Premiera Huawei P10 i moje wrażenia z testów

Telefon to moje narzędzie pracy, coś, co zawsze mam przy sobie i na czym polegam w 100%. Na co dzień mam dwa telefony – jeden służbowy, drugi prywatny. Ten prywatny może być jakikolwiek, ale służbowy? Po prostu musi być najlepszy. To nim robię zdjęcia i kręcę Instastory. To nierzadko na nim piszę wpisy w podróży, zapisuję inspiracje i prowadzę swój biznes.

Mój telefon zaliczył (no dobra, ja zaliczyłam…) spektakularny upadek, przez co jego funkcjonowanie na ten moment pozostawia wiele do życzenia. Marka Huawei wstrzeliła się wręcz idealnie i podesłała mi do testów swoje nowe cudo. Huawei P10 to nowość na rynku. Tydzień temu w Warszawie odbyła się premiera telefonu. Byłam tam i miałam zaszczyt poznać Roberta Lewandowskiego (aaaa!!!!), ale o tym później.

Nie znam się na specyfikacji i parametrach. Telefon ma mi się podobać, być łatwy w użytkowaniu oraz mieć duży i wygodny wyświetlacz. Poza tym ma być niezawodny i z wytrzymałą baterią, a aparat, w który jest wyposażony, musi być najlepszy. Tylko tyle albo aż tyle. Oczywiście przejrzałam te wszystkie parametry, ale rodzaj matrycy (IPS LCD), zagęszczenie pikseli (424 ppi), akcelerometr czy żyroskop niewiele mi mówią.

To, co rozumiem i co bardzo mnie satysfakcjonuje, to 64 GB pamięci wbudowanej (pomieści się duuużo zdjęć i filmów), możliwość włożenia dodatkowej karty pamięci (pomieści się jeszcze więcej zdjęć i filmów) czy genialny, podwójny aparat, który bije konkurencję na głowę.

O co chodzi z tym podwójnym aparatem? Jeden aparat ma matrycę kolorową (o rozdzielczości 12 MP), natomiast drugi ma matrycę pozbawioną filtru kolorów (o rozdzielczości 20 MP). Połączenie obu aparatów sprawia, że Huawei P10 robi rewelacyjne jakościowo zdjęcia. Zrobiliśmy z mężem test: wzięliśmy trzy telefony: mojego iPhone’a 7 plus, jego Samsunga 7s edge i właśnie Huawei P10 i wykonaliśmy nimi trzy identyczne zdjęcia. I wiecie co? Huawei po prostu rozwalił system! Różnica była ogromna i widoczna gołym okiem. I pomyśleć, że do niedawna byłam pewna, że aparat w moim telefonie jest bezkonkurencyjny…

Muszę Wam jeszcze napisać kilka słów o samej premierze, bo to naprawdę jest coś, co będę jeszcze długo wspominać. Na premierze był obecny ambasador Huawei, czyli Robert Lewandowski. Robert wszedł na scenę, opowiadał o tym, jak ważny jest dla niego świetny aparat w telefonie, i powiedział, że ma niespodziankę dla 10 osób. Polecił, byśmy sprawdzili, co znajduje się pod naszymi siedzeniami. Ci, którzy zobaczą tam przyklejoną kopertę, będą mogli się z nim spotkać i zrobić zdjęcie. Niewiele myśląc spojrzałam pod swoje siedzenie. Nic tam jednak nie znalazłam. Pomyślałam: „No oczywiście, w sumie jest tylko 10 kopert, a ludzi grubo ponad 100. Dlaczego to akurat mnie miałoby się udać?!”. Jedno siedzenie obok mnie było puste, więc z ciekawości zajrzałam też pod nie. I co? I KOPERTA!!! Szybko ją odkleiłam i poszłam w umówione miejsce.

Szczęśliwa koperta

Przedstawiłam się Robertowi, zamieniliśmy kilka słów i zrobiliśmy wspólne zdjęcie. To było naprawdę ekscytujące doświadczenie. Robert jest już legendą, a możliwość poznania go to coś niesamowitego.

Na koniec dostałam zdjęcie oprawione w ramkę 🙂

Jeśli myślicie, że to fotomontaż – rzućcie okiem na ostatni odcinek programu „Co za tydzień” (tutaj). Jest tam uchwycony moment robienia zdjęcia!

A na koniec jeszcze moje zdjęcie profilowe wykonane Huawei P10 podczas eventu.

Więcej zdjęć wykonanych Huawei P10 pokażę Wam w kolejnym wpisie. Zrobię je w chyba najbardziej romantycznym miejscu na świecie. Domyślacie się, o czym mowa?