Spędziliśmy w tym mieście prawie cztery dni. Czy mnie porwało? Nie bardzo. Czy zachwyciło? Też jakoś niespecjalnie. Oczywiście Bangkok ma swój urok, ale korki, niemiłosierny upał, ogrom zanieczyszczeń sprawiły, że to miejsce nieco mnie przytłoczyło. Nie ma tu pięknych kadrów, urokliwych uliczek. Są za to bogato zdobione świątynie, najlepszy street food, jaki kiedykolwiek jadłam, i panorama Bangkoku, w której totalnie się zakochałam.
Przygotowałam dla Was listę rzeczy, które trzeba zrobić, będąc w Bangkoku. To takie klasyki, które musicie odhaczyć ze swojej listy to do.
Zjeść smażone robaczki
Kiedy oglądałam programy, w których ktoś wcinał smażone robaczki, mówiłam sobie: „Oooo nie, nigdy w życiu!”. Kiedy jednak na żywo zobaczyłam na lokalnym targu larwy, pająki, skorpiony i świerszcze, pomyślałam: „Raz się żyje!”. Zjadłam smażoną białą larwę. I wiecie co? Była naprawdę dobra! Pająk i skorpion mnie nie przekonały, może kiedyś…
Zrobić zakupy na największym targu w Bangkoku
The Chatuchak to największy targ w Bangkoku. Ma ponad 8000 stoisk podzielonych na 27 stoisk. Dostaniecie tam niemal wszystko w superniskich cenach.
Doświadczyć nocnego życia
W Bangkoku jest kilka słynnych imprezowych ulic. Pierwsza i chyba najpopularniejsza to Soi Cowboy. Ulica co prawda jest niewielka, ale jest tam aż 40 nocnych klubów, a przed nimi kuso ubrane Tajki zapraszają do środka. Khao San Road to z kolei ulica backpackerów – znajdziecie tam tanie noclegi i mnóstwo nocnych klubów. Ta ulica tętni życiem dzień i noc. Pamiętajcie, że wszystko, co dzieje się w Bangkoku, zostaje w Bangkoku, ale są rzeczy, których nie da się „odzobaczyć”…
Zasmakować lokalnego street foodu
Dotychczas moją ulubioną kuchnią była kuchnia indyjska. Teraz zdecydowanie tajska! Uwielbiam to połączenie smaków, te aromatyczne i pikantne dania. Wiecie, że zupy sprzedawane są tutaj w foliowych workach? Już gotowe: z makaronem ryżowym, sosem i warzywami. Najlepiej iść na lokalny nocny market. Wybór tam jest największy, a doznania smakowe po prostu niezapomniane. Wciąż wspominam batatowe pączki, placki ziemniaczane, sajgonki napakowane warzywami czy słynną zupę tom yam.
Popływać wodną taksówką
Ta forma transportu nie przewiduje korków, jest tania i szybka. Gwarantuje też ogromną dawkę adrenaliny i przepiękne widoki. To właśnie z takiej wodnej taksówki możecie zobaczyć różne w warunkach, w jakich żyją ludzie. Przy brzegu znajdują się prymitywne domki zbudowane na palach, a w tle ogromne i nowoczesne wieżowce.
Przejechać się tuc tukiem
To kultowy środek transportu! Cena jest do dogadania, ale zdecydowanie trzeba się targować. Tuc tuc niestety nie omija korków, więc jeśli ulica stoi, to my też – wciągając przy tym mnóstwo zanieczyszczeń. W ogóle nie dziwię się Tajom, którzy noszą maski na ustach. Sama momentami dałabym się za taką pokroić!
Iść na tajski masaż
Na początek masaż stóp. Cena za 30 minut to 120 bahtów, czyli jakieś 12 złotych. Potem klasyczny tajski masaż. Mam na myśli ten hardkorowy, który polega na tym, że Tajka chodzi Ci po plecach, siada na Tobie i wykręca Ci kręgosłup oraz wszystkie kończyny. Wygląda to boleśnie: człowiek wydaje z siebie różne odgłosy zupełnie niekontrolowanie, ale po takim masażu czuje się jak nowo narodzony. Trzeba korzystać tu z masaży tak często, jak tylko się da. Tajki są wykwalifikowane, a ceny naprawdę niskie.
Zobaczyć najczęściej odwiedzaną świątynię w Bangkoku
Mowa o Wat Pho. Znajduje się tam ponad 1000 posągów Buddy, a największym jest pozłacany posąg Leżący Budda. Mierzy on 46 m długości i 15 m wysokości. Będziecie zachwyceni tym miejscem, zdobienia są niesamowite!
Iść do dzielnicy Chinatown
Chinatown znajduje się przy ulicach Yaowarat Road oraz Charoen Krung Road. To jedno z miejsc tłumnie odwiedzanych przez turystów. To też jedno z głównych centrów handlowych w Bangkoku. Warto tam iść po zmroku i zobaczyć te wszystkie świecące neony. Zasmakujcie tamtejszego street foodu, powchodźcie w poboczne uliczki i zwróćcie uwagę na budownictwo.
Wypić drinka w jednym ze sky barów
Nocna panorama Bangkoku widziana z Vertigo and Moon Bar naprawdę mnie zachwyciła. To chyba najpiękniejsza rzecz, jaką tutaj widziałam. Zachwyt, zachwyt i jeszcze raz zachwyt. To miasto widziane z 61. piętra właściwie nie ma granic. Po prostu się nie kończy. Niesamowity widok.
Ja zaliczyłam wszystko z tej listy i czuję się totalnie spełniona. Jeśli zapomniałam o jakimś klasyku, koniecznie dajcie znać! 🙂
Koniecznie przeczytaj wpis o zwiedzaniu Bangkoku oraz kuchni tego miasta. Poznaj sky bary i odwiedź jeden z nich.
My jesteśmy już w drodze na południe z naszą wesołą ekipą w ramach wypadu z The Boat Trip. Kolejny wpis jest już gotowy więc wpadnijcie na blog jutro, no chyba, że będziemy odcięci od świata, wtedy pojutrze.
16 komentarzy
Mnie też Bangkok nie porwal. Brzydko, śmierdząco i brudno. Ale na Phuket na pewno będzie rajsko i pięknie. Nie mogę się doczekać relacji
Pełna zgoda 🙂
Targ na wodzie i Pałac Królewski. Wat Arun też jest całkiem fajne, ale nie powalające.
Zawsze chciałam zjeść jakiegoś smażonego robaka. Ciekawe czy odważyłabym się na pająka ze zdjęcia ?
Dzięki za bardzo ciekawe informacje 🙂 Pozdrawiam Fajny blog ;>
Świetny artykuł, zapisuję w ulubionych, bo w przyszłym roku planuję podróż do Tajlandii na własną rękę.
podziwiam bo ja nie włozylabym tego świnstwa do ust ble
Skąd czerwony kombinezon?
Ten sky bar robi wrażenie, widoki faktycznie nieziemskie 🙂
Ale zazdroszczę tej podróży. Nie mogę się doczekać wpisów z rejsu 🙂
Zupka w worki? JAk to się niby je!?!??!
A co tam np jest takiego ze nie da sie odzobaczyc???? Ciekawa jestem co masz na mysli!
Czytałam, że robaki zabijają jakąś chemią i się na nie nie zdecydowałam, ale kuchnia tajska to mistrzostwo świata 😀
Jak widzę te pająki to mi ciarki przechodzą, za żadne skarby bym ich nie zjadła…
ping pong 😉
Zupa tom yum 🙂
Comments are closed.