A Ty jaki talent zmarnowałeś?

przez Eliza Wydrych

Pamiętacie mojego vloga, w którym zdradziłam 20 faktów o mnie? Mówiłam tam, że kiedyś ładnie śpiewałam i grałam na fortepianie. Skończyłam nawet 5letnie ognisko muzyczne.  Lubiłam grać, szczególnie na początku mojej przygody z fortepianem. Byłam z siebie ogromnie dumna, kiedy z pamięci grałam trudne 4 stronicowe utwory, lub kiedy rodzice przychodzili na nasze popisy. Mamie nie raz zakręciła się w oku łezka (mamo widziałam!).

fortepian

Na komunię dostałam wypasionego Keyboarda Yamaha. Wiadomo, że pieniądze z komunii wolałam wtedy przeznaczyć na coś innego (np. na tonę słodyczy, albo wycieczkę do Disneylandu) na szczęście rodzice wybili mi to z głowy i zainwestowali je rozsądniej. Uwielbiałam ten sprzęt. Spędziłam przy nim pewnie z kilkaset godzin. Na początku ogromnie się tym pasjonowałam, ale po trzech latach granie stało się jedynie obowiązkiem. Chciałam żeby to się już skończyło. Po odebraniu dyplomu przestałam grać, a keyboarda spakowałam do pudła i wyniosłam do piwnicy. Po sześciu latach podeszłam do pianina u znajomej, spojrzałam na nuty i zdałam sobie sprawę, że nic z nich nie rozumiem.

Zapomniałam nawet jak ustawić lewą rękę na klawiszach. Siedziałam tam sfrustrowana i zirytowana. Jak mogłam wszystko zapomnieć po ledwie sześciu latach?! Próbowałam zagrać „dla Elizy” Beethovena, mój niegdyś popisowy numer. Po kilkunastu próbach zdołałam zagrać tylko wstęp. „Wiosna” Vivialdiego? Uwielbiałam ten utwór! Niestety nie pamiętałam nic.

Po kolejnych czterech latach znowu siadłam do pianina, ogarnęła mnie jeszcze większa pustka i zdałam sobie sprawę, że zmarnowałam 5 lat nauki. Zmarnowałam pieniądze jakie zainwestowali w naukę moi rodzice, czas jaki poświęciła moja nauczycielka, Pani Beata i godziny, setki godzin ćwiczeń. Doceniamy coś dopiero, kiedy to stracimy. Kiedyś fakt, że świetnie grałam był dla mnie czymś normalnym, oczywistym. Teraz gdy widzę kogoś grającego płynnie ogarnia mnie zazdrość i pluję sobie w brodę. Oj nie, na użalaniu się nie skończy! Wydrukuję sobie nuty, wyciągnę zakurzonego keyboarda i krok po kroczku przypomnę sobie to, co już zapomniałam. Sama! No może z drobną pomocą moich notatek i zeszytów, dzięki Bogu nie wyrzuciłam ich! Mam nadzieję, że niedługo pochwalę się swoimi umiejętnościami we vlogu

EDIT 2016r:

Po napisaniu powyższego tekstu obiecałam sobie, że jeśli nauczę się grać z pamięci trzy klasyki to kupię sobie wymarzone pianino elektryczne. Czarne… zabudowane… śliczne… Nie trzeba było długo czekać. Odkurzyłam stary sprzęt, wydrukowałam nuty, ściągawki i zaczęłam ćwiczyć. Miałam ogromne braki więc trochę mi z tym zeszło. Jeden utwór rozczytywałam tygodniami. W 2016 wróciłam do tego na poważnie i po trzech tygodniach ćwiczeń potrafiłam z pamięci zagrać Dla Elizy Beethovena, Wiosnę Vivaldiego i Poranek Edwarda Griega. To było moje top 3 ulubionych utworów.

salon

Nie macie pojęcia jaka to była satysfakcja. Niesamowite było też to, że moje palce pamiętały niektóre sekwencje. Podczas czytania nut, same układały się tak jak należy. Nauka nie poszła w las! Teraz na zawołanie mogę zagrać te utwory. W kolejce do rozczytania czekają już kolejne, a ja każdą wolną chwilę wykorzystuję na przypomnienie sobie trzech klasyków i rozczytanie kolejnych linijek.

 

Dla Elizy ? #beethoven #furelise #piano #passion #playtime ?

Film zamieszczony przez użytkownika Fashionelka.pl (@elajza)

Też tak macie? Kiedyś coś kochaliście, ale zaprzestaliście to robić bądź ćwiczyć i cała wiedza oraz umiejętności zostały zapomniane? A może warto do tego wrócić?

ZOBACZ TAKŻE

135 komentarzy

Aga 16 maja, 2014 - 9:07 pm

Czytałam tego posta, jakby o sobie. Sama uczyłam się gry na klawiszach ponad 4 lata. Grałam na keyboardzie, akordeonie i innych, jeździłam na międzynarodowe festiwale, ćwiczyłam długie godziny po szkole. Wszystko rzuciłam, dlaczego? Bo były „ważniejsze sprawy”, koleżanki, komentarze, że jestem „nerdem”, no bo która 14-nastolatka gra na akordeonie? Bardzo żałuję… Mam nadzieję, że kiedyś w moim domu stanie pianino i będę mogła do tego wrócić… 🙂 Trzymam też kciuki za Ciebie!

Ki 18 maja, 2014 - 8:35 pm

Aga podobnie jak u mnie 🙂
6 lat szkoły I stopnia, rekomendacja po której przyjęto mnie na II stopień z przeskoczeniem jednego roku i… nie chciałam .
Ale miałam 13 lat, a te egzaminy po każdym roku przyprawiły mnie o nerwice, ciągłe oczekiwania nauczycieli ( 6 godzin ćwiczeń to za mało!), „koleżanki” stojące pod sala egzaminacyjna czekające czy się nie pomylę…
Pianino stoi i służy za półkę, czasem do niego wracam ale na grę klasyczna już za późno.

miłośnik pięknych kobiet 16 maja, 2014 - 9:08 pm

z nauką języków obcych często tak jest, uczymy się w szkole a potem po latach żałujemy , że już nic nie pamiętamy

Isabel 16 maja, 2014 - 9:10 pm

Oj miałam tak z niemieckim. Kochałam czytać i poznawać ten język a teraz zaledwie po 2 latach przerwy i NIC nie mówienia odkurzyłam moje austriackie cosmo zakupione na wyprawach i… i pozapominałam oczywiste zwroty ;(
co dopiero mowić o płynności.
Marzę, aby osiągnąć biznesowy niemiecki.

Anonim 16 maja, 2014 - 11:10 pm

ha, a ja mam tak z hiszpanskim. 4lata temu mowilam plynnie, ba nawet zdawalam ekonomiczna matura z hiszpankiego a teraz? cos Ty nic… osttanim razem jak bylam na Majorce to w hotelu od razu zaczynalam po niemiecku (posluguje sie na codzien niemieckim) a o hiszpanskim nie bylo mowy :/

anca 16 maja, 2014 - 9:11 pm

Ja jako dziecko przez 6 lat uczyłam się gry na pianinie, które miałam w domu. Ale nie z własnej woli ;p Rodzice wynajęli panią, która przychodziła uczyć mnie w domu raz w tygodniu. Jak ja jej nie cierpiałam! Raz nawet odłączyłam domofon, żeby się do nas nie dostała 😛 Musiałam codziennie ze stoperem grać przez pół godziny i tak mi to zbrzydło, że nigdy więcej 😛 Widząc moje męki młodszego brata rodzice już nie przymuszali. Też dziwi mnie, jak można w kilka lat zupełnie wszystkiego zapomnieć, ale można 😛 Ja wielce nad tym nie ubolewam, bo pewnie, super by było usiąść i zagrać jakiś kawałek… ale da się żyć i bez tego 😉

ania 16 maja, 2014 - 9:12 pm

Ja przez większość mojego życia tańczyłam, ale podobnie jak u Ciebie po jakimś czasie stało się to dla mnie bardziej obowiązkiem lub tańcem. Teraz, po trzech latach co raz częściej myślę czy by się nie zapisać na zajęcia, bo strasznie mi tego brakuje

Agata 16 maja, 2014 - 9:13 pm

A ja mam wrażenie, że właśnie dziś na maturze z chemii zmarnowałam swój potencjał bycia lekarzem tylko przez to że OKE postanowiło zakpić z maturzystów…

kag 16 maja, 2014 - 9:39 pm

Wiele osób nie dostaje się na medycynę od razu. Możliwości jest wiele, jeśli matura poszła w miarę ok, to studia płatne albo za granicą. Można też maturę poprawiać, a nawet wziąć ten rok na douczenie się. Spokojnie.

Wiem, że teraz to brzmi strasznie, ale uwierz mi 😉 Mówię to jako 23-letni wykładowca na zagranicznym uniwersytecie, który zmarnował pół roku studiów z powodu choroby (i to też miał być koniec świata).

Fashionelka 16 maja, 2014 - 9:41 pm

23-letni wykładowca na zagranicznym uniwersytecie? Wow brzmi dumnie 🙂

Doktorka 16 maja, 2014 - 11:53 pm

23 letni wykladowca brzmi podejrzanie. pewnie zostalas na doktoracie i dlatego wykladasz bo bez tego nikogo nie przyjmuja. co do matury naprawde bylo tak zle? slyszalam skrajne opinie. jesli Twoim marzeniem jest medycyna to nie skladaj na zagraniczne uczelnie. zerowy poziom,a potem przyjezdzaja do Pl i dostaja sie na posadki zalatwione przez rodzicow. nasze uczelnie jakie sa takie sa ale naucza Cie wiecej.

Anonim 17 maja, 2014 - 10:30 am

Moim zdaniem, studia zagraniczne a w szczególności w zawodach zaufania publicznego dają ogromne możliwości w Polsce. Patrząc przez pryzmat Prawa…W Polsce naucza Cię ewentualnie jak wykuć sie kodeksu na pamięć.. Z praktyki nie wiesz nic.. Mamy masę przedmiotów zupełnie niepotrzebnych, czego nie ma na innych zagranicznych uczelniach.. Jest ogromna ilośc zajęć praktycznych, które przygotowują Cię do zawodu…. I sama jako osoba, która sie podjęła takiego wyzwania śmiało mogę polecić . Wysyłając cv, długo nie czekałam na odpowiedz.. Zrobiłam to z czystej ciekawości bo nie planuje wrócić do Polski, chciałam sprawdzić czy gdybym zdecydowała jakiegoś dnia znów być w Polsce jak będzie z praca .. Studia zagraniczne bardzo sie u nas liczą… I denerwuje sie jak ktoś wmawia mi, ze Polskie uczelnie najlepiej przygotowują….warto by było zapoznać sie z rankingami…Polska jest na 34 miejscu..ucze sie w jednym z krajów skandynawskich… I poziom nauczania w Polsce a tu…tego nie da sie porównać … Polsce duuuuuzo jeszcze brakuje… W Polsce jestem na ostatnim roku, tu dopiero zaczęłam … fakt,nie żałuje ze kończę studia w Polsce… Ale patrząc przez pryzmat uczelni zagranicznych i naszych…. dużo nam jeszcze brakuje …

Doktorka 17 maja, 2014 - 1:44 pm

Do Anonima- z tego co zrozumialam z Twojej wypowiedzi nie studiujesz medycyny, ale prawo tak? Nie wiem jak wyglada nauczanie innych kierunkow, wypowiadalam sie jedynie o medycynie. I zdecydowanie polecam studia na Zachodzie lub w Skandynawii, ale to nie tam uciekaja osoby, ktore uwalily mature ale na wschód, gdzie poziom nauczania jest zerowy. Jedyną nadzieję pokladam w LEKu ktory niektórym uniemożliwi robienie specki. ale wtedy znajdzie sie alternatywa w postaci silnych plecow rodzicow… Taki chory kraj mamy.

StudentPrawa 17 maja, 2014 - 3:21 pm

Do Anonima, jeżeli nie zamierzasz wracać do Polski, to z pewnością studia zagraniczne lepiej przygotują Cię do wykonywania zawodu w danym kraju.
Jednak jeżeli ktoś chce pracować jako prawnik w Polsce (mam na myśli wolne zawody, a nie adm publiczną) to nie wydaje mi się, żeby zagraniczna uczelnia lepiej przygotowała do wykonywania zawodu np. adwokata, ponieważ (z tego co mi wiadomo – z rozmowów ze studentami prawa studiującymi za granicą w zachodniej Europie, nie w Skandynawii) profesorowie bazują głównie na prawie krajowym. Co innego gdybyś chciała pracować np. w instytucjach UE. Studiowanie prawa za granicą opłaca się także, gdyby ktoś chciał pracować w korporacji powiązanej np. z prawem francuskim. Na Targach Pracy rozmawiałam jakiś czas temu z pracownikiem działu HR takiej właśnie korporacji i tam faktycznie plusem byłyby takie studia.
Poza tym w Polsce można zdobywać praktykę jednocześnie studiując np. pracując w kancelarii (prawo to kierunek, na którym nie ma się obszernego planu zajęć), angażując się w różne projekty. W najgorszym wypadku można nawet wziąć książkę z kazusami… no ale któremu studentowi chciałoby się dla własnej satysfakcji spróbować napisać opinię prawną na kilka stron… 😉 A kiedy doktor zada taką pracę domową? Koniecznie trzeba przekazać następnemu rocznikowi, że nie warto zapisywać się do niego na zajęcia 😀

A propos medycyny 18 maja, 2014 - 12:16 am

…za granicą, szczególnie w Skandynawii. Nasuwa mi się pytanie dlaczego – skoro studia medyczne są tam takie świetne – to właśnie na polskich uniwersytetach medycznych studiują stada Szwedów i Norwegów? Mam na myśli wszystkie te uczelnie, które prowadzą kierunek lekarski po angielsku.

Ola 18 maja, 2014 - 11:42 pm

Nie martw się, koleżanka ode mnie z roku nie dostała się za pierwszym razem na medycynę, ale poprawiła maturę i teraz jest prymuską, uczy się najlepiej ze wszystkich. Poza tym, mi wydawało się, że totalnie zawaliłam maturę z biologii, więc złożyłam papiery tylko na 3 uczelnie. I okazało się, że na 2 z nich się dostałam 🙂 A jeśli nawet rzeczywiście nie poszło Ci dobrze to zrób sobie rok przerwy, bo później będziesz tęsknić do czasów, kiedy nie trzeba było się tyle uczyć.

wenus-lifestyle 19 maja, 2014 - 10:33 am

Do A propos medycyny, może dlatego, że są tańsze? 😀
Ale myślę, że akurat medycyna u nas w Polsce na wielu uniwersytetach jest ok (z tego co słyszałam), mnóstwo lekarzy po studiach w Polsce pracuje za granicą. Oczywiście, można powiedzieć, że tam lekarzy brakuje, no ale gdyby było całkiem tragicznie to gyby byli słabi nikt by ich nie zatrudnił 😉

kga 12 sierpnia, 2016 - 5:00 pm

Nie mozna byc 23-letnim wykladowca, ale prowadzic cwiczenia – jak najbardziej (sama to robilam od mniej-wiecej 22 roku zycia. Jest to bardzo fajna zarobku dla bardzo dobrych studentow). A teraz – jako ze zwykle uzywam niku KAG albo KGA, to nie wiem czy to jakas pokrewna dusza czy moze parodia? 🙂

Anonim 16 maja, 2014 - 9:17 pm

Kiedyś malowałam oraz rysowałam. Pamiętam jak dziś zapach rozpuszczalnika, farby olejowej i akrylowej. Co wtorek, czwartek, piątek ubierałam koszulę flanelową, wyciągałam swoje pędzle, ołówek progresso był w dłoni i szkic na płótnie już się robił. Mhmm nawet nie wiesz ile wspomnień obudziłaś we mnie dzięki temu wpisowi 🙂

Fashionelka 16 maja, 2014 - 9:18 pm

Bardzo się cieszę 🙂

Anonim 18 maja, 2014 - 12:54 pm

Chyba już jedna z koleżanek odpowiedziała na to pytanie… W Norwegii i Szwecji ukończyć studia medyczne jest wyjątkowo ciężko a na dodatek musisz mieć nie tylko zdana fantastycznie maturę ale także baaaaaardzo dobre oceny na świadectwie ukończenia szkoły by dostać się na medycynę… Niestety biorą wszystkie przedmioty pod uwagę. Idąc na prawo ( wcześniej zdawałam maturę również z biologii i chemii) te przedmioty również mi się liczyły punktowo… czego zupełnie nie rozumiałam… Chemia, fizyka, biologia, matematyka to są przedmioty, które dają Ci ogrom punktów w tych krajach… Tak jak koleżanka wspomniała.. w Polsce jak ktoś się nie dostanie na medycynę ucieka na wschód… a Norwedzy i Szwedzi do Polski… Dla nich są zupełnie inne kryteria dostania się tutaj na medycynę a kończąc ja maja zapewnioną karierę w Szwecji czy w Norwegii czego nie można powiedzieć o naszych obywatelach. Dla nas by zostać lekarzem w Norwegii albo Szwecji praktycznie od początku należy zacząć medycynę w docelowym kraju. Zdać masę egzaminów językowych i po jakiś 7-8 latach możesz być lekarzem. Dlatego obywatelom Skandynawii tak to się opłaca… łatwiejsza droga do zostania lekarzem.. i nie mam tu na myśli, że Medycyna u Nas jest łatwa a jedynie łatwiejsze dla nich jest dostanie się na nią 🙂

Agata 16 maja, 2014 - 9:17 pm

Jak chodziłam do pierwszej klasy podstawówki, mama zapisała mnie na łyżwy, wybrałam sobie hokej. W wieku 7 lat była bardzo chuda i drobna, przez rok opanowałam zasady i grę w praktyce i byłam jak na mój wiek całkiem dobra. Jak miałam osiem lat poszłam na trening. Chłopcy, którzy w nim uczestniczyli byli dużo starsi i bardziej „potężni” i chociaż ja byłam bardzo dobra gdyż bez problemu przejeżdzałam im z krążkiem pod nogami, przez co byłam nie do złapania, strwierdziłam ze to nie dla mnie. Moja pasja do łyżew się jednak nie skończyła, bo zapisałam się na łyżwiarstwo figurowe. Tam byłam totalną pokraką, jezdziłam bardziej męsko i szybciej, jak do hokeja. Pani instruktorka kazała mi zrobić piruet, po której próbie się przewróciłam i cała potłukłam i zrezygnowałam. Teraz bardzo żałuję, tym bardziej, że jak wybieram się na łyżwy ze znajomymi to wcale taka świetna nie jestem. 🙂

Angie 16 maja, 2014 - 9:18 pm

Kiedyś malowałam oraz rysowałam. Pamiętam jak dziś zapach rozpuszczalnika, farby olejowej i akrylowej. Co wtorek, czwartek, piątek ubierałam koszulę flanelową, wyciągałam swoje pędzle, ołówek progresso był w dłoni i szkic na płótnie już się robił. Mhmm nawet nie wiesz ile wspomnień obudziłaś we mnie dzięki temu wpisowi 🙂

gosz 16 maja, 2014 - 9:19 pm

Boże, mam podobne przemyślenia milion razy dziennie. Mój największy problem, to mój słomiany zapał. Czego ja nie robiłam! Jeździłam konno, tańczyłam hip-hop, śpiewałam.. Wszystko bardzo lubiłam, niestety brakowało mi wytrwałości. Jestem perfekcjonistką, ale bardzo niecierpliwą i jeżeli coś nie idzie mi najlepiej od razu – porzucam to. A gdybym tylko wytrwała w czymś naprawdę długo. Teraz najbardziej tęsknię za jazdą konno. Zaczęłam w wieku 5 lat, jeździłam ponad 10 lat.. Niestety to dość drogi sport, ale obiecałam już sobie, że wrócę do tego. Czysto rekreacyjnie. Dzięki za motywację! 🙂

Maj 12 października, 2020 - 12:53 pm

Ja tak samo obiecałam sobie, że wrócę do jazdy konnej. Zaczęłam w wieku 10 lat. To była jedna z niewielu rzeczy, do których miałam smykałkę. Po 4 latach odpuściłam sobie – cały czas musiałam błagać rodziców o lekcje, na które godzili się raz na miesiąc czy dwa. Moi instruktorzy mawiali, że powinnam jeździć częściej, bo jestem bardzo zdolna. No ale niestety rodzice nie mieli ani czasu, ani pieniędzy, ani ochoty wozić mnie tak daleko na jazdy. Jedynie mogłam pozwolić sobie na tygodniowy obóz konny raz do roku za wszystkie pieniądze jakie udało mi się uzbierać. W wieku 14 lat sobie odpuściłam widząc jak moje koleżanki zaczynają w tej dziedzinie zdobywać trofea.
Dziś mam 22 lata i wciąż gdzieś tam z tylu głowy mam myśl, że wkrótce do tego powrócę 🙂

Anna Tabak 16 maja, 2014 - 9:22 pm

Ja bym z chęcią wróciła do tańca. Tańczyłam ok 2 lata, pokochałam to z całego serca. Niestety doba ma tylko 24 godziny, w końcu trzeba było dokonać wyborów i z czegoś zrezygnować… Ale wrócę do tego, jestem pewna, może nawet niedługo gdy już uporam się z magisterką. Co do umiejętności to może tak całkiem nie przepadły, ale kondycja – na pewno. Ehh przywołałaś masę wspomnień tym wpisem 🙂

Anonim 16 maja, 2014 - 9:22 pm

ja żałuję, że zaniedbałam niemiecki. uwielbiałam ten język i nadal tak jest. kiedyś mówiłam bardzo dobrze, ale ograniczony kontakt z językiem i lenistwo zrobiły swoje.
Eliza, dziękuję Ci bardzo, bo zmotywowałaś mnie do tego, żeby odświeżyć swoją wiedzę. 🙂 a czy Ty oprócz tego co opisałaś żałujesz czegoś jeszcze? 😀

Fashionelka 16 maja, 2014 - 9:24 pm

Śpiew to drugi talent, który zmarnowałam. Ciekawe jakby potoczyło się moje życie gdybym nie przestała śpiewać
Uwielbiałam też tańczyć, dlatego tak lubię chodzić na zumbę! 🙂

Anonim 16 maja, 2014 - 9:26 pm

Eliza, a może jeszcze nic straconego? :)))

Kasia 16 maja, 2014 - 9:24 pm

wiem co czujesz 🙁 ja przez 8 lat uczęszczałam do szkoły plastycznej, nauczyciele rozpływali się nad moim talentem, a ja wygrywałam konkurs za konkursem. tak samo, po tym czasie stało się to obowiązkiem, ja byłam starsza nie w głowie była mi sztuka, a koleżanki. dzisiaj pluje sobie w brodę jak mogłam być tak głupia, dlaczego to zaprzepaściłam, czasem probuje cos namalowac ale to juz nie to…nie czuje tego, talent przeminal razem z czasem. chcialabym zeby kazdy mial taka „opcje w zyciu” by obudzic sie i moc zmienic trzy rzeczy z przeszlosci, ktorych zalujemy. u mnie numerem jeden byloby nigdy nie przestac malowac!

Sylwia 16 maja, 2014 - 9:25 pm

A ja wlasnie tydzien temu odebralam dyplom II stopnia szkoly muzycznej i mam nadzieje, ze nigdy nie zbrzydnie mi granie na kochanym fortepianie bo szkoda by bylo stracic 12 lat nauki. Dziekuje Eliza za ten post.

Fashionelka 16 maja, 2014 - 9:27 pm

:*

grazia 16 maja, 2014 - 9:27 pm

Rysunek… kiedyś miałam ogromny talent w tej dziedzinie i godzinami potrafiłam rysować coś z pamięci albo kopiować. Wychodziło fenomenalnie! Niestety w liceum nie starczało mi już na to czasu, teraz na studiach obiecywałam sobie wrócić do teka ale zawsze trafiało się coś ważniejszego do roboty. Życzę Ci powodzenia i czekam na efekty 🙂

Anna 24:) 16 maja, 2014 - 9:27 pm

odkąd pamiętam uwielbiałam malować, rysować kreślić i robić wszystko co jest związane z kartką papieru.. w podstawówce i gimnazjum chodziłam na kółko plastyczne, dostałam nawet wyróżnienia za jakieś prace. Kiedyś dostałam pudełko profesjonalnych pasteli olejnych, umiałam stworzyć nimi istne cuda.. Gdy poszłam do liceum,a potem na studia przestałam malować i gdy ostatnio przy okazji gruntownych porządków na strychu, znalazłam moje rysunki, nie umiałam wyjść z podziwu, że to ja je namalowałam… zapomniałam, że kiedyś tak to lubiłam, a szkoda.. Znajomi i rodzina namawiali mnie, żebym poszła do szkoły plastycznej, a ja na przekór poszłam na politechnikę, i choć skończyłam ją z tytułem mgr inż., to teraz czasami myślę sobie, że szkoła plastyczna wcale nie byłaby taka zła, i tak jak napisałaś w poście, może trochę zmarnowałam swój talent, no ale czasu nie cofnę:) trochę się rozpisałam..:)

Natalia 16 maja, 2014 - 9:28 pm

Pianino…tak…niegdyś drugie życie. Zmarnowane niestety, bo pomimo wielkich chęci trudno kończyć szkołę muzyczną grając na 2,5 oktawowym sprzęcie(który chyba z szacunku i wzruszenia mam do dzisiaj), bo tata nie rozumiał, że potrzebne jest w domu pianino(taka akordeonisto/klawiszowiec) taki zonk. Wyciągnęłam go ostatnio, zagram jakąś kolędę na święta ćwicząc wcześniej, ale żal mam wielki, dlatego miejsce na pianino w salonie mam, czekam tylko aż mój 2,5 latek będzie mógł zacząć zajęcia muzyczne, bo jak na razie granie „bałkanicy” na perkusji dziecięcej wychodzi mu genialnie. Przyrzekłam sobie, że skoro ma talent to zrobię wszystko żeby go nie zmarnował, bez napięcia oczywiście.
Ale szkoła muzyczna, to piękne czasy były. Później kilka szkół tańca bo to uwielbiam, i na tym wszystko, zabrakło chyba zaangażowania ze strony rodziców, bo dziecko może chcieć, ale nie zawsze niestety móc, jak było w moim wypadku.
Nadrobię to kiedyś, taki mam plan 🙂

Mamaija 17 maja, 2014 - 10:34 am

Natalie, a czemu jeszcze czekasz? Ja ze swoim synkiem chodzę na muzykę odkad skończył 3 miesiace. Znajdź jekieś kółko muzyczne i razem chodźcie, im wcześniej, tym lepiej.

Ardilla 16 maja, 2014 - 9:52 pm

Podobno miałam (mam?) talent plastyczny. Jakoś w końcowe liceum przestałam malować. Nie potrafię powiedzieć dlaczego. Wcześniej było mi to potrzebne, potem po prostu stopniowo traciłam zainteresowanie pędzlem i sztalugami. Mam poczucie, że coś straciłam – nawet nie tyle zmarnowałam, co straciłam. Dziś też potrafię narysować coś ładnego, ale ołówek czy pędzel już nie tańczy w moim ręku tak jak tańczył kiedyś. Nie wiem co się stało, ale po prostu nie umiem już mówić za pomocą obrazów. Umiem wiernie oddać kształty, dobrać kolory i namalować coś poprawnego, tyle że to już nie jest to.
Czy żałuję? Tak. Źle jest coś mieć, a potem to stracić. Ale nie zastanawiam się, co by było gdyby. Tego nie można wiedzieć. I to chyba dobrze 🙂

Młoda 16 maja, 2014 - 9:56 pm

Elizo, jak aktualny jest to wpis! Jakieś 3 dni temu gdy byłam w moim rodzinnym domu, próbowałam coś zagrać (też na pianinie) i tak bardzo mi nie wyszło – zrobiło mi się niesamowicie przykro. Za mną też 5 lat szkoły muzycznej ale daaawno temu. Niestety jak coś staje się naszym obowiązkiem to zaczynamy to nienawidzić, potem bardzo długo nie siadałam do pianina a teraz gdy chciałabym pograć dla przyjemności to już nie mam wprawy.
Mam jednak nadzieję, że prędzej czy później to wszystko nadrobię.

Fashionelka 16 maja, 2014 - 10:00 pm

Trzymam kciuki! 🙂

Lulu 16 maja, 2014 - 10:02 pm

To post o mnie. Shame on me.

Monika 16 maja, 2014 - 10:04 pm

Z jednej strony tak mam, bo przez dziką ilość czasu chodziłam na zajęcia teatralne i wokalne, ale drugiej…mam koleżankę, która dostała się na wydział instrumentalny na studia. Miesiąc przed rozpoczęciem nauki złamała nogę. Po przeleżeniu pół roku w domu uznała…że nie chce być muzykiem, zmieniła branżę i odnalazła się w nowej sytuacji genialnie. Mam też kolegę, którego zaraz przed licencjatem z wywalono z Uniwersytetu Muzycznego. Też zmienił branże i ma się świetnie. Obydwoje uznali, że muzyka nie była dla nich, ale głupio im było wcześniej zrezygnować, bo przecież tyle lat ćwiczyli.

Ms. Hutch 16 maja, 2014 - 10:07 pm

Ja odkąd pamiętam uwielbiałam pisać. Wygrywałam konkursy na reportaż, felieton i inne formy, wypracowania pisałam dla siebie i znajomych (ale ciiii). A potem poszłam do liceum, nauczycielka polskiego ustawiła wszystkich w jednym szeregu i moja motywacja i zapał opadły. Przestałam pisać hobbystycznie. Gdy usłyszał to mój chłopak, powiedział, żebym koniecznie zaczęła prowadzić bloga, skoro pisanie sprawiało mi tyle frajdy. Zaczęłam więc pisać i choć czytelników nie mam wielu (ale każdy jest dla mnie bezcenny!), to pisanie sprawia mi wielką radość. Czułam, że coś utraciłam, a teraz czuję, że to do mnie wraca. Wspaniałe uczucie 🙂

Anonim 16 maja, 2014 - 10:14 pm

Przez 9 lat grałam na pianinie, przez 4 na gitarze- skończyłam szkole muzyczna, gitarę odstawilam w kat, poszłam do liceum, na studia… Za miesiac bede lekarzem! Zamierzam byc lekarzem z pasja nie tylko zawodowa, ale i życiowa. Studia były czasochłonne, co nie zmienia faktu iż z odrobina chęci znalazłabym czas na swoje hobby:) i to ku uciesze Narzeczonego!
Czas nadrobić zaległości. Dziekuje za motywujący wpis.
Pozdrawiam z Wrocławia:)

milena 16 maja, 2014 - 10:18 pm

Gralam na deskach roznych teatrow. Byl wielki, profesjonalny, ale i kameralny dzieciecy (Baj Pomorski). Dostawalam nagrody, nasza grupa prawie zawsze wygrywala konkursy. Spiewalam na scenie i marzylam o tym na powaznie. Myslalam o Szkole Teatralnej, ale krzywy zgryz, jest tam nie dopuszczalny. Jakbym powiedziala tacie, ze musi wydac 2 tysie, bo ja chce do PST, to by mnie chyba wysmial xD
Przynajmniej jedna celebrytka mniej hahaha 😀

kama 16 maja, 2014 - 10:26 pm

Elizka, ależ miałysmy podobne zainteresowania…
Kiedyś śpiewałam w chórze, dodatkowo uczyłam się grac na keybordzie i swój pierwszy, oczywiście Yamahe kupiłam sobie na komunię;) ale był szał,a jaka byłam dumna jak grałam dla całej rodzinki kolędy na święta;D czasem go wyciągam i próbuje zagrać co łatwiejsze utwory, ale na jakieś bardziej zaawansowane patrzę z niedowierzaniem… kurczę ja naprawdę umiałam to grać? Nawet tworzyłam własne kompozycje wokalno-instrumentalne heh;) no i oczywiście tańczyłam i to pasja, którą najbardziej pokochałam i nadłuzej byłam jej wierna;) głosem juz nie wyczaruje tego co potrafiłam, zagrać tez juz nie zagram jak kiedyś, ale na szczęście poczucie rytmu pozostało i z przyjemnością korzystam z tego talentu:)
pozdrawiam

Karina 16 maja, 2014 - 10:31 pm

Ja też kiedyś grałam, ale to nie była wielka pasja i namiętność. To, do czego zawsze się garnęłam, to były prace plastyczne. Wiem, że wielkiego talentu nie miałam, ale bardzo, bardzo chciałam. Nikt mnie nie wspierał, nie dał możliwości. Chciałam iść do liceum plastycznego…nikt się nie zainteresował. Na studium architektoniczne poszłam sama, swoje pasje i tak zaczęłam realizować, ale już jako osoba dorosła. Spełniam się w 100% w tym co robię, uwielbiam i poświęcam każdą wolną chwilę na moje rękodzieło. Łatwo nie jest, bo dzieci i rodzina, ale nie ma takiej opcji bym to co robię, zaprzepaściła, zbyt długo o tym marzyłam i walczyłam.

Ewelina 16 maja, 2014 - 10:33 pm

Ja czasem żałuję, że porzuciłam rysowanie 🙂 Nie wiązałam z tym żadnej przyszłości, chociaż przez myśl przeszła mi szkoła plastyczna i łódzkie ASP ale…. myślę, że to jednak wykształcenie techniczne było dobrą decyzją 😉

booksandmovies 16 maja, 2014 - 10:35 pm

Może to zabrzmi wyjątkowo głupio, ale tak jest mam wrażenie z całą naszą edukacją. Niestety tak wiele nauczyłam się w podstawówce, gimnazjum czy liceum, a dzisiaj nie wiele z tego pamiętam, bo nie używam tego. To samo tyczy się nauki języków. Bez ćwiczeń zapominamy słownictwo czy gramatykę. Smutne to i dołujące

Anna Ma. 16 maja, 2014 - 10:44 pm

Chodziłam 12 lat do szkół muzycznych, ale nie mam teraz swojego fortepianu. Kiedy siadam do klawiatury, też niewiele umiem zagrać. Kiedy mam przed sobą nuty, umiem je przeczytać, ale biegłość już nie ta…. jak u kogoś, kto kiedyś biegał maratony, a teraz spędza cały czas leżąc lub siedząc. Ale przyjdzie czas, kiedy będę miała swój instrument i znów będę grać. Ale taka zabawka będzie mnie kosztowała ok 10 000, bo myślę o porządnym elektronicznym instrumencie.

fanka 16 maja, 2014 - 10:51 pm

Eliza, piszę tutaj trochę nie na temat, jednak zainspirowana Tobą i Twoim blogiem chciałam sie podzielić moim szczęściem, jestem w 8 miesiącu ciązy i zdecydowałam się dać córce na imę Eliza, nie znam nikogo z takim imieniem jednak bardzo mi się podoba. Pozdrawiam

Fashionelka 16 maja, 2014 - 10:56 pm

O wow! Gratuluję 🙂

Anonim 16 maja, 2014 - 11:06 pm

Śpiew… Kiedyś śpiewałam w chórze, potem jako solistka, na próbę wręcz siłą zaciągnęła mnie nauczycielka śpiewu z podstawówki a ja to po pewnym czasie pokochalam. Rodzice skuteczne wybili mi szkołę muzyczną z głowy bo zawsze słyszałam że muszę miec dobry zawód a śpiewanie to żadna przyszłośc. Pomimo iż teraz kocham to co robię, to chciałoby się wrócic do tamtych czasów. Pamiętam te poranne pobudki w sobotę(pomimo iż jestem śpiochem i mogłam spac) i biegiem na próbę, ani jednej nie opuściłam! Moja praca mnie satysfakcjonuje ale czasem wracam myślami do tego co by było gdybym nadal śpiewała i nachodzi mnie ochota na zrobienie coś w tym kieunku, ale wtedy trzeźwo patrzę na realia, na pracę, firmę i wiem że doba by mi nie wystarczyła! Trochę żałuję ale wtedy może nie miałabym tego co mam teraz, a teraz po prostu jestem szczęśliwa.

Anna 16 maja, 2014 - 11:09 pm

a ja właśnie za hajs z komunii pojechałam do disneylandu pod Paryzem 😀 przynajmniej wiem na co poszła ta kasa, nie rozeszła sie na głupoty 😛

Kuku-Mamuniu 16 maja, 2014 - 11:29 pm

Joga. Na studiach ćwiczyłam jogę kila razy w tygodniu. Byłam w tym świetna! Miałam predyspozycje, a po wielu godzinach, latach ćwiczeń potrafiłam wykonać niemal wszystko! A potem przeprowadziłam się, w pobliżu nie było żadnej dobrej szkoły jogi, na siłowni prowadzono te zajęcia po amatorsku i tylko się denerwowałam, że instruktorzy nie pokazują asan tak, jak powinni.

Czasami ćwiczę sama w domu, ale nie mam takiej motywacji, żeby utrzymać jakąś regularność. Idzie mi coraz gorzej i widzę, że nie jestem nawet w połowie tak rozciągnięta jak kiedyś. A jeszcze kilka lat temu chciałam robić kurs na instruktora jogi…

11-22 16 maja, 2014 - 11:32 pm

Ale trafiłaś z tematem! Ja kiedyś śpiewałam i właśnie do tego wracam 🙂 A Ty Eliza nie brałaś kiedyś udziału w konkursie piosenki „Wygraj Sukces”? ;))) Pamiętam stamtąd kogoś o taki nazwisku 🙂

Fashionelka 16 maja, 2014 - 11:32 pm

Brałam i to nie raz! :)))

11-22 16 maja, 2014 - 11:41 pm

No tak pamiętam i to chyba z sukcesami nawet :)) A tak kojarzyłam skądś cały czas to Twoje nazwisko 😉 Ależ ten świat jest mały 🙂

pol 16 maja, 2014 - 11:50 pm

Zazdroszcze, ze masz takich rodzicow, ktorzy prowadzali Cie na rozne zajecia. Ja nigdzie nie chodzilam i konsekwencja jest brak jakichkolwiek pasji.

Anna 16 maja, 2014 - 11:58 pm

Wiolonczela… grałam kilka lat, po czym zrezygnowałam, bo liceum, bo nowi znajomi, bo nie wiadomo co jeszcze. A dziś coraz częściej za tym instrumentem tęsknię 🙂

Na szczęście jest to jedyny zmarnowany talent – pozostałych, nauczona doświadczeniem, mocno się trzymam!

Blogodynka 17 maja, 2014 - 12:09 am

Ja mam troszkę w odwrotną stronę. Chociaż też grałam na keyboardzie, co prawda dwa lata i teraz już nic nie pamiętam, ale wynika to bardziej z tego, że kochałam brzmienie pianina, a mój keyboard brzmiał… cóż, conajmniej sztucznie, na pewno brzydko. Zawsze chciałam śpiewać, zostać aktorką musicalową.. I chociaż śpiewam, aktorką już aż tak bardzo być nie chcę, to pilnuję, by każy mój plan i marzenie zostało zrealizowane prędzej czy później 😉

http://nataliesstyle.blogspot.com/ 17 maja, 2014 - 12:21 am

oj grałam bardzo dobrze w piłkę ręczną po liceum zaniedbałam ten sport, a szkoda bo uwielbiałam go;)

Rita 17 maja, 2014 - 1:34 am

Kiedyś trenowałam koszykówkę, 7 dni w tygodniu po kilka/ kilkanaście godzin dziennie. Kochałam to i byłam naprawdę dobra. Po kilku latach jednak zachorowałam, chodzenie sprawiało mi straszny ból. Leczyłam się ponad rok, o treningach mogłam oczywiście zapomnieć. Po tym czasie miałam wrażenie, że bardzo dużo mnie ominęło, moi znajomi z którymi trenowałam byli o wiele lepsi od ostatniego czasu, a ja nie czułam, że jest sens wracać. Nigdy więcej nie podniosłam piłki do kosza, a w sumie szkoda.

Lenka 17 maja, 2014 - 1:59 am

Pamiętam wpis „20 faktów o mnie” i pamiętam, że miałaś wrzucić pełną wersję swojej piosenki o plaży. Wrzuciłaś i przeoczyłam czy zapomniałaś ekhm ekhm…? ;>

Maksi 17 maja, 2014 - 9:18 am

ja też kiedyś uczyłam się grać na keyboardzie. miałam rolanda e-500. w pierwszym roku nauki szłam jak burza, ale z każdym kolejnym rokiem coraz mniej sprawiało mi to radości. po 3 latach zrezygnowałam, bo też wydawało mi się , że nie stać nas na taki wydatek (uczyłam się prywatnie). mój talent był zmarnowany też z pewnych, niezależnych ode mnie powodów (zdrowotnych). jakiś czas śpiewałam też w szkolnym chórze. i to kochałam. ale zrezygnowałam, z zupełnie błahego powodu-bo zaczęły uczęszczać tam dziewczyny, których nie lubiłam. to było głupie i gdy widziałam ich występy było mi przykro, że mnie tam nie ma. a później już życie toczyło się dalej…

Elaine 17 maja, 2014 - 9:56 am

Pływanie. Zaczęłam pływać w wieku 7 lat w formie rehabilitacji, 2 razy w tygodniu. Pływałam tak przez całą podstawówkę . W gimnazjum poszłam do klasy sportowej ( lekkoatletycznej ) i mając treningi 2 godziny dziennie 7 dni w tygodniu nie miałam czasu na dodatkowy basen. W 3 klasie gimnazjum mieliśmy obowiązkową 1 godzine basenu w tygodniu. Szybko zauważyli że jestem najszybsza z całego gimnazjum – wysłali mnie na międzyszkolne gdzie zdobyłam pierwsze miejsce bez większego wysiłku. Nie pamiętam już czy następnym etapem były mistrzostwa Warszawy, czy jakieś inne „większe zawody” ale pamiętam że na nie nie poszłam bo miałam przewlekłe zapalenie płuc. Jak wyzdrowiałam, skończyła nam sie obowiązkowa godzina pływania i już nikt nigdy nie wrócił do tematu. Moi rodzice wiedzieli że jestem dobra, ale są starszej daty i gdy pare lat temu zapytałam ich czemu nie pokierowali mną wtedy , powiedzieli że nie chcieli żebym wyglądała jak babochłop 😉 Do tej pory,po tylu latach przerwy pływam dobrze – idąc na basen przepływam bez zatrzymania 100 długości . Ścigam się z facetami na innych torach ( bez ich wiedzy oczywiście ) i też zawsze wygrywam 🙂 taka moja wewnętrzna potrzeba sukcesu :))

Fashionelka 17 maja, 2014 - 10:15 am

100 długości bez zatrzymania, skubana! 🙂
PS też scigam się z facetami (bez ich wiedzy) i choć nie zawsze wygrywam to sprawia mi to jakąś przyjemność, taki element rywalizacji.

dirtyblack 19 maja, 2014 - 4:24 pm

Właśnie, pływanie! Trenowałam przez 10 lat i przerwałam treningi przez dorastanie. Pływałam w grupie chłopców, bo nie było odpowiedniej grupy wiekowej dla moich umiejętności. 100 basenów to była kiedyś dla mnie pestka. Teraz może i przepłynę 100 (z przerwami), ale jest to dla mnie spory wysiłek.

http://martuu9x.blogspot.com/ 17 maja, 2014 - 10:34 am

u mnie było tak z rysunkiem…

enjoy-life-project 17 maja, 2014 - 10:48 am

Jak jesteśmy dziećmi i rodzice zmuszają nas do robienia czegoś to bardzo łatwo rezygnujemy… true story.
Ja chyba żałuję, że nie przykładałam się do języków – owszem angielski znam biegle, ale hiszpański i niemiecki… znałam. Boli teraz, bo języki są bardzo potrzebne. A dorosłe życie sprawia, że doba jest za krótka.

M. 17 maja, 2014 - 10:53 am

A ja miałam (mam?) talent do nauki języków… wszystko łapałam w mig z angielskiego, francuskiego, niemieckiego, hiszpańskiego… niestety, zaprzestałam nauki, wiele zapomniałam… Ten post mnie zmotywował, żeby nad sobą w tej kwestii popracowac. Bo kiedy, jak nie teraz?

Fashionelka 17 maja, 2014 - 11:04 am

Go girl!!! 🙂

deppcia 17 maja, 2014 - 11:07 am

Ja miałam tak z niemieckim… Piękny język, uczyłam się go w podstawówce, jednak gdy przyszło do wyboru gimnazjum i języka wiodącego, rodzice zasugerowali – idź na angielski, przyda się bardziej. I niemiecki zniknął…
Szkoda tego teraz. Ale po dyplomie, po zdanych egzaminach wracam do nauki języka. A co!

Patrycja MM 17 maja, 2014 - 11:38 am

Mam to samo… 3 lata gry na keyboardzie, 2 lata nauki francuskiego, poszło w łeb ;( najbardziej żałuję, bo stomilionowrazy obiecywalam sobie, że usiade do francuskiego (mam zeszyty i notatki) i nauczę się od nowa!! Muszę to zrobić. Życie jest za krótkie. Kupię chyba tez keyboard i będę grała… To mnie odstresowywalo. Niestety moja yamaha juz dawno sprzedana ;(

ola 17 maja, 2014 - 11:43 am

a ja dla odmiany napiszę,że jestem dumna z siebie,że nie zmarnowałam językowego talentu. od małego uczyłam się niemieckiego,wiedziałam,że to moja pasja,że chcę studiować germanistykę,znać ten język naprawdę biegle. było po drodze wiele chwil zwątpień,na pierwszym roku studiów było tak ciężko,że chciałam zrezygnować,ale nie poddałam się. dziś pracuję w dużej firmie,obsługuję niemieckich klientów,żyję ze swojej pasji,przynosi mi to spore pieniądze i jestem naprawdę szczęśliwa. talent musi iść w parze z determinacją,jest wiele momentów,które sprawiają,że mamy ochotę wszystko rzucić,odpuścić,ale nie wolno się poddawać. bywa jednak,że w młodym wieku tej determinacji nie wystarcza,stąd historie o zmarnowanych talentach. wierzę jednak,że na pasję nigdy nie jest za późno,a rozwijać się można w każdym wieku. pewnych rzeczy się nie zapomina,wystarczy je sobie tylko odświeżyć,więc do dzieła dziewczyny!!! pozdrawiam wszystkich ciepło! 🙂

lalivian 17 maja, 2014 - 11:50 am

Jak mogłaś zapomnieć nuty??? Wydaje mi się to niemożliwe. OWszem, jakąś teorię, życiorysy kompozytorów można zapomnieć, ale nuty??? Ja skończyłam szkołę muzyczną i przez 20 lat nie dotykałam pianina, Po dokłądnie 23 latach usiadłam i zaczęłam grać, oczywiście niewprawnie, opanowanie bezbłędnie jakiegokolwiek utworu zajmowało mi mnóstwo czasu, ale nie zapomniałam ani nut, ani żadnych innych graficznych zapisów, pamiętam też całą nomenklaturę muzyczną i dziś granie na pianinie jest moją ulubioną formą spedzania wolnego czasu. Bardzo doceniam to, ze Tata zmuszał mnie do skończenia tej szkoły muzycznej, dziś mój syn też gra na pianinie i na szczęście, póki co, lubi to i dobrze mu idzie.

Fashionelka 17 maja, 2014 - 11:56 am

zapomniałam! Prawa ręka jeszcze w miarę ok, ale lewa totalna pustka!

dziadowska 17 maja, 2014 - 11:51 am

A ja miałam na odwrót. Zawsze chciałam grać, ale jakoś rodzice nigdy nie zapisali mnie do żadnej szkoły muzycznej, a ja nie chciałam ich naciągać, tym bardziej, że nie wiedziałam, czy się nadaję.
I dopiero na początku liceum miałam okazję kupić od znajomego bardzo tanio, jego starą PERKUSJĘ! O perkusji skrycie marzyłam, ale myślałam, że to nieosiągalne. I wtedy zaczęłam się uczyć grać, później znalazłam zespół rockowy (z SAMYMI DZIEWCZYNAMI!) i od tej pory zaczęły się koncerty, małe nagrania itd.
Gram do tej pory, w nieco innym składzie i inną muzykę, ale gram i nie wyobrażam sobie życia bez tego (występuję w tym roku nawet na NOCY KULTURY, mogę podać nazwę zespołu jak jesteś ciekawa). Nie wyobrażam sobie, jak można zmarnować coś, co się kocha i dużo włożyło się w to pracy i serca.

I myślę, że czasem lepiej jest zacząć coś samemu, później, jak się jest już świadomym wyborów, a nie pod wpływem rodziców, bo to wtedy brzydnie i marnuje się talent, o ile się go miało.

uni 17 maja, 2014 - 12:01 pm

Mam do Ciebie pytanie 😉
W komentarzach napisałaś, że lubisz chodzić na zumbę.
Od trzech tygodni wzięłam się za siebie, zaczęłam zdrowe, rozsądne odżywianie, zaczęłam ćwiczyć (nie jest to jeszcze tyle, ile chcę, ale dużo więcej jeżdżę na rowerze, ćwiczę coś w domu). Właśnie myślałam o zapisaniu się na zumbę. Czy osoba z otyłością i niewyćwiczona da radę? Czy jednak powinnam jeszcze nabrać więcej kondycji i dopiero spróbować się wybrać?
Wiem, że może znalazłabym na to pytanie odpowiedzi na necie, ale jednak Tobie w tych sprawach naprawdę ufam 😉

Pozdrawiam

dziadowska 17 maja, 2014 - 1:28 pm

Ja kiedyś chodziłam na zumbę i chodziły do tej samej grupy dwie nastolatki z matką. Wszystkie był otyłe, ale dawały sobie radę. Wiadomo, raz lepiej, raz gorzej, bo układy taneczne są na początku trudne do opanowania niezależnie od kondycji, ale podziwiałam je, że wzięły się za siebie i chcą coś zmienić. Myślę, że spokojnie dasz radę, przecież nikt cię nie zmusi do tego, żebyś od początku tańczyła tak jak wszyscy i dawała z siebie wszystko. Ja przez pierwszy miesiąc nie ogarniałam układów i gubiłam się w tym strasznie, ale śmiesznie było.

uni 18 maja, 2014 - 6:02 pm

Dziadowska, dziękuję 😉

No właśnie najbardziej boję się tego, że nie będę nadążać i będę się bardzo głupio czuć z tym… Myślę, że jednak na szczupłe osoby wszyscy patrzą inaczej niż na otyłe.

Kasia 17 maja, 2014 - 12:03 pm

Tez kiedyś grałam na pianinie:-) ale… przerwalam i nie żałuje 😉 to nie była chyba do końca moja bajka dlatego nie zal mi, ze przerwalam i ze tak naprawdę mało sie nauczyłam… 🙂

Mariola 17 maja, 2014 - 12:14 pm

ja kiedyś śpiewałam w zespole, bardzo to lubiłam, ale zrezygnowałam bo koleżanki mi dokuczały… ;p byłam nieśmiałym dzieckiem.. teraz mi tego brakuje, ale nie ma tego złego, tak musiało być i już:)

Endorfinka 17 maja, 2014 - 1:27 pm

Jak mnie wszyscy blogerzy dzisiaj motywują 😀

Powodzenia!

Magdalena 17 maja, 2014 - 2:18 pm

Ja od kilku lat przestałam uczyć się niemieckiego, który umiałam na bardzo dobrym poziomie – niestety, ale lata nieużywania robią swoje i muszę koniecznie wziąć się za niego kiedy tylko będę miała wolne od studiów, bo aż szkoda zaprzepaścić taką umiejętność…Zaprzepaściłam również włoski i szwedzki, no ale cóż, priorytetem były wymarzone studia medyczne, coś za coś 😉

vigoss 17 maja, 2014 - 2:34 pm

Ktoś talenty marnuje, a ktoś odkrywa nowe- moja Babcia ponad rok temu zaczęła malować. Na początku myślałam, że to słomiany zapał, ale już wiem, że to przygoda na długo 🙂 Idzie jej coraz lepiej, sama się uczy z youtube’a nowych metod i bierze aktywny udział w forach dla malarzy. Jest dla mnie ogromną motywacją i przykładem, że można się spełniać i odnajdywać nowe talenty w sobie w każdym wieku. Życzę powodzenia z powrotem do muzyki, również zamierzam uczynić taki sam krok jak juz zamieszkam na stałe ze swoim Mężczyzną 🙂

Magda 17 maja, 2014 - 2:57 pm

Ja kiedyś uwielbiałam sport…zwłaszcza lekka atletykę. W szkole 3 razy w tygodniu chodziłam na sksy, a 2 razy do klubu na treningi. Wygrywałam wszystkie wojewódzkie zawody w biegach przez płotki, a w skoku wzwyż miałam 3 miejsce na Młodzieżowych Mistrzostwach Polski…A potem? Potem przyszło liceum, imprezy, wyjścia ze znajomymi. Życie towarzyskie kwitło, a sport poszedł w odstawkę. Wypisałam się z klubu. Jaka ogromna była moja złość (na siebie oczywiście) kiedy 2 lata temu zobaczyłam w telewizji transmisję z ME w lekkiej, a na bieżni moją klubową koleżankę…Ona nie zmarnowała talentu i pracy, a ja tak. A pomyśleć, że byłyśmy na bardzo wyrównanym poziomie i też mogłam tam być 😉

m.m. 17 maja, 2014 - 3:00 pm

Ogniska i szkoły zabijają miłość do muzyki. Znam minimum20 osób po szkole muzycznej, które po jej ukończeniu rzuciły instrumenty w kąt. Za to pasjonaci-samouki grać nigdy nie przestają 🙂
Może na tyle tego nie kochałaś? Znam takie przypadki, gdzie ludzie gotowi są od snu sobie odjąc kilka godzin, żeby tylko pograć.

mm 17 maja, 2014 - 3:43 pm

mi się wydaje, że po prostu masz taki charakter, że szybko tracisz do czegoś zapał, widać to na Twoim blogu, np zaczynasz jakieś serie i potem cisza…

Fashionelka 17 maja, 2014 - 8:11 pm

tak z tymi seriami to racja. Zaczynam jakąś po czym zajmuję się inną i kolejną i kolejną 😛

kasia 17 maja, 2014 - 4:02 pm

Ja staram się swoje talenty rozwijać chociaż łatwo nie jest :/ żałuję tylko, że niemiecki zupełnie wyleciał z głowy – 8lat nauki to jednak sporo 😉

rozumiem, że na swojego maila już odpowiedzi nie dostanę? szkoda;)

Maniamamowania 17 maja, 2014 - 4:35 pm

Oj tak. Ja uwielbiałam jazdę konną i już całkiem dobrze sobie radziłam, ale… Najpierw miałam studia i pracę do obrony, więc odłożyłam przyjemności na bok. Potem praca wypełniła mój czas, a potem na świat przyszło dziecko i zupełnie zapomniałam o tej dawnej pasji. Ale bardzo chcę do tego wrócić, więc może jeszcze kiedyś.

Sandra 17 maja, 2014 - 4:50 pm

Chyba pierwszy raz skomentuję. Grałam na pianinie przez 8 lat i dziś nie mam odwagi siąść do keyboardu (też YAMAHA! 🙂 ) Razem z rodzeństwem uczyliśmy się gry, mamy nawet 2 pary keyboardów w domu i dziś tylko najmłodszy czasem coś brzdąknie. Kocham dźwięk klawiszy i tak jak Ty, za każdym razem jest mi niesamowicie żal, że przerwałam. U mnie niestety decyzję o zaprzestaniu gry spowodowała operacja ręki, przez co po dziś ręka jest niesprawna i nie jestem w stanie utrzymać jej na klawiszach. Bo bolało i boli do dziś. nie tylko fizycznie ale i psychicznie. Nigdy nie miałam też odwagi pomyśleć o innym instrumencie. Nie wiem czy miałam talent czy nie, wiem, że sprawiało mi to przyjemność, dziś pozostało mi tylko słuchanie. Muszę poszukać w sobie innego talentu

kia 17 maja, 2014 - 5:08 pm

Niemiecki, włoski,francuski, hiszpański- kiedyś płynne dzisiaj….gra na pianinie, skrzypcach- po ukończeniu szkoły muzycznej kompletnie zarzucone, śpiew-podobnie, ku rozpaczy profesorów. Przygotowania do egzaminów na medycynę….wszystko to zarzucone bo zawsze był ktoś/coś ważniejszy/ważniejsze. Z perspektywy czasu stwierdzam- nie warto było. Warto być egoistą i swoje dobro stawiać na pierwszym miejscu.Dzisiaj, cofam się do momentu kiedy miałam18 lat i zaczynam wszystko od nowa. I uda się. Bo ja tak chcę.

Justa 17 maja, 2014 - 5:23 pm

jeszcze nic straconego !! moze uda ci sie odzyskac twoja wiedze muzyczna !!
ja zupelnie nie mam talentu muzycznego, wiec nie wiem nawet jak to jest- mam za to talent plastyczny, a ponewaz to moja pasja, kazda wolna chwile spedzam na malowaniu i rysowaniu !!!

Patrycja 17 maja, 2014 - 9:41 pm

Boze czytam i czytam te komentarze i dziw mnie bierze jacy fajni ludzie do Ciebie pisza . Pozdrawiam 🙂

Fashionelka 17 maja, 2014 - 10:11 pm

Prawda?! Jestem zachwycona komentarzami pod tym tekstem, że czytelnicy się tak otworzyli 🙂

Leonette 17 maja, 2014 - 10:47 pm

Jak na razie nie zmarnowałam żadnego z odkrytych talentów. Ale świadomość prawdopodobieństwa ilu talentów w sobie nie odkryłam napawa mnie podobnym żalem.

Jot 17 maja, 2014 - 11:34 pm

Zmarnowałam skrzypce (nauczyciel dojeżdżał z innego miasta i podobno miałam naprawdę dobre ucho) z takich samych powodów co Ty i przez urazy niestety – koszykówkę.. tez bardzo nad tym ubolewam..

Anonim 18 maja, 2014 - 11:13 am

Eliza, Twoje wspomnienia prawie calkowicie pokrywaja sie z moimi. Tez byla nauka w 6-letnim ognisku muzycznym, rozpoczeta w wieku przedszknym, keyboard Yamaha, wystepy wokalne, swietne oceny na corocznych egzaminach. Tez po okolo 3 latach byl to bardziej przykry obowiazek niz przyjemnosc. Minelo ponad 10 lat, tez nie potrafie czytac juz nut, czasem siadam prized keyboardem i gram cos na wyczucie, ale tylko prawa reke. Tez nosze sie z zamiarem odswierzenia swoich umiejetnosci, a za Ciebie trzymam kciuki;).

Gab 18 maja, 2014 - 11:23 am

Jeździłam konno…namiętnie, codziennie 4 godziny w terenie,później miałam poważny wypadek w cwale i więcej nie wsiadłam, po Twoim wpisie zatęskniłam za tym, dzięki Eliza! Już wiem co powinnam zrobić:)

Fit Princess 18 maja, 2014 - 10:36 pm

ja zmarnowałam talent do tańca ;( wiele lat tańczyłam, aż w końcu zmarła moja babci, która zawsze wspierała mnie najbardziej, załamało mnie to i już więcej nigdy nie pojawiłam się na zajęciach tanecznych 🙁

jola jolanta 19 maja, 2014 - 9:17 am

Każdy tak ma, kolejny rok naszego życia niesie coś nowego, jedne drzwi się zamykają, ale inne nagle staja się otworem. Nie można być wszechwiedzącym 🙂
zapomniałaś gry na pianinie? no i co z tego…
nauczyłaś się za to świetnie gotować, (talent kulinarny ),
zorganizowałaś wesele( talent logistyczny hehe ),
masz dwa psiaki ( różnego pochodzenia ) to też dar obdarowywania innych swoja miłością…
chyba dobrze, że podejmujemy nowe wyzwania i realizujemy się w nich.

Dagmara 19 maja, 2014 - 9:46 am

Często świadomość, że coś się naprawdę uwielbiało i cudnie byłoby do tego wrócić, przychodzi nagle, gdy zobaczymy, że ktoś robi to NASZE COŚ i jest w tym niezły. Lekka igiełka zazdrości i… człowiek ma większą ochotę wrócić do swojego ukochanego zajęcia sprzed lat 🙂
Musiałabym odświeżyć malowanie pastelami 🙂

Kasia 19 maja, 2014 - 2:19 pm

Na pewno nie talent, ale podobne wrażenia mam po tym, jak po 5 – ciu niezdanych egzaminach na prawko odstawiłam dalsze próby – bo kasa, bo może potrzeba przerwy. Teraz mijają 4 lata, a bardzo chciałabym móc legalnie usiąść za kółkiem i jeździć. Żałuję jak nie wiem co i gotuję się w środku na wieść, że ktoś właśnie zdał.

poco 19 maja, 2014 - 8:43 pm

Ja grałam na fortepianie 12 lat! Skończyłam dwa stopnie szkoły muzycznej. Jeździłam na konkursy i zdobywałam całkiem wysokie miejsca. Koncertowałam sama, na dwa fortepiany, akompaniowałam. Byłam nawet na konkursie akompaniatorskim! Nie poszłam na akademię muzyczną i od kiedy skończyłam szkołę muzyczną nie dotykałam klawiatury (9 lat!). Boję się, że też już nic nie pamiętam. Łza się kręci bo wiem, że już nigdy nie będę grać jak kiedyś. Mam nadzieję, że kiedyś jeszcze będę miała okazję zagrać. Oj Eliza ale smutno mi się zrobiło!!!

Kasia 20 maja, 2014 - 1:50 am

Ale wiecie tym się różnią zdolności od talentu. Ktoś kto odchodzi od pianina, sztalug, pływania, jazdy konnej czy śpiewania bo był to obowiązek tak naprawdę nigdy nie zostałby wielkim muzykiem, śpiewakiem czy pływakiem. Nie musicie się przejmować nie straciliście żadnych wielkich karier. Wiecie dlaczego? Bo ci ludzie którzy naprawdę mają talent, nie byliby fizycznie w stanie porzucić tego co robią. Talent nie składa się tylko ze zdolności, to coś więcej, to wewnętrzny przymus wykonywania czynności, to czerpanie z niej radości na nowo, to odnajdywanie się ciągle w tym samym na nowo. Właśnie dlatego utalentowani pianiści ćwiczą nie 6 a 12 godzin, pisarze siedzą po nocach, śpiewaczki są w stanie śpiewać trzy koncerty dziennie. Jeśli porzuciliście coś do czego mieliście dryg bo odciągnęło was cokolwiek innego to najwyżej zmarnowaliście trochę zdolności. Talenty zaś musiały leżeć gdzie indziej.

Joasia 20 maja, 2014 - 11:48 am

„Zmarnować”, to chyba zbyt duże słowo. Nie tak łatwo jest „zmarnować talent”, bo tak na prawdę „marnowanie talentu”, to też ciężka praca, która trwa niemal całe życie.

Będąc w podstawówce zaczęłam trenować taniec towarzyski. Ćwiczyłam dużo i sprawiało mi to ogromną radość. Ale zniechęciło mnie szukanie partnera. Porzuciłam taniec na dekadę. Jakiś czas temu wróciłam na parkiet i bardzo szybko zaczęłam robić postępy. Wypróbowałam kilka klubów i szkół tańca, trafiłam na rewelacyjnych instruktorów i spotkałam wielu tancerzy z ogromną pasją. Po prawie trzech latach treningów i znalezieniu odpowiedniego partnera jestem dumna z moich tanecznych sukcesów. Może i nie brzmią one tak spektakularnie, jak mogłyby brzmieć, gdybym kilkanaście lat temu nie przestała tańczyć, ale wydaje mi się, że żaden puchar, na żadnym turnieju i żadna klasa taneczna nie sprawiłyby mi takiej radości, jaką czerpię z tańca teraz. A przez te lata przerwy udało mi się odkryć w sobie wiele innych talentów i pasji, na które nie miałabym czasu, gdybym poświęciła życie dla tańca.

Eliza, jak myślisz – czy gdybyś została światowej klasy pianistką, wygrywała konkursy, grała setki koncertów i już teraz miała za sobą kilka światowych tournee, to czy byłabyś szczęśliwsza niż teraz? Osiągnęłabyś więcej niż teraz? Czy udałoby Ci się odkryć inne pasje? Miałabyś czas na blogowanie, prowadzenie własnego biznesu, na opiekę nad Rambo i Rockym? A na grę na instrumencie i na śpiew masz jeszcze dziesiątki lat życia! 🙂

Joasia 20 maja, 2014 - 12:32 pm

P.S. Pooglądałam jeszcze raz Twój vlog „20 faktów o mnie”. Jeśli masz bardzo małe stopy i ciężko Ci jest znaleźć odpowiednie buty, to polecam zamawianie butów w sklepie tanecznym 🙂
Szyjesz buty na miarę, o wybranym fasonie i z dowolnego materiału lub skóry (nawet z powierzonych materiałów). Można znaleźć setki fasonów butów na różnych obcasach, baleriny, sneakery, jazzówki, trzewiki, buty męskie…. Modele można dowolnie modyfikować. Takie buty są oryginalne, ładne, wygodne, nadają się do chodzenia na co dzień (z podeszwą styrogumową) i dobrze trzymają się na stopie, bo są szyte na miarę. Idealne rozwiązanie dla osób noszących nietypowe rozmiary, mających różne stopy i tych, którym zależy na wygodnych butach, w których mogą chodzić/stać/tańczyć/biegać/skakać przez baaaardzo długo czas, bez obawy, że po kilku godzinach ból stóp będzie nie do zniesienia.

Wbrew pozorom zamawianie butów na miarę w sklepie tanecznym jest bardzo korzystne cenowo. W zależności od modelu, fasonu, materiału, etc. koszt szycia takich butów bardzo się zmienia – każda para jest wyceniana indywidualnie. Buty taneczne szyte na miarę będą droższe od szpilek z CCC albo Deichmanna. Ale z całą pewnością będą tańsze od butów kupionych u modnych, zagranicznych projektantów, które pojawiają się na Twoim blogu. A mogą okazać się o wiele wygodniejsze i bardziej wytrzymałe (nie chodziłam nigdy w Louboutinach ani Tory Burchach, więc nie mam porównania, ale wiem, że dobrze dobrane buty taneczne są lekkie, miękkie, wygodne i nie do zdarcia).

JOK 20 maja, 2014 - 7:02 pm

Czytając tego posta pomyślałam: „Boże, Dziewczyno co za fatalne podejście”, aż doszłam do momentu gdzie napisałaś, że wznawiasz naukę. Bardzo dobrze! Życie toczy się jak się toczy, ale nigdy nie można żałować tego co było. Myślę, że w obecnej chwili szybko ogarniesz garnie. To raczej kwestia przypomnienia no i masz całe życie, że by grać może jeszcze coś z tym zrobisz? Nigdy nie jest za późno. A może gdybyś rozwinęła tą pasję wcześniej to nie miałabyś tyle czasu i energii na bloga?? Wszystko dzieje się w swoim czasie. Jak słysze, ze 20- czy 30-kilku letnia osoba mówi, że na coś w ich życiu już za późno to mam ochotę eksplodować!

Maggdalineq 21 maja, 2014 - 9:48 am

Oj też skończyłam ognisko muzyczne i rzuciłam nuty w kąt. Mogę Cię tylko pocieszyć, że czytanie nut można sobie przypomnieć 🙂 Sama wróciłam do grania, było ciężko znów czytać nuty ale się udało! powodzenia!

LenaMagdaSpot 2 czerwca, 2014 - 11:03 pm

Wiosna Vivaldiego w wersji na pianino? A to ciekawostka 😉

nikodeo 16 lipca, 2014 - 8:01 pm

Fash! Oglądam właśnie wywiad z Tobą w startup… zachwycam się Twoim głosem i zdaniem, jakie masz na temat mody i blogów. Czy uważasz że nowo powstałe blogi mają jakąś szansę na sukces? Co sądzisz o biznesie blogowym w Polsce? Rozwija się prężniej? Dzięki za odp. Sukcesów:*

Wiktoria 9 sierpnia, 2014 - 10:43 pm

Powodzenia Elizka! Ja nie zmarnowalam zadnego talentu raczej wrecz przeciwnie 🙂 2 lata temu odkrylam, ze potrafie malowac! To byl mega szok i niesamowite uczucie! od tego czasu kazda wolna chwile poswiecalam malowaniu, kazdy wieczor i kazdy weekend… A ostatnio zdecydowam sie na odwazny krok – zrezygnowalam z pracy, aby poswiecyc sie calkowicie malarswu i jestem naszczesliwsza na swiecie!!!

Agata 10 sierpnia, 2014 - 11:00 am

Łezka kręci się w oku, bo czytając tego posta chyba każdy odnosi wrażenie, że czyta jakby o sobie. 5 lat tańca towarzyskiego.. niby bardziej w formie zabawy, ale nie wyobrażałam sobie bez niego życia. Niestety, brak pieniążków nie pozwolił mi 'isć dalej’.. a sama zabawa w tańce juz mnie nie cieszyla. Teraz okropnie tego żałuję i nie mogę sobie tego wybaczyć, bo to była moja jedyna i prawdziwa pasja 🙁

Patrycja 14 sierpnia, 2014 - 8:12 pm

Bardzo Pani dziękuję za ten wpis!
Od 3 lat planowałam iść na studia aktorskie (to jest coś co kocham i wydaje mi się, że potrafię). A le od początku wakacji zaczęłam rozmyślać, czy przypadkiem nie jest to zły pomysł, główne pytania to: 'co pomyślą najbliżsi’ , 'czy sobie poradzę’ , 'co będzie jak się nie dostanę/nie zdam’ ? .
Dzięki Pani notce postanowiłam OSTATECZNIE, że spróbuję. Wyślę dokumenty zarówno do szkół aktorskich, jak i do szkół 'awaryjnych’ . Jeśli nie przejdę 'testów’?Trudno, spróbuję za rok. Wpłatne to 100zł, ale czym ono jest w porównaniu do możliwości spełnienia swoich marzeń ?
Jeszcze raz dziękuję. I obiecuję (jeśli nie obiecam, nie będę miała motywacji), że będę spełniać swoje marzenia, żeby w przyszłości powiedzieć: 'Spróbowałam i nie żałuję’ .

Melllannnnia 4 listopada, 2014 - 9:42 pm

Nie porzuciłam swojej pasji 🙂 Mimo wielu przeszkód, w tym samotnego wychowywania uroczej córeczki i rozwodu, skończyłam wymarzone studia, a teraz pracuję naukowo i piszę doktorat z ukochanej fizyki. I mogę nas z tego utrzymać, co jest jeszcze fajniejsze 🙂

A co do pianina…czasami z promotorem sobie gramy na 4 ręce 😉 uczyłam się grać dłuuugo, momentami z obowiązku, momentami chciałam. Dzięki temu, że umiem grać i że śpiewałam w operach, zjednałam sobie niejednego profesora u mnie na wydziale 🙂 okazuje się, że wśród fizyków jest wielu muzyków!

Persi 13 listopada, 2014 - 9:00 pm

Moja przygoda z muzyką zaczęła się gdy miałam 3 lata wtedy zaczynałam uczyć się śpiewać , natomiast dwa lata później rozpoczęła się moja długa i jakże cudowna przygoda z grą na pianinie. Uczęszczałam na prywatne lekcje gry na pianinie, oczywiście zdarzały się cięższe momenty, rzuciłam muzykę. Po pół roku zorientowałam się że to jest to co kocham. Zapisałam się na studium muzyczne i już na przesłuchaniu wzbudziłam podziw w ludziach którzy byli znanymi muzykami. Często się zdarzało że grałam dla ważnych osobistości oraz światowych muzyków którzy widzieli we mnie potencjał , w szkole uchodziłam za geniusza muzycznego i przyznam ze nauczyciele się bili o to by mogli mnie uczyć. Jednak po pewnym czasie obowiązków w liceum było coraz więcej nie miałam czasu ćwiczyć i musiałam zrezygnować ze studium. Po 13 latach przestałam grać, teraz od roku nie wyćwiczyłam nic nowego i strasznie mi brakuje tego że podczas gry mogłam się wyłączyć i zapomnieć o całym świecie.

Basia 11 sierpnia, 2016 - 9:56 pm

A mi smutno strasznie bo nic nie umiem. Nie umiem grać, śpiewać, pisać, malować, tańczyć, jeździć na nartach, nigdzie nie byłam, nic nie widziałam, rodzice w ogóle nie inwestowali w mój rozwój. Do 3 gimnazjum miałam świadectwa z paskiem. Robiłam to dla nich. A oni to olewali. Strasznie brakowało mi tego aby byli ze mnie dumni. W liceum prawie nie chodziłam do szkoły. Zdałam ale na samych trójach. Mature zdałam o dziwo. Potem widziałam, że nawet nie oczekują ode mnie, że pójdę na studia. Poszłam. Nawet mi nie pomogli. Musiałam zrezygnować. Poznałam faceta. Przez rok czasu tak mnie zmotywował, że poszłam na bardzo ciężki kierunek na najlepszym uniwerku w Polsce. I go skończyłam. Mam dobrą pracę. Fajne życie. A do nich ciągle mam straszny żal chociaż nigdy im tego nie powiedziałam. Brakuje mi pasji. Zabili we mnie chęć próbowania.

lalare_fit 12 sierpnia, 2016 - 9:23 am

Tańczyłam wiele lat w balecie, występowałam na scenie, zarabiałam od najmłodszych lat… w końcu przyszedł moment, w którym chciałam za wszelką cenę przestać- bo koleżanki, bo inne sprawy, bo to takie mało 'cool’ w szkole…

Dziś mam 29 lat, maleńką córeczkę, kochanego męża, jednak z łezką w oku oglądam wystepy w Operze… Kilka miesięcy temu obejrzałam na żywo Jezioro Łabędzie – ściśnięte gardło i jedna myśl: czemu to porzuciłaś..?

Eliza Wydrych Strzelecka 12 sierpnia, 2016 - 1:06 pm

Zawsze fascynował mnie balet. To prawda, że treningi są mordercze i że to ogromna presja?

lalare_fit 12 sierpnia, 2016 - 9:21 pm

tak, to prawda… co prawda nie byłam w szkole baletowej, uczyłam się stacjonarnie w swoim mieście w oddziale Opery. Zdecydowanie największy nacisk na treningi, dyscyplinę, dietę kładzie się w szkołach baletowych, gdzie dziewczyny są pod okiem odpowiedniej kadry. Poranione stopy, kontuzje, ból, ale i miłość, pasja, delikatność i zmysłowość… wszystko lączy się i przeplata… Przed rozpoczęciem swojej pięknej przygody z baletem 7 lat trenowalam akrobatykę sportową w tym skoki na ścieżce. Mega fajna sprawa! ale dziś, po latach powiem jedno… ból po poważniejszych kontuzjach odzywa się przy zmianie pogody (ciśnienia) – stawy mimo, że młode – przeszły sporo… ale nie narzekam, co nas nie zabije to wzmocni!:)

Julia 12 sierpnia, 2016 - 10:35 am

Grałam kiedyś bardzo dobrze na fortepianie, nie uważam, że zmarnowałam swój talent. Po prostu pewne rozdziały zamyka się w życiu i nie zawsze człowiek ma ochotę do nich wracać. Dostałam od męża na urodziny bardzo dobre pianino, zdaje się, że liczył na domowe koncerty… Niestety nic z tego.. Stoi…

Zuzia 12 sierpnia, 2016 - 11:30 am

A ja nie mam żadnej pasji… Nie boli mnie to jakoś szczególnie, bo poświęcam się nauce, pracy, rodzinie, podróżom i jestem bardzo zadowolona ze swojego życia. Ale nigdy nie miałam jakiejś takiej stricte pasji, talentu – nie malowałam, nie tańczyłam, nie śpiewałam. Ale zazdroszczę może troooszkę osobom, które tę pasję mają. Zastawiam się, Eliza, czy z psychologicznego punktu widzenia to normalne? 😀
Pozdrawiam Cię serdecznie! 🙂

Karolina 12 sierpnia, 2016 - 5:58 pm

Kurcze słucham w kółko tego króciutkiego filmiku z Instagrama i faktycznie masz talent dziewczyno, to wspaniale, że wróciłaś do gry, bo aż żal…

maja 12 sierpnia, 2016 - 11:00 pm

Dlaczego pianino elektryczne? Przecież miałaś miejsce na akustyczne pianino, a dźwięk nieporównywalnie lepszy…

Eliza Wydrych Strzelecka 12 sierpnia, 2016 - 11:27 pm

Nie zalezalo mi na tym 🙂

maja 13 sierpnia, 2016 - 11:37 pm

Nie zależało Ci na ładnym dźwięku? Równie dobrze więc mogłaś postawić keyboard na stojaku, ale rozumiem, wygląd się liczy…

Eliza Wydrych Strzelecka 14 sierpnia, 2016 - 11:31 am

Nie zależało mi na wybitnym dzwieku. Ten sprzet jest dla mnie idealny pod każdym względem. Wizualnym, jakościowym i cenowym. Po co szukać dziury w całym? 🙂

Domi 12 sierpnia, 2016 - 11:15 pm

OK, ale sciagnij zegarek ktory obciaza Ci nadgarstek i staraj sie trzymac je (nadal pisze o nadgarstkach) w jednej pozycji. nie grasz nimi tylko palcami. Jak sie tego nauczysz bedzie grac „lzej” 😉 gralam 8 lat i cos o tym wiem 😉 pozdrawiam !

Ev 16 sierpnia, 2016 - 12:02 pm

Ja kiedyś malowałam 🙂

Pati 17 sierpnia, 2016 - 7:10 pm

Ja mam tak niestety z angielskim 🙁 Po niecałym rocznym pobycie w USA, płynnie władałam tym językiem ( jakieś 10 lat temu ) a teraz jak coś mówię to , aż samo mnie w uszy boli jak słyszę jak kaleczę ten język :((

Edyta 9 lutego, 2017 - 1:37 pm

I tak było w moim przypadku: 5 lat ogniska muzycznego, codzienne ćwiczenia a później: nauka języków, znajomi, filmy, śpiewanie i stanęłam w miejscu. Jednak widząc pianino, klawisze… aż oczka mi się świecą i szczerze podziwiam, zazdroszcząc tym, którzy potrafią usiąść przy pianinie i płynnie grać. Obecnie za dużo podróżuję, by grać, ale co roku sobie obiecuję powrót do korzeni z dzieciństwa. Dlatego podziwiam i kibicuję Ci w dalszej podróży w przeszłość 🙂
A swoją drogą również zainspirowałaś mnie do posta, który niedługo ukaże się na kreatywnepodroze.pl… Super czytać dobrze napisane i tak personalne treści jak Twoje. Pozdrawiam!

Agnieszka Moitrot 22 lutego, 2017 - 1:30 pm

Szczęśliwi ci, którzy nie zmarnowali żadnego talentu. Uwielbiałam pisać, ale wieloletni pobyt za granicą sprawił,że rzuciłam w kąt moją pasję. Wróciłam do Polski i piszę znowu, więc można powiedzieć ,że nadrabiam straty. Udało mi się wydać książkę, która nawet trafiła do empiku i dość dobrze się sprzedaje.

Agnieszka 29 marca, 2019 - 3:40 pm

Ja też szukam dobrego sprzętu w rozsądnej cenie i dokładnie podzielam Twoje zdanie Elizo – pianino akutyczne vs elektryczne . Czy możesz podać jaki wybrałaś model Yamaha ? Pozdrawiam i trzymam kciuki za ebooki 😉

karina 21 października, 2019 - 11:00 am

Hej Trafiłam tu przypadkiem, ale Twoja historia jakże podobna jest do mojej.
12 lat grałam na fortepianie. I i II stopień.

Życie tak mi się potoczyło, że od 8 lat nie dotykałam instrumentu. Bolało.
Właśnie wróciłam do gry, kupiłam pianino cyfrowe i jestem najszczęśliwsza na świecie. Chociaż techniki sprzed 8 lat chyba nigdy nie odzyskam 🙁

Comments are closed.