Opuściliśmy Bangkok i kierujemy się na południe. Dziś napiszę Wam o mieście Ayuttaya i o wodospadach Erawan. Poznaliśmy Tajlandię od strony, której nie ma w przewodnikach. Teraz – bogatsza o te doświadczenia – wiem, że gdybym wykupiła wycieczkę z popularnego biura podróży, na pewno nie zobaczyłabym tylu pięknych miejsc i nie doświadczyłabym tylu niezwykłych momentów.
The Boat Trip co prawda jest biurem podróży, ale mamy tę swobodę, że prócz popularnych miejsc zwiedzamy także te dostępne dla tubylców. Jest różnorodnie: czasem zatrzymujemy się w świetnych hotelach, a czasem śpimy w bungalowach w środku dżungli albo na jeziorze. Obcujemy z lokalsami, jemy dania, które nam przygotują, i poznajemy ich kulturę. Normalnie pewnie nie miałabym możliwości zobaczenia ich codziennego życia. Generalnie unikamy wielkich kurortów i wybieramy aktywności oferowane przez tubylców. Dzięki temu możemy poznać prawdziwą Tajlandię.
No dobra, ale zacznijmy od początku. Z Bangkoku pojechaliśmy prosto do miasta Ayuttaya. To historyczna stolica Tajlandii. W XVIII wieku to miasto zostało splądrowane i zniszczone przez wojska birmańskie. Stolicę przeniesiono do Bangkoku, Ayuttaya została splądrowana, a opuszczone ruiny miasta po prostu zarosły. Dziś głównym atutem tego miasta są ruiny i pozostałości po świątyniach. Wynajęliśmy rowery i zrobiliśmy wycieczkę po okolicy. W sumie zrobiliśmy ponad 16 kilometrów.
Pierwsza była świątynia Wat Mahathat. Za czasów świetności znajdowała się tam siedziba najwyższych hierarchów buddyjskich i miejsce przechowywania bezcennych relikwii.
Kolejne ruiny świątyń były równie imponujące!
Widoki były niesamowite, ale najcudowniejszy był zachód słońca oglądany ze świątyni Chai Watthanaram.
Kolejny przystanek na naszej mapie to wodospady Erawan. Przeżyliśmy tam megaprzygodę! Erawan to 1,5-kilometrowy szlak liczący 7 wodospadów. Zaczynamy podróż na samym dole, a wspinaczka trwa jakieś 45 minut. Najlepiej mieć wygodne, zabudowane budy z dziurkami na podeszwie. W japonkach sprawa robi się bardzo skomplikowana. Wiem, bo głupia zapomniałam o tym, zmienić buty… Powyżej 5. wodospadu trasa robi się już nieco bardziej skomplikowana i trzeba być bardzo ostrożnym. Wspinaczka dała nam mocno w kość, ale było warto! Widoki rajskie, dzikie i niezapomniane. Czekaliśmy na małpy, które są tam częstymi gośćmi, ale nie doczekaliśmy się ich. Smuteczek.
Ci odważni ześlizgiwali się z wyżłobionych rynien albo skakali do wody ze skał. Ja byłam największym lamusem i po prostu ich dopingowałam. Mogliśmy zatrzymać się przy każdym wodospadzie i zaliczyć kąpiel.
Dodatkowym atutem (albo torturą) były rybki, które podgryzały stopy, zjadając martwy naskórek. I nie były to maleńkie rybki, jakie widzimy w spa, tylko ogromne ryby, które „żarłocznie” rzucały się na stopy. No dobra, nie było to bolesne, ale bardzo nieprzyjemne. Ja nie mogłam się przemóc i szybko zabierałam stopy z pola rażenia.
Tej nocy spaliśmy w drewnianych bungalowach. Domków było kilkanaście i cały kompleks miał niesamowity klimat. Czuliśmy się, jakbyśmy mieszkali w dżungli, zwłaszcza że w nocy słyszeliśmy mnóstwo dźwięków wydawanych przez dzikie zwierzęta.
Następnego dnia wybraliśmy się na zwiedzanie Canchanaburi. To tam znajduje się słynny most na rzece Kwai. Być może kojarzycie film wojenny o takim właśnie tytule? To miejsce ma swoją przykrą historię. Do budowy mostu i torów kolejowych mierzących ponad 400 kilometrów wykorzystywano jeńców wojennych (głównie Australijczyków, Brytyjczyków, Holendrów i Amerykanów), a także tubylców. Pomysłodawcami zbudowania torów byli Japończycy. Jeńców zmuszano do ekstremalnie ciężkiej pracy w ekstremalnie ciężkich warunkach. Mężczyźni pracowali do utraty sił, jedząc tylko dwie miski ryżu dziennie. Z racji tego, że w obozach warunki były fatalne, żołnierze chorowali na różne choroby. W sumie z wycieńczenia, głodu i z powodu tortur zmarło tam 200 tysięcy żołnierzy.
Odwiedziliśmy cmentarz poległych jeńców i muzeum im poświęcone. Widziałam zdjęcia wychudzonych mężczyzn. Skóra i kości. Widziałam ich rany i metody torturowania niechętnych do pracy jeńców. Coś strasznego. Ciary na moich plecach wywołał ogromny napis wkomponowany we flagi państw poległych jeńcow: „Forgive but Not Forget”.
Widzicie tory pomiędzy skałami? To właśnie jeńcy wyżłobili to miejsce w skale za pomocą prymitywnych narzędzi. To musiała być tortura. Pracować tak ciężko w takim upale i bez dostępu do jedzenia i wody.
Dziś kolej wciąż funkcjonuje, choć trasa nie biegnie już przez 400-kilometrowe tory. Mieliśmy okazję przejechać się kolejką. Widoki były niesamowite, ale fakt, że powstanie tej trasy skutkowało śmiercią tak ogromnej liczby ludzi, był mocno przygnębiający. Na każdym kroku widać było pracę przez nich wykonaną. Wystarczyło spojrzeć na skały.
Mieliśmy też możliwość przepłynięcia się po rzece Kwai i podpłynięcia pod most. Wciąż widoczne są na nim ślady po bombardowaniu.
Zdecydowanie warte odwiedzenia miejsce i warta pamiętania historia. Polecam również jezioro Cheow Lan – na pewno się w nim zakochacie. Dla osób które uwielbiają wypoczywać wpis o najpiękniejszych plażach Tajlandii. – warto je odwiedzić.
22 komentarze
Przepiękne zdjęcia. Mam wrażenie, że można tam odzyskać równowagę duchową jakkolwiek beznadziejnie to brzmi. Takie miejsce skupienia się na sobie i na swoich myślach. Dwa lata temu mieliśmy z mężem wybrać się w podróż do Tajlandii, jednak zmieniły nam się plany czego bardzo teraz żałuję. Mam nadzieję, że w przyszłości uda nam się to nadrobić :). Pozdrawiam i życzę miłego wypoczynku
Piękne zdjęcia 🙂 Zazdroszczę i jeszcze bardziej nie mogę się doczekać swojej podróży (którą mam zaplanowaną na styczeń).
P.S. Czy jest fizycznie taka możliwość zwiedzić w ciągu jednego dnia wodospady Erawan i most na rzece Kwai. Czy daleko oddalone są od siebie te miejsca?
Są blisko siebie 🙂
Heeejjj, a gdzie ten słoń??? przecież był :):) Buziaki
Będzie jutro! Poświęcę mu i jego historii osobny wpis.
Uwielbiam Twoje relacje z podróży 🙂
Te wodospady są bajecznie piękne. Chciałabym tam kiedyś być
Oglądałam ten film, ale tam nie ma mowy o bombardowaniu, czyzby fikcja?!
Świetna relacja! pozdrawiam z Dominikany!
Mam pytanko, czy przy zwiedzaniu tych świątyń nie powinnaś być skromniej ubrana? Tzn chodzi mi o ramiona,nie powinny być zakryte? Pozdrawiam
To ruiny swiatyni, wiec dress code nie byl wymagany. Wpuszczano wszystkich, natomiast w „czynnych” swiatyniach w Bangkoku olbowiazywal stosowny stroj
Polecam przeczytać Ścieżki północy Flanagana, powieść wlasnie z wątkiem o budowie kolei śmierci
a bedzie jakas relacja z tych niedostepnych dla turystow miejsc, jedzenia gotowanego przez tubylcow itd? bo smaka narobilas, a na razie to tylko bardzo turystyczne miejsca opisujesz. czekam z niecierpliwoscia.
Takk jutro bedzie wpis o mega ciekawym miejscu
Ta kolejka nie wygląda zbyt bezpiecznie. Chyba bałabym się do niej wsiąść 😛
Nie dziwię się strachu przed rybkami, przecież ich jest dużo i są ogromne!
Niemniej jednak ciekawi mnie efekt po ich wykonanym zabiegu pedicure. To dopiero ciekawostka haha Ciekawe jak odróżniają martwy naskórek od 'normalnego’ 😛
co do organizacji wycieczki,wszystkie te pozaprzewodnikowe miejsca można zobaczyć podróżując po prostu NA WŁASNĄ RĘKĘ! osobiście wolę taką formę,niż biura podróży,czy te wielkie,czy te malutkie jak boat trip,bo każde z nich ma jednak jakiś konkretny program,ograniczajacy uczestników,a Azja jest pod względem podróżowania samodzielnie bardzo „przyjazna i łatwa w obsłudze”. wystarczy poczytać trochę blogów,forów podróżniczych,kupić bilety i w drogę! samych przyjemności w krainie uśmiechu,Eliza! Tajlandia to raj na ziemi,w ogóle cała Azja jest bajeczna,ale tez i bardzo uzależniająca 😀
Wodospady i okolica wyglądają pięknie, chętnie bym je zobaczyła 🙂
Super klimat 🙂 te domki, w których mieszkaliście mega! Uwielbiam takie klimaty :))
Eliza, czytam z zapartym tchem Twoje wpisy z bajecznej Tajlandii. Sama w marcu się tam wybieram i właśnie jestem na etapie planowania 🙂 Chciałam się Ciebie zapytać jak z ochroną przed komarami. Czy faktycznie jest ich tyle, że trzeba się smarować/pryskać cały czas?
Pamiętam, że tylko w jednym miejscu musieliśmy się pryskać i to chyba było na jakiejś plaży na Phi Phi. Poza tym był luz choć byliśmy tam w końcówce pory mokrej.
Właśnie tam jadę :)a te domki cudo.Pamiętasz może jak się nazywa ten hotel?
pozdrawiam
Bardzo Ci dziękuję za wszystkie wpisy z Tajlandii bo są mi bardzooo pomocne przy planowaniu wyjazdu!
Byłabym Ci bardzo wdzięczna gdybyś mogła mi powiedzieć w jaki sposób dostaliście się z Ayuttaya nad wodospady Erawan. Czy te dwa miejsca udało Wam się zobaczyć w ciągu jednego dnia czy nocowaliście w Ayuttaya a kolejnego dnia jechaliście nad wodospady? A następnie jak dostaliście się na południe? Wróciliście do Bangkoku i stamtąd lecieliście na południe? Sorki za ten wysyp pytań ale Twoje wskazówki będą dla mnie bardzo cenne!
Pozdrawiam serdecznie i życzę przecudownego pobytu na Bali, nie odpuszczam sobie ani jednego Twojego story na instagramie! 😉
Comments are closed.