Zapraszam Was na rozmowę z Milą Piwowarską, znaną na Instagramie jako @milabyli. Porozmawiam dzisiaj z Milą o prowadzeniu biznesu i o jej podejściu do pieniędzy i zarabiania.
Ta rozmowa i 7 pozostałych powstały w cyklu promującym mojego ebooka “O pieniądzach i zarabianiu”.
To są transkrypty rozmów, język głównie potoczny, chciałam zachować właśnie klimat prawdziwej rozmow. Jeśli taka forma komuś nie odpowiada, zapraszam do obejrzenia godzinnej rozmowy TUTAJ.
Zacznijmy od wzorców jakie wyniosłaś z domu. Ten temat jest pierwszym rozdziałem w moim ebooku “O pieniądzach i zarabianiu”, bo uważam, że to jest turbo ważne, żeby zdać sobie sprawę z tego, co my wynosimy właśnie z domu. Jakie przekonania o pieniądzach i zarabianiu słyszeliśmy/słyszałyśmy w domu od rodziców. Jak rodzice radzili sobie w tym obszarze.
Kamila: Wiesz co, ja wyniosłam z domu przede wszystkim to, że żeby zarabiać pieniądze, to trzeba ciężko pracować i dla mnie ta ciężka praca nie miała żadnego wydźwięku takiego – pracy umysłowej. Skonfrontowałam to dopiero poznając Arka, który nigdy w życiu nie pracował fizycznie, całe życie pracował umysłowo, bo był handlowcem, a mój tata z kolei całe życie pracował na kolanach w Austrii układając kostkę brukową, układając asfalt. Nie raz pamiętam, że jak Arek przyjeżdżał z pracy i mówił mi “Boże, jaki ja jestem zmęczony”,a ja mówię: “Ale od czego ty jesteś zmęczony?! Zmęczony to może być mój tata, który na kolanach zapieprza w Austrii, a nie ty! Co ty zrobiłeś dzisiaj? Przejechałeś samochodem do Poznania? Posiedziałeś sobie na komputerze?!”. I on się strasznie irytował, bo ja tego nie rozumiałam, bo ja nigdy nie pracowałam umysłem, w sensie no starałam się gdzieś tam włączać ten umysł w swoje życie, ale ja po prostu pracowałam dłońmi, ja pracowałam fizycznie – robiłam paznokcie.
Dopiero jak powstały presety i dopiero jak powstało Naree i ja zobaczyłam jak wygląda siedzenie przy komputerze, czyli praca umysłowa, to dopiero wtedy skonfrontowałam to z całym tematem tej ciężkiej pracy fizycznej, która daje pieniądze.
“Kiedy sprzedawaliśmy presety i sprzedaliśmy 3000 sztuk ( zestawy ustawień parametrów zdjęcia takich jak balans bieli, ekspozycja, kontrast, wyostrzenie czy nasycenie każdego z kolorów), mój tata zadzwonił do mnie z Austrii (pracował jeszcze wtedy za granicą) i powiedział tak:
Tata: “Kamila, mama mi powiedziała ile Wy zarobiliście pieniędzy…”
Mila: “noo…?”
Tata: “Żeby Was za to nie zamknęli.”
Wiesz co, ja się mocno identyfikuję z Twoją historią. Mój tata też całe życie za granicą ciężko fizycznie pracował. Pamiętam jak kiedyś udzieliłam wywiadu i powiedziałam ile zarobiłam na blogu w poprzednim miesiącu. Mój wujek zadzwonił do mojego taty i z przerażeniem powiedział: “Oktawian, co ta Elizka zrobiła, przecież zaraz będzie miała kontrolę z Urzędu Skarbowego”. Jakby rozmowy o pieniądzach, były jakieś zagrażające, jakby czekała za rogiem “skarbówka”, która zaraz Ci wlepi mandat. Ale za co? Jak wszystko co robię jest klarowne, nie ma tutaj żadnych wałków. To też pokazuje ten background jakby historyczny, że nie wiem, za czasów komuny coś ludzie kombinowali i patrzą przez ten pryzmat dzisiaj na temat pieniędzy.
Kamila: Ale widzisz, powiedziałam o takiej gorszej stronie tego co wyniosłam z domu, natomiast powiem teraz o czymś, co uważam za swój największy skarb, swoje największe i najważniejsze zaplecze. Mój tata całe życie bardzo ciężko pracował w Austrii, a moja mama [wzruszenie] (O Jezu! Tak mam zawsze jak zaczynam rozmawiać o moich rodzicach.) wychowywała mnie i mojego brata. Ja byłam tak zwaną “pół eurosierotą”, ponieważ mój tata był za granicą. On wracał co prawda na weekendy, ale nie było go w tygodniu. Moja mama zawsze pracowała zawodowo, bo jest nauczycielką, a mój brat i ja nie byliśmy najłatwiejszymi dziećmi. To trzeba jej oddać, że naprawdę miała do nas dużo cierpliwości. Mało tego, ja miałam 16 lat, jak moja mama obroniła magistra. Ona wychowywała dzieci, ogarniała dom, pracowała zawodowo i jeszcze znalazła czas na to, żeby ukończyć najpierw trzyletnie studia licencjackie, potem dwuletnie studia magisterskie i nigdy nie usłyszałam od moich rodziców, że są zmęczeni, że im się nie chce, że dzisiaj nie, bo ich coś tam boli. I to ja dostałam od moich rodziców, taką bardzo żyzną glebę, na której mogłam coś posadzić i posadziłam, właśnie w takiej formie, że owszem, trzeba ciężko pracować, ale ta praca daje efekty, ta praca daje satysfakcję, ta praca powoduje, że naprawdę można sobie fajnie w tym życiu poukładać.
Piękne… a powiedz, tak jak powiedziałaś o rodzicach, którzy właśnie byli tacy pracowici oboje, Ty widziałaś, żeby rodzice na przykład odpoczywali albo rzucali wszystko i sobie chillowali, dawali sobie takie pozwolenie w ogóle na to czy zawsze było coś do roboty?
Kamila: Wiesz co, my mieliśmy tak, że raz w roku zawsze jeździliśmy nad morze na wakacje i to był nasz rytuał zawsze. Natomiast mieliśmy takie małe święta, ponieważ mój tata wracał na weekendy i zawsze jak wracał w sobotę, to jechaliśmy na wspólny obiad, jedliśmy razem śniadanie, więc to były takie próby nadgonienia całego tego tygodnia, kiedy byliśmy wszyscy osobno i takiego nadrobienia tego czasu.
Czyli celebrowaliście te wspólne chwile. Super! Pamiętam taką naszą rozmowę, mam nawet zapisane cytaty, żeby sobie nie pomylić. Mowiłaś, że na swojej terapii poruszałaś temat pieniędzy. Czułaś, że nie zasłużyłaś na te pieniądze, że “czemu ja mam, a inni nie, że jak można zarobić w jeden dzień tyle, ile inni mają w rok”. Ludzie nie zdają sobie sprawy, że to może być na jakimś tam poziomie emocjonalnym trudne. Opowiedz o tym, bo to jest bardzo ciekawe.
Kamila: Tak, dla mnie to było trudne. Raz, że wyszłam z domu, z którego miałam przekonanie, że pieniądze zarabia się bardzo ciężką pracą, a tak naprawdę ten nasz pierwszy rzut presetów, to nie było coś, nad czym siedzieliśmy usilnie, ciężko pracowaliśmy, bo te presety to było coś, z czego ja już korzystałam ponad rok i one istniały. Jedyne co mieliśmy do zrobienia, to postawić stronę, a że ja się na tym nie znam, to robił to Arek i tak na prawdę przekonwertować te pliki na takie, z których można tworzyć te presety. Nagle coś co zajęło nam 2-3 dni, spowodowało, że na moim koncie pojawiły się pieniądze, o których ja nawet nigdy nie myślałam, że się pojawią.
Drugie zderzenie było takie, że 4 lata wcześniej, byłam z 14-miesięczną Niną samodzielną mamą, bez pracy, bez gotówki, z rodzicami, którzy dawali mi pieniądze, żebym miała na mleko, żebym miała na pampersy dla Niny. Mój tata dał mi 200 zł, żebym sobie mogła kupić Conversy, bo chciałam. Zderzenie tego, z takimi pieniędzmi dla mnie było takie bardzo onieśmielające. Ja w ogóle pamiętam jak Ty powiedziałaś, że w godzinę sprzedaliśmy 1000 paczek presetów i pomyślałam sobie “ja piernicze, przecież cała moja wieś mi to policzy, oni zaraz będą wiedzieć ile ja zarobiłam, zaraz będą mówić” – ja się strasznie tym przejęłam. Nie umiałam sobie z tym poradzić, bo później sobie pomyślałam, że mój tata tak ciężko pracuje, znam ludzi którzy pracują w budowlankach cholernie ciężko i nie zarobili w rok nawet jednej dziesiątej tego, co ja zarobiłam w weekend. Ja nie mogłam sobie tego przekonwertować tak, żebym cieszyła się z tych pieniędzy. Zresztą ja też nie miałam tak, że zarobiliśmy te pieniądze i “hurra! dobra, to tu torebka, tu buty, w ogóle auto sobie kupię” – mogłam sobie na to pozwolić, a co zrobiłam – kupiłam aparat i mówię do Arka “będą fajniejsze zdjęcia na Instagramie!”. To był szczyt tej nagrody za całą tą pracę.
Kiedy był taki moment, że poczułaś, że okej, to są pieniądze, które zarobiłam swoją pracą, swoją całą drogą? To przecież nie jest tak, że to zrobiłaś w 2 lata, tylko to jest cała Twoja droga do tego momentu. W którym momencie poczułaś “to są moje pieniądze, ja je zarobiłam, mam prawo z nich korzystać, mam prawo się z nich cieszyć, inwestycje jasne, ale ja mogę też wydawać je na przyjemności, na fajne rzeczy”?
Kamila: Wydaje mi się, że najbardziej to poczułam wtedy, zaczęło spływać ogrom maili, a to ktoś nie potrafił zainstalować, podał niepoprawnego maila itd. Ja pierwszy dzień po sprzedaży presetów miałam tak wyjęty z życia, że po prostu nie wiedziałam jak się nazywam. Pojechaliśmy tydzień później nad morze, jak zasnęłam, to spałam 15 godzin, bo nie byłam w stanie tego ogarnąć. Wiesz, cały czas miałam jeszcze poczucie, że jeśli wzięłam od ludzi za to pieniądze, to ja muszę im na to odpisać JUŻ. Nie mogę im powiedzieć “poczekaj, odpiszę Ci jutro, bo dzisiaj mam dużo pracy”, tylko ja robiłam paznokcie i jednocześnie odpisywałam na maile, po prostu wkręciłam się w taki kołowrotek. Dopiero wtedy, jak ciężko popracowałam, poczułam zmęczenie, to pomyślałam sobie “dobra, no ale ja ciężko pracuje na to” i tu znowu to z czym wyszłam z domu – zmęczona jestem, znaczy, że mi się należy. Teraz już tego nie mam, ale wtedy jeszcze tak mi grało
w głowie.
Właśnie, wracając do tego, że to jest cała droga, że to nie jest tak, że coś Ci spadło
z nieba albo osiągnęłaś coś tylko w przeciągu tych 2 lat, chciałabym pogadać o Twoich pracach, o wszystkich Twoich pracach w przeciągu Twojego życia. Mam taki rozdział w e-booku i zadania w kartach pracy, które każą nam się zatrzymać i pomyśleć o tym, docenić. Jak to wyglądało, jaka była droga do miejsca, w którym teraz jesteś?
Kamila: Ja przez całe swoje życie wykonywałam jedną pracę – byłam stylistką paznokci. Tak naprawdę zajarałam się tematem robienia paznokci mając 15 albo 16 lat. Kupiłam sobie wtedy na Allegro pierwszy profesjonalny zestaw do robienia paznokci akrylowych. Smród był w całym domu, moja mama mówiła, że wypieprzy mi to przez okno jak będę tym tak smrodzić, ale ja robiłam te paznokcie. Oczywiście wszystko mi się rozlewało, zalewały mi się skórki, ale pamiętam, że na studniówkę mojego ówczesnego chłopaka, z którym wtedy szłam, zrobiłam sobie paznokcie – co prawda nasypałam tam tyle brokatu, że cały stół na studniówce był w brokacie i wszyscy dookoła, ale czułam, że zrobiłam to po prostu sama.
Później kiedy miałam 18 lat była wielka faza na robienie imprez osiemnastkowych. Nie wiem, czy teraz też tak się robi, natomiast wtedy wynajmowało się strażnice, lokale, robiło się wielkie imprezy. Dostałam od mojego taty kilka tysięcy złotych i on mówi “słuchaj, tu masz pieniądze, zrób sobie z tym co chcesz, to jest mój prezent dla Ciebie na 18.”. Z racji tego, że ja nie byłam przesadnie imprezowa, mówię “dobra, zaproszę najbliższych znajomych tylko i przedłużę sobie włosy.”. Pojechałam 3 godziny od miejsca mojego zamieszkania przedłużyć sobie włosy, bo ja zawsze marzyłam, żeby mieć długie włosy, a zawsze obcinałam je na krótko. Wydałam 1800 zł na przedłużenie tych włosów. Siedziałam u kobietki chyba z 7 godzin. Przedłużyła mi te włosy i wyglądałam tak, że do ucha miałam swoje, a do pasa miałam przedłużone – jedna linia i druga linia. Wróciłam do domu, miałam je przedłużone na taki warkoczyk – splatało się we włosy, a później taśmę wplatało się nitką w ten warkoczyk. Te włosy były tak ciężkie, że moje włosy zaczęły się odrywać i wszystko mnie zaczęło swędzieć. Pamiętam jak dzisiaj, leżałam na ławce na języku niemieckim, a Karola (moja koleżanka) z tyłu z ołówkiem wsadzonym w moje włosy drapała mnie po skórze głowy, bo ja myślałam, że dostanę szału. No i napisałam do tej pani, że nie chcę tych włosów, że ja to chcę zdjąć, a ona mi mówi, że może zwrócić mi pieniądze tylko za te włosy, jak jej odeśle, ale za wykonaną pracę nie. Oddała mi chyba 700 albo 800 zł, no i z tych osiemnastkowych pieniędzy mówię “dobra, imprezy nie będzie, to zrobiłabym takiego coś, co mi zostanie w życiu i z czego się będę cieszyć – kurs robienia paznokci” – i wtedy wpadłam po uszy. Znalazłam dziewczynę tutaj w Krakowie, która szkoliła. Odbyłam u niej chyba z 4 albo 5 szkoleń (Paulina Pastuszak, mega ciekawa osobowosć, jak ktoś siedzi w świecie paznokciowym to pewnie Paulinę zna – krótkie, intensywnie różowe włosy, Paula jest bardzo dobrze wykształcona i ona fantastycznie odkąd pracuje jako stylistka paznokci obala mit “tipsiar”, które robią pazurki i są generalnie pustymi babami, jest niemożliwa, wypowiada się po prostu wierszem. Ona mnie wepchnęła w to, żeby iść w stylizację paznokci i nie wstydzić się tego.). Jak ja zaczynałam to było takie “noo, tipsiara, robi tipsy”.
Natomiast rzeczywiście, 11 lat pracowałam jako stylistka paznokci w przeróżnych konfiguracjach: wynajmowałam na przykład powierzchnię u fryzjera, albo pracowałam u kogoś na etacie – to mi się w ogóle nie spinało, bo ja jestem człowiekiem, który nie pozwoli sobą rządzić. Ja lubię rządzić innymi, ale nie pozwalam żeby ktokolwiek mną rządził, w związku z czym postanowiłam, że muszę pracować u siebie. Jak zaszłam w ciążę z Niną, to akurat był czas kiedy pracowałam w ogóle bez umowy, w związku z czym zostałam “zatrudniona”, żeby później mieć jakieś L4 i macierzyński. Później miałam plan wrócić do zawodu tak na całego, bo robiłam paznokcie w domu, tak sobie dorabiałam. Później Nina skończyła rok, rozstałam się z jej tatą no i zostałam bez środków do życia. Przyszedł mój tata, który mówi: “masz wędkę, a co z niej złowisz, to już jest Twoja sprawa.”. Dostałam od mojego taty pieniądze na to, żeby skompletować sobie cały sprzęt do wykonywania paznokci, żeby dostosować sobie pomieszczenia pod to, żeby móc ten salon otworzyć. Moja mama pracowała w przedszkolu od rana do popołudnia, do 13-tej, ja byłam wtedy z Niną,
a od 13-tej moja mama przejmowała Ninę i ja do 20-tej robiłam paznokcie. Tak to wyglądało cały czas.
Ja przez pierwsze 2 lata samodzielności, bycia samodzielną mamą, miałam all the time pracę: Nina – praca – Nina – praca, ale uwielbiałam to i nigdy nie miałam takiego poczucia, że się wypaliłam. Zresztą jak już stwierdziłam, że oddajemy się w całości presetom, co też zbiegło się z alergią, którą miałam na twarzy przez produkty do stylizacji, to mi było cholernie przykro. Płakałam, bo ja to uwielbiałam. Mam takie coś, że ja się bardzo zżywam z ludźmi, niezależnie od tego, czy pracuje z nimi, czy są moimi znajomymi. To samo mam z dziewczynami, ja się z nimi cholernie zżywam i wszystko przeżywam. Tak samo miałam z moimi klientkami, które w większości przypadków były później moimi koleżankami – kończyłyśmy paznokcie, miałam okienko, siadałyśmy na tarasie i jeszcze coś pogadałyśmy czy napiłyśmy się kawy. Było mi bardzo przykro, natomiast był czas, żeby spróbować jakiejś nowej drogi, bo nie chciałabym całe życie pracować w takim zawodzie, mając poczucie, że nie spróbowałam niczego innego.
Okej, no i skąd pomysł presety?
Kamila: Presety powstały z tego, że pokłóciliśmy się z moim mężem na wakacjach [śmiech] – tak, naprawdę! W ogóle to ciekawa historia – przed wyjazdem na wakacje w 2019 roku, zanim powstały presety (…) pierwszy raz poszłam do wróżki, pomyślałam “boję się, ale zobaczymy co mi powie”. Ta wróżka wróżyła z kart, nie stawiała tarota, tylko takie zwykłe karty. O nic nie pytała, ja po prostu przyszłam do niej z marszu, powiedziała mi tylko, że chce wiedzieć jak mam na imię i ile mam lat, to jej powiedziałam i ona do mnie mówi, że “widzi nową drogę zawodową, że już niedługo moje życie wywróci się do góry nogami, widzi wokół mnie duże pieniądze, duży rozwój, ale że to jest coś zupełnie innego niż robię teraz.”, a ja jej mówię: “kobieto, ja 11 lat paznokcie robię, o czym ty w ogóle do mnie mówisz”. Wtedy też powiedziała mi, że widzi chorą kobietę w moim otoczeniu i parę miesięcy później okazało się, że moja mama ma nowotwór tarczycy. Już nie poszłam więcej do wróżki, bo się przestraszyłam. Pojechaliśmy na wakacje, ja miałam już wtedy taki swój charakterystyczny sposób obróbki zdjęć. Pamiętam jak Oli Tatce robiłam raz sesję, to nawet nie oznaczyła, że ja robiłam to zdjęcie, a w komentarzach było “o Mila Ci robiła zdjęcia, widać rękę Mili”. Więc to już było dosyć charakterystyczne. Miałam już wtedy 200 tysięcy obserwatorów, więc coraz więcej ludzi kojarzyło ten mój sposób obróbki zdjęć. Pojechaliśmy na wakacje, byliśmy wtedy pierwszy raz za granicą z Arkiem na wakacjach, no i ja tak: “Hej Mila, obrobiłabyś mi zdjęcie?”, “Hej Mila, poprawiłabyś mi zdjęcie?”, więc siedząc na wakacjach cały czas “Pewnie, zrobię to!”. Arek w końcu mówi:
A: “Do cholery jasnej! Czy Ty w końcu przestaniesz to robić?”.
M: “No ale jak ja mam przestać to robić? Skoro mam presety, obrabiam ludziom zdjęcia
i odsyłam.”
A: “To chociaż bierz za to pieniądze!”
M: “Eee zgłupiałeś, przecież dla mnie to minuta roboty…”
A: “No dobra, ale nie da się tego udostępnić ludziom, żeby to sobie sami przerabiali?”
M: “Wiesz co, no chyba się da”
Kiedyś jak zaczynałam fotografię, jeszcze jak robiłam takie zdjęcia bardziej […] to korzystałam z presetów jakiś fotografów, ślubni mają często i sprzedawali te presety. Pamiętam, że miałam jakieś, tylko one nie były dobrze dostosowane do moich zdjęć.
A: “A jak to się robi?”
M: “Nie wiem! Ja umiem tylko nacisnąć suwak”
A: “Dobra, to ja się dowiem”
No i po trzech dniach on mi mówi:
A: “Ja już wszystko wiem, ja sobie poczytałem jak poszłaś spać, to się robi tak, tak, tak… ja to ogarnę, trzeba tylko postawić stronę, to też ogarnę, no i w sumie tyle.”
Ja nagle mówię:
M: “Ale ja nie chcę, żeby wszyscy mieli takie zdjęcia jak ja… ja mam takie swoje, charakterystyczne zdjęcia i co, nagle wszyscy będą mieć takie same zdjęcia? Nie chcę!“
A: “Boże kochany, naprawdę? Przecież ty robisz zdjęcia lustrzanką, ludzie będą robić telefonami, nigdy nie będą takie same…”
No i tak poszło. Jeszcze najlepsze było to, jak Arek mówił, że jak się sprzeda ze 100, 200 tych paczek, to będzie super. No i tak sobie myślałam: “Kurde dużo, no może się sprzeda…”.
A sprzedałaś dużo więcej…
Kamila: Tak, tak, dużo więcej. Teraz to już w ogóle dużo więcej. Ale rzeczywiście te pierwsze 100 kupionych paczek było po jakiś 10 minutach, więc dostaliśmy takim obuchem w łeb, takim pozytywnym!
Presety zarobiły dużo pieniędzy, czy już wtedy gdzieś tam w tobie pracował pomysł na Naree, chciałaś od zawsze stworzyć markę odzieżową? Postanowiłaś zainwestować te pieniądze, mogłaś przecież je wydać, kupić samochód, może dom? Nie zrobiłaś tego. Pamiętam naszą rozmowę,powiedziałaś: “Wiesz, te pieniądze, które zarobiłam, zainwestowałam w markę odzieżową.”. Dla mnie to było takie piękne, bo ja jak zarobiłam swoje pierwsze duże pieniądze, to od razu chciałam dom, super auto, chciałam podnieść swój komfort życia.
Kamila: Ja już chcę płakać, bo wiem co Ci powiem…
Pierwsza odpowiedź, która mi przyszła była taka, że ja się tak bardzo bałam stracić te pieniądze, bo parę lat wcześniej nie miałam nic. Ja owszem miałam rodziców, którzy mieli fajnie płatne prace, ale ja miałam 25 lat i ja nie powinnam być na utrzymaniu moich rodziców. Dla mnie sam fakt, że musiałam liczyć na pomoc moich rodziców, był taką porażką życiową, że nie wyszło mi w życiu i to było cholernie dla mnie ciężkie. Ja jak sobie pomyślałam o tym, że jest teraz tyle tych pieniędzy to mówię: “Boże, to daje mi taki komfort i takie poczucie bezpieczeństwa, że cholernie się boję, że to był jeden strzał i nagle one będą topnieć.”. A mam to szczęście, że Arek to jest człowiek, który ma niesamowitą głowę do interesu. On ma tak biznesowe myślenie, że to jest niesamowite. W ogóle jakby Arek zaczął opowiadać tu swoją historię, to dopiero byśmy tu wszyscy beczeli!
Natomiast chciałam zrobić coś, co nie będzie szybkim strzałem. Bo dla mnie te presety to nie jest coś, co będzie mnie utrzymywać całe życie. To jest w tym momencie całkiem fajny pieniądz, ale to jest taki pieniądz, który wymagałby ode mnie, żebym ja jeszcze robiła coś z boku, więc ja wiedziałam, że musi być coś więcej. Jak pracowałam jako stylistka paznokci, wynajmowałam powierzchnię, swój stolik i szafeczkę w hotelu niedaleko mojego miejsca zamieszkania, obok był prowadzony butik z ubraniami i właścicielka tego butiku powiedziała, że ona rezygnuje z tego, że nie chce jej się tego prowadzić w ogóle, to ja się zajawiłam, że ja przejmę od niej ten butik. Koszt najmu tego miejsca to było 2200 zł. Myślę sobie, że ja z tych paznokci zarabiam tak ze 3500 zł, wydam 2200 zł, muszę kupić ubrania, a jak się nie będą sprzedawać co z tym zrobię…? Miałam wtedy 22 lata i stchórzyłam. Gdzieś tam cały czas kiełkowało mi, że fajnie byłoby mieć swój sklep. Początkowo jak w ogóle wpadliśmy na pomysł Naree, to ja nie miałam pomysłu “Arek, szyjmy ubrania”, ja powiedziałam “otwórzmy sklep”. Będziemy po prostu przywozić skądś ubrania, jest tych instagramowych butików tyle… a Arek mi mówi: “O nie, jak mamy to robić, to albo to robimy tak, albo nie robimy tego w ogóle!”. Mój mąż mnie po prostu sprowadził na ziemię i mówił: “Jak masz się za to brać, to to ma być tak perfekcyjne, jak sama jesteś perfekcyjna! Przywieziesz ubrania, które będą miały ****owy skład i będziesz wmawiała ludziom, żeby kupowali, bo one są super? Chodzisz w takich rzeczach? To po co chcesz to ludziom sprzedawać?” On mi po prostu “strzelił w twarz” i ja mówię DOBRA, OKEJ! Chociaż wcześniej jeszcze, zanim padł pomysł Naree, to ja wpadłam na to, że to będzie marka odzieżowa. Mamy logo, firma miała się nazywać Gioia, czyli radość po włosku, mieliśmy pierwsze uszyte rzeczy dla dzieci, tylko Nina już miała wtedy 6 lat i jej największym marzeniem było założyć getry i […], a nie biegać w sukieneczkach w falbaneczki, które się mamusi podobają, bo ona nie chce. No i mówię “dobra, to znowu nie będzie coś, co będzie ze mną tożsame.”
Najgorszym dla mnie jest robić coś, co nie jest spójne ze mną. Jakby to wyglądało, gdybym ja na Instagramie (zresztą było widać wcześniej, zanim nosiłam Naree, nosiłam kwieciste sukienki, lubiłam się ubierać kolorowo, to już był czas kiedy przeszłam z tego “wszystko czarne” na “full color”.) stworzyła markę, która ma wszystko czarne? (…) no nie jest to w żaden sposób ze mną tożsame, to nie jestem ja, więc musiało to być coś, co będzie ze mną spójne, perfekcyjne jak ja sama, jak to powiedział mój mąż.
Ale super takie wsparcie!
Darł ze mnie łacha! [śmiech]
Naree się rozwija, rośnie. Zaczyna być silną marką
Kamila: Ostatnio miałam taką sytuację, napisała na Naree pani, że widziała u takiej brunetki na Instagramie taką ładną sukienkę w panterkę i czy ona jest w sklepie i wysłała moje zdjęcie. Nie napisała, że widziała u Mili, tylko u “takiej brunetki”. Pomyślałam, że zaczyna się dziać to, nad czym od 2 lat pracujemy, czyli żeby marka Naree była marką Naree, a nie marką Mili. Natomiast to też nie jest tak, że jest Naree, ono generuje bardzo duże przychody, dochody też, natomiast my na tym zostajemy, to jest do końca życia. My cały czas myślimy gdzie zainwestować, tu nieruchomości, tutaj trochę zdradzę, ale też myślimy nad drugą marką, ale to myślę, że jest temat jeszcze odległy, planujemy też dwie bardzo innowacyjne rzeczy w Naree, których jeszcze w Polsce nie ma.
Mamy takiego znajomego, który stworzył fantastyczny startup, jeśli chodzi o temat odzieżowy, ale to muszę przycisnąć mojego męża, bo nie mogę mu co pół roku przypominać, że musimy się za to zabrać, a to będą naprawdę fajne rzeczy. Cały czas myślimy, żeby iść dalej, żeby to rozwijać. Miałam ostatnio ciekawą rozmowę, bo przyjechali do mnie @olcyk, która robi kapelusze, nie wiem czy kojarzysz, przecudowna dziewczyna, przepiękne kapelusze, bardzo zajawieni. Oni przyjechali tutaj do tego mojego grajdołka, gdzie cały czas ktoś biega, tu się drukują listy, tam się szyje, tu się coś dzieje i oni tak siedzą i mówią, czy ja mam jakiś pułap, bo oni sobie prowadzą swoją firmę i im jest tak fajnie w tej swojej małej firmie, gdzie są we dwójkę, czy ja mam jakiś limit do którego chcę dotrzeć, a ja mówię, że nie patrzę na ten limit u góry, tylko patrzę na wszystkie limity które mam wokół. Dla mnie nie jest celem to, żeby iść wysoko, tylko żeby tych pojedynczych niższych było więcej. Oni tak obserwowali to, ja im pokazałam nasz system jak działa, bo oni to na razie generują ręcznie, ja nie mam problemu z tym, żeby pomagać innym ludziom, pokazałam im jak drukujemy listy, mówiłam im, żeby zadzwonili do Arka, który im wszystko wytłumaczy. Chłopak Oli wychodząc mówi: “Kurde, nie chciałem w sumie, żeby ta firma się bardziej rozrastała, ale tu jest tak super, że chyba zacząłem chcieć!”. To było dla mnie coś takiego niesamowitego, że weszli do nas ludzie i zainspirowali się tym, że można fajnie prowadzić biznes i to wszystko może fajnie funkcjonować. Wydaje mi się, że tu w Naree są super wibracje, chociaż mój brat twierdzi, że on ma złe wibracje – rzadko bywa. To jest takie miejsce, które chyba motywuje, jak przychodzą do nas dziewczyny, mają zawsze coś takiego, że zapala im się lampka.
Powiedz mi, czym jest dzisiaj Naree? To wszystko co się składa na Naree, ludzie, magazyn, społeczność, wszystko. Jak to wygląda w liczbach?
Kamila: Naree jako społeczność, to jest nasz największy skarb. Naree w tym momencie ma chyba 65 tysięcy obserwatorów na Instagramie. To jest absolutnie niesamowite, biorąc pod uwagę, że konto ma niecałe 2 lata, niecałe półtorej roku nawet, a ja ze swojej działalności przez ostatnie 4 lata zgromadziłam ponad 90 tysięcy. Jest to niesamowity przelicznik. Mało tego, coraz więcej jest tam osób, które nie przychodzą ode mnie, tylko od kogoś z Internetu. To jest dla mnie największa wartość, my o to bardzo walczymy z Arkiem, żeby wyjść z marki osobistej, żeby zbudować markę odzieżową. Natomiast Naree tak wewnętrznie liczy 14 wspaniałych kobiet, część jest obecnie na macierzyńskim i na L4, bo spodziewają się “dzidziuchów”. Biuro obsługi liczy 3 osoby, magazyn liczy w tym momencie 3 albo 4 osoby, za mną jest “cela numer 5”, a w niej są kolejne 3 osoby. Mamy wzorcownię na górze, w której szyją się prototypy, więc jest to naprawdę duża liczba osób jak dla mnie, dla osoby, która półtorej roku temu nie miała pojęcia jak się zarządza ludźmi.
Myślę, że teraz się tego uczę, ale jeśli chodzi o zarządzanie ludźmi, lepiej radzi sobie Arek, ponieważ on miał zaplecze wcześniej. Ja się tego uczę Magazyn mamy za mały, mój mąż mi ostatnio oświadczył, że musimy zacząć myśleć o czymś większym. Mamy magazyn zewnętrzny tutaj w Krakowie, tam mamy rzeczy typu pudełka, kartony, bo tego potrafi nam przyjść 30 palet i tego nie jesteśmy w stanie zmieścić tutaj. Tutaj już też mamy za mało miejsca, upychamy wszystko jak chomiczki i jest to już coraz większa impreza.
Jeszcze sklep!
Kamila: Zapomniałam o sklepie! Sklep stacjonarny z kapliczkami. Wczoraj dzwonili o kolory farb, więc już się zaczyna dziać grubo. Teraz największym problemem jest to, żeby znaleźć stolarza, który wykona nam meble na czas, bo my chcemy za miesiąc o tej porze otwierać,
a stolarze jak to stolarze, oni mają swoje terminy.
Przejdzmy do budowania społeczności na instagramie, sporo osób pyta o to w komentarzach. Jakie rzeczy u Ciebie zagrały. Mam na myśli profil Naree (ponad 60 tysięcy followersów w dwa lata) i twój profil Milabyli (ponad 90 000 followersów).
Kamila: U mnie też dużą rolę odegrało to, że ja nie jestem wyreżyserowana. Ja nie mam na przykład tak… pamiętam jak trafiłam, był na początku roku taki szał na “Club House”, wszyscy tam siedzieli, były panele, na których ludzie mówili jak budować zaangażowane konto. Ja tam weszłam raz jak jechałam do pracy i tam były dwie kobiety, które na Instagramie nie były ekspertkami, ale tam się mianowały tymi ekspertkami
i dywagowały o tym, jak budować zaangażowane konto, jak nagrywać stories. One radziły kilkuset osobom w tym pokoju, żeby nagrywali stories do rolki, potem sobie przesłuchiwały, docinały i dopiero wrzucały. Pomyślałam sobie “ale jak to?!”, ja biorę telefon do ręki, nagrywam i dopiero na wieczór odsłuchuję odsłuchuję co ja pieprzę na tym Instagramie [śmiech]. Arek mówi mi, co się przejmuję, przecież to cała ja. Nie raz pokazałam, że mam spoconą pachę, że jestem bez makijażu. Wczoraj się śmiały dziewczyny, które prowadzą w Krakowie taką salę do robienia zdjęć, robimy u nich zdjęcia, one też pomagają nam ogarniać Instagrama od strony graficznej. Chcemy wejść na Tik Toka, więc one mówią, żebym przyjechała w któryś dzień, to ponagrywamy, na co ja załamana, czy muszę się pomalować. Ja zazwyczaj chodzę bez makijażu, dzisiaj się pomalowałam dla Ciebie! Wydaje mi się, że takie normalizowanie…
Oostatnio! Kupiłam sobie sandały z Martensa, pokazywałam je, za mną gnój, pranie niewyprasowane i dostałam wiadomość “Jak dobrze zobaczyć na Instagramie, że ktoś ma w domu taki burdel jak ja!”. I to jest coś takiego, że jednego dnia mogę być wymalowana, pozować i pokazywać sukienki, ale wracam do domu, brudna od obiadu, dziecko mi kreśli po butach i tak wygląda moje życie! Wydaje mi się, że to jest najważniejsze, ta autentyczność i ta normalność. Też trochę mam tak, że obserwuję profile dziewczyn, które normalizują to wszystko, tylko mam wrażenie, że u nich skrajność jest
w drugą stronę, że nie ma już niczego ładnego (zobaczcie, nie golę pach, nie golę niczego…), a przecież czasem się pomalujesz, czasem ładnie wyglądasz, czasem nie masz też syfu w domu, bo masz posprzątane (ja na przykład wczoraj posprzątałam) i staram się to wypośrodkować, żebym nie była tylko “usyfiona” i zaniedbana, ale też nie tylko wymuskana. Raz jest tak, raz jest tak. Raz świeci słońce, raz napieprza deszczem.
Tak, bo jesteśmy takie i takie. To jest prawda o nas, a nie tylko piękne albo tylko takie
Apropo polecania w Internecie, to ostatnio się śmiałam, bo ja z bardzo wieloma kontami utrzymuję kontakt i pamiętam raz, jak @siostryadihd oznaczyły…
Są! Oglądają live! Pozdrawiamy!
Oooo, pozdrawiamy!!… oznaczyły mnie raz w odpowiedzi na to, o czym rozmawiałyśmy i ktoś mi napisał “O Boże, jeszcze @siostryadihd nie właziłaś w dupę, jeszcze ich nie oznaczyłaś.”. A my wspólnie
z Mileną przeżywałyśmy Covid, wymieniałyśmy się zjęciami i filmikami jak się do dupy czujemy i co u nas. Prywatnie mamy kontakt i gdzieś tam jedno oznaczenie i od razu “włazisz w dupę, chcesz się wybić…”. To jest ta ciemniejsza strona polecania się, natomiast jest to niesamowicie ważny punkt w budowaniu swojego konta
Właśnie tak sobie pomyślałam, że ta prawda, ta autentyczność, bycie sobą, pokazanie swojej osobowości, swojej prawdy, swojego patrzenia na świat, rozumienia pewnych rzeczy, przecież te Twoje wpadki, przejęzyczenia są boskie, bo są prawdziwe. Takie rzeczy się bronią, takie rzeczy są później udostępniane, ta prawda i ta prawdziwa osobowość, a nie wyreżyserowany świat, przecież te wyreżyserowane rzeczy, to wyjdą szybko, ludzie to czują, taką sztuczność.
Kamila: Ja na przykład rozpoznaję szybko czy coś jest wyreżyserowane, czy takie faktycznie jest. Poznałam w swoim życiu osoby, które na Instagramie są tzw. “hop siup do przodu”, a potem spotykasz się z tym kimś i zastanawiasz się, czy możesz szorować jej buty. Ja już mam ten filtr, umiem to rozpoznawać i myślę, że coraz więcej ludzi to widzi.
Oj tak znam to doskonale! Spotkałam takie osoby, które w internecie są zupełnie inne niż w realu. Nie oceniam tego, każdy może tworzyć profil jaki chce, ale przyznam, że byłam zaskoczona.
Pytanie, jeśli to jest wykreowane, na ile potrafisz zbudować zaangażowaną społeczność, bo jeśli ludzie zaczną czuć, że to nie jest szczere… Teraz Tik Tokerzy mają ogromne ilości wyświetleń, ogromne zasięgi, to jest coś nieprawdopodobnego, ale co… wrzuci zbiórkę, bo zbierają na pieski i w ciągu doby na koncie, gdzie są 3 miliony obserwujących, na zbiórce przybędzie 300 zł. To nie jest zaangażowana społeczność. Ja zawsze mówię, że nie musisz mieć 100 tysięcy obserwatorów, żeby sprzedawać. Możesz mieć 10 tysięcy zaangażowanej społeczności i wygenerujesz większą sprzedaż, większą zbiórkę albo będziesz miał więcej komentarzy od tych ludzi, mając mniejsze konto a bardziej zaangażowaną społeczność. Ja mam zajebistą społeczność! Jakbym miała przyznać komuś order najbardziej zaangażowanej społeczności, to przyznałabym go sobie i moim obserwatorom.
Brawo!!!! Coś pieknego. Mila, teraz pytanie, które zadaje każdej mojej gościni. Czym jest dla Ciebie bogactwo?
Gdybym chciała iść po najniższej linii oporu, to powiedziałabym, że największym bogactwem dla mnie jest zdrowie, to jest prawda, ale to jest takie coś, co każdy powie, bo to jest najważniejsze. Jeśli miałabym mówić czym jest dla mnie bogactwo w takim sensie materialnym, to jest dla mnie poczuciem bezpieczeństwa i niesamowitym komfortem.
Czyli komfort finansowy?
Tak, komfort tego, że jak Nina mi się pochoruje, to nie muszę usiąść i rozpisać jakie zamienniki mogę kupić, że nie kupię tylko listka zamiast całego opakowania leków – byłam tam, przeżyłam to. To jest dla mnie komfort, że idę i nie martwię się. Nie martwię się, że zepsuje mi się auto, bo jak się zepsuje, to jest mechanik, mam AC, nie ma problemu. To jest dla mnie niesamowity komfort.
Pomyślałam sobie o tym, że znasz dwie strony i to jest bardzo cenne doświadczenie
w życiu, że… taki mój ulubiony cytat w życiu: “Definiują Cię dwie rzeczy, cierpliwość gdy nie masz nic i Twoja postawa, gdy masz wszystko.”. To jest taka prawda
o człowieku. Ja pamiętam jak było u nas w rodzinnym domu, że u nas było bardzo skromnie, nie mogłam sobie pozwolić na rzeczy, nawet nie prosiłam o rzeczy, jakie miały moje koleżanki, bo wiedziałam po prostu, że to jest nie do zrobienia, bo tych pieniędzy po prostu w domu nie ma. Pamiętam dużo takich sytuacji bardzo trudnych dla mnie, wywołanych brakiem albo ograniczoną ilością pieniędzy i dzisiaj,
w momencie, kiedy jestem dorosła, sama siebie utrzymuję, zarabiam potężne pieniądze, osiągam sukcesy, to ja pamiętam jak to było i to jest taka pokora w środku, która jest zajebiście cennym zasobem w życiu, że nie odwali mi (mam nadzieję!), bo wiem jak to jest nie mieć.
Opowiem Ci jeszcze moją historię z klapkami Diora. Ja nie uważam, żeby mi jakkolwiek odwaliło od pieniędzy (czasem mam jakieś głupie pomysły, ale mam nad głową mojego męża, który studzi te pomysły), ale w zeszłym roku byliśmy w Chorwacji i leżała obok mnie dziewczyna rosyjskiego pochodzenia. Uwielbiam rosyjską urodę! Miała przepięknie klapki Diora. Mówię do mojego męża: “jakie trzeba zarabiać pieniądze, żeby przyjść na plażę w klapkach Diora?”. Jakiś mindfuck. I w tym roku na dzień mamy mówię sobie: “a co! Ciężko pracuję, jedziemy na wakacje, ja sobie zamówię te klapki!”. Pierwsze trzy dni leżały w walizce, bo bałam się je otworzyć. W końcu Arek mówi:
“A ty założysz te klapki?”
“No założę…”
“Załóż!”
“Ja się boję, jest tyle kamieni, ja się boję, że coś się z nimi stanie…”
“Ja pierniczę, Kupiłaś te buty, ubierz je na nogi.”
Natknęłam się na pierwszy kamień, tak przeżywałam, że się zadarły… i to był sygnał dla mnie, że cały czas mam kontakt z bazą. Natomiast jeszcze odnośnie pieniędzy i posiadania, to ja mam tak, że ja jestem tak bardzo wdzięczna moim rodzicom za to, co od nich dostałam, że teraz na każdym kroku chcę to oddawać moim rodzicom. Ja się tak strasznie z tego cieszę. Ja się nie cieszę z tego, że ja sobie kupię buty, na coś wydam, a jestem tak szczęśliwa, że moja mama ma super samochód, naprawdę. Prawdopodobnie nigdy nie mogłaby sobie na niego pozwolić sama, no a my mogliśmy sobie pozwolić i ona jest taka dumna w tym samochodzie. Moi rodzice chcieli zrobić zadaszenie tarasu, gadali już o tym tyle czasu, a to też jest koszt. W moim domu nigdy nie brakowało pieniędzy, ale na wszystko trzeba było uzbierać. W tym roku na dzień taty zamiast prezentów, zrobiłam po prostu to zadaszenie. Jakbyś widziała jacy oni są zadowoleni, jacy są dumni z tego, że mają zadaszony taras. Mój tata na pierwszy mecz euro wyniósł telewizor z domu, żeby oglądać na tarasie, bo nawet deszcz by go nie zalał, a była strefa kibica na tarasie! Dla mnie to jest najpiękniejsza nagroda za to wszystko, za tą ciężką pracę, że tyle ile dostałam, tyle samo mogę im oddać.
Coś pięknego! Cudownie jest się dzielić, nie? Szczęściem, pieniędzmi, dobrem.
Widzisz, zawsze ktoś mnie pyta skąd u mnie ten temat zbiórek, tego pomagania innym, skąd to się u mnie wzięło. Ja jako dzieciak, nie wiem ile miałam lat, z moimi rodzicami, mieliśmy taką rodzinę w Rudniku, gdzie było dużo dzieciaczków, bardzo biedne były, a moi rodzice zawsze w święta z torbami przekąsek, ciuchów i słodyczy zawozili z nami te paczki. To było dla mnie zawsze obserwowanie tego, że owszem, my mamy, nam nie brakuje, ale to nie znaczy, że mamy nie patrzeć na to, że brakuje komuś innemu. Ja to do dzisiaj pamiętam, jak jeździliśmy przed świętami i pomagaliśmy, dlatego zawsze ciągnę ze sobą Ninę, pokazuję jej zbiórki, na przykład jak zbieraliśmy na Radzia z sąsiedztwa. Chcę wierzyć w to, że za parę lat będzie taką fajną nastolatką, która nie będzie patrzeć na czubek własnego nosa, na to czy ma buty Gucci, ale będzie przede wszystkim patrzeć na ludzi.
Na pewno będzie, a ja bym chciała podsumować to takim pięknym cytatem “Jak jesteś bogaty, to buduj dłuższe stoły, a nie wyższe mury.”.
Zawsze to powtarzam.
Piękne to jest. Kochana, dziękuję Ci bardzo za tę rozmowę. Czuję, że tak byśmy mogły jeszcze kilka godzin, komentarzy jest ogrom: “niesamowity live”, “cudowna rozmowa”, “popłakałam się”. Zapisuję tę rozmowę, bo uważam, że jest turbo inspirująca. Życzę Ci dalszego rozwoju i do zobaczenia w końcu!
Już Cię zapraszam na otwarcie sklepu, a tymczasem idę pakować paczki, bo mamy ich dzisiaj chyba z 300 do wysłania (nasz rekord wysłania w jeden dzień to 990 paczek!).
To ten dostawczak, który był cały zapełniony, musieli kolejny wzywać?
Tak.
Miłej pracy Principesso!
Pa!
4 komentarze
Piękna rozmowa. Bardzo dziękuję Ci za transkrypcję, bo nie miałam czasu oglądać nagrań, pomyślałam, że obejrzę może tylko wywiad z Olą i Mamą Ginekolog, ale w formie pisemnej przeczytam wszystkie te wywiady ❤️ czekam z niecierpliwością na kolejną transkrypcję. Pozdrawiam Cię, Eliza. Robisz wspaniałe rzeczy.
Eliza, dzięki za formę tekstową, ja jestem wzrokowcem, nawet na studiach notowałam wszystko, bo z samego słuchania niewiele wynikało. Obejrzałam lajfa, ale jak czytałam tekst to co chwilę myślałam „nie, o tym na pewno nie mówiła…” Wydaje mi się że to upierdliwa robota z przepisywaniem, więc tym bardziej jestem Ci wdzięczna bo temat jest dla mnie akurat bardzo na czasie, wstrzeliłaś mi się z tym ebookiem (mam! działam!) idealnie w czas a rozmowy są fantastyczną częścią tego projektu. Gratuluję pomysłu i realizacji, niech Ci się cały nakład wyprzeda 😉
Również dziękuje za zapis. Rozmowa dała mi dużą motywację do rozwoju własnego projektu. Świetna robota i trzymam kciuki za sukcesy 😉
Dzisiaj po kilku miesiacach mialam potrzebe wrocic do tej rozmowy. ❤️ Dziekuje. Na czasie zawsze. Cos innego z tego wynosze.
Chcialabym zapytac, czy sa juz zapisane inne rozmowy z tego cyklu – moze przegapilam, nie moge znalezc. 😳 Jesli nie, to kiedy mozna sie ich spodziewac? ❤️
Comments are closed.