet, głodówek i innych szalonych sposobów. Nie ma drogi na skróty, trzeba zapracować na efekty 🙂
Dokładnie! Jednorazowe zrywy są tylko na chwile.
Zgadzam sie ze wszystkim co tu napisalas i dokladnie to znam. Dodatkow u mnie dochodzi problem kompulsywnego jedzenia, a byl moment ze naprawde okropnego objadania sie – nawet do 6 tys kalorii od razu. Starszne to bylo. Dzieki kilku ksiazkom i pomocy innym udalo mi sie z tego wyjsc, ale to naprawde okropny nalog. Teraz rozpoczelam swoj projekt Najlepsza do 25, w ktorym walcze o lepsza siebie zanim nie skoncze 25 lat. Pisalam o tym na blogu, co dokladnie robie. Oby mi sie udalo, gdyz przede mna wakacje marzen i slub!
Pozdrawiam
Kornelia
To tez jest tekst o mnie, nawet ktoś wypowiedział sie o mnie i podpisał moim imieniem….. nosze teraz xs, a dalej wnoszę do przymierzalni za duże rzeczy. Mówią, jestes za chuda, a ja mysle ze specjalnie tak mówią, albo wiedzą ze tego oczekuje. Czasem chciałabym widzieć siebie oczami moich przyjaciół ….. waga mowi 48-49, jem zdrowo, nie głodze sie (to nie działa!!!!), ćwiczę, a dalej widze dodatjowà fałdkę czy wadę.
Zdecydowanie jestem mentalnym grubasem, moja mama też ale nie chce zwalac na nia winy bo kazdy jest kowalem swojego losu a ja nie potrafie tego losu zmienić. Przytylam 15 kg i teraz rozpaczliwie ogladam moje stare zdjecia i myśle jak to super wyglądalam. Wtedy oczywiscie bylo inaczej- ciagle narzekalam ze jestem za gruba. Teraz tez ciagle probuje ale po kilku dniach jedzenia zdrowo potrafie rzucic sie na paczke kinderkow i chpsow i znowu od nowa… Od jakis 5 lat mowie sobie – do przyszlych wakacji schudne i jakos te wakacje nigdy nie nadchodzą… 🙁
Ja mam tak samo! Wiele razy zdarzyło mi się oglądać stare zdjęcia i płakać, że tak dobrze wyglądałam, a czułam się gruba! Hitem są zdjęcia z podstawówki – zawsze uważałam się za grubaskę, a tu po prostu patrzę i oczom nie wierzę – same kości.
Mam to samo. PAtrze na zdjęcie, widzę super laskę, a pamiętam, że zamartwiałam się wtedy o wystające boczki.
To chyba o mnie. Odchudzalam się a jak osiągnęlam cel zaczynalam znowu podjadac. Teraz sie bardziej pilnuje bo nie chce znów mieć 10 kg do przodu. Tak z 2 kg przydałoby mi sie jeszcze zrzucić ale daje sobie czasem na luz i coś tam zakazanego zjem czasem. Z tym ze pilnuje sie by te zachcianki nie trwały ciągle.
Super, nie ma co chudnąć na czas. Do wesela, do wakacji. Dajmy sobie chwilę, zróbmy to na spokojnie i bez spiny. To najlepsza opcja z możliwych 🙂
Poszłam dziś na zakupy. Wyprzedaże świetny moment aby kupić kilka rzeczy w lepszych cenach i uzupełnić garderobę. Akurat potrzebowałam kupić spodnie. Żadnych, które mi się podobały nie wyciągnęłam na siebie. Po drugiej ciąży zostało mi trochę za dużo kg. W szafie mam parę fajnych ciuchów, które teraz są dla mnie za małe. Dzisiajsza wyprawa po spodnie dała mi niesamowitego kopa aby oprócz gadania, że muszą schudnąć wziąć się za siebie. Dieta, treningi, zmiana myślenia. Szczerze prawie płakałam w przymierzalni… Niech się wali czy pali teraz jest mój czas aby na nowo siebie stworzyć i na nowo siebie pokochać.
Jeśli mogę zapytać to powiedz mi gdzie robiłaś testy na nietolerancje pokarmowe? Już od paru miesięcy o tym myślę.
Lublin Luxmed, 550zl
Po raz kolejny mam wrażenie, że czytam tutaj posty o sobie… Od zawsze zmagam się z tematem odchudzania. Schudnę, potem odpuszczam i tyje bijąc rekordy życiowe na wadze. Zaczęło się nie pamiętam nawet keidy od schudnięcia 2kg, wróciło 4kg, potem schudłam 4kg wróciło 6kh, 8kg i tak dalej…Mój chłopak mówi, że jakby podliczyć ile w życiu schudłam to ważyłabym jakieś minus 50kg – bo nigdy nie mówię, że przytyłam wciąż tylko chudnę. W zeszłym roku schudłam 12 kg. Będąc na wakacjach byłam w szoku kiedy zobaczyłam zdjęcie zrobione na plaży – jak to możliwe, że ja tak dobrze wyglądam? Nawet nie wiem kiedy i jak to się stało, ale stopniowo zaczęłam sobie folgować i tak o to właśnie dziś rok później i 14kg więcej zaczynam kolejną walkę. W zasadzie pocieszył mnie ten tekst tym, że jest wiele dziewczyn, które ma taki problem jak ja. Jednak muszę przyznać, że nie zmotywował mnie do działania, wręcz przeciwnie uświadomiłam sobie, że i tym razem nie będzie inaczej i po pierwszym dniu walki mam ochotę się poddać… jednak wiem, że nie mogę tego zrobić. Bo nie udźwignę, ani dnia dłużej w takim stanie, czuję, że rozpadnę się na małe kawałeczki i zniszczę na własne życzenie wszystko co w życiu osiągnęłam. Dlatego właśnie postanowiłam, że wybiorę się do psychologa. Mam nadzieję, że pomoże pozbyć się mojego mentalnego grubasa raz na zawsze.
Zmieniłam podejście do blogowania i chcę bardziej skupić się na takich właśnie tekstach. Piszę od serca, bo temat znam od podszewwki i wiem ile osób się z tym na co dzień zmaga. To ważny i potrzebny temat. Dziękuję Ci za ten komentarz i za Twoją historię. Trzymam kciuki! Jestem pewna, że w końcu się tego cholerstwa pozbędziesz!!!
Jakbym czytała o sobie… i dokładnie wzorowałam się na mamie. Nie dość tego, że moja mama była wiecznie na diecie i źle czuła się w swoim ciele, to ciągle mi wnawiała (razem z moim bratem), że ja jestem gruba, choć w rzeczywistości nie byłam! Ale im uwierzyłam… potem przeszłam przez różne diety i głodówki, potem wyszłam za mąż, wyjechaliśmy za granicę, zaszłam w ciążę w której bardzo dużo przytyłam, potem zaraz kolejna ciąża i wtedy coś we mnie pękło. Nie wiem czy to fakt, że mieszkam daleko od rodziny, czy to jak bardzo zmieniło się moje ciało sprawiło, że zmieniło się moje myślenie. Powoli zgubiło mi się 12 kg, chciałabym jeszcze kilka, ale wiem, że z czasem i to mi się uda. Walczę każdego dnia o lepszą siebie, dla siebie i dla swoich dzieci ?
Paula, cudownie, że walczysz. Bardzo podoba mi się cytat, który mówi, że nie chodzi o sam cel, ale o drogę jaką przebywamy by ten cel osiągnąć.
Strasznie ci współczuję takich osób, które nie tylko podcinają skrzydła, ale też wmawiają nieprawdziwe rzeczy osłabiając pewność siebie. Mam dokładnie takie same przypadki w rodzinie. Działa to strasznie demotywująco. Motywujmy się dziewczyny nawzajem a mam samym będzie lepiej. 🙂
Mnie zastanawia coś innego. Skąd dziecku w podstawówce przychodzi do głowy, że jest grube? Pola np. napisała, że czuła się gruba, a teraz widzi, że tak na prawdę była szczuplutka. Niektóre z nas są już matkami, więc może warto się zastanowić co zrobić, żeby nie rosło kolejne pokolenie dzieci z zaburzeniami żywieniowymi.
Ten film jest genialny, zobaczcie
https://www.youtube.com/watch?v=Pqknd1ohhT4
Ja przytyłam po skończeniu szkoły, 7lat temu. Wyprowadzka od rodziców, toksyczny związek, brak pieniędzy i pasja do gotowania i jedzenia sprawiły że w przeciągu półtora roku przytyłam 15kg. Jestem wysoka więc na początku w ogóle nie było tego widać no ale później gdy 'nie miałam szyji’ nie mogłam na siebie patrzeć. Od tego czasu staram się wrócić do polubienia siebie na nowo i chociaż po paru latach udało mi się wrócić do starej wagi to 5kg raz mi ubywa a raz przybywa, gdy jestem szczęśliwa to leci w dół gdy nie to w górę. Najgorsze dla mnie jest to że waga uzależniona a jest głównie od faceta. Mimo tego że od 2lat jestem z mężczyzną mojego życia (a przynajmniej mam taką nadzieję ;)) to każdy gorszy okres w naszym związku wiąże się ze wzrostem wagi i na odwrót. Myślę, że każdy 'mentalny grubas’ powinien przede wszystkim znać swoją wartość i czuć się dobrze sam ze sobą… Ja ciągle się tego uczę.
Hej, w moim przypadku wyglądało to trochę inaczej. Zawsze miałam około 5kg nadwagi. Nie było zle- tłuszcz odkładał się w piersiach… No o brzuchu. W 2014 roku zaczęła ćwiczyć i racjonalnie sie odżywiać. Schudlam w pol roku 12kg. Czulam się okropnie gruba. Paradoksalnie – im chudsza tym grubsza. Któregoś dnia odpuscilam, mianowicie po tym jak stracilam niesprawiedliwie prace. Przytylam w zastraszajacych tempie… I tak od pol roku przytylam tyle ile udało mi się schudnac. A teraz nie mogę znów zaczac… 🙁 najgorsze sa pytania o to ile kg przytylam. pozdrowienia
Czuje sie tak jak bym czytała o sobie. Prowadzę zdrowy tryb życia, ciało sie zmienia, ale cały czas mam wzloty i upadki. Zawsze byłam grubaskiem i mentalność grubasa chyba pozostanie nazawsze. Moze tez i przez to ze często byłam wyśmiewana i krytykowana przez innych. Cały czas walczę by zaakceptować siebie, ale szczerze mówiąc to jest to strasznie trudne. Wierze, ze malutkimi krokami dojdę do tego ze bede z uśmiechem patrzeć w lustro. A ty Elizo dajesz mi niezłego kopa do działania, często tez korzystam z twoich przepisów;)
Pozdrawiam serdecznie ??
Tak, jestem mentalnym grubasem. I mam podobnie w sklepie z ubraniami. Śledzę blogi modowe, czytam o tym i z tęsknota patrzę na super dziewczyny, które noszą fajne ciuchy, a ja ich nigdy nie założę. Od stycznia pracuje z dietetykiem, schudłam 20 kilo, przede mną jeszcze 7. 20 kilo to dużo i wchodząc do sklepu wiem już że powinnam wybierać mniejsze rozmiary, choć sięgam po eMkę, boje się tej eSki, no bo jak to… Ja? eSke? Zawsze wybierałam spódnice o konkretnym fasonie, bo wiedziałam, że w tym wyglądam ok. Pomimo dużej zmiany figury wciąż sięgam po te same fasony. Teraz dopiero sobie uświadomiłam, że przecież mogę spróbować sięgnąć po ołówkowe spódnice, które kiedyś pozostawały tylko w sferze marzeń. Albo po krótkiej sukienki. Czy boyfriendy i szpilki, o których zawsze marzyłam – mali odkrywcy look i niezbyt służący figurze, ale zawsze każdy ma jakąś taki wymarzony ciuch, kt chciałby założyć ibczucvsie w nim ok. Dziękuję! Chyba powinnam zacząć wykorzenić grubasa i zacząć nagradzać się… Ciuchami 🙂 to chyba lepsze niż chipsy czy ciasteczka 😉
Jestem w komfortowej strefie grubasa
Czytam Cię dość regularnie, choć rzadko komentuję. Ale temat, który poruszyłaś, dotyczy mnie w dużej mierze. U mnie to jest to magiczne 5 kg. Zrzuciłam je na dobre przechodząc na zdrową racjonalną dietę dwa lata temu, trzymałam się tego dzielnie przez kolejne półtora roku. A potem nastąpiło załamanie z powodu choroby kręgosłupa. Unieruchomiło mnie na ładne kilka miesięcy, było niepotrzebne podjadanie słodyczy, które na początku nie spowodowały nic złego, ale z czasem niestety dobiłam sobie znów te 5 kilo. Teraz od kilku miesięcy znów próbuję się ich pozbyć, pierwsze 0,7 kg poszło dość łatwo, ale potem znów: nadmiar pracy, wyjazdy, brak własnej kuchni do szykowania posiłków, żywienie się na mieście, brak swojego miejsca do ćwiczeń itp. W sumie trzymam się teraz głównie dzięki temu, że jednak jem zdrowo i nie ulegam pokusom na słodkie (bo nie umiem potem przestać). Liczę na to, że nareszcie pokonam mojego wroga, bo jestem coraz bliżej. Dobrze, że opisałaś schemat wychodzenia z tego mentalnego grubasa, bo byłam już zniecierpliwiona sobą i tym, że to tak długo trwa. A teraz wiem, że widać musi. Bardzo dziękuję za tego posta. 🙂
Pozdrowienia!
Właśnie jestem w drodze nad morze i zabrałam ze sobą strój chociaż nie wiem czy się w nim pokażę… Ach to taki odwieczny temat – być szczupłym i zdrowym przede wszystkim. Już kilka razy jak nie więcej podchodziłam do tematu odchudzanie.. I zawsze się to kończyło klapą. Wymówek 1000, brak czasu, dziecko ważniejsze a obiad trzeba zrobić a to tam trzeba jechać, posprzątać. Mi brakuje motywacji naprawdę, mam slomiany zapał cholernie slomiany ?może dzięki Tobie Eliza, kolejny poniedziałek będzie inny ??
Ja jestem tym typem, który na pozór wydaje się szczupły, ale w głębi duszy wiem że zawsze mam o te 2kg za dużo, że brzuch mógłby być bardziej płaski, mimo że już ponad rok jestem stałym bywalcem na siłowni i z każdym dniem wydaje mi się że jem coraz lepiej, zdecydowanie to wszystko siedzi w głowie…
oj siedzi..
Eliza pamiętam Cie z gimnazjum. Byłaś szczuplutka 🙂 Niestety też jestem mentalnym grubasem. Dobrze że mi to uświadomiłaś. Całe życie na diecie. A brakuje tylko te -5 kg… Schudłam od stycznia do kwietnia 9 kg po ciąży na bardzo przyjemnej diecie. Odpuściłam po świętach wielkanocnych i znowu jem nie zdrowo i nie czuję się już tak lekko mimo że wrócił mi tylko 1 kg. Ale pewnie będzie coraz gorzej 🙁 Nawet jak zaczynam dietę to sama nie wierzę w to, że schudnę do wymarzonego rozmiaru S tylko zatrzymuje się na M – bo już wyglądam lepiej. Myślę – i tak nie będę nigdy szczupła i zaczynam się z tym godzić. Smutne to… Ale jak z tym walczyć? Może kiedyś znajdę motywację. No właśnie…KIEDYŚ
Nie lubię zdrowego trybu życia. Jestem łasuchem, powiedziałabym nawet, że żarłokiem i mam ogromną słabość do niedrowych fast foodów, a jak ktoś położy przede mną czipsy albo pączki, to nie ma mocy, bym nie pochłonęła. Wierz mi, że codziennie walczę, by nie kupić pączka w piekarni obok mojego biura. Nie zawsze wygrywam, ale mam potem ogromną satysfakcję, że mi się udało. W liście rzeczy do zrobienia danego dnia zapisuję „nie jesteś słodyczy i czipsów!” – to mi pomaga najbardziej, bo lubię mieć odznaczone wszystkie punkty z listy.
Tak naprawdę nie muszę chudnąć. Jestem bardzo szczupła i drobna, noszę rozmiar XS/S w zależności od sklepu. Moim ogromnym kompleksem jest jednak brzuch, bo tylko na nim odkłada mi się tłuszcz i to dlatego odmawiam sobie tego wszystkiego jedzenia. Czy to ma sens? Czasami nie jestem pewna – teraz, w okresie, kiedy nosimy odkryte ubrania uważam, że tak, mimo że niecierpię plażowania i strój kąpielowy ubieram max 5x w roku. Jesienią jednak znowu wrócę do starych nawyków, bo bez problemu będę potrafiła zasłonić nielubiany brzuch i podkreślić moje inne atuty.
Twój wpis da siłę i motywację osobom, które faktycznie tego chcą i są zdeterminowane. Mam już sporo doświadczenia w kwestii diet i odchudzania i dopiero teraz jestem w stanie powiedzieć, że to całkowicie bez sensu. Całkowicie przejść na zdrowy tryb życia? Fajna sprawa, jeżeli Cię stać, bo niestety produkty bio i organiczne są bardzo drogie (nie wszystkie oczywiście, nie generalizuję, ale taka dieta niestety wiąże się z kosztami). Kolejną kwestią jest czas – pracuję od 10 do 18, codziennie wstaję o 6.30, przed pracą biegam, posprzątam, czasami coś ugotuję, ale nie jest to nic co wymaga ode mnie więcej niż 15 minut. Obiad zamawiam w korporacyjnej stołówce albo biorę na wynos – zwykle nie kosztuje więcej niż 15-20 zł, bo żal mi pieniędzy, by tygodniowo wydawać więcej, wiec nigdy nie jest to coś super fit, a sałatką nie jestem w stanie się najeść. Wiem, że po pracy mogłabym sobie ugotować coś super, ale bez przesady. To jest czas dla mnie, dla mojego chłopaka, dla moich przyjaciół, nie zamierzam go marnować na siedzenie w kuchni.
Jedzenie po prostu sprawia mi przyjemność. Jest wiele powodów, dla których powinnam zacząć się lepiej odżywiać i uważam, że zdrowie akurat jest tu ważniejsze od upragnionej figury. Ale czy tego chcę? Czy chcę odmówić sobie czegoś co uwielbiam, bo kilka razy w roku muszę pokazać światu nieidealny brzuch? Uważam, że nie warto. Dlatego wybieram sezonową dietę – przed wakacjami walczę o ładny brzuch, bo jednak jest moim największym kompleksem i odczuwam pewną satysfakcję, gdy oglądam potem zdjęcia z wyjazdów. I to jest super. Ale potem jestem po prostu szczęśliwa pochłaniając kolejną paczkę czipsów i mam ten brzuch gdzieś.
Więc serdecznie Ci gratuluję, że dałaś radę i jesteś z siebie zadowolona. Przestańmy jednak narzucać chorą presję bycia fit. Większość dziewczyn chce być szczupła i ma ogromne kompleksy z powodu swojej tuszy, ale jednocześnie uwielbia jeść. Zwykle z którejś z tych rzeczy trzeba zrezygnować, bo osiągnąć to, na czym nam zależy bardziej. Ale często niestety jest tak, jak opisałaś – dieta trwa krótko, a potem wracamy do starych przyzwyczajeń. Dziewczyna jest załamana i odchudza się całe życie bez efektu. Czy to ma sens? Dla mnie żadnego. Nie sądzę, bym była szczęśliwa jedząc rzeczy, które prezentujesz w swoich fit przepisach. Nie lubię takich rzeczy i nie zamierzam się do tego zmuszać.
Nie zrozum mnie tez źle – nie namawiam nikogo do obżarstwa, tylko dlatego, że ktoś to uwielbia. Na co dzień jem całkiem normalnie – owsianka z owocami na śniadanie, kanapka z ciemnego pieczywa z warzywami i wędliną na drugie, jogurt grecki na trzecie :D, makaron z sosem/pierś z kurczaka z kaszą i dodatkami/jakaś zapiekanka na obiadokolację. Nie jest to najzdrowszy tryb życia, ale nie przesadzam. Średnio 3x w tygodniu wpadnie coś słodkiego czy czipsy. Dla mnie to najlepsze rozwiązanie – nie odmawiam sobie niczego i jem to, co mi sprawia przyjemność, ale też się nie obżeram, bo wiem, że po restrykcyjnej diecie pączki i czipsy spowodowałyby, że kilogramy wróciłyby ze zdwojoną siłą.
Też tak kiedyś myślałam, aż nabawiłam sie refluksu, ogromnej zgagi i problemów z przewodem pokarmowym. Co więcej, wszystko co zjadłam pojawiało się następnego dnia na mojej twarzy w postaci wyprysków. To co jemy dobija się na naszym zdrowiu. I jeśli teraz jest ok, to te wszystkie czipsy, czekoladki i ciasta dadzą w końcu o sobie znać.
Dla mnie moje zdrowie jest sprawą priorytetową. Oczywiście raz na jakiś czas zjem loda z mlekiem, którego nie toleruję. Zjem wege burgera w gruuubaśniej panierce, smażonego na głębokim tłusczu i zjem pizzę z glutenem, którego nie mogę jęść, ale to są wyjątki. Komponuje sobie zdrowe posiłki, wyszukuję w necie inspiracji, znajduję zamienniki popularnych słodkości i nawet wole zjeść nutelle mojego wyrobu niż tę kupną, która jest cholernie niezdrowa i uber słodka.
Karmienie mentalnego grubasa sprawia, że to się coraz bardziej pogłębia.
O to własnie mi chodzi! Podjęłam decyzję i jestem jej świadoma, tak samo jak Ty. To Twój wybór, ja mam swój. Nie dążę do zdrowego trybu życia, diety, nie domawiam sobie niczego. Nie liczę kalorii, nie zastanawiam się czy skoro zjadłam dzisiaj makaron z boczkiem to mogę zjeść później kromkę pieczywa, ale np. odmówię już sobie pizzy. Racjonuję. To, że zjem pączka nie jest dla mnie świętem ani nie jest dla mnie codziennością. Jest czymś normalnym, na co mogę sobie pozwolić co jakiś czas.
Zgadzam się, że zdrowie jest najważniejsze i to ze względu nie rzucam się codziennie na wszystkie niezdrowe rzeczy, które uwielbiam 🙂
Niech każda z nas świadomie zdecyduje czego tak naprawdę potrzebuje i co da jej więcej szczęścia.
Dokładnie! 🙂
Mnie kiedys wmówiono, że jestem za gruba. Odkad skończyłam 6 lat siedziałam w świecie tańca, bardzo okrutnym świecie dla dziewczynek. Musisz być idealna, zero tłuszczyku, nawet tego dziecięcego. Przez wiele lat uprawiania tego sportu usłyszałam mnóstwo przykrych słów i opini, które mnie ukształtowały na całe dorosłe życie. Paradoksalnie gdy mialam 14 lat a moja mama powaznie zachorowała, ja zaczęłam sie głodzić, byłam bliska anoreksji, Wtedy całe taneczne otoczenie było zachwycone, że jestem taka szczupła. Skończyłam karierę, na chwile sie odciełam od tego świata, ale to co w głowie zostało. Zawsze jestem za gruba. Teraz jestem w drugiej ciąży 31 tydzień i czuje się ze soba fatalnie, nie patrze w lustro bo mam wrażenie, ze wyglądam jak słonica i zamiast marzyc o tym, żeby wreszcie przytulić córeczke, ja marzę, zeby wreszcie zacząć chudnąć. Po głowie chodzi mi pomysł terapii lub czegoś podobnego, bo waga od zawsze determinuje moje całe życie.
Ja mam coś podobnego ale i odwrotnego. Mimo różnych skokow wagi, mentalnie jestem szczupła, choć niejednokrotnie roztrząsam wewnętrznie, że nie… ok, zaczęłam dziwnie, ale już wyjaśniam, tzn: „zawsze” bylam szczypiorkiem, całe szkolne lata, w licealnych czasach bylam wręcz ZA chuda. Na studiach jeszcze też. Aż zbieglo mi się rzucanie palenia i Hashimoto… i wtedy chude lata się skończyły. I szczerze mówiąc ciągle byłam zaskoczona, że tak grubo wyglądam na zdjęciu, że waga pokazała tyle kg. Postrzegałam siebie jako szczupłą osobę i trudno było mi to zmienić, nawet gdy się odchudzałam. Miałam taki typowy zryw przed ślubem: fitness (było super, ale potem musiałam przestać ze względu na leki powodujące koszmarne bóle stawów), bieganie, dieta, zapisywanie każdej przekąski pt.pięć migdałów i jogurt. Schudłam do zadowalającego momentu, juhuu! I potem znów troszkę przybrałam. Wyglądałam i czułam się dobrze. A potem zaczęłam planować ciąźę, a niedoczynność tarczycy się zaogniła, o czym nie wiedziałam. Tym sposobem teraz jestem na początku 7 miesiąca i do zrzutu po ciąży będzie sporo kilogramów… już się boję!!
To szalenie ważny i mądry tekst!
Psychologiczną część twojego bloga lubię najbardziej, chociaż lajfstaj dobrze odpręża głowę :)) Zaglądam do Ciebie już jakieś 3 lata. i nie raz widziałam w treściach, które przekazujesz te twoje zrywy… Były momenty gdzie wcinałaś marchewki z sałatką i wyciskałaś z siebie siódme poty, a tydzień później leżałaś na plaży i zajadałaś się burgerami i makronem :). Twoja naturalność i publiczne okazywanie słabości jest bardzo ok, bo to pokazuje Cię jako normalną dziewczynę, a nie wymuskaną panienkę, która lezy, pachnie i zawsze świetnie wygląda – pokazuje, że jesteś po prostu prawdziwa.
Twoja droga do zdrowego i zrównoważonego stylu życia jest szalenie motywująca dla innych!
Warto też zwrócić uwagę na sytuację odwrotną – kiedy jesteśmy za chudzi… Ja nigdy nie byłam otyła. W styczniu 2016 zaczęłam bardzo wyczerpujące dla organizmu leczenie… w najgorszym momencie moja waga z 54 kg spadała na 44 kg! przy 160 cm wzrostu… Jak lwica walczyłam o każdy kilogram… w lutym br., kiedy zakończyłam leczenie i wszystko wróciło do normy. Waga pokazuje 49 kg i nie chce się ruszyć wyżej – choć jem co chcę i kiedy chcę (faktem jest, że raczej zdrowo, tak z przyzwyczajenia) i staram się regularnie ruszać…
Kolejny Świetny wpis! Uwielbiam Twoje posty 🙂
Moim zdaniem kluczem jest to, aby wewnętrznie „dojrzeć” do zmiany. Nie możemy odchudzać się dla kogoś czy przez coś. Tak długo jak nasza motywacja będzie „płytka”, tak długo waga będzie wracała do poziomu wyjściowego i wzwyż. Poza tym umysł jest powiązany z ciałem, jeśli w głowie masz obraz siebie grubej, ciało zawsze będzie do niego dążyło.
Prawie 15 lat temu w około 3,5 miesiąca schudłam 10kg. Wcześniej oczywiście również były różne szybkie diety, głodówki, chudnięcie i jeszcze szybsze tycie. Ale tym razem było takie „pstryk” wewnętrzne i nagle poczułam, że to TEN moment dla mnie. Przeczytałam też, że większość osób po odchudzaniu wraca co najmniej do wagi wyjściowej w przeciągu dwóch lat… Więc… przez kolejne 2 lata również bardzo uważałam na to co jem i sporo się ruszałam (głównie chodziłam zamiast jeździć- nawet 10km codziennie + aerobik 2-3 razy/tydz.).
Efekt? Do dzisiaj trzymam wagę. W zasadzie ważę nawet nie 10, a 13 kg mniej… Po tych dwóch latach minęła też obsesja słodyczy. Ale kluczem jest to, że organizm „zapamiętał” nową wagę jako właściwą i nawet jak trochę się „bujnie” sam szybko wraca do właściwych ustawień 😉
PS Od dawien dawna nie jestem na diecie, jem normalnie (aczkolwiek preferuję lżejszą kuchnię, właściwie zero przetworzonego żarcia- nie lubię, zero fast foodów- nie cierpię, słodkie w postaci domowego ciasta- w weekend), ruch- 45-60 minut dziennie spacerów z futrzakiem + czasami joga.
uffff ciężki temat….przykry, emocjonalny…dla kogoś kto nigdy nie był grubasem kompletnie nie do zrozumienia…Grubasem byłam od narodzin. Małym, okrągłym, puchatym dzieckiem, któremu nie zdarzało się grymasić nad talerzem. Stan ten trwał ponad 20 lat. Z pogorszeniem w czasie studiów gdzie alkohol lał się strumieniem, a zupki chińskie zajadane były pizzą, frytkami itd. Kilogramy rosły, moje samoocena leciała na łeb na szyję, ciągle sama, chociaż lubiano ze mną spędzać czas….szczególnie dziewczyny lubiły mieć kogoś kto wygląda gorzej od nich (teraz to wiem)…później przyszła choroba RZS i nieustający ból. Nie wiem jak to się stało, nie potrafię sobie przypomnieć tego dnia, tych myśli czy emocji. z dnia na dzień przykułam się do kijów a nordic walking to było moje nowe imię i nazwisko. Do tego dieta…właściwie głodówka nie mająca nic wspólnego z racjonalnym odzywianiem ale kilogramy leciały w dół szybko i skutecznie….jeden za drugim 15 kg w 3 miesiące. Szaleństwo, radość, duma. Pomyślałam, że może jak schudnę ból będzie mniejszy. Chwilowo ustąpił. Wyglądałam rewelacyjnie. Poza kijami doszedł pilates i „chodakowska”. Dzień bez treningu stał się dniem straconym. Zaczęłam jeść więcej, normalnie, bardziej racjonalnie ale tez nie wzdrygałam się przed pizzą, lodami etc. I nastał intensywny czas pakowania na babski urlop w Grecji. Kupowanie nowych kostiumow, sukienek bo przecież wszystko za duże. Nie miałam czasu na trening. Odpuściłam. Na urlopie koleżanki „niećwiczące” ciągnęły na plażę a ja się poddawałam ich woli. I tak w maju minął rok jak ostatni raz ćwiczyłam. Waga poszła w górę ale raptem 2kg…przy 166 obecnie ważę 62kg (w najgorszym okresie życia było to prawie 85kg). I teraz jestem MENTALNYM GRUBASEM. Czuję się gruba a nie umiem znaleźć tej iskry która mi przyświecała 3 lata temu, gdy zaczęłam chudnąć. Dodatkowo choroba daje o sobie znać. Ból towarzyszy każdej wzmożonej aktywności fizycznej – doskonała wymówka, prawda? Testy na nietolerancję pokarmową zrobilam…staram się stosować do zaleceń chociaż nie jest to proste. Nigdy wcześniej w życiu nie było mi tak źle samej ze sobą. I chociaż wiem, ile mnie kosztowało to co osiągnęłam to jednat nie potrafię cieszyć się tym sukcesem. Rodzina niedowierza że „nic nie brałam”. A ja czuję się gruba jak nigdy wcześniej….3kg to jest czasem dramat…chociaż nie tylko o wagę chodzi ale tez o wygląd ciała. …mam wspaniałego partnera, który nie był świadkiem mojej przemiany i akceptuje mnie taką jaka jestem. A ja cierpię.
Od 6 lat mowie chlopakowi (dzis mezowi) ze schudne. Byly zaklady, byly podejscia rozne ale ostatecznie sie poddawalam. Do dzis nie wiem jak, ale do slubu osiagnelam upragnioną wagę. I pewnie dalej bym odkladala silownie na jutro gdyby nie… Wypadek. Naderwanie dwóch więzadeł w kolanie i dluga rehabilitacja, zmusiły mnie do zmiany stylu jedzenia i ruchu. Żeby moc jeszcze kiedys biegac, muszę cwiczyc 3 razy w tygodniu (dodatkowo w calypso zbieram pieczatki co motywuje jeszcze bardziej:)) dzisiaj pluje sobie w brodę, ze na narty pojechałam kompletnie bez formy, bo dojście do siebie zajęło by znacznie krócej. Czuje większy luz w ubraniu i większą energię – to pokazuje że nawet te małe katastrofy (nie moglam sie sama ruszac nawet wejsc pod prysznic) mozna przekuc w pozytyw:)
Nigdy nie byłam grubasem. Zawsze trzymałam się po środku każdej normy. W domu byłam nauczona w miarę zdrowych nawyków. Mama nigdy się nie odchudzała. Nie byłam grubasem dopóki nie spotkałam mojego byłego już męża. Zawsze był bardzo chudy jak na mężczyznę. Za to jego mama była wielka. Ja: 160 cm wzrostu, 53 kg wagi. Uważałam, że wyglądam normalnie. Z resztą byłam bardzo aktywna. Codziennie jeździłam rowerem, tańczyłam, dużo chodziłam. Jak zaczęłam się z nim spotykać to wiadomo: mniej jadłam, więcej chodziłam. Nawet nie zauważyłam kiedy zeszłam do 49 kg. Później 2 kierunki, praca, wolontariat, schudłam do 47 kg i rozmiaru XS. Wszytko odbyło się przy okazji, bez mojego zamiaru. Później się zaczęło…. 7 lat mojego małżeństwa to było chudnięcie i tycie, ekstremalne ćwiczenia, głupie diety, suplementy. Nauczyłam się być mentalnym grubasem. Pół roku po ślubie przytyłam 4 kg. Pierwszy raz spotkałam się z krytyką z jego strony. Nigdy tego nie zapomnę. Zamiast patrzeć na mnie z apetytem powiedział: ale przytyłaś. Ale przytyłaś, rozumiesz? Do dziewczyny w rozmiarze S ważącej 51 kg! Chudłam, tyłam, chudłam, tyłam. I już całkiem zapomniałam o zasadach zdrowego odżywiania. Aż nie mogłam zajść w ciążę. Porzuciłam wyczerpujące ćwiczenia po 2 godziny dziennie, diety koktajlowe, diety 1000 kalorii. Po pół roku od porodu znowu się zaczęło. On ważył 58 kg ja 57. Wtedy pierwszy raz powiedział, że jak będę ważyć więcej od niego, to się ze mną rozwiedzie… od tamtej pory przytulam kolejne 5 kg: praca, samochód, brak czasu na aktywność, brak czasu na zdrowe jedzenie. Ciągłe przytyki na temat mojej wagi, złego wyglądu. Tak. Rozwiodłam się. W dniu kiedy zobaczyłam na wadze 61 kg, wzięłam walizkę i wyszłam: przecież miałeś się ze mną rozwodzić jak będę ważyła więcej od Ciebie. No to proszę. To właśnie dzisiaj. Dochodziłam do siebie rok…
Ela, czytam to, co napisałaś i z niedowierzaniem i dezaprobatą kręcę głową. Miałaś potwora, nie męża.
Jestem z Ciebie dumna! Wybrałaś siebie i tego Ci gratuluję! Dobrze, że odeszłaś, zanim Cię zniszczył.
Cokolwiek by się nie działo, nie trać nadziei. Jestem pewna, że jeszcze wiele dobra przed Tobą!
Sądzę, że Twoje przybranie na wadze było najlepszym co Cię spotkało. W przeciwnym razie tkwiłabyś w zupełnie patologicznej relacji o wiele dłużej. Żal marnować życie na małych ludzi z małym charakterem. PS Gratuluję dobrej decyzji 🙂
Od 5 lat walcze z waga,z pomoca dietetyka zbilam 12kg,ale teraz nic,wrecz trochę przybieram przy takim samym jedzeniu.Teraz mam.rozmiar 40-42,i trochę mnie zdziwil fakt opowiesci dziewczyny,ktora byla grubasem noszac rozmiar M.Ja teraz wyglądam calkiem znosnie,a wg opisu to dopiero teraz powinnam chudnac i walczyc o xs.No bez przesady.Nie dajmy sie zwariować,
Ana, właśnie o to chodzi, że mentalny grubas może siedzieć nawet w szczupłych osobach. To jest kwestia mocno indywidualna!
Bardzo wartościowy tekst! Na pewno roześle link do wielu znajomych, bo może okazać się niezwykle pomocny.
Osobiście nie wiem czy „mentalność grubasa” mnie kiedykolwiek dotyczyła, teoretycznie nigdy nie byłam na diecie, ale przez 2 lata fundowałem sobie głodówki. Schudłam i to jak! A przy tym rozchorowałam się , wyniszczyłam swoje ciało i skrzywdziłam wiele bliskich osób, które bezradnie obserwowały jak choroba postępuje. Dziś wiem, że to co zrobiłam było bardzo głupie. Musiałam przytyć żeby żyć, więc rzucałam się wręcz na jedzenie taka byłam wygłodniała. Kiedy wróciłam do wagi z przed choroby (nie była to nadwaga) już czułam się źle, wtedy też w mojej głowie pojawił się pomysł zdrowego stylu życia, aby ciało wysmuklić w zdrowy sposób. No i niebo a ziemia! Różnica jest ogromna, lepiej się czuję, wyglądam i żyję 🙂
Pozdrowienia!
Bardzo ciekawy post, zaczęłam się nad sobą samą zastanawiać… hmmm
Carmelatte
Co z konkursem organizowanym razem z dove ????
Wyniki są w konkursowym wpisie 🙂
Eliza, czytam regularnie Twojego bloga od ponad roku. Właściwie nigdy nie komentuje, ale ten post mnie poruszył. Cała ja. Nie jestem otyła, przy wzroście 162 ważę 65 kg. W teorii to norma, ale dobrze wiem, że to nie kg mięśni, a tłuszczu. Nigdy nie byłam i nie akceptowałam w pełni swojego ciała. Nie przepadam też za aktywnością fizyczną. Mam dokładnie jak to opisałaś ZRYWY. Odkąd pamiętam, od gimnazjum, ciągle dieta i walka. Raz zdrowym sposobem udało mi się zejść do 57, ale brakło mi tych 3/4 kg do wymarzonej wagi. Na więcej nie starczyło siły, no i trzeba było się nagrodzić (jedzeniem oczywiście) za tą ciężką pracę. Tkwię w tym dalej. Mam nadzieję, że w tym roku jeszcze uda mi się zmienić swoje podejście i wyrosnąć z bycia mentalnym grubasem. Dziękuję Ci za ten post, oby więcej takich na blogu. Ściskam serdecznie :*
Byłam szczupła,nosiłam rozmiar S/36. Wyjechałam na studia, byłam w obcym mieście, bez rodziny, znajomych. Czas zapełniałam sobie jedzeniem. Oglądałam seriale i cały czas jadłam. Zaczęłam tyć. Ale co dziwne nie zauważyłam tego…Ubrania w praniu się zrobiły mniejsze, w sklepach są teraz jakieś dziwne rozmiarówki…Totalnie nie docierało do mnie,że przytyłam. Nikt mi też tego wprost nie powiedział. 10 kg później przez chwilę się odchudzałam. Ale przestałam i wróciłam do tycia. Czułam się mega seksowna,podobał mi się mój biust, moje ciało. Czułam się śliczną kobietą. Wyjechałam do innego miasta na studia,poznałam swojego obecnego męża,cieszyłam się życiem. W pewnym momencie w gronie moich nowych znajomych poczułam się dziwnie. Byłam wyższa od każdej z moich koleżanek i w porównaniu z nimi byłam bardzo gruba. Zaczełam się odchudzać, ćwiczyć. Do wakacji schudłam 5 kg i czułam się największą laską nad basenem. Potem wróciłam na studia i się zaczęło. Moje koleżanki jadły mikro porcje,były takie chudziutkie… Czułam się jak mega grubas,że nie pasuje do nich. Głodziłam się,unikałam jedzenia,ćwiczyłam. Schudłam 10 kg. Stałam się ekspertką od diet. Poczułam presję,każdy liczył kiedy znowu schudne,wszyscy mnie obserwowali co jem,co pije…Schudłam w sumie 25 kg i czułam się brzydka. Moje podejście do jedzenia nie było normalne. Albo się głodziłam albo objadałam i waga skakała 5kg w górę. Teraz już w miare udało mi się zmienić to i nie objadam się ani zbytnio nie głodzę. Ale mam milion kompleksów i cały czas myślę o jedzeniu. Tęsknie za dziewczyną którą byłam kiedyś…..
Ja zawsze byłam określana „przy kości” a byłam normalną dziewczyną. I tak wzięłam sobie to do serca, że zaczęłam się głodzić i efekt był odwrotny bo przytyłam. Dopiero na studiach zaczęłam sama gotować, jeść regularnie i jeździć rowerem. Schudłam 10 kg. Od 5 lat utrzymuję taką samą wagę tylko prze ślubem ze stresu schudłam więcej i w końcu lubię siebie i oczywiście, że pozwalam sobie czasami na lody i pizzę.
Super tekst:) oby więcej takich:)) jak byłam dzieckiem była przeraźliwie chuda, śmiali się ze mnie, że mnie wiatr porwie. Kiedy nadszedł czas dojrzewania dużo przytyła, choć nigdy nie byłam grubasem, i bardzo źle się z tym czułam. Jednak nie potrafiłam skutecznie się zmienić czy zrzucić te kilogramy, a wszyscy dookoła mówili, dojrzewasz, ciało się zmienia i to minie. Ale nie minęło. Co roku obiecałam sobie, w tym roku schudnę, ale nic z tego, co schudłam to z powrotem przytyłam. Jakieś 3 lata temu postawiłam na całkowitą zmianę. Zaczęłam zdrowo się odżywiać, szukać przepisów (również wiele od Ciebie:)) postawiłam na sport, który sprawia mi przyjemność. Dzięki temu mam mniejszy rozmiar, czuję się dobrze i tak mi zostanie. No zmieniłam swoje myślenie i podejście do jedzenia.
Kiedyś wazylam jakieś 67 kg. Przy wzroście 161 to było bardzo dużo. Później nawet nie wiem kiedy zaczęłam chudnac. Studia, brak czasu, stres. A w stresie nie umiem jeść. Teraz waze 55 kg. Ale nie czuję się chudsza. Niedawno znajoma powiedziała mi ze mam szczupłe nogi. A jedyne co ja widzę to okropne i ogromne uda. Mój największy kompleks. Nie lubię ich do tego stopnia że nie noszę spodenek. Wychodzi na to że jestem manualna grubaska. Chociaż całe życie byłam szczupła. I przytylam w 2 gimnazjum ale nie jakoś dużo. Najwięcej wazylam po 1 roku studiów a na 2 zaczęłam schudnąć.
Wpis bardzo przydatny i mega prawdziwy. Jesteś moją wskazówką i motywacja do zmiany trybu życia. Na swoim photoblogu poleciłam innym Twoje wpisy, bo są warte przeczytania. W sumie to miałam dość podobną historię z odchudzaniem co Ty…
Zaprasza i pozdrawiam! 🙂
Dowiedziałam się, że jestem mentalnym grubasem. I wiecie co ? Lepiej mi z tym, że zostało to zdefiniowane. Moja waga nigdy nie była nieprzyzwoicie duża. Trochę nadmiernego ciałka. Od dziecka niechęć do sportu. Słodycze. Ach miłość do słodyczy. Z roku na rok, jak zaczęłam dorastać zaczęłam dbać o siebie. Na przemian oczywiście. Wystarczyło że schudłam 2 kg i nagle świat stawał się piękniejszy. A później 3 do przodu. Moje zawzięcie najdłużej trwało 2 lata. Łał – 10 kg. Czułam się świetnie! Czułam się kobietą z krwi i kości. A teraz? Znów wróciłam do nawyków, złego samopoczucia, sukienki zamieniłam na szerszy top i jeansy, aby tylko nie zwracać na siebie uwagi. Jak bardzo nasza psychika jest ograniczona i stłamszona pod wpływem kilku nadprogramowych kg?! I może to nieco dziwnie i nieracjonalne ale pewnie wiele kobiet chciałoby mieć moją figurę…a ja? Ja się czuję jak pączek oblany lukrem. I teraz znów czas na kilogramowy detoks. Oby na dłużej!
U mnie jest trochę skomplikowane. Cztery lata temu miałam kontuzje kolano. Wcześniej trenowałam i nie miałam jakiś dużych problemow przy trzymaniu się diety, bo wiadomo treningi, jak sobie pozwoliłam na jakieś fast foody czy słodycze to na treningu się źle czułam. A od czterech lat tak naprawdę chodzę tylko spacerkiem i niestety swoje cierpienie i ból po operacjach wynagradzalam sobie słodyczami i fast foodami. W ten sposób przybyło mi ok 10 km. W chwili obecnej jeszcze nie mogę biegać i każdy krok to jeszcze ból. Ale już za niedługo mam nadzieję wrócić do treningów już niestety nie zawodowo ale zawsze jakiś…
Comments are closed.